(7) say a prayer for the broken bones
e whitu.
ku wielkiej uciesze l u k e ' a, michael i calum postanowili pójść z nim, jakby spotkanie z byłą żoną nie irytowało go wystarczająco. córeczka trzymała go za rękę i ciągle odwracała się do michaela, który najwyraźniej bardzo przypadł jej do gustu.
– tatusiu, czy mogę mieć włosy jak mikey? – spytała, zaś luke krytycznym wzrokiem spojrzał na blado-fioletowe włosy michaela, który szeroko się do niego uśmiechnął.
– chyba nie chcesz odmawiać córce, prawda? – drażnił go student, doskonale widząc, że luke aż się trzęsie, prawdopodobnie chcąc go zwyzywać. – poczekaj jeszcze trochę, arielko, i wtedy sam pokoloruję ci włosy – rzucił niedbale, wychodząc za lukiem na parking przy galerii.
calum podniósł wzrok znad telefonu i uśmiechnął się ironicznie.
– chyba, że luke wcześniej załatwi zakaz zbliżania. jest w tym dobry – odezwał się po chwili, zarabiając od blondyna wściekłe spojrzenie.
– słuchaj, nie masz pojęcia...
– arielle, kochanie!
na dźwięk znajomego głosu głowa luke'a nerwowo poderwała się do góry. w ich kierunku zmierzała wysoka kobieta o ciemnej karnacji i czarnych włosach, które odziedziczyła arielle. dziewczynka niepewnie zrobiła krok do przodu, wciąż trochę nieswojo czując się w towarzystwie matki, która pojawiła się w jej życiu stosunkowo niedawno. kobieta kucnęła i przytuliła brunetkę, następnie niechętnie patrząc na luke'a i od razu przechodząc do caluma.
– a ty co niby z nim robisz? – spytała zaskoczona, dość umiejętnie ignorując ojca swojego dziecka.
– cześć, mali. spotkaliśmy się przypadkiem – odparł calum, uśmiechając się do starszej siostry. luke nie sądził, że cal i mali widują się często. od procesu sądowego, który odbył się niemal cztery lata temu, nie dogadywali się najlepiej, ale to nie przeszkadzało młodszemu z rodzeństwa hood w nienawidzeniu luke'a i obwinianiu go o wszystko.
malikoa uniosła brwi ku górze, ale nie odpowiedziała. chwyciła arielle za rękę i w końcu raczyła spojrzeć na luke'a, który wolał na razie nie wtrącać się w rozmowę. nie chciał prowokować kłótni, bo ellie wystarczająco denerwowała się każdym weekendem z matką.
– przywiozę ją w niedzielę wieczór – rzuciła tylko i odwróciła się, niemal ciągnąc za sobą czterolatkę.
– pa, tatusiu! kocham cię! – krzyknęła arielle, machając do niego maleńką rączką.
– ja ciebie też, księżniczko! – odpowiedział jej ojciec, następnie obserwując jak wsiada do samochodu matki, która zapięła ją w dziecięcym foteliku i kilka minut później odjechała. – mam lęk separacyjny, już za nią tęsknię – mruknął, udając, że ociera łzę. wziął głęboki oddech i odwrócił się w stronę dwójki studentów. – cóż, skoro calum już wypełnił obowiązki dobrego wujka, który łaskawie pojawia się w życiu siostrzenicy, kiedy ma na to ochotę, to...
– słucham? – prychnął brunet, patrząc na wyższego blondyna z niedowierzaniem. – nie pozwoliłeś mi jej odwiedzać, a teraz mówisz, że jestem złym wujkiem? – spytał, wciskając komórkę do kieszeni czarnych spodni i robiąc krok w stronę luke'a, jakby miał zamiar go uderzyć. michael lekko położył dłoń na ramieniu przyjaciela, ale luke nawet nie drgnął, niewzruszenie wpatrując się w caluma.
– przestań pieprzyć, hood. doskonale wiesz, że to twoja siostra miała zakaz zbliżania się do arielle. nie obejmował on ani ciebie, ani reszty twojej rodziny, ale czy dziadkowie chociaż raz zadzwonili, by spytać, jak się ma ich wnuczka? nie, bo wszyscy nienawidzicie mnie tak bardzo, że nawet nie pomyśleliście o arielle. za każdym razem, kiedy do synów ashtona przyjeżdżali irwinowie, ellie pytała dlaczego my jesteśmy tylko we dwójkę, ale czy was to obchodziło? nie, bo przejmowaliście się tylko tym, co nagadała wam malikoa. więc nie mów mi teraz, że to moja wina – wyrzucił z siebie luke, starając się hamować wściekłość. zacisnął dłonie w pięści i wyminął dwójkę przyjaciół, kierując się do własnego samochodu, zaparkowanego nieco dalej.
naprawdę nie miał dzisiaj ochoty na to gówno.
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
m i c h a e l był z natury wścibską osobą, co uważał za jedną ze swoich najgorszych wad, ale nic nie mógł poradzić na to, że interesowali go inni ludzie, ich historie. ta zaś dotyczyła jego najlepszego przyjaciela i mężczyzny, którym mike był zauroczony, jak więc mógłby oprzeć się pokusie poznania prawdy? wiedział jednak, że calum niczego mu nie powie, bo wpadł w jeden ze swoich humorków i prawdopodobnie znów zakopie się w koce, oglądając wredne dziewczyny i narzekając na to, że jego czarny lakier do paznokci schnie zbyt długo. michael kupił mu ten szybko schnący, ale cal gdzieś go zgubił. albo zabrała go clary, która nigdy nie lubiła tego, że calum malował paznokcie.
michael uważał, że cal wygląda gorąco z czarnym lakierem i uwielbiał, kiedy jego przyjaciel łamał stereotypy. gdyby jeszcze hood nie robił się zrzędliwy, gdy prawa ręka wychodziła nieco gorzej... clifford potrząsnął głową, patrząc jak calum zostawia go na parkingu, po czym przeniósł wzrok na oddalającego się luke'a i pobiegł za nim, trzymając w ręce siatkę z zakupami.
– hej, luke! – rzucił głośniej, zaś blondyn zatrzymał się i spojrzał na niego zaskoczony, niemal wypuszczając kluczyki do samochodu z dużej dłoni.
– tak? – spytał uprzejmie, chociaż mike nie sądził, by był teraz w najlepszym humorze. zdążył się już przekonać, że luke rzadko podnosił głos, nawet kiedy należało to zrobić. może nie chciał się do tego przyzwyczajać, żeby nie krzyczeć na własne dziecko. michael bardzo szybko zauważył, że relacja między nim i arielle była naprawdę cudowna.
– ja... um, mam pewien... – zaczął zielonooki, gorączkowo zastanawiając się nad jakąś wymówką, którą mógłby wcisnąć profesorowi. – mam problem z tym esejem, który nam zadałeś na przyszły tydzień i zastanawiałem się, czy nie mógłbyś trochę mi pomóc? może podsunąłbyś mi temat? jeśli masz dzisiaj czas... – mówił szybko. nie spodziewał się, że luke to kupi, a kiedy blondyn z zakłopotaniem rozejrzał się po parkingu, jakby bał się, że dziekan uczelni ich tu zobaczy, mike był niemal pewien, że starszy mężczyzna mu odmówi.
w końcu luke spojrzał mu w oczy i uśmiechnął się lekko.
– w porządku, możesz wpaść do mnie po południu. później wyślę ci adres – rzucił blondyn i puścił mu oczko, następnie zostawiając michaela i znikając w czarnym samochodzie.
michael podejrzewał, że aktualnie ma serca w oczach, dlatego szybko się odwrócił i westchnął. zapowiadało się naprawdę ciekawe popołudnie.
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
l u k e wiedział, że nie powinien zapraszać do siebie michaela, ale nie chciał być dzisiaj sam. ashton zabrał chłopców na weekend do rodziców chelsea, arielle nie było, a on nie miał innych znajomych. może brzmiało to żałośnie, ale jako samotny ojciec czterolatki nie bardzo miał czas na cokolwiek poza wychowywaniem dziecka i zarabianiem na jej utrzymanie. poza tym myślał, że naprawdę będzie pomagał michaelowi z esejem. może w takim razie złym pomysłem było wypicie połowy butelki wina, ale kogo to obchodzi? luke miał dwadzieścia siedem lat, jeśli chciał wypić trzy lampki przed obiadem, to nikt mu nie zabroni.
słysząc pukanie do drzwi wstał z kanapy i skierował się do przedpokoju, ostatni raz patrząc na siebie w lustrze. włosy ułożone, kolczyk w wardze, czarna koszulka, czarne spodnie, czarne skarpetki. wszystko pod kolor czarnego humoru. luke otworzył, widząc w progu dwudziestoletniego studenta. michael również miał na sobie czarne spodnie, ale jego koszulka była w połowie żółta, a w połowie granatowa, natomiast kolor włosów zdążył zmienić na jasnoniebieski.
– czy jest jakiś kolor, w którym wyglądasz brzydko? – spytał luke, opierając się o drzwi i z zaciekawieniem patrząc, jak na policzkach chłopaka pojawiały się delikatne rumieńce. na bladej skórze mike'a były tylko bardziej widoczne. – wejdź i rozgość się – rzucił, przepuszczając clifforda obok siebie, a następnie nogą zatrzaskując drzwi. – napijesz się czegoś? woda, sok, kawa? ewentualnie mam otwarte wino, bo tak właśnie robią starzy ludzie w sobotnie wieczory.
michael zaśmiał się cicho, siadając na kanapie. luke zauważył, że nie przyniósł ze sobą żadnych notatek, ale chyba nie powinien być zdziwiony. michael nie był typem ucznia, który robiłby esej wcześniej niż przed dniem oddania.
– możesz nalać mi wina, staruszku. jeśli wypijesz sam całą butelkę, pewnie dostaniesz zawału.
– mam jeszcze trzy kolejne w barku. jak się bawić, to się bawić. – blondyn wzruszył ramionami, przynosząc z kuchni drugą lampkę i nalewając michaelowi czerwonego wina. usiadł obok, wyciągając długie nogi na niski stolik do kawy. uważał, by nie przewrócić butelki, głównie dlatego, że michael pewnie umarłby ze śmiechu, a ashton zabiłby go za plamy na dywanie. – wcale nie chcesz mojej pomocy przy eseju, prawda? – spytał, po czym upił łyk wina i obrócił się nieco w stronę młodszego chłopaka, który rozglądał się po salonie. michael zamrugał szybko i spojrzał na niego, przygryzając na moment dolną wargę. wzrok luke'a odruchowo powędrował w tamtym kierunku, blondyn przełknął ślinę i skarcił się w myślach. to był jego student. o siedem lat młodszy student.
– właściwie to nie – przyznał clifford i uśmiechnął się rozbrajająco, odchylając się na oparcie kanapy. – chciałem spytać o co chodzi z tobą, calumem i malikoą. znam ich od dziecka, więc jak to możliwe, że nigdy nie poznałem ciebie, skoro masz dziecko z mali? i co takiego zrobiła, że nie miała prawa zbliżyć się do arielle?
luke westchnął, zamykając na moment oczy. powoli poruszał nadgarstkiem, sprawiając, że wino obracało się wewnątrz szklanego przedmiotu. kiedy znów popatrzył na michaela uznał, że kolor jego włosów pasuje do oczu luke'a. z jakiegoś powodu spodobała mu się ta myśl. lubił tego chłopaka, chociaż nie umiał wyjaśnić dlaczego. był najbardziej irytującym studentem luke'a, zawsze przeszkadzał na zajęciach, męczył go pytaniami i zasypywał głupkowatymi wiadomościami, ale mimo tego luke go lubił i przyzwyczaił się do niego. michael miał w sobie coś, co przyciągało innych ludzi i blondyna trochę niepokoił fakt, jak bardzo chciał spędzać z nim czas, ponieważ teoretycznie nie miał do tego prawa.
– nie mogę powiedzieć ci wszystkiego, bo o niektóre rzeczy powinieneś spytać caluma, a o inne malikoę. ale skoro jesteś ich przyjacielem, to opowiem ci trochę, zanim oni sprawią, że mnie znienawidzisz – zaczął mężczyzna powoli, uśmiechając się nieco.
m i c h a e l chciał mu powiedzieć, że nie znienawidziłby go niezależnie od słów innych, ale nie zrobił tego. już wiedział, że jego pierwsza ocena luke'a była błędna, bo blondyn wcale nie uważał się za lepszego od innych – on po prostu faktycznie był lepszy. był miły, inteligentny i pomocny. michaela irytowało to, że nie dało się nie czuć do niego choćby odrobiny sympatii. cóż, przynajmniej on nie umiał tego nie czuć. malikoa i calum najwyraźniej nie mieli tego problemu.
– poznałem malikoę dziesięć lat temu, kiedy oboje byliśmy na wymianie uczniowskiej w londynie, pewnie dlatego my się nie poznaliśmy – powiedział luke, uważnie dobierając słowa. wino dość szybko znikało, a policzki mężczyzny robiły się zarumienione od alkoholu, który ułatwiał mu opowiadanie. – jej rodzina mnie nie znosiła, moja rodzina ją uwielbiała. może przez to, kiedy trzy lata później wzięliśmy ślub, byli na nim tylko moja rodzina i znajomi. mali nie zaprosiła nikogo od siebie, ale było nam razem dobrze, więc uznaliśmy, że to nie ma znaczenia. kochałem ją, naprawdę ją kochałem. albo chciałem tak myśleć. – blondyn wzruszył ramionami, zaś mike z zaciekawieniem słuchał tego, co miał do powiedzenia. luke dolał im picia, po czym wrócił do historii. – w wieku dwudziestu dwóch lat zaszła w ciążę, chociaż żadne z nas nie było gotowe na dziecko. nie wiedziałem, czy sobie poradzimy, ale nie miałem zamiaru pozbywać się swojego pierwszego dziecka. jednak po porodzie malikoa wpadła w depresję. czasem to się zdarza – mruknął luke i zaśmiał się bez cienia wesołości. zdawał się nie widzieć michaela, myślami był gdzieś daleko od miejsca, w którym się znajdował. – to ja częściej zajmowałem się małą, ale musiałem też pracować, bo malikoa nie była w stanie tego robić. myślałem, że jej przejdzie. w końcu nie była pierwszą matką z depresją poporodową. ale kiedy pewnego dnia wróciłem do domu ona... próbowała udusić pięciomiesięczną arielle poduszką. gdybym wrócił pięć minut później... – luke potrząsnął gwałtownie głową, chcąc odgonić od siebie potworny obraz. michael z niedowierzaniem wpatrywał się w mężczyznę, pogrążonego we wspomnieniach. mike przysunął się do luke'a i położył dłoń na jego kolanie, chcąc jakoś dodać mu otuchy.
– nie musisz mówić nic więcej, jeśli nie chcesz – zapewnił go, odstawiając lampkę wina na stolik. luke uśmiechnął się do niego i przechylił głowę w bok.
– nie ma za wiele do mówienia. złożyłem pozew o rozwód, chciałem przejąć pełną opiekę nad ellie. właśnie wtedy rodzina mali postanowiła nagle ją wesprzeć. mówiłem ci, że moja rodzina również ją uwielbiała, więc mój ojciec stanął w jej obronie. mimo wszystko została uznana za niepoczytalną i otrzymała zakaz zbliżania się do córki. calum uważa, że po prostu chciałem zabrać mali dziecko, ale to nie jego wina. malikoa potrafiła manipulować ludźmi i udawać ofiarę. spędziła trzy lata na leczeniu psychiatrycznym i dopiero rok temu otrzymała pozwolenie na widywanie się z ellie. jeden weekend w miesiącu. to koszmar, wiesz? – mruknął luke, przyglądając się michaelowi, który znajdował się bardzo blisko niego. luke czuł ciepło bijące z jego ciała i, o dziwo, wcale mu to nie przeszkadzało. – kiedy malikoa ją zabiera, zawsze boję się, że coś złego stanie się mojej córeczce. nie mogę podważać decyzji sądu i wiem, że ellie powinna mieć matkę, ale nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś jej się stało – dokończył cicho, mrużąc nieco swoje błękitne oczy. oparł głowę na oparciu kanapy, nagle czując ciężar dłoni studenta na swojej nodze. dlaczego nie uważał tego za nieodpowiednie, skoro właśnie takie powinno być?
– nie możesz tak myśleć, luke – stwierdził michael, nie bardzo wiedząc, co mógłby powiedzieć. współczuł luke'owi, ale z doświadczenia wiedział, że powiedzenie tego na głos nie poprawi blondynowi humoru, a wręcz przeciwnie mogło go zepsuć. – robisz dla arielle wszystko i jesteś naprawdę dobrym ojcem, ale jak sam powiedziałeś, nie możesz podważać decyzji sądu. malikoa moim zdaniem nie powinna być dopuszczana do arielle po tym, co zrobiła, jednak jeśli pozwalają im się widywać, to psychiatrzy uważają, że nie skrzywdzi dziewczynki i do tej pory tego nie zrobiła. myślę, że zrozumiała swój błąd, a trzy lata to długi okres czasu. przykro mi tylko, że twój własny ojciec wybrał jej stronę, kiedy ty tylko starałeś się ratować arielle. nie zasłużyłeś na ich nienawiść. żałuję, że cię wtedy nie znałem. byłbym z tobą – powiedział mike, wzruszając ramionami, bo wiedział, że dla luke'a to prawdopodobnie bez znaczenia. wszystko, co musiał przejść sprawiało, że stał się dla michaela jeszcze bardziej wartościową osobą. michael zdawał sobie sprawę z tego, że luke nie powiedziałby mu niczego gdyby nie alkohol, ale cieszył się, że to zrobił.
– dziękuję, milward. jesteś świetnym słuchaczem, wiesz? – zaśmiał się luke, a michael zmarszczył lekko nos, słysząc pseudonim, który blondyn mu nadał. – chyba potrzebowałem to komuś powiedzieć, teraz czuję się lepiej.
michael uśmiechnął się szeroko, błądząc wzrokiem po twarzy starszego mężczyzny. jego ręka bezwiednie uniosła się do policzka luke'a, który znieruchomiał pod wpływem dotyku. opuszki palców michaela przesunęły się po wysokiej kości policzkowej, do linii szczęki, zaś kciukiem mike obrysował łuk dolnej wargi, lekko zahaczając o okrągły kolczyk. luke zadrżał i nie umknęło to uwadze studenta.
– czy obleję twoje zajęcia, jeśli cię teraz pocałuję? – spytał cicho, pochylając się nieco bardziej. oczy luke'a otworzyły się szerzej, a oddech stał się szybszy, kiedy zjechał wzrokiem do różowych warg dwudziestolatka.
– chyba nie mogę cię oblać za coś takie... – zaczął, ale michael nie czekał na kontynuację. przesunął dłoń na kark blondyna i przyciągnął go do siebie, usuwając dzielącą ich odległość i sprawiając, że dwa oddechy zmieniły się w jeden. luke zamrugał zaskoczony, ale nie odepchnął michaela, ponieważ jeszcze żadne wargi tak dobrze nie pasowały do jego własnych.
mocno zacisnął dłonie na koszulce studenta, rozchylając usta i pogłębiając pocałunek, który stał się mocniejszy i bardziej namiętny. michael czuł się tak, jakby serce miało wyskoczyć mu z piersi i bolało go to, lecz był to dobry rodzaj bólu. luke trzymał go blisko przy sobie, jakby w ten sposób chciał mu powiedzieć, żeby nie wyślizgnął się z jego dłoni. żeby go nie zostawiał. mike nie miał takiego zamiaru.
usta luke'a zjechały na jego szczękę, zaś michael odchylił lekko głowę w tył, by umożliwić blondynowi składanie pocałunków na szyi. z gardła mike'a wydobył się jęk, kiedy luke zacisnął dłoń na jego udzie i podniósł się lekko do góry, by powoli pchnąć michaela na poduszki. oparł łokieć z boku głowy michaela i spojrzał w jego zielone oczy, znajdując się między nogami młodszego chłopaka. delikatnie i czule odgarnął z jego czoła niebieski kosmyk włosów, następnie całując miejsce, w którym przed chwilą się znajdował.
– wiesz, że nie możemy zrobić nic więcej, prawda? – spytał cicho luke, wciąż będąc wystarczająco trzeźwym, by zdawać sobie z tego sprawę.
michael przewrócił teatralnie oczami, pstrykając lekko nos mężczyzny.
– wiem i nie mam nic przeciwko. w tym, co robimy teraz jest pan całkiem dobry, sir.
– och, zamknij się, milward – mruknął dwudziestosiedmiolatek i zaśmiał się cicho, następnie schylając się na dół, by mieć pewność, że michael nie będzie w stanie powiedzieć nic więcej.
rano oboje będą żałować, ale teraz postanowili po prostu pozwolić dobrym czasom się toczyć.
—carry on.
{cześć dzieciaczki
przez to, że tak długo nic tu nie dodawałam, ten rozdział jest najdłuższy do tej pory i macie dość kiepski muke moment. mam nadzieję, że ujdzie.
no i co myślicie o matce arielle i opowieści luke'a? spodziewaliście się czegoś takiego?}
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro