Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(4) it won't be long, won't be long, won't be long

e wha.

przez dwa tygodnie w nowej pracy l u k e zdążył pokochać to, co robił. był nauczycielem z powołania, a nie z przymusu, a świadomość poszerzania wiedzy młodszych ludzi była w tym wszystkim najlepsza.

na początku luke był sceptycznie nastawiony do pracy na uniwersytecie, lecz bardzo szybko okazało się, że ci studenci są niesamowitymi osobami, jeżeli tylko się do kogoś przekonają, zaś luke miał do siebie to, że rzadko wywierał na kimś negatywne wrażenie. był cierpliwy, a przy swojej ogromnej wiedzy nigdy się nie wymądrzał i szanował zdanie swoich uczniów, co zdawało się liczyć dla nich najbardziej. oczywiste było to, że czasem zdarzali się studenci, którzy lubili stawiać mu wyzwania (nie, luke wcale nie ma na myśli michaela clifforda), lecz jeśli luke miał być szczery, to dzięki nim kochał to, co robił jeszcze bardziej, ponieważ nie odczuwał monotonii, a sam michael pokazywał swoją inteligencję, jeśli tylko chciał.

niestety na dzisiejszych zajęciach nie miał na to ochoty i po dwóch wspólnie spędzonych godzinach matematyki luke był tak zmęczony, jak jeszcze nigdy, dlatego znów poprosił michaela o zostanie po zajęciach, co było dość niezręczne zważywszy na to, że michael miał dwadzieścia lat, a musiał być traktowany jak chłopiec z podstawówki. luke po prostu naprawdę nie chciał, żeby pozostali w negatywnych stosunkach. 

– jeśli chce się pan ze mną umówić, to wystarczy powiedzieć. to zostawanie po lekcjach jest męczące – rzucił michael, siadając w pierwszym rzędzie i odchylając się do tyłu na ławce. jego oczy ze znudzeniem skanowały audytorium, by w końcu zatrzymać się na luke'u, pakującym swoje notatki do teczki. 

blondyn przeczesał dłonią jasne włosy i obszedł biurko, następnie opierając się o nie. 

– co jest ze mną nie tak, michael?

student zmarszczył brwi w konsternacji, następnie zjeżdżając wzrokiem po ciele luke'a, od jego czarnej koszuli na guziki, poprzez czarne, dopasowane do ciała spodnie, aż do butów w tym samym kolorze. 

– chyba nie bardzo rozumiem pytanie – przyznał chłopak, którego włosy obecnie miały liliowy kolor. luke prędzej pozwoliłby się zakopać we własnym ogródku, niż przyznałby, że michaelowi z tym do twarzy. 

– minęły dwa tygodnie od naszej pierwszej lekcji, a ty wciąż zachowujesz się tak samo. lekceważysz mnie, przeszkadzasz na zajęciach, śmiejesz się ze mnie. rozumiem, że nie jestem dużo starszy od ciebie, ale jednak jestem twoim nauczycielem i myślę, że należy mi się chociaż odrobina szacunku za to, co robię – powiedział powoli, nie spuszczając wzroku z dwudziestolatka. luke nie chciał się denerwować, ponieważ nie chciał odbierać arielle z przedszkola w złym humorze, ale lekceważąca postawa michaela działała mu na nerwy.

– to wcale nie tak, że pana nie szanuję. właściwie mam do pana więcej szacunku niż do reszty nauczycieli w tej szkole. po prostu uważam za zabawne to, jak się pan wścieka, kiedy ktokolwiek chociaż zasugeruje, że pan sobie nie radzi. zupełnie jakby nie mógł pan popełniać błędów. jakby nie mógł pan być człowiekiem – odparł spokojnie chłopak, a luke znów poczuł irytację. nie chciał słyszeć takich komentarzy na swój temat, bardzo dobrze sobie radził i nie potrzebował byle studenta, który mówił mu, że jest inaczej. michael zaśmiał się na widok miny luke'a, który odepchnął się od drewnianego biurka i powoli ruszył do przodu.

blondyn oparł dłonie na ławce, przy której siedział michael i pochylił się do przodu, zbliżając swoją twarz do jego twarzy. z tej odległości dostrzegł, że oczy dwudziestolatka mają bladozielony kolor z domieszką brązowego, którego więcej było w lewej tęczówce. 

– posłuchaj mnie, michael. powiedziałem to już raz i powiem to ponownie. moje życie nie jest twoją sprawą. to czy sobie radzę również nie jest twoją sprawą. myślisz, że nie znam takich osób jak ty? bogaty dzieciak, któremu rodzice płacą za semestr – rzucił złośliwie hemmings, a po lekkim skrzywieniu ust michaela wiedział, że trafił w dziesiątkę. większości uczniów tego uniwersytetu nie byłoby stać na studia, gdyby nie bogaci rodzice. – nie każdemu tak dobrze się powodzi. niektórzy muszą pracować na własny sukces i może właśnie tego nie potrafisz zrozumieć, ale ja na własny pracuję tutaj, a ty uniemożliwiasz mi to byciem zwykłym dupkiem – dokończył i niemal momentalnie tego pożałował, bo wiedział, że go poniosło. już miał zamiar przeprosić swojego studenta, ale wtedy na twarzy mike'a pojawił się szeroki uśmiech. 

– więc tak zwraca się pan do studentów po zajęciach? to gorące – przyznał michael. luke przez moment przyglądał mu się z niedowierzaniem, po czym po prostu się odwrócił, zabrał swoje rzeczy i wyszedł z audytorium. naprawdę nie miał czasu na to gówno.

m i c h a e l wybuchnął śmiechem, podnosząc swój plecak i pogwizdując pod nosem skierował się na korytarz. uwielbiał denerwować tego człowieka, chociaż sam nie umiałby wyjaśnić dlaczego. było po prostu coś uroczego w tym, jak luke się rumienił i próbował bronić przy całej grupie studentów, czasem się jąkając. oczywiście michael już nie robił chamskich komentarzy, dotyczących życia prywatnego luke'a, ponieważ znał granice, ale często przyczepiał się do tematów lekcji, drążąc je, aż w końcu zadawał pytania, na które luke nie znał odpowiedzi. 

calum przez dwa tygodnie nie wychodził z łóżka, ponieważ złapała go jakaś paskudna choroba (michael wciąż obstawał przy lukofobii), więc calum zwalił wszystkie obowiązki na michaela. w drodze do windy przypomniał sobie, że cal prosił go o kupienie czegoś na obiad. 

– zatrzymaj drzwi! – krzyknął, a po chwili dostrzegł czarny czubek buta między skrzydłami drzwi windy, które odbiły się od niego i znów rozsunęły. mike podbiegł szybciej i kiedy zobaczył w środku luke'a, uśmiechnął się wesoło, natomiast blondyn przewrócił teatralnie oczami, przesuwając się w kąt niewielkiej przestrzeni. 

– i z czego się cieszysz? gdybym wiedział, że to ty, to bym tego nie zrobił. przez ciebie mój mózg funkcjonuje tak słabo, że nie rozpoznałem twojego głosu – burknął luke, opierając głowę o ścianę i zamykając oczy, kiedy winda ruszyła na dół. michael nienawidził tak małych pomieszczeń, ale był zbyt leniwy, by schodzić po schodach, poza tym chciał szybciej być w domu, bo sprzedaż biletów na troya sivana rozpoczynała się dzisiaj i michael musiał je zdobyć.  

– to wredne. po zajęciach nie musimy być dla siebie wredni – odpowiedział michael, poprawiając plecak na ramieniu i obserwując luke'a. mięśnie jego szczęki poruszyły się, kiedy blondyn zacisnął zęby, zaś michael poczuł przyjemny dreszcz na ciele. być może crush na własnym nauczycielu nie był zbyt oryginalnym i dobrym pomysłem, ale michael miał dwadzieścia lat, a nie szesnaście i umiał sobie z tym poradzić. 

– wypraszam sobie. ja nigdy nie jestem wredny, to ty się na mnie uwziąłeś – prychnął nauczyciel, lecz nim michael mógł odpowiedzieć, winda mocno szarpnęła w górę i gwałtownie się zatrzymała, sprawiając, że michael upadł, zaś luke w ostatniej chwili przytrzymał się barierki. światła na moment zgasły, by po chwili zacząć iluminować czerwonym kolorem. – widzisz, co zrobiłeś? 

– więc awaria windy to też moja wina? przypomnij mi, w którym roku skonstruowałem bombę atomową i wywołałem głód w afryce? – rzucił sarkastycznie clifford, powoli się podnosząc i rozmasowując obolałe od uderzenia plecy. 

– bomba atomowa została skonstruowana w 1945 roku – mruknął luke i zaśmiał się cicho. michael popatrzył na niego z zaskoczeniem i westchnął, zastanawiając się jak długo będą musieli tutaj siedzieć. luke chyba też to zrobił, ponieważ szybko wyjął komórkę z kieszeni i wybrał numer, po chwili odzywając się do telefonu. – ash, mógłbyś odebrać dzisiaj arielle? mam pewien problem i nie zdążę po nią przyjechać... ratujesz mi życie i tak, kupię w końcu nowy toster. ja ciebie też, na razie. 

michael nie chciał podsłuchiwać, ale było to niestety niemożliwe, więc od razu zaczął zastanawiać się kim był ash. od caluma wiedział, że luke miał córkę, ale cal nie wspominał nic o żadnym ash'u. może był jego chłopakiem? w każdym razie nie była to sprawa mike'a, ale musiał zająć czymś myśli, żeby nie skupiać się na tym, jak mało miejsca tutaj było. 

– kto nazywa swoje dziecko imieniem syrenki z bajki disneya? 

luke wyglądał tak, jakby michael właśnie go obraził. 

– arielle to bardzo ładne imię. poza tym jako jedyne zaproponowane przeze mnie spodobało się matce ellie. jej opcją było kitty – odparł i usiadł na podłodze, krzyżując w kostkach swoje długie, szczupłe nogi. michael nerwowo przestępował ze stopy na stopę, rozglądając się po maleńkiej windzie. luke uniósł brwi ku górze, patrząc na niego. – a tobie co się dzieje? musisz do toalety? czy masz klaustrofobię? – spytał rozbawiony. michael nie miał pojęcia skąd ta nagła poprawa humoru nauczyciela, ale denerwowało go to. 

– jakbyś zgadł – mruknął kolorowowłosy i kucnął pod ścianą, przecierając twarz dłońmi i powtarzając sobie w myślach, że sufit wcale nie ma zamiaru go zgnieść. 

– och, wow. słyszałem, że najlepsza jest na to rozmowa, poza tym z moją córką to pomaga, więc może spróbujemy? rozmawiaj ze mną, michael. o czymkolwiek. może powiedz mi skąd wiedziałeś, że arielle to moje dziecko? – paplał l u k e, nie bardzo wiedząc co innego zrobić. michael nierówno oddychał, luke dosłownie widział jak jego dłonie drżą. arielle również miała klaustrofobię, która była najgorsza w czasie jazdy samochodem, ale luke zawsze zajmował ją głupimi zabawami. nie wiedział, czy to samo pomoże z michaelem. 

– przyjaźnię się z calumem – odpowiedział po prostu student, zaś luke dosłownie uderzył się w czoło, co wywołało u michaela uśmiech. – taa, nie słyszałem o tobie zbyt wielu dobrych rzeczy, ale raczej staram się nie oceniać ludzi na podstawie opinii innych.

– więc mnie nienawidzisz sam z siebie? 

– nie nienawidzę cię, luke. mogę tak do ciebie mówić? – spytał michael, podnosząc swoje zielone oczy, by spojrzeć na dwudziestosiedmioletniego mężczyznę, który również nie odrywał od niego wzroku. luke pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. – jak myślisz, długo to jeszcze potrwa? – michael z nerwów zaczął kołysać się na piętach w przód i w tył. według luke'a i tak całkiem nieźle sobie radził. blondyn wiedział, że mike jest bliski ataku paniki, który był normalny przy klaustrofobii i wiedział również, że wtedy nie powinno się dotykać takich osób, dlatego po prostu powoli przesunął się po podłodze windy i usiadł na przeciwko michaela, patrząc na jego oświetloną czerwonymi lampami awaryjnymi twarz. 

– myślę, że za moment wszystko wróci do normy. popatrz na mnie, michael – poprosił luke, a kiedy student to zrobił, blondyn się uśmiechnął. – nie myśl o tym, jak mało miejsca tu jest, tylko skup się na mnie i oddychaj głęboko. wyobraź sobie, że wokół naszej dwójki narysowana jest linia, która wyznacza twoje bezpieczne miejsce, w porządku? – mówił spokojnie, a kiedy michael w końcu usiadł z kolanami podciągniętymi pod brodę, luke rozłożył nogi po obu bokach młodszego chłopaka, by ten lepiej mógł zwizualizować sobie gdzie biegnie owa linia. właściwie nie miał pojęcia, co takiego robi, ale lepsze to niż nic. – w tym miejscu nic złego ci się nie stanie, bo jest ono tak duże jak chcesz, żeby było. po prostu trzymaj się, bo za moment będzie lepiej. 

m i c h a e l wpatrywał się w błękitne oczy luke'a i mógłby przysiąc, że słyszał szum oceanu. w jego towarzystwie tak łatwo było zapomnieć o irracjonalnym strachu i michael był wdzięczny, że luke udzielił mu pomocy, mimo iż po ich dzisiejszej sprzeczce mógł całkiem go zignorować. 

czekając, aż winda znów ruszy, patrząc na twarz luke'a i słuchając jego melodyjnego głosu, michael naprawdę był w stanie uwierzyć, że będzie lepiej. 

—carry on

{cześć dzieciaczki, jedyne, co mogę zrobić pod tym rozdziałem to za niego przeprosić, lol. ale przeczytajcie jeszcze raz dwa ostatnie słowa w ostatnim akapicie i tego się trzymajmy}


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro