(22) let the good times roll
e rua tekau-rua.
malikoa nie próżnowała. w ciągu trzech dni l u k e był w gabinecie dziekana cztery razy i to w tej samej sprawie. był tak zestresowany, że w każdym momencie mógł sam przyznać się do związku z michaelem, byle tylko dano mu spokój.
piąty raz nastąpił, kiedy luke skończył ostatnie zajęcia w piątek. za godzinę miał jechać na rozprawę sądową, dlatego jego nerwy i tak były wystarczająco zszargane. gdy dziekan spears zaprosił go do siebie, blondyn miał ochotę uciec. jak najszybciej i jak najdalej, nigdy nie wracając do sydney. mimo wszystko spróbował się opanować i kiedy usiadł naprzeciwko mężczyzny, był w stanie ograniczyć drżenie rąk, by nie okazywać zbytnio swojego zdenerwowania, ponieważ to byłoby jak przyznanie się do winy.
– luke, dla mnie również jest to wyjątkowo uciążliwa sprawa – zaczął spears, a luke z całych sił musiał powstrzymywać się od przewrócenia oczami. skoro było to takie uciążliwe, to dlaczego dziekan jeszcze nie dał sobie spokoju? mógł zaprosić tutaj również michaela, żeby i on zaprzeczył oskarżeniom. – dlatego spytam po raz ostatni i naprawdę liczę, że tym razem odpowiesz mi szczerze. czy cokolwiek łączy cię z twoim studentem, michaelem cliffordem? – głos dziekana brzmiał jakoś inaczej. mężczyzna uważnie wpatrywał się w luke'a, który już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. tym razem?
– czy to... czy to podchwytliwe pytanie? – zaryzykował profesor, unosząc nieco brwi ku górze. wiedział, że spears go lubi i tylko dlatego jeszcze nie stracił cierpliwości, ale wyraźnie był na samym skraju i luke nie chciał popychać go za linię.
siwy mężczyzna westchnął i wyjął z szuflady biurka brązową kopertę, kładąc ją na blacie i przesuwając w stronę luke'a. blondyn przez moment patrzył na nią z konsternacją, po czym ostrożnie sięgnął do przodu i wziął papier w ręce.
– otwórz ją – ponaglił go spears, odchylając się na oparcie krzesła. dwudziestosiedmiolatek przełknął ślinę i wykonał polecenie, wyjmując zawartość koperty, którą okazały się być trzy zdjęcia. luke spojrzał w dół, nie wierząc własnym oczom. na każdej fotografii znajdowali się on i michael; pierwsze zostało zrobione przed koncertem troya, ponieważ luke widział w tle arenę i mnóstwo ludzi. na drugim siedzieli w jego samochodzie, chyba zaraz po tym, jak luke i michael zawieźli arielle do lekarza. trzecie zdjęcie pokazywało ich przed domem luke'a, przytulali się i nie było widać twarzy michaela, ale nikt nie miałby wątpliwości, że to on. każde zdjęcie było dowodem, świadczącym przeciwko niemu. – zechcesz mi to wyjaśnić? – spytał dziekan, zaś luke aż się wzdrygnął, gdy głos przerwał jego myśli.
blondyn podniósł wzrok, z jego twarzy uciekły wszystkie kolory.
– skąd pan je ma? wiem, że muszę się wytłumaczyć, ale to całkowite naruszenie mojej prywatności i mam prawo wiedzieć, kto dostarczył te zdjęcia – argumentował luke, chociaż nie miał wątpliwości. teraz zamiast strachu zaczął czuć złość.
– chyba masz rację... cóż, zdjęcia otrzymaliśmy wczoraj. koperta nie była podpisana, jednak wcześniejsze doniesienia o tobie i panu cliffordzie pochodziły... cóż, pochodziły od twojej byłej żony, więc zgaduję, że dobrym trafem byłaby właśnie ona – wyznał w końcu spears, bezradnie rozkładając ręce, jakby chciał przeprosić luke'a. blondyn zamknął na moment oczy, zaciskając palce na fotografiach. chyba właśnie w tej chwili coś w nim pękło i wiedział, że malikoa przekroczyła wszelkie granice przyzwoitości. – tłumaczyłem ci już, jakie są konsekwencje związków między nauczycielami i studentami. jesteś jednym z naszych lepszych profesorów, ale nie mogę przymykać na to oka, luke...
– ale to nie tak... ja i michael... my nie... – zaczął rozpaczliwie luke, wiedząc do czego to wszystko zmierza. bezradnie spojrzał na zdjęcia i urwał, nie mając pojęcia jak się bronić.
– wiem – odpowiedział łagodnie dziekan, nie odrywając wzroku od młodego profesora. – jednak inni nauczyciele już o tym wiedzą i sam rozumiesz, że nie mogę... nie mogę nic na to poradzić. w poniedziałek odbędzie się rada, która zadecyduje o tym, jak zostaniesz ukarany. pana clifforda powiadomimy o tym w ciągu kilku najbliższych dni. to wszystko, luke. możesz odejść.
następne ruchy luke'a były automatyczne. wykonywał je, bo musiał. nie mógł tak po prostu siedzieć na tym krześle do końca życia, chociaż może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze. powoli wsunął zdjęcia z powrotem do koperty, którą następnie oddał dziekanowi, podnosząc się i zabierając swoją teczkę. wymamrotał ciche "do zobaczenia" i opuścił gabinet, zamykając za sobą drzwi.
jazdę do sądu również pamiętał jak przez mgłę. zastanawiał się, czy ashton odebrał już arielle i co teraz robią. michael pisał do niego, pytając jak luke się czuje, ale ten nie odpisał, ponieważ musiałby kłamać, żeby nie martwić młodszego chłopaka. przez cały czas blondyn odczuwał dziwne odrętwienie, jakby te wydarzenia przytrafiały się komuś innemu, a on tylko stał z boku i się przyglądał. jednak gdy zobaczył malikoę w korytarzu przed salą rozpraw, wszystko go przytłoczyło, usuwając z jego ciała każdą emocję, poza złością. podszedł do niej i lekko odepchnął własnego ojca, który rozmawiał z klientką.
– luke, co ty... – zaczęła malikoa, ale na widok twarzy swojego byłego męża momentalnie zamilkła, odruchowo robiąc krok w tył.
– ty cholerna, nieuczciwa, zazdrosna, małostkowa jędzo – wysyczał luke. andrew położył rękę na ramieniu syna, chcąc go uspokoić, ale blondyn momentalnie ją strząsnął, nawet się nie odwracając. – myślisz, że pozbawienie mnie pracy cokolwiek zmieni? że jeśli pokażesz mnie w najgorszym świetle, to ty będziesz wyglądała lepiej? faktycznie jesteś na tyle naiwna, by myśleć, że cokolwiek może być gorsze od próby zabicia własnego dziecka? – spytał, następnie śmiejąc się ironicznie. kątem oka dostrzegł caluma, który szybkim krokiem szedł w ich stronę, zapewne zaalarmowany sytuacją. – próbowałem załatwić tę sprawę tak, by nie ucierpiała arielle, ale teraz z tym skończyłem, rozumiesz? nie dostaniesz mojej córki, a poza zakazem zbliżania do niej, możesz również otrzymać zakaz zbliżania do mnie, wariatko – splunął, robiąc kolejny krok w stronę malikoi. kobieta wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami, w których zaczęły formować się łzy. luke chciał powiedzieć coś jeszcze, chciał rozkoszować się tym, że w końcu ją zranił, ale wtedy calum pociągnął go w tył.
– stary, chyba już wystarczy – wymamrotał młodszy hood, próbując rozdzielić luke'a i malikoę. matka arielle nie poruszyła się z miejsca, lecz luke posłusznie się oddalił, biorąc głębokie oddechy, żeby się uspokoić. w tym samym momencie w sądzie pojawiła się felicity, spiesząc do swojego klienta.
– co tutaj się stało? – spytała ostrym tonem, jednym spojrzeniem ogarniając całą sytuację. wystarczyło popatrzeć na łzy malikoi i czerwoną twarz luke'a, by dodać dwa do dwóch. – luke, co zrobiłeś?
blondyn bezradnie się rozejrzał, wciąż czując dłoń caluma zaciśniętą na jego łokciu, jakby brunet bał się, że gdy go puści, luke znów naskoczy na swoją byłą żonę.
– ona... ona robiła zdjęcia. mi i michaelowi. robiła nam zdjęcia, kiedy byliśmy razem i wysłała je do dziekana. przez nią stracę pracę, michael może zostanie wyrzucony z uczelni, a kiedy sąd się dowie, że nie mam jak utrzymać dziecka... – mamrotał szybko, nie patrząc ani na felicity, ani na caluma. w końcu uchodziła z niego cała para.
c a l u m z niedowierzaniem spojrzał w kierunku swojej starszej siostry, która cicho rozmawiała z ojcem luke'a. zastanawiał się, co na jej zachowanie powiedzieliby jego rodzice, którzy teraz nie chcieli się mieszać w tę sprawę. brunet wrócił wzrokiem do wysokiego chłopaka, stojącego obok niego i wyglądającego tak bezradnie. calum wiedział, że luke nie jest sam; przecież miał arielle, michaela, ashtona i bliźniaków. jednak w tym momencie i w tym budynku, luke nie miał nikogo, ponieważ jego własna rodzina brała stronę jego wroga.
dlatego calum bez zastanowienia położył dłoń na szyi luke'a i przyciągnął go do siebie, mocno go przytulając. może cal nie był zbyt dobry w słowach, ale potrafił pokazać swoje wsparcie. na początku ciało luke'a znieruchomiało, ale gdy calum zaczął lekko gładzić plecy blondyna, luke się zrelaksował, obejmując caluma i pozwalając mu się podtrzymać.
– smarkasz mi na koszulę – wymamrotał brunet w ramię luke'a, następnie czując jak klatka piersiowa wyższego chłopaka wibruje od śmiechu. – to takie gejowskie.
– och, zamknij się, bo powiem ashtonowi – mruknął hemmings, odsuwając się i ocierając twarz. calum uśmiechnął się lekko, z ulgą widząc, jak luke odwzajemnia gest.
calum miał nadzieję, że na sali sądowej będzie mógł zrobić dla luke'a więcej niż tylko emocjonalne wsparcie.
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
– dalej nie rozumiem dlaczego ze mną jedziesz. nie masz jakiegoś zadania domowego, czy coś? – spytał ashton, zerkając na siedzącego obok m i c h a e l a, który grzebał przy radiu, próbując znaleźć jakąś dobrą stację muzyczną.
– mam, od luke'a. obciągnę mu i mi zaliczy – mruknął clifford z roztargnieniem, podnosząc wzrok dopiero wtedy, gdy ashton mocno uderzył go w ramię, wydając z siebie odgłos obrzydzenia. – jezu, żartowałem. luke ma ścisłe zasady, jeśli chodzi o uczelnię. wiesz, kiedy ma orgazm to często krzyczy, że da mi szóstkę z zadania, ale potem jest jak "poniósł mnie moment, to nic nie znaczy"...
– michael! – krzyknął ash, chcąc przerwać studentowi. kiedy mike dostrzegł jego minę, nie mógł powstrzymać śmiechu. – naprawdę nie muszę poznawać szczegółów, mówisz o moim najlepszym przyjacielu.
– okej, okej. przepraszam – zaśmiał się mike, w końcu zostawiając radio i odchylając się na oparcie siedzenia. – jadę, bo nie mam nic lepszego do roboty. calum jest z lukiem w sądzie, więc pomyślałem, że pomogę ci z dziećmi. nie mieliśmy zbyt dużo okazji do porozmawiania, a czasami wydaje mi się, że nie za bardzo mnie lubisz – przyznał, wzruszając ramionami i spoglądając na drogę przed nimi. luke nie odpisał mu nawet na jedną wiadomość i chociaż to prawdopodobnie nic nie znaczyło, michael mógł mieć lekką paranoję.
– niby dlaczego tak sądzisz? – spytał zaskoczony mężczyzna, stając na światłach i odwracając swoją uwagę na michaela, który zaczął niezręcznie wiercić się pod pasem bezpieczeństwa. to było dość zabawne, jednak ashton starał się powstrzymać uśmiech.
– cóż, pomijając to, że zacząłem naszą znajomość od przyprawienia cię o zawał? – zaczął mike, śmiejąc się. – sam nie wiem, po prostu myślę, że... może uważasz, że nie jestem wystarczająco dobry dla luke'a? z czym całkowicie się zgadzam, ale...
– nie, nie – przerwał mu szybko ashton. światła powoli zmieniły się na zielone, więc ash znowu ruszył, nie chcąc irytować kierowców za nim. ludzie w sydney potrafili być naprawdę nieznośni. – jesteś bardzo dobry dla luke'a, ale nie jestem pewien, czy on jest w dobrym miejscu w swoim życiu, by umawiać się z kimkolwiek, wiesz? ma arielle, problem z malikoą, ze swoją rodziną. nie chcę, żeby dodatkowo musiał radzić sobie z problemami w pracy. luke może i wydaje się twardy, ale to wrażliwy dzieciak, który musiał zbyt szybko dorosnąć – mówił powoli ash, następnie przygryzając swoją wargę. michael nie odrywał od niego wzroku, słuchając tego, co miał do powiedzenia.
michael to wszystko wiedział, przeprowadzał tę rozmowę z lukiem milion razy, ale mimo tego rozumiał obawy ashtona. michael miał tylko dwadzieścia lat i przez większość czasu nie jawił się jako okaz odpowiedzialności, jednak wiedział, że byłby w stanie zająć się arielle i pomóc luke'owi.
– lubię cię, michael. jesteś lepszy niż wszystkie osoby, z którymi luke umawiał się wcześniej. dlatego nie będę rzucał gadek w stylu "powinieneś z nim zerwać," bo i tak byś nie posłuchał, a luke by mnie zabił. po prostu... nie komplikuj mu życia bardziej, niż to konieczne, okej? – poprosił irwin, uśmiechając się do dwudziestolatka. wjechał powoli na parking przed budynkiem przedszkola, następnie gasząc silnik.
– czy to była twoja rodzicielska gadka, która zawoalowała wiadomość "zabiję cię, jeśli go skrzywdzisz"? – zażartował michael, nie mogąc się powstrzymać.
– chcesz usłyszeć rodzicielską gadkę? jestem w nich całkiem dobry.
– tylko, jeśli ty potem wysłuchasz mojej gadki, dotyczącej caluma – drażnił go mike, jednak na widok rumieńca ashtona uśmiech dwudziestolatka stał się jeszcze szerszy. – o proszę, czyli jednak jest o czym rozmawiać, huh?
– nie mam pojęcia o czym mówisz. idziemy po arielle, czy nie? – burknął starszy mężczyzna, odpinając pas bezpieczeństwa i wysiadając z auta szybciej, niż michael mógł mrugnąć. student roześmiał się i szybko pobiegł za ashtonem, drocząc się z nim jeszcze bardziej.
michael miał szczęście, że ashton nie zostawił go później na parkingu.
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
– wysoki sądzie, krewny malikoi hood chciałby zabrać głos – wtrąciła felicity fisher, kiedy sędzia miał zakończyć rozprawę. l u k e nerwowo kołysał się na krześle, zastanawiając się jak źle to wszystko pójdzie.
malikoa wspomniała o prawdopodobnej utracie pracy przez luke'a, o możliwości braku pieniędzy na zapewnienie arielle odpowiedniego standardu życia. wspomniała dosłownie o wszystkim, co mogłoby pogrążyć luke'a i blondyn wiedział, że część tego było winą jego wybuchu przed rozprawą. andrew wykorzystał to, by zasugerować "problemy z impulsywnością, mogące być zagrożeniem dla dziecka." sędzia oczywiście musiał wziąć to wszystko pod uwagę.
calum powoli podszedł na miejsce dla świadków i usiadł, posyłając luke'owi uspokajający uśmiech. hemmings nie miał zielonego pojęcia, co calum chciał zrobić, ale nie miał siły o tym myśleć. już nic nie mogło zepsuć jego humoru bardziej.
– proszę się przedstawić, powiedzieć ile pan ma lat, czym się pan zajmuje, gdzie mieszka i kim jest dla obu stron – powiedział sędzia, zwracając się do caluma.
– nazywam się calum hood, mam dwadzieścia lat, jestem studentem, mieszkam w sydney. malikoa to moja starsza siostra – odparł posłusznie brunet, przenosząc wzrok na mali, patrzącą na niego z zaskoczeniem i niezrozumieniem. jeszcze nie wiedziała, czy calum jej pomoże, czy zaszkodzi. calum sam nie bardzo wiedział. – na początku chciałbym powiedzieć, że całe to postępowanie nie ma sensu. malikoa powinna być zadowolona z tego, że luke w ogóle zgodził się, by spędzała czas z arielle, ponieważ gdybym to ja był ojcem, malikoa nie miałaby prawa się do niej zbliżyć – oznajmił głośno hood, podejmując decyzję i obierając swoją stronę. luke otworzył szerzej oczy, zaś malikoa już chciała zaprotestować, lecz andrew szybko ją uspokoił. – pomijam już to, co wydarzyło się prawie pięć lat temu, chociaż to pierwszy oczywisty dowód. przebywałem z malikoą i arielle podczas weekendów, kiedy dziewczynka spędzała czas z matką i widziałem, jak one wyglądały. w mojej opinii arielle boi się matki, nie czuje się z nią komfortowo i każdy weekend jest dla niej męczącym przeżyciem. malikoa jest impulsywna i nieprzewidywalna, często traci nad sobą panowanie, nawet jeśli nie takie są jej intencje. wierzę, że moja siostra chce być dobrą matką, ale nią nie jest i oddawanie jej arielle na dłuższy czas byłoby karą dla dziecka, które niczym nie zawiniło – kontynuował chłopak, starając się za bardzo nie gestykulować. miał nadzieję, że jego słowa mają jakikolwiek sens. – malikoa śledziła luke'a, próbując zniszczyć jego karierę zawodową, co raczej nie świadczy o stabilności psychicznej. nikt nigdy nie udowodnił, że homoseksualny mężczyzna nie jest w stanie zatroszczyć się o dziecko, a michael clifford, partner luke'a, jest pełnoletni. nie można przyczepić się tutaj do niczego poza tym, że luke złamał regulamin uczelni, za co zostanie ukarany właśnie na uczelni. dlaczego mamy karać go za to również w sądzie? jeśli luke straci pracę, będzie to tylko wina malikoi. przez niemal pięć lat luke zajmował się arielle. dziewczynka wciąż żyje, niczego jej nie brakuje i przede wszystkim widać, że arielle jest szczęśliwa. czy będzie można powiedzieć o niej to samo, gdy malikoa dostanie połowę praw rodzicielskich? nie sądzę. to wszystko, co chciałem powiedzieć – mruknął cal na koniec, następnie wstając i wracając na swoje poprzednie miejsce. luke nie odrywał od niego wzroku, czując ogarniającą go wdzięczność, której żadne słowa nie mogłyby wyrazić.
– w porządku. na dzień dzisiejszy rozprawa zostaje zakończona. ponownie spotkamy się za tydzień, by rozstrzygnąć kwestię praw rodzicielskich nad arielle joy hemmings – oznajmił sędzia, stukając młotkiem.
wraz z ostatnim uderzeniem młotka luke pomyślał, że faktycznie jeszcze może być lepiej.
—carry on.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro