Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(21) let the good times roll

rua tekau ma tahi.

– calum, to była dosłownie jedna rzecz, którą miałeś się zająć. jak mogłeś zawalić? – spytał luke, wyrzucając ręce do góry w geście frustracji. m i c h a e l znał go wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że blondyn jedynie stara się udawać złego, ponieważ w zaistniałej sytuacji było to prawdopodobnie odpowiednie zachowanie, jakie powinien pokazać każdy rodzic. kąciki ust luke'a ciągle uciekały ku górze, a michael sam z trudem powstrzymywał śmiech, patrząc na zawstydzonego caluma, stojącego w progu ze spuszczoną głową, niczym zbity szczeniak. – jak mogłeś pozwolić mojej czteroletniej córce nakryć się w czasie masturbacji, podczas oglądania lesbijskiego porno? jak to się stało, calum? – kontynuował luke, opierając dłonie na biodrach. calum wyglądał tak, jakby naprawdę było mu przykro, lecz kiedy hemmings nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem, cal spojrzał w górę i pokazał mu środkowy palec.

– pieprz się, stary. to nie moja wina, że twoje dziecko nie wie, co oznacza prywatność. byłem kulturalnie w swoim pokoju, masując swojego fiuta, oglądając porno, za które sam zapłaciłem, kiedy twoja córka postanowiła odegrać cholernego rambo i wejść tak, że nawet jej nie usłyszałem – prychnął brunet, automatycznie odbierając od ashtona talerze, które ten mu podał. luke wciąż się śmiał, opadając na kanapę obok michaela, który szybko dołączył do swojego chłopaka, nie mogąc przepuścić okazji do upokorzenia najlepszego przyjaciela.

– płacisz za porno? to przykre – westchnął rozbawiony ashton, rozkładając szklanki przy każdym miejscu na stoliku i próbując szykować kolację z dwoma idiotami, wypełniającymi dom śmiechem. słyszał szybkie kroki na górze, co mówiło mu, że trójka dzieci jeszcze żyje, więc nie było najgorzej.

– hej, ci ludzie też muszą z czegoś żyć, nie? nie będę kutasem i dam im zarobić – stwierdził calum, wzruszając ramionami. chodził za ashtonem dookoła stolika, podczas gdy starszy mężczyzna zabierał po jednym talerzu z jego rąk, układając je obok sztućców.

przez ostatnie trzy dni ashton i calum spędzali ze sobą dość dużo czasu, co zauważył nawet michael, mając na głowie luke'a, studia i opiekę nad jego przyszłą córką (to wcale nie creepy, że już tak o niej myślał, prawda?). mike nie miał pojęcia w jakim kierunku to wszystko szło, ponieważ zazwyczaj calum nie szczędził mu szczegółów, dotyczących tego, w kogo wtykał swoje przyrodzenie, a odnośnie ashtona nie powiedział nawet słowa. do diabła, michael nawet nie wiedział, czy calum lubi facetów, co było dość żałosne, jeśli wziąć pod uwagę ile trwała ich przyjaźń. to mogło oznaczać dwie rzeczy: albo calum zadowolił się przyjaźnią ze zrzędliwym współlokatorem luke'a, albo ashton był dla niego poważniejszą sprawą.

patrząc na sposób, w jaki ashton rozmawiał z calumem, gdy michael i luke się z niego śmiali, albo to, jak chętnie calum pomagał ashtonowi w obowiązkach domowych, chociaż ich mieszkanie zawsze wyglądało jak chlew, michael śmiało mógł postawić wszystkie pieniądze na tę drugą sprawę.

– nie chcesz być kutasem, trzymając swojego w dłoni. rozumiemy, calum. to bardzo honorowe – odezwał się michael, co wywołało kolejny niekontrolowany atak śmiechu u luke'a. odgłosy musiały zwabić dzieci z góry, ponieważ trójka maluchów wkrótce pojawiła się na schodach.

– co się dzieje? – spytała zaskoczona arielle, widząc jak jej tata ociera łzy z oczu, opierając głowę na ramieniu michaela.

– nic, ellie. twoi tatusiowie zachowują się jak trzyletnie bachory – skomentował hood, przewracając teatralnie oczami. michael niezbyt subtelnie zbył go gestem, za który otrzymał mocne uderzenie od luke'a w swoim pełnym ojcowskim trybie.

– odrobiliście zadanie? – spytał ashton swoich synów, jednak nie uwierzył im na słowo i pognał theo i dylana na górę, idąc tuż za nimi, by sprawdzić ich zeszyty.

– hej, mała syrenko, chcesz mi pomóc z kolacją? – rzucił cal, wyciągając rękę w kierunku maleńkiej brunetki, wyglądającej bardziej jak on, niż luke. boże, jak mógł tak długo nie zachowywać się jak prawdziwy wujek? chyba był w tym całkiem niezły, pomijając całą sprawę z lesbijskim porno. naprawdę lubił spędzać czas z tą małą, nawet jeśli potrafiła rozrabiać i doprowadzać go do szału.

ellie zeskoczyła z ostatniego stopnia i zrobiła ukłon, gdy luke i mike zaczęli bić brawo, po czym chętnie chwyciła dłoń wujka caluma.

– a co mamy na kolację? – spytała tonem kulinarnego krytyka. calum stwierdził, że ashton skopałby tej małej złośnicy tyłek, gdyby tu był. cholerny szef kuchni. brunet przygryzł dolną wargę, by nie uśmiechnąć się na myśl o ashtonie. to było tak skomplikowane.

– spaghetti, bo ash był zbyt leniwy, żeby robić coś innego.

– może to dlatego, że tatuś wygląda jak nitka spaghetti – zaświergotała radośnie czterolatka, porozumiewawczo patrząc na michaela, który po chwili zrozumiał o co chodzi i zaśmiał się, zaskoczony dobrą pamięcią dziewczynki. calum uśmiechnął się do niej i razem zniknęli w kuchni, a luke odwrócił się w stronę studenta.

– co to za wewnętrzne żarty z moją córką, pedofilu? – spytał, lekko dźgając michaela w brzuch. minęły trzy dni od zabrania ellie ze szpitala i od rozmowy luke'a z karen. blondyn wciąż był zmęczony, ale psychicznie czuł się lepiej i był za to wdzięczny swoim bliskim, którzy wytrzymywali jego gównianą postawę.

– pedofilu? wiesz, próbuję dostać się do twoich spodni, a nie do spodni twojej córki – zamruczał clifford, przesuwając się bliżej i przejeżdżając nosem po szyi blondyna, który na moment przymknął oczy, pozwalając swojemu ciału na relaks. – a na poważnie... tak cię opisałem, kiedy pierwszy raz poznałem arielkę i chciałem się dowiedzieć, czy jesteś jej ojcem, bo jakiś dziwny gość próbował cię udawać i zabrać ją... cholera – mruknął michael, widząc zmianę na twarzy blondyna. jego uśmiech zniknął, razem z wszelkimi znakami odprężenia. zamiast tego michael ujrzał miks nerwów, stresu i strachu, który wcale mu się nie podobał.

– ktoś próbował ją zabrać? wtedy, gdy zgubiłem ją w galerii? dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? jak mogłeś... jak ja... – mamrotał luke, kręcąc szybko głową i nerwowo naciągając rękawy swojego czarnego swetra. michael miał ochotę uderzyć się prosto w twarz. właśnie dlatego nie mówił luke'owi; nie chciał, żeby mężczyzna ześwirował i znów zaczął z tym swoim "złym ojcostwem." – o boże, gdyby nie ty ktoś mógłby...

– hej, dość. chodź ze mną – przerwał mu mike, podrywając się z kanapy i łapiąc luke'a za rękę, by ten musiał pójść za nim. michael doszedł do wniosku, że ashton jeszcze przez chwilę będzie na górze ze swoimi dziećmi, a arielle była zajęta calumem, więc on i luke mogli mieć chwilę dla siebie. clifford wyprowadził luke'a na taras za domem, zamykając za nimi przeszklone drzwi do salonu. na dworze wciąż było bardzo ciepło, chociaż niebo już zmieniało kolor na granatowy. jednym z plusów mieszkania w australii był brak potrzeby martwienia się pogodą. – nie mam zamiaru znowu słuchać, jak na siebie narzekasz, okej? tak, zgubienie dziecka w galerii handlowej to dość duża sprawa, ale wszystko skończyło się szczęśliwie, więc po co to nadmiernie analizować?

– ale ja... – spróbował luke, wciąż nie przestając bawić się rękawami i własnymi palcami. robił to zawsze, gdy miewał ataki lęku i michael czuł się okropnie z tym, że tym razem on był ich powodem, dlatego szybko złapał lodowate dłonie blondyna w swoje i ścisnął je mocno.

– tak, jesteś fatalnym ojcem. chyba już to przerabialiśmy, huh? jesteś fatalnym ojcem, bo jedyne o co się martwisz, to czy twoje dziecko będzie miało dobrą przyszłość, chociaż sama arielle nie wybiega myślami dalej niż do kolejnego odcinka spongeboba – prychnął michael, przewracając teatralnie oczami. luke przygryzł dolną wargę, bawiąc się metalowym piercingiem i nie patrząc na niższego chłopaka. – słuchaj, rozumiem, że rodzice nigdy nie mieli dla ciebie miłego słowa i nie masz za grosz wiary w siebie, ale teraz ja tu jestem, żeby przypominać ci jak fantastycznym człowiekiem jesteś, więc zamknij się i po prostu przyjmij komplement, ta? zawsze ty zajmowałeś się wszystkim i wszystkimi. ten jeden raz pozwól, żeby to ktoś zajął się tobą, dobrze? – spytał zielonooki nieco łagodniejszym tonem, widząc niepewność na twarzy blondyna. jak bardzo musiał zostać skrzywdzony, żeby mieć o sobie tak niskie zdanie?

luke powoli pokiwał głową, wciąż nie podnosząc wzroku. michael westchnął, następnie przyciskając luke'a do barierki swoim ciałem i łącząc razem ich usta w niezbyt delikatnym pocałunku. blondyn jęknął zaskoczony, rozchylając wargi, przez co michael mógł łatwo wślizgnąć swój język do ust wyższego chłopaka, by poczuć jego smak. mike zacisnął dłonie na kamiennej podporze, która trzymała luke'a w miejscu, zaś ręce blondyna odnalazły drogę do liliowych włosów dwudziestolatka i pociągnęły za końcówki, wydobywając pomruk z głębi gardła michaela.

żaden z nich nie chciał się odsuwać, ale wiedzieli, że jeśli ktoś wejdzie do salonu, będą mieli idealny widok na parę, a woleli oszczędzić sobie tego wstydu. królową wieczoru był w końcu calum. michael wciąż opierał się o luke'a, jednak odchylił głowę w tył, by móc spojrzeć w błękitne oczy starszego mężczyzny.

– już ci lepiej? – spytał z ironicznym uśmieszkiem na ustach, ocierając się lekko o ciało szczupłego blondyna.

luke wciągnął powietrze przez zaciśnięte zęby, nieco mocniej ciągnąc za włosy studenta.

– zdefiniuj "lepiej." erekcja w czasie kolacji chyba nie jest najlepszym, co mi się przydarzyło – mruknął, a michael odpowiedział głośnym śmiechem. – co do kolacji, to lepiej wracajmy do środka, bo ashton już pewnie myśli, że uciekliśmy gdzieś do piwnicy, żeby robić bóg wie co – stwierdził po chwili, uśmiechając się wesoło.

– do piwnicy? nie jestem zwierzęciem – prychnął mike, udając szczerze dotkniętego. – zabrałbym cię na tylne siedzenie twojego auta.

– och, romantyku. czy mogłem lepiej trafić? – westchnął dramatycznie luke, splatając razem ich palce i ciągnąc mike'a w stronę wnętrza domu. kiedy napotkał opór, odwrócił się w stronę swojego chłopaka z uniesionymi brwiami. – coś nie tak?

– mam to na myśli, luke – powiedział nagle michael, wyglądając tak poważnie jak nigdy. luke rozchylił usta, nie bardzo wiedząc jak zareagować. – pozwól, żeby ktoś zajął się tobą. zasługujesz na to – dodał, stając na palcach i całując czoło luke'a, by następnie wejść do środka.

– przysięgam, że jeśli poszli robić bóg wie co w piwnicy, to ich obu wykastruję. nie po to robiłem kolację... – mówił głośno ash, co luke mógł usłyszeć przez uchylone drzwi na taras. blondyn uśmiechnął się pod nosem, wsuwając dłonie w kieszenie czarnych spodni.

– co to znaczy wykastrować? – spytał wesoło theo.

– zajmij się swoimi sprawami, młody – odparł ashton momentalnie, zaś luke się zaśmiał, kręcąc głową i podchodząc z powrotem do barierki. słyszał michaela, uspokajającego ashtona, ale tak naprawdę już nie rozróżniał słów, zagubiony w swoich myślach.

spojrzał w ciemne niebo, biorąc głęboki oddech i zatrzymując świeże powietrze w płucach przez jakiś czas. zamknął oczy, myśląc o wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. michael był jednym z głównych powodów, dla których luke jeszcze się nie załamał. miło było wiedzieć, że ktoś chce być z tobą dla ciebie, tak po prostu.

miło było wiedzieć, że ktoś chciał się tobą zająć, nawet jeśli przez całe życie wmawiałeś sobie, że tego nie potrzebujesz.

—carry on.

{cześć dzieciaczki
wiem, że to taki filler bez żadnego sensu, ale... ugh, na razie może pozwólmy dobrym czasom się toczyć, huh?

#smooth

postaram się, żeby ostatnie rozdziały były ciekawsze!}

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro