Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(6) you know it's gonna get better

e ono.

l u k e nerwowo zerkał na zegarek, idąc za swoją córeczką, która w podskokach kierowała się do kawiarni, by otrzymać obiecane lody.

– arielle, kochanie, zaczekaj na mnie! – krzyknął za nią, przyspieszając kroku.

nienawidził tej części miesiąca. arielle za pół godziny odjedzie ze swoją matką i wróci do niego dopiero w niedzielę wieczór. sąd ustalił, że dziewczynka będzie mieszkała z nim, a kobieta otrzymała jeden weekend w miesiącu i to dopiero od momentu, w którym arielle skończyła dwa lata, ponieważ wcześniej nie mogła nawet zbliżyć się do ich domu. szczerze mówiąc luke wolałby, żeby tak pozostało, ale nie mógł się sprzeciwiać.

potrząsnął głową, nie chcąc już o tym myśleć i rozejrzał się, próbując zlokalizować ciemnowłosą czterolatkę. zajrzał do kawiarni, mając nadzieję, że ellie już jest w środku, kiedy jednak jej tam nie ujrzał, poczuł narastającą panikę. zgubienie dziecka w galerii handlowej nie znajdowało się na liście rzeczy, które luke chciał zrobić przed śmiercią. w sobotę rano panował tu ogromny tłok, przez co ochroniarze na pewno nie byli w stanie zwrócić uwagi na każde dziecko, które nie było trzymane za rękę.

blondyn wziął głęboki oddech i jeszcze raz się rozejrzał, próbując zastanowić się nad tym, gdzie arielle mogłaby pójść. zawsze powtarzał jej, że jeżeli straci go z oczu, to powinna stać w miejscu i czekać, aż ją znajdzie, bo za każdym razem by to zrobił, ale nie wiedział na ile to do niej dotarło. w końcu miała tylko cztery lata, poza tym potrafiła być nieznośna.

nie pozostawało mu jednak nic innego, jak zacząć poszukiwania. najpierw postanowił poprosić ochronę o pomoc, co z pewnością ułatwi zadanie. luke miał pewność, że arielle nie opuści galerii. zostało mu dwadzieścia minut nim pojawi się tu jej mama i rozpęta trzecią wojnę światową.

()*:・゚

– koncert jest dopiero za dwa miesiące, dlaczego musiałem wstać w sobotę rano, żeby iść z tobą po nowe ciuchy? – jęknął calum, przecierając dłońmi zaspane oczy. m i c h a e l spojrzał na niego z dezaprobatą, prowadząc ich w kierunku swojego ulubionego sklepu z odzieżą.

– pamiętasz koncert the used, cal? ja nie pytałem dlaczego musimy pół roku wcześniej zarezerwować lot do ameryki tylko dlatego, że nie koncertowali w australii. ja to po prostu rozumiałem – prychnął mike, obejmując swojego najlepszego przyjaciela ramieniem i przyciągając go do swojego boku. calum najchętniej przespałby cały weekend, bo odkąd zerwał ze swoją dziewczyną nie robił niczego innego. michael rozumiał, że clary była dla niego ważna, ale skoro potrafiła przespać się z innym gościem na imprezie urodzinowej swojego chłopaka, to raczej nie zasługiwała na współczucie albo na to, żeby cal gnił w mieszkaniu, rozpaczając po rozstaniu.

– ale to byli the used, michael. nie ma tu żadnego porównania – prychnął brunet, zaś widząc oburzoną minę dwudziestolatka wybuchnął śmiechem. – okej, okej. znajdziemy ci takie ciuchy, przez które troye się w tobie zakocha i spędzicie razem resztę życia.

michael uśmiechnął się z zadowoleniem, ciągnąc caluma do jednego ze sklepów.

– właśnie takiej odpowiedzi oczekiwałem, cally.

hood westchnął i udał się za kolorowowłosym głupkiem, który wpadł w dział ze spodniami.

– czarne, czarniejsze, najczarniejsze. jakiego odcienia czerni szukasz? – zironizował calum, patrząc na michaela.

– szukam czegoś tak czarnego, jak moja dusza – odpowiedział szczerze student, wyciągając czarne jeansy z przetartymi kolanami i ćwiekami przy kieszeniach.

calum przewrócił oczami i oparł się o ścianę, czekając i okazjonalnie doradzając, bądź odradzając poszczególne części garderoby. michael miał dość ekstrawagancki sposób noszenia się, dlatego caluma nie zdziwiło to, że wybrał czarne dopasowane do ciała jeansy ze złotymi gwiazdami, znajdującymi się na prawym udzie. jednak kiedy udał się na poszukiwanie koszulki/koszuli/czegokolwiek, zasłaniającego klatkę piersiową, cal spasował i oznajmił, że przyniesie im kawę, tak więc mike został sam.

przez dość długi czas szukał czegoś równie niesamowitego jak jego nowe spodnie, ale w końcu uznał, że zamówi coś przez internet, ponieważ sklepy w galerii nie są w stanie sprostać jego wymaganiom. poza tym calum zbyt długo nie wracał i michael postanowił go odnaleźć, na wypadek gdyby cal usnął w którejś z toalet, bądź zabił się na ruchomych schodach. kto wie? życie bywało nieprzewidywalne.

michael wysłał przyjacielowi wiadomość z pytaniem gdzie ten jest, po czym wyszedł ze sklepu i rozejrzał się. jego oczy przykuła dość nietypowa scena. to znaczy... widywał już niegrzeczne dzieci, które płakały pośrodku supermarketu, bo rodzice nie chcieli kupić im żelek w kształcie misiów i zamiast tego wybierali dla nich, o zgrozo, żelki w kształcie zwierzątek, ale tutaj coś mu nie pasowało. mała dziewczynka nie płakała, a raczej wyglądała na złą i przestraszoną, próbowała wyrwać swoją maleńką rączkę mężczyźnie, który coś do niej mówił, lecz mike był za daleko, by cokolwiek usłyszeć. przeszedł więc na drugą stronę i udając, że zajmuje się komórką, próbował usłyszeć słowa mężczyzny.

– chodź, kochanie, mama czeka na nas w domu – mówił, wciąż mocno trzymając dziecko. michael uznał, że faktycznie miał do czynienia z kolejnym przypadkiem nieznośnego dzieciaka i już miał zamiar odejść, kiedy dotarła do niego odpowiedź małej.

– pan nie jest moim tatą, chcę do mojego taty.

to wystarczyło, by mike zawrócił, wsuwając telefon do kieszeni spodni. stanął obok małej dziewczynki, ledwie sięgającej mu do pasa i spojrzał na zaskoczonego mężczyznę.

– na twoim miejscu zostawiłbym to dziecko, stary. inaczej możesz mieć poważny problem – ostrzegł zielonooki, kładąc lekko dłoń na ramieniu dziewczynki, która teraz zaczęła płakać.

– zwariowałeś? to moja córka – odparł mężczyzna, ale michael odepchnął go, gdy dziecko wciąż nie mogło uwolnić miażdżonego w uścisku nadgarstka.

– wcale nie! – pisnęła brunetka. na oko mogła mieć jakieś pięć lat i właśnie schowała się za nogą michaela, który w tej chwili poczuł się jak najważniejszy człowiek na świecie. nie miał zamiaru pozwolić jej skrzywdzić, nawet jeśli nigdy nie miał najmniejszej styczności z dziećmi i, szczerze mówiąc, nie chciał mieć.

obcy mężczyzna zobaczył, że sytuacja robi się dla niego nieciekawa i uciekł. michael zapewne powinien, ale nie miał zamiaru go gonić. musiałby zostawić dziewczynkę, poza tym mógł później powiadomić ochronę, albo policję, podając rysopis tego człowieka. miał nadzieję, że to wystarczy. odwrócił się i kucnął przed płaczącym dzieckiem, uśmiechając się lekko.

– hej, już wszystko jest w porządku. nie zrobię ci krzywdy i pomogę ci znaleźć tatę, okej?

mała pociągnęła nosem i przetarła zaczerwienione oczy dłońmi.

– tatuś zabronił mi rozmawiać z obcymi – wymamrotała niewyraźnie, z uwagą przyglądając się michaelowi. patrzyła głównie na kolczyk w jego brwi. – tata ma takie o tu – dodała, pokazując na swoją dolną wargę.

– twój tatuś nauczył cię mądrej rzeczy. ale ja nie jestem obcy, jestem michael – przedstawił się z uśmiechem, wysuwając w jej kierunku swoją dłoń, którą ta szybko uścisnęła.

– ja jestem arielle i mam cztery lata – oznajmiła z dumą, zaś michael uważnie jej się przyjrzał. miała ciemne oczy, ciemne włosy, ciemniejszą karnację. ale te kości policzkowe, kształt ust i słodki nosek... poza tym miała na imię arielle. jak wielkim zbiegiem okoliczności musiałaby być ta sytuacja?

– czy twój tata to bardzo wysoki pan, wyglądający jak nitka makaronu spaghetti?

– tak, to tatuś! wiesz gdzie on jest? – spytała arielle z nadzieją, wpatrując się w michaela jak w obrazek. z takim podejściem do dzieci mógłby z powodzeniem zostać przedszkolanką. nie to, że michael planował coś podobnego, po prostu lubił wiedzieć, że jest w czymś dobry.

– jeszcze nie, ale zaprowadzę cię do niego. obiecuję.

()*:・゚

l u k e był przerażony. minęło piętnaście minut, a on wciąż nie znalazł swojej córki. ochroniarze zostali powiadomieni i szukali czterolatki, ale w tak dużym obiekcie mogło to zająć sporo czasu, którego luke nie miał. już nawet nie martwił się matką dziewczynki, po prostu bał się o własne dziecko i z desperacji szukał dosłownie wszędzie, nawet w damskiej toalecie. kiedy z niej wyszedł, drzwi stojącej obok męskiej toalety otworzyły się, ukazując nikogo innego, jak niewyspanego caluma hooda. luke zaklął pod nosem, natomiast calum spojrzał na niego z kpiącym uśmiechem.

– więc w końcu odkryłeś swoje "prawdziwe ja," hemmings? – zaśmiał się ironicznie, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. kiwnął głową w stronę znaczka na drzwiach damskiej toalety, po czym znów utkwił spojrzenie w starszym od siebie mężczyźnie. dwudziestosiedmiolatek wyglądał na zaniepokojonego, jego ręce drżały i calum z jakiegoś powodu również stał się bardziej nerwowy.

– ja... nie, ja tylko... słuchaj, nie mam na to czasu. naprawdę muszę iść – mruknął i wyminął bruneta, jednak słyszał, że ten wciąż szedł za nim.

– co znów zrobiłeś? i gdzie masz arielle? jest z ashtonem? – pytał hood, dorównując kroku blondynowi, który zaśmiał się wymuszenie, odwracając wzrok. – luke, gdzie jest twoja córka?

mężczyzna zatrzymał się i przestąpił z nogi na nogę, przygryzając dolną wargę i bawiąc się kolczykiem.

– no więc ona...

– zgubiłeś ją w centrum handlowym?! luke, ty czasem korzystasz z tego, co ludzie nazywają mózgiem? jak mogłeś zgubić dziecko w centrum handlowym?! – wrzeszczał hood, żywo gestykulując rękami.

luke przeczesał dłonią włosy, ciągnąc za ich końcówki.

– nie mam pojęcia, calum! to była sekunda, nigdy nie zajmowałeś się małym dzieckiem, więc nie masz pojęcia jak to jest! i przestań ciągle powtarzać "centrum handlowe," wiem gdzie jesteśmy, do cholery!

– nie wierzę, że jesteś taki nieodpowiedzialny! i ty chciałeś się nią zajmować? gdzie ją ostatnio widziałeś? – głos caluma stał się nieco spokojniejszy. luke wiedział, że w takiej sytuacji nie dało się nie denerwować, ale nie potrzebował tego, żeby calum dodatkowo szarpał jego nerwy, bo już i tak nie mógł się skupić, bojąc się o arielle.

– niedaleko kawiarni, tutaj na dole. za dziesięć minut będzie tu jej matka i jeśli jej nie znajdę, to ona zabije nas oboje – stwierdził luke, kierując się do ruchomych schodów.

– niby dlaczego miałaby zabić mnie? – zdziwił się brunet, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu czterolatki. luke spojrzał na niego z irytacją.

– bo oboje wiemy, że jest nienormalna – prychnął blondyn i wtedy usłyszał dzwonek swojego telefonu. widząc na wyświetlaczu nazwę michael c. przewrócił teatralnie oczami. – twój przyjaciel jest cholernie irytujący – mruknął w kierunku caluma, po czym odebrał. – michael, pomijam fakt, że w ogóle nie powinieneś do mnie dzwonić. to nie jest najlepszy moment.

– doprawdy? a ja głupi myślałem, że kiedy ktoś zgubi swoje dziecko w galerii, to jednak będzie chciał je znaleźć. mój błąd, wybacz. nigdy nie zajmowałem się dziećmi – odpowiedział michael ironicznie, zaś luke poczuł jak uginają się pod nim nogi. – po prostu się rozłącz...

– michael clifford, nawet się nie waż! znalazłeś moją córkę? arielle jest z tobą? – pytał, patrząc na caluma, który odetchnął z ulgą.

– nic jej nie jest, jesteśmy na pierwszym piętrze przy kinie. zaczekamy tu na ciebie – rzucił student i rozłączył się, zaś luke wziął głęboki oddech i z uśmiechem popatrzył na caluma.

– jesteś idiotą, hemmings. nie masz z czego się cieszyć – stwierdził calum, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.

luke wzruszył ramionami, chowając komórkę.

– jeśli chcesz mi zepsuć humor, to musisz się lepiej postarać, calum. kiedyś byłeś w tym lepszy – przyznał blondyn, unosząc jedną brew ku górze.

calum prychnął, ale nie miał zamiaru się teraz kłócić. skierował się za lukiem, który niemal biegł, by w końcu zaprowadzić ich pod kino. calum od razu ujrzał swojego przyjaciela i małą brunetkę, trzymającą go za rękę. na widok swojego ojca dziewczynka rzuciła się do przodu, by skończyć w ramionach luke'a, podniesiona wysoko w górę.

michael powoli do nich podszedł, patrząc na caluma.

– szukałem cię, dupku.

– michael, nie używaj takich słów przy moim dziecku – mruknął luke, mocno przytulając arielle. – a ty nigdy w życiu się ode mnie nie oddalaj, rozumiesz?

– michael ssie – zachichotała ellie, zaś luke spojrzał na nią ze zgrozą, następnie patrząc prosto w zielone oczy michaela.

– spędziła z tobą ile? pięć minut? zepsułeś mi dziecko! – krzyknął blondyn, a michael wybuchnął śmiechem i przybił arielle piątkę, mimo tego, że przed chwilą go obraziła. luke pokręcił głową z niedowierzaniem, po czym ponownie wyjął z kieszeni wibrujący telefon.

była to wiadomość od matki arielle. czekała na nich przed galerią.

—carry on.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro