1. Łowiecki pogrzeb
Możliwość darmowego najedzenia się była warta wszystkiego. Przez ostatnie 40 minut oglądania palącego się ciała, Winchester myślał tylko plackach po Węgiersku z dziczyzną, czy o tych ciastach bezowych stojących tak blisko. Wolał to od oglądania kolejnych płonących zwłok w jego życiu. Było ich już zbyt wiele by mógł znieść to na spokojnie. Współczuł, ale z drugiej strony czas spędzony w piekle wypalił w nim coś, znieczuliło go to i zabrało fragment człowieczeństwa. Patrząc w ogień, miał poczucie jakby ona sam znów płonął. Stał przy szwedzkim czole, starając się zajeść traumatyczne wspomnienia. Nie zwracał uwagi na ludzi przechodzących obok, łowców których znał. Gdy zaczepił go Bobby, tylko mu odmachał. Nie chciał wchodzić w bliższe relacje z nikim z zebranych. Po głowie chodziło mu tylko pytanie na pogrzebach ilu z tych łowców jeszcze przyjdzie mu się pojawić. A co ważniejsze ile razy jeszcze będą palić jego zwłoki za nim przyjdzie mu odejść na zawsze.
- Dean ! Dobrze cię widzieć.- Usłyszał za sobą głos starszego mężczyzny. Odwrócił się z ustami pełnymi ciasta. Jeff podszedł do niego do niego z szczerym uśmiechem i rozbawieniem. Nie wyglądał na kogoś, kto właśnie stracił starszego brata. Stanął obok niego, nałożył sobie na talerz ciasta dyniowego i powiedział.- Kiedy ostatni raz cię widziałem miałeś z 9 lat.
- Mi też ciężko uwierzyć, że nie było mnie tu tak długo.
- Gdzie Sammy?- Zapytał, poprawiając siwego wąsa. Oboje zaczęli się rozglądać po sali pełnej ludzi i znaleźli go rozmawiającego z Bobby'm i Rufusem Turnerem oraz żoną Jeffa.- Woli gadać z staruszkami.- Powiedział i po chwili namysłu zaśmiał się.- Cholera, ciągle zapominam, że sam mam 60 lat. Daj boże, żebym dożył chociaż wieku mojego brata.
- Ile lat miał gdy odszedł ?- Zapytał Dean. Miller był dla niego dowodem na to, że łowca może wieść długie i szczęśliwe życie. Od 30 lat był żonaty, z piękną kobietą, która nawet teraz po 50 wyglądała bardzo atrakcyjnie. W czarnej sukience, wydawała się być o wiele młodsza. Winchester chciał wierzyć w to, że może on kiedyś też założy rodzinę, skończy z polowaniami raz na zawsze.
- 65.- Odpowiedział stary Miller. Byl pełen nostalgii. Dean spuścił na chwilę wzrok na swoje czarne lakierki, pozwalając na to by chwila pełna wspomnień rozeszła się po starszym mężczyźnie. On jednak rzucił bez ogródek.- Głupi debil.- Na te słowa Winchester prawie zakrztusił się drinkiem. Otworzył szerzej oczy i uniósł wysoko brwi. Spojrzał na starszego mężczyznę, który w pełnej irytacji powiedział.- Zasłużył sobie na to. Jaki debil w wieku 65 lat idzie polować sam na wendigo?
- Rozumiem, że polowanie się nie udało ? Sam jakieś 4 lata temu jednego napotkałem. Było ciężko.
- Udało się. Ubił bestie, ale jakim kosztem. Kretyn umierał przez 5 dni, 5 jebanych dni po tym jak flaki wypłynęły mu bokiem. Przez 5 dni obserwowałem jak jak na oparzonych miejscach pojawiają się krwawe pęcherze. Miał podpalić gnoja, a podpalił siebie i jeszcze oberwał. Dosłownie zbierałem jego jelita i upychałem je z powrotem do środka. Współczuję mu, że nie zmarł do razu.- Dokończył. Deanowi odebrało apetyt. Odstawił nadgryzione ciasto i z wyrazem pełnym zniesmaczenia wziął głęboki wdech.
- Musiało być ciężko.
- Przyzwyczaiłem się.- Zaczął się rozglądać gdy nagle uśmiechnął się i powiedział.- O tu jesteś! Renesmee chodź tu!- Zawołał. W tym momencie w ich kierunku zaczęła iść czerwonowłosa. Dean zdębiał widząc dziewczynę w obcisłej, czarnej sukience do kolan. Koronkowe rękawy, zasłaniały całe jej ręce aż do drobnych nadgarstków. . Na nogach miała czarne 10 centymetrowe szpilki. Jej czerwone kręcone włosy, rozłożyły się na jej obojczykach, które spędzały sen z powiek niejednego z mężczyzn. Usta miała przyozdobione czerwoną szminką, co idealnie pasowało do równie krwisto czerwonych włosów i bladej cery. Wyglądała jak królewna śnieżka. Jej duże oczy, zdobił ciemny cień i długie rzęsy. Podeszła niepewnie, kręcąc zmysłowo biodrami. Zerkała raz niewinnie na ojca by zaraz skorzystać z wrodzonej zdolności kokieterii i mętnym spojrzeniem przeszyć Deana. Jeff objął ją ramieniem, potarł dłonią nagą skórę. Ucałował ja w czubek głowy i zapytał Deana.-Czy miałeś już okazję poznać moją córkę Renesmee ?
- Córkę?- Zmieszał się, unosząc wysoko brwi. Musiał szybko dojść do siebie. Czuł jak krawat zaczyna go uwierać w krtan, przez co nerwów starał się go poluzować.- Tak, spotkaliśmy się już w recepcji.- Rzucił, nie mogąc patrzeć w stronę dziewczyny. Była jak kusząca syrena, zakazany owoc, który kusi i mąci a zerwanie go niestety jest karane więzieniem. Z trudem nabierał w płuca powietrza, gdy ona nawijała na palec włosy i zmysłowo odsłaniała obojczyk. Było mu głupio, bo zdawał sobie sprawę z tego jak młoda może być, jednak wyglądała nie zwykle dojrzałe. Widział jej krągłe, szerokie biodra, dużą pupę i drobny kształtny biust i czuł jak zżera go poczucie winy. Uśmiechał się tylko nerwowo i uciekał wzrokiem, gdy ona próbowała nawiązać kontakt wzrokowy. Nie chciał by Jeff zauważył to zmieszanie. Zaczął stresować się jeszcze bardziej gdy nagle Molly poprosiła męża na bok. Wykorzystał moment prywatności i skierował się do dziewczyny z pewną dozą pretensji w głosie. - Przestań to robić.
-Co robić ? - Zabytała podchodząc bliżej. Zachwiała się na nogach i oparła się dłonią o jego ramię, niby chcąc złapać równowagę. Jednak zacisnęła dłoń na jego twardym ramieniu.- Jaka ta podłoga nie równa.- Zaśmiała się, widząc rozgniewane spojrzenie mężczyzny.
- Znowu to robisz?
- Ale co? - Zrobiła maślane oczy, a on zaciskał nerwowo zęby. Uśmiechnęła się delikatnie widząc jego irytację i drobną żyłkę pulsującą na jego skroni. Doskonale wiedziała co robi. Dean był w jej typie, wiedziała że nic z tego nie będzie, ale nie mogła się powstrzymać. Lubiła widzieć mężczyzn zawstydzonych czy zaniepokojonych tym jak działa na nich młoda dziewczyna.
- Chodzisz, kusisz i mącisz. Musisz przestać.
- Bo ?
- Bo?! Bo to złe i bardzo nieodpowiedzialne. Ile ty masz w ogóle lat?- Zapytał czując, że jest już na skraju załamania nerwowego. Bał się, że ta pulsująca żyłka zaraz eksploduje. Było mu gorąco, czuł jak się poci. Widział jak Sam mierzy go wzrokiem z drugiego końca sali i czuł silną potrzebę zakończenia rozmowy.
- Okej o to chodzi.- Uśmiechnęła się nie pewnie.-Mam 17 lat. Ale co za różnica. Byłabym rok starsza i nie miałbyś problemu z tym, żeby wziąć mnie na bok i zerżnąć.
- Ja pierdole.- Rzucił przecierając zmęczoną twarz. Posłał jej ostatnie gniewne spojrzenie i osłabiny zrobił dwa kroki w stronę brata gdy powiedziała.
- Żartuje.
- Mimo to pójdę sobie. Dla naszego wspólnego dobra.- Wytłumaczył się. Widziała jak odchodzi. Czuła się w pewien sposób na siebie zła. Nigdy nie miała wyczucia a takie rozmowy poprawiały jej humor. Była wychowana wśród starszych mężczyzn, łowców. Rzadko pojawił się jakiś młody, początkujący, a jeśli już takiego poznała to długo nie pożył. Takie było ryzyko zawodowe. Jej wzorcem więc byli starzy pijacy czy mężczyźni pozbawieni empatii. Poczuła nagły spadek nastroju gdy i tym razem nie wyszło jej to na dobre. Widząc, że nikt nie poświęca jej uwagi nalała sobie do szklanki po soku trochę whisky, tak by nikt tego nie zauważył. Niestety nie udało jej się to. Stojący po drugiej stronie stali Winchesterowie właśnie przyglądali jej się z pewnym zaniepokojeniem.-Boje się jej. Nigdy nie spotkałem tak bezpośredniej kobiety. A boje się jej jeszcze bardziej bo jest córką Jeffa.
- Kobiety? To dziewczynka.- Poprawił brata, jednak ten marszcząc brwi odpowiedział.
- Dziewczynki nie podpijają whisky, nie noszą szpilek i nie proponują 13 lat starszym mężczyzną seksu.
- Że co?
- To co słyszysz. Jedzmy stąd jak najszybciej. Mam wrażenie, że cały czas na mnie patrzy i próbuje mnie uwieść.- Mówił.- Znaczy normalnie mi to nie przeszkadza, no ale jak się okazuje rok robi różnicę. - Podrapał się nerwowo po karku. Sammy patrzył na niego z zmarszczonym czołem i uniesionymi brwiami.- Idę po walizki i zaniosę je do pokoju. Nie chce tu już być. Człowiek umarł a wszyscy żrą na jego cześć.
- Też żarłeś.
- Chuj ci w dupę.- Burknął zmierzając w stronę drzwi. Poszedł do pokoju po kluczyki od impali i wyszedł na zewnątrz. Zimne wrześniowe powietrze owiało jego twarz. A zaraz potem poczuł zapach dymu papierosowego. Renesmee kręciła się dookoła jego samochodu oglądając go z każdej strony i wystraszyła się widząc, że ktoś idzie w jej kierunku. Szybko wyrzuciła papierosa i udała, że nic nie robiła. Mężczyzna zaśmiał się i powiedział.- Wszystko widziałem.
- Nie mów tacie.- Poprosiła opierając się o samochód. Przez co spotkała się z rozgniewanym spojrzeniem mężczyzny. szybko zabrała dłonie z maski i przetarła ślady po dłoniach materiałem sukienki. Dean zmarszczył brwi i zapytał.
- O fajce czy o tym jak proponowałaś mi seks ?- Zobaczył jak spuszcza wzrok na swoje ubrudzone błotem szpilki i dodał pełen sarkazmu.- Myślisz, że nie mam co robić tylko chodzić i rozpowiadać o tym, że palisz? Ojciec i tak wyczuje, sama się wpakujesz.
- W całej chacie wali fajkami. Nie wyczuje.- Powiedziała, spuszczając wzrok na maskę samochodu. Widziała w niej swoje odbicie i pełna nostalgii zmieniła temat.- Chciałam taki mieć, odkąd John mnie nim przewiózł.
- Dlatego tak się tu kręcisz ?
- Ta. Wspomnienia wracają.- Mówiła, gdy mężczyzna wyciągał potrzebne rzeczy z bagażnika i raz po raz zerkał na nią z gniewem w oczach. Wiedziała, że mu podpadła, mimo to samo nazwisko ,,Winchester" budziło w niej tyle respektu, że postanowiła przeprosić. - Skoro już tu jesteś, chciałam cię przeprosić. Wiem, że nie powinnam była zachowywać się w ten sposób.
- No raczej. Trochę samolubne. Mogłaś wpakować mnie w nieźle kłopoty.
- Wiem. - Spuściła wzrok.- Co nie znaczy, że nie spróbuję kiedy będę starsza.- Oboje się zaśmiali. Dean pokiwał głów na boki, niedowierzająco i powiedział.
- Lepiej zmykaj do środka pijaku
- To też widziałeś ?
- Tak jak pół sali.-Burknął, a dziewczyna zawstydziła się i nerwowo przygryzła dolną wargę. Nabrała w płuca zapas powietrza i po prostu ruszyła w stronę drzwi, zostawiając Deana samego z własnymi myślami.
~~~
Teraz
Widział te same kokietujące go spojrzenie co sprzed lat. Mimo, że była starsza to w jej wyglądzie nie zmieniło się nic poza kolorem włosów. Okazało się, że ognista czerwień kryła ciepły kasztanowy kolor. Może wysmuklała jej trochę twarz, odsłaniając zarys kości policzkowych, ale nadal miała tą samą dziecięcą buzię.
- Nic się nie zmieniłaś. Ani z wyglądu ani charakteru.- Powiedział, a ona zmieszana zabrała dłoń z jego kolana. Zamoczyła usta w zimnym napoju i czuła jak zżera ją poczucie beznadziei. Jej flirt stracił moc sprawczą, wraz z momentem kiedy była już pijana. - Co u Jeffa ?- Zapytał. To pytanie ją otrzeźwiło. W oczach zebrały jej się łzy na samą myśl o tym, jak bardzo na zły tor zeszło jej życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro