Rozdział 11 Whisky z lodem
Obudziła się czując, że to już koniec. Skończyli wspólne polowanie, teraz pozostał tylko powrót do domu i pożegnanie. To zjadało ją od środka, nie chciała na to pozwolić. Chciała polować, nawet jeśli groziło to dostaniem czymś twardym w głowę i byciem podduszonym. Chciała być blisko Deana. Tak beznadziejnie i naiwnie się łudziła. Wstała, weszła pod prysznic zmywając z siebie wydarzenia wczorajszej nocy. Zrobił delikatny makijaż i ubrała się jak zwykle w dżinsy i koszulkę na ramiączkach. Kręciła się po pokoju, aż zatrzymała się przy oknie i zobaczyła Sama idącego do imapli. Dostrzegła w tym okazję by porozmawiać z Deanem. Poczekała aż odjedzie i wyszła pośpiesznie z pokoju i zapukała do apartamentu obok. Czekała chwilę nim zaspany mężczyzna jej otworzył. Jego włosy były rozczochrane, a oczy zaspane. Miał na sobie tylko koszulkę i bokserki. Westchnęła ciężko i powiedziała.
-Musimy porozmawiać.
-Znowu?-Zapytał załamany, kiedy bez pytania wepchnęła mu się do pokoju i usiadła przy stoliku pod oknem.-Nie piłem jeszcze kawy i nie myłem zębów.
-To straszne.-Powiedziała z udawanym żalem, a on westchnął. Wstawił wodę i ignorując ją poszedł do łazienki. Myjąc zęby, burknął niewyraźnie z szczoteczką w ustach.
-Co jest?-Zapytał, a ona nabrała w płuca tyle powietrza ile była w stanie i nie zamierzała owijać w bawełnę.
-Wczoraj w aucie nie spałam.-Mówiła, a on zmarszczył brwi, nie mając pojęcia o co jej chodzi. Wzruszył ramionami, a ona rozwinęła temat.-Słyszałam twoją rozmowę z Samem. -Przewrócił oczami i wypluł pastę do zlewu. Przepłukał usta i odwrócił się do niej.
-No i? -Zapytał zniecierpliwiony, po czym jakby nigdy nic schwał się za ścianką w łazience i zaczął sikać przy otwartych drzwiach. Uniosła wysoko brwi. Wiedziała, że już trochę się znają, ale to zabijało całe pożądanie jakim go darzyła. Odwróciła wzrok i starała się ignorować odgłos strumienia uderzającego w muszlę.
-No i myślę, że nie powinieneś trzymać go na siłę.-Powiedziała, a on westchnął głośno. Spuścił wodę i ku jej uciesze umył dłonie. Wrócił do pomieszczenia i nalał sobie kawy do zielonego kubka. Widziała złość na jego twarzy.-Odpowiesz mi coś?-Domagała się odpowiedzi.
-Co mam ci powiedzieć? Podzieliłaś się opinią, o którą nikt cię nie prosił.-Burknął siadając na przeciwko niej. Widziała złość, jego brwi były widocznie zmarszczone, a klatka piersiowa unosiła się szybko i nie spokojnie jak u wściekłego byka. Nie zamierzała jednak rezygnować z tej rozmowy. To była jej szansa na zmianę jej życia.
-Masz rację i ja rozumiem, że to dla ciebie ciężki temat. Po prostu pomyślałam, że skoro Sam chce odejść, to może trzeba mu na to pozwolić. A jeśli potrzebujesz kompana do polowań to pomyślałam, że... może ja... byłabym chętna?-Czuła jak plącze się we własnych słowach. Z każdym kolejnym on wydawał się coraz bardziej wściekły, a ona czuła się coraz mniejsza. Marszczył gniewnie brwi, wydął usta a ona przełknęła głośno ślinę.
-To nie myśl za dużo.-Burknął uśmiechając się nerwowo. Wziął kilka łyków gorzkiego napoju, przetarł usta i postanowił dodać wskazując na nią palcem.-Poza tym to miało być twoje ostatnie polowanie.-Zachowywał się jakby był jej ojcem. Tak jej się wydawało. Dean tłumaczył sobie tą troskę jedynie silnym poczuciem odpowiedzialności, nie dopuszczając do siebie informacji, że może choć odrobine, podświadomie darzy ją uczuciem.
-Zmieniłam zdanie. Poczułam coś, czego dawno nie czułam. -Rozmarzyła się na moment jak małe dziecko. - Ekscytację, adrenalinę. To sprawia mi radość i to chcę robić. Tak też chcę umrzeć. Nie siedząc za hotelową ladą w recepcji tylko w bitwie.- Mówiła pełna pasji, aż szkliły jej się oczy. On jednak patrzył na to wszystko z pożałowaniem i przewracał oczami. Przetarł zmęczoną twarz i czując, że nie może tego słuchać burknął.
-Twoje życie. Rób jak chcesz, ale nie na mojej warcie. Zbyt dobrze znałem twojego ojca i z czystego szacunku do jego osoby, nie mogę ci na to pozwolić. Chcesz to umieraj sobie sama.
-Kutas z ciebie.-Powiedziała czując jak ze smutku ściska jej się gardło. Oczy ją piekły, nie miała zamiaru jednak przy nim płakać, więc zerwała się na równe nogi i chciała wyjść. On jednak zaśmiał się pod nosem i pełen złości podniósł głos.
-Co ?! Prawie wczoraj zginęłaś! Co chwilę ci słabo i mdlejesz! Jak ty sobie to wyobrażasz ?!
-Nie chcę już z tobą rozmawiać.- Wyszła trzaskając drzwiami. Gdy tylko wbiegła do swojego apartamentu rozpłakała się jak małe dziecko. Zrozumiała swoją naiwność i była zawiedziona, że nie potrafi się z tym pogodzić. Leżała dobre 20 minut na łóżku, starając się dojść do siebie. Oddychała głęboko. Poprawiła rozmazany makijaż i usiadła czując jak skręca ją z głodu. Wszystko to wydawało jej się nierealne. Śmierć rodziców, ta podróż, te uczucia. To wszystko było jak z nieśmiesznej, czarnej komedii. Schowała twarz w dłoniach czując, że znów się rozpłacze. Usłyszała jednak pukanie do drzwi. Podeszła niepewnie do drzwi i otworzyła je. Zobaczyła w nich Deana. Wyglądał na skruszonego, jak łagodne ciele.
-Sam wrócił ze sklepu z jedzeniem. Zjesz z nami?-Zapytał uciekając wzrokiem. Ona również nie chciała patrzeć mu w oczy.-Będziemy się też zbierać jakoś za godzinę. Odstawimy cię do domu.
-Spoko.-Przerwała mu.-Nie wiem czy jestem głodna.-Skłamała. Czuła się przy nim dziwnie. Trochę jakby zgarnęła opieprz od ojca. Dean czuł poczucie winy, westchnął ciężko. Widział jej bladą cerę i cienie pod oczami. Wiedział, że jest głodna.
-Słuchaj, nie powinienem był podnosić głosu. Nie jesteś dzieckiem.
-No nie jestem.-Burknęła podnosząc wzrok. Widziała na jego twarzy delikatny przepełniony nadzieją i nie potrafiła się gniewać. Przewróciła oczami, nie chciała się katować. Westchnęła cicho i powiedziała.-Zapomnijmy o tym. Zjedzmy i jedźmy.
~~~
Przez całą drogę czuła w gardle nie przyjemną kluchę, jakby miała się rozbeczeć. Uczucie to narastało w niej z każdym kilometrem bliżej hotelu jej rodziców. Słuchała muzyki, którą puszczał Dean, tych bezsensownych ciekawostek, którymi czasami dzielił się z nimi Sam. Nie chciała się z tym rozstawać. Spędziła z nimi kilka dni w trasie i czuła przywiązanie. Złościła się na siebie, że sobie na to pozwoliła, że dopuściła do siebie emocje i uczucia, z których długo się będzie leczyć. Kiedy impala wjechała na podjazd dobrze znanego jej miejsca, prawie zamarła. Świeciły się pojedyncze światła świadczące o tym, że pracownicy nie zaprzestali działalności, mimo że nie wiedzieli jaki los czeka to miejsce.
-No i jesteśmy.-Powiedział Dean gasząc silnik. Był gotów wyciągnąć jej walizki i odjechać, jednak Rene nie wysiadała. Spojrzała na nich z nadzieją i zaproponowała.
-Zostańcie na noc. Za wami bardzo długa trasa. Napijemy się, pogadamy, wyśpicie się, a jutro ruszycie dalej.-Powiedziała pełna nadziei. Bracia przez chwilę wymieniali się porozumiewawczymi spojrzeniami. Byli wykończeni trasą, marzyli o ciepłym prysznicu i odpoczynku. Marzyli o relaksie. Zgodnie przytaknęli.
-Możemy zostać.-Powiedział Sam, a jej serce zabiło szybciej. Wiedziała, że odwleka nieuniknione, ale czuła, że wystarczy jej ten wieczór. Wysiadła z auta i jako pierwsza weszła do hotelu by dokonać formalności.
-Rene !-Usłyszała uradowany głos Jody Mills i uniosła brwi w geście zaskoczenia.- Wróciłaś!
-Co tu robisz ?-Zapytała. Podeszła bliżej pełna niezrozumienia. Nie wiedziała czemu Jody Mills pilnuje hotelu i kto jeszcze tutaj jest. Rozglądała się niepewnie, ale nikogo innego nie dostrzegała. Kobieta wyszła zza recepcji i mocno ją uściskała.
-Wiedziałam, że jedziesz z Winchesterami, wiedziałam że dobrze ci to zrobi, da pomyśleć. Chciałam żebyś wróciła do ogarniętego miejsca, więc zebrałam kilka osób i zadbałam o wszystko. O jedzenie, gości którzy zostali tu dłużej po pogrzebie.
-Bardzo ci dziękuje.- Powiedziała ściskając kobietę. Była bliska łez wzruszenia.
-Jody ?-Usłyszały zaskoczony ton Winchesterów, na który się zaśmiały.
-Jody została tu, żeby mi pomóc.- Wyjaśniła Rene.- Zanieście torby i napijmy się.
~~~
Siedzieli w czwórkę przy stole w hotelowym barze. Sączyli whisky z lodem, śmiejąc się i opowiadając Jody o szczegółach minionej sprawy. Kobieta z zainteresowaniem słuchała starszego z Winchesterów, przeżywała tą opowieść razem z nim.
-Sam leży, się nie rusza, Rene leży. A mnie trzyma dwóch typów i siedzi na mnie bogini kakao i chce mi wyrwać serce. Pomyślałem wtedy ,,No tak, tak dokonam żywota i to chyba już ostatni raz". -Wszyscy się zaśmiali.
-Wątpię ty lubisz wracać z zaświatów. -Zaśmiała się Jodie.-W każdym razie dokończ historię.
-Rene uratowała mi życie. Ocknęła się, znalazła butelkę i zajebała jednemu. Dało mi to okazje, żeby wyciągnąć broń i ubić bestie.-Spojrzał na Rene pełen wdzięczności. Wskazał na nią palcem i powiedział.-Zrobiła to bez chwili zastanowienia, a mogła zginąć. Normalnie złości mnie kiedy ktoś ryzykuje, ale dało mi to do pomyślenia, że czasami nas dwóch to za mało.-Powiedział, a ona uśmiechnęła się i znów poczuła tą złudną nadzieję, że jest może dla niej jeszcze miejsce gdzieś u jego boku. Z zamyślenia wyrwał ją głos Jody.
-Szczerze mówiąc bałam się, że polowania z Winchesterami tak cię wciągną, że już nie wrócisz. Wtedy nie wiem co by było z tym miejscem.-Mówiła, a Rene delikatnie rozchyliła usta. Nie wiedziała co powinna powiedzieć. Nie chciała czuć żadnej powinności, nie chciała brać odpowiedzialności za ten hotel. Należał do jej rodziców, a to że otrzymała go w spadku wcale jej nie cieszyło.
-Wróciłam, ale nie wiem co będzie z tym miejscem. Prawdopodobnie tu nie zostanę. Chciałam poświęcić się polowaniom.- Mówiła i dostrzegała trzy zupełnie inne wyrazy twarzy. Sam wydawał się mieć to gdzieś, przysypiał z drinkiem w ręku. Jody była zawiedziona, bez trudu dostrzec można było smutek w jej oczach. Dean z kolei wydawał się rozzłoszczony. Jego mina była pełna powagi i zawodu. Widziała jak zaciska szczękę.
-Idę się położyć.-Powiedział Sam, wstając i wychodząc z pomieszczenia. Jodie westchnęła ciężko i zapytała.
-Chcesz sprzedać to miejsce ?
-Nie wiem, może. Muszę to przemyśleć.-Powiedziała, a kobieta tylko pokiwała twierdząco głową. Rene właśnie tego się obawiała. Tego poczucia winy, że nie chce tego samego czego jej rodzice. Czuła się oceniana, a Dean nie dawał jej wytchnienia.
-Nie powinnaś polować, masz okazje mieć spokojne życie.
-Wiesz, że tego nie chce.-Kłócili się. Jody przyglądała im się z zainteresowaniem. Bez trudu wyczuła napięcie rosnące miedzy nimi. Uśmiechnęła się delikatnie pod nosem i powiedziała.
-To ja już pójdę, nie będę wam przeszkadzać.-Rzuciła wstając z krzesła, a oni zdawali się tego nie zauważyć. Mierzyli się gniewnym spojrzeniem, a ona wyszła niezauważona. Dean odpowiedział na słowa Rene.
-Wiesz dobrze, że nie mówię tego złośliwie. Jesteś młoda, możesz żyć inaczej. Nie musisz zatrzymywać hotelu, możesz to wszystko pierdolnąć. Pójść na studia, wyjść za mąż i mieć dzieci.
-Czemu cię to tak męczy? Prawie się nie znamy. Nie twój cyrk nie twoje małpy.-Powiedziała, a on zdał sobie sprawę z tego, że najzwyczajniej w świecie zaczął się o nią martwić. Zaczęło mu zależeć i zszokowało go to.
-Masz rację. Nie wiem skąd się to bierze.-Skłamał. A ona przytaknęła i dopiła swojego drinka. Poczuła gorycz rozchodzącą się po jej przełyku i przez chwilę patrzyła bez słowa w pustą szklankę wydymając usta. On wziął z niej przykład i również dopił swojego. Nerwowo poruszał kolanem, nie mogąc znieść ciszy pomiędzy nimi. -Jeszcze po jednym czy idziemy spać?
-Jeszcze po jednym. Zdecydowanie jeszcze jeden.-Zaśmiała się pod nosem. Mężczyzna wstał i przygotował jej napój. Był nerwowy. Robił dużo hałasu, stukając szklankami czy kładąc butelki na blat. Gdy tylko dostała do ręki drinka, zamoczyła w nim usta. On zrobił podobnie biorąc na raz duży haust. Oboje czuli się dziwnie swoim towarzystwie. Spoglądali na siebie, czuli napięcie i nie potrafili ze sobą rozmawiać, a rozłąka wydawała się być jeszcze gorsza. -Co jest między nami?-Zapytała będąc na tyle pijana, by zebrać się na odwagę i na tyle trzeźwa by zmierzyć się z konsekwencjami swojego pytania.
-A co ma być?- Zapytał unosząc brwi.- Podobamy się sobie i nam łyso. Robimy podchody jak dzieci.
-Przecież to głupie.-Zaśmiała się, a on tylko jej przytaknął. Oparł się plecami o bar i wziął kolejnego łyka.
-Jeszcze jak ! Jakbyśmy nie mogli się po prostu ze sobą przespać.
-Może powinniśmy.-Powiedziała i zapadła pomiędzy nimi niezręczna cisza. Dean przełknął nerwowo ślinę. Oboje patrzyli sobie w oczy z pełnym pożądaniem i nie wiedzieli co z nim zrobić.
-Może tak.-Podszedł bliżej i wyciągnął szklankę z jej dłoni. Położył ją na blacie baru, tym samym zbliżając się do niej na tyle, by z trudem łapała oddech. Czuła jego zapach, widziała mętne od pożądania oczy. Jego twarz, idealnie zarysowana szczęka, były na wyciągniecie dłoni. Przez chwilę po prostu stali, ilustrowali się. Widziała jak jego oczy mierzyły każdy centymetr jej delikatnej twarzy, a najbardziej podniecające było to, z jakim skupieniem to robi. Z miną pełną powagi zgarnął włosy z jej twarzy. Kiedy poczuła jego dłoń na policzku cała zadrżała. Ciepłą i spracowaną. Przejechał kciukiem po jej dolnej wardze, westchnęła cicho gdy zjechał niżej. Chwycił ją delikatnie za brodę i złożył delikatny pocałunek na jej drgających ustach. Delikatnie je musnął, ale to wystarczyło by zakręciło jej się w głowie i zabrakło tlenu. Myślała tylko o tym, że teraz, właśnie w tej chwili całuje ją Dean Winchester, we własnej osobie. Musnął językiem jej dolną wargę, dając jej do zrozumienia że nie interesują go już suche i niewinne całusy. Rozchyliła usta, dając mu dostęp do pogłębienia pocałunku. Westchnęła w nie cicho gdy, zacisnął swoją prawą dłoń na jej biodrze. Każde jej ciche westchnienie było muzyką dla jego uszu, to było coś co go zachęcało. Wpił się mocniej w jej usta, splątując języki w namiętnej walce o dominacje. Czuła narastające ciepło w podbrzuszu kiedy, nie miała gdzie uciec opierając się o blat. Rozkoszowała się chwilą, która myślała, że nigdy już nie nadejdzie. Wplotła palce w jego włosy, gładziła skórę jego głowy. Nie była w stanie złapać powietrze, a serce waliło jej tak, że bała się, że straci przytomność.
-Weźmiemy jakiś pokój ?-Zaśmiała się pomiędzy pocałunkami, a on przytaknął i odsunął się od niej.
Ciąg dalszy nastąpi...
~~~
W końcu coś się rozwija. Sorki, że przerywam w takim momencie ale rozdział byłby za długi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro