Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

(2) sail on

rua.

– wiem, że to brzmi, jakbym traktował tego gościa przedmiotowo i to nie moja intencja, ale... jest gorący i chcę go.

m i c h a e l opadł na kanapę, nie przejmując się tym, że leżał na niej jego współlokator, przez co on znajdował się teraz na nim. ciemnowłosemu chłopakowi również zdawało się to nie przeszkadzać, był przyzwyczajony do tego, że michaela trzeba traktować jak bardzo uciążliwego kota, ciągle potrzebującego uwagi.

– dlatego byłeś dla niego dupkiem? – spytał przygnieciony student, wciskając głowę w miękką poduszkę i patrząc na telewizor, gdzie liverpool właśnie przegrywał z manchesterem united. – kurwa, już ja bym lepiej zagrał. mówisz, że jak nazywa się ten nauczyciel?

– hemmings. luke hemm... ou, zaczekaj – mruknął michael i uderzył otwartą dłonią w czoło. calum zaczął się krztusić i mimo dość niezręcznej sytuacji, michael po prostu zaczął się śmiać. reakcja przyjaciela była wręcz bezcenna. – wiedziałem, że skądś kojarzę to nazwisko, ale wtedy nie mogłem sobie przypomnieć skąd. o stary, chyba sobie jednak odpuszczę – dodał z wesołym uśmiechem, czując jak cal próbuje go z siebie zrzucić. mike zsunął się między nogi chłopaka, zaś brunet usiadł na kanapie i z niedowierzaniem spojrzał na swojego współlokatora.

– twoim... naszym nowym nauczycielem jest pieprzony luke hemmings? zmieniam kierunek – oznajmił z poważną miną, gasząc telewizor. prawdopodobnie nie chciał bardziej się denerwować, kiedy jego ulubiona drużyna dawała ciała. calum zawsze powtarzał, że po odejściu gerrarda wszystko poleciało w dół. i może faktycznie tak było, michael nie bardzo interesował się sportem.

mike odchylił się na oparcie kanapy, opierając stopy w skarpetkach na krawędzi niewielkiego stolika do kawy, który przywlókł tutaj jego ojciec, koniecznie chcący mieć jakiś wkład w przeprowadzkę jedynego syna i urządzanie nowego mieszkania. nie było to duże lokum; dwa pokoje, jedna łazienka, kuchnia i niewielki salon na trzynastym piętrze uroczego, starego budynku. dla dwóch studentów, zarabiających dorywczo, było to jedyne dostępne mieszkanie w sydney, na które było ich stać, jednak w zupełności wystarczyło. lepsze to niż akademik. jedynym minusem był właściciel wynajmowanego lokum, który kategorycznie zabraniał trzymania tutaj zwierząt. marzenia caluma o mopsie musiały więc poczekać.

– nie przesadzasz trochę? zawsze jest szansa, że to on zrezygnuje. pomyśl jak zabawnie może być – odezwał się po chwili namysłu. oczami wyobraźni widział wysokiego blondyna, chodzącego po podium, zadającego pytania uczniom i ekscytującego się jakimś uczonym chemikiem, którego nazwiska michael nie zapamiętał. musiał przyznać, że mężczyzna był uroczy i potrafił zaciekawić swoich studentów. jednak mike naprawdę nie sądził, że luke wytrzyma dłużej niż dziesięć dni.

calum przewrócił teatralnie oczami, przeczesując dłońmi swoje czarne włosy. wciąż miał na sobie piżamę, mimo iż dochodziła szesnasta.

– jeśli będę chciał go zabić, nie powstrzymuj mnie.

– nie mam zamiaru, postawię na ciebie dwa dolary – zapewnił zielonooki, poklepując przyjaciela po ramieniu. cal rzucił mu powątpiewające spojrzenie i wstał. – co? mam postawić pięć dolarów? zwykle oddajesz mi się za jednego i paczkę cheerios.

– tylko kiedy mam zły dzień, gordon – rzucił ironicznie calum, podciągając szare dresy nieco wyżej i kierując swoje bose stopy do kuchni. – zamawiamy jakieś jedzenie? czekałem z tym aż wrócisz, a skoro... no wiesz, wróciłeś, to mogę przestać głodować.

michael uwielbiał mieszkać z calumem między innymi właśnie z tego powodu. cal zawsze najpierw myślał o nim, a dopiero potem o sobie. nigdy nie wykluczał go ze swoich planów, pytał o zdanie w wielu sprawach. liczył się z nim. byli przyjaciółmi praktycznie od urodzenia, ich matki wielokrotnie próbowały wprowadzać im "okresy separacyjne", lecz mike i calum zawsze znajdowali sposób, by się spotkać. podczas dorastania oboje nie mogli się nigdzie odnaleźć i minęło mnóstwo czasu, zanim uświadomili sobie, że nie ma w tym nic złego. mieli siebie i tak było dobrze. wystarczyło tylko się trzymać, a życie jakoś samo się układało. ostatecznie skończyli przecież razem na uczelni, na której zawsze chcieli studiować.

– pizza, dla mnie z...

– podwójnym serem i bez pieczarek, już dzwonię – przerwał mu brunet, opierając się o framugę w salonie z komórką przy uchu.

michael posłał mu szeroki uśmiech, po czym położył się i zamknął oczy. nie był zaskoczony, kiedy pod powiekami ukazał mu się luke.

(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧

– o boże, ashton, wróciłeś. tak bardzo tęskniłem – powiedział blondyn, zarzucając ramiona na szyję przyjaciela i wieszając się na nim niczym koala. l u k e słyszał piski swojej córki, która witała się z dwójką siedmioletnich synów ash'a. dylan i theo również krzyczeli. a przecież nie widzieli się zaledwie przez tydzień.

– znów zepsułeś toster? luke, na litość boską, masz prawie trzydzie... – zaczął ashton, jednak dłoń luke'a wylądowała na jego ustach jeszcze zanim mężczyzna miał szansę choćby mrugnąć.

– po pierwsze: nie wymawiaj słowa na t, jeszcze mi do tego daleko – oznajmił stanowczo, odsuwając się od przyjaciela na długość ramienia. luke nienawidził myśleć, że już bliżej mu do trzydziestu, niż dwudziestu lat. nienawidził się starzeć, nienawidził być dorosły. – po drugie: nie, nie zepsułem tostera. już nie mogę się stęsknić za najlepszym przyjacielem?

ash uniósł brwi ku górze, zaś wyraz jego twarzy był dość sceptyczny. spojrzał nad ramieniem luke'a na trójkę maluchów, którzy już pobiegli do salonu, by obejrzeć razem końcówkę księgi dżungli, była to ulubiona bajka theo, więc ashton nie miał wątpliwości, że w chwili pojawienia się napisów końcowych chłopiec będzie błagał o ponowne odtworzenie płyty.

– poza tym jak tam rozprawa? chelsea dalej jest wredną jędzą? – spytał luke ze szczerym zainteresowaniem. ashton był w trakcie rozwodu i aktualnie najważniejszą kwestią była opieka nad siedmioletnimi bliźniakami. to ash ubiegał się o unieważnienie jego małżeństwa z chelsea po tym jak dowiedział się, że sypiała z jego szefem, a za karę kobieta robiła mu piekło w sądzie, zgrywając idealną matkę, podczas gdy tak naprawdę zauważała swoich synów okazjonalnie, kiedy zniszczyli coś należącego do niej. luke nie chciał jej demonizować tylko dlatego, że była kobietą, ponieważ nie był tym typem człowieka, jednak chelsea finnegan była ludzkim uosobieniem wyrażenia o boże, tylko nie to.

ashton westchnął i odłożył swoją sportową torbę na komodę w holu, następnie wchodząc do salonu, by popatrzeć na swoje dzieci. arielle siedziała między dwójką większych od niej chłopców i jak zwykle wyglądała niczym mała laleczka ze swoimi wielkimi szklanymi oczami wpatrzonymi w mowgliego. dylan i theo znajdowali się po obu jej stronach i całkiem nieświadomie siedzieli w tej samej pozycji, z kolanami podciągniętymi pod brodę i objętymi ramionami. często to robili, ponieważ więź między nimi była wyjątkowo silna. bliźniaki wyglądały niemal tak samo; mieli zielono-piwne oczy ashtona, brązowe włosy po mamie, które jednak kręciły się lekko jak u ojca, delikatne piegi na nosach, długie rzęsy. ash wiedział, że kiedyś będą przystojnymi nastolatkami, ponieważ ich matka była piękna. modlił się tylko o to, by mieli więcej cech jego charakteru.

– nie mam zamiaru oddać tych dzieci, choćby przeciągnęła na swoją stronę nawet prezydenta. naprawdę sądzę, że uda mi się wygrać tę rozprawę. musisz być moim świadkiem na następnej, w porządku?

– jasne. powiem panu sędziemu, że jako sugar daddy odwalasz kawał dobrej roboty, więc jako prawdziwy ojciec też sobie radzisz – rzucił luke, momentalnie zarabiając uderzenie w tył głowy. – dobra, dobra. muszę ci opowiedzieć o moim dniu, który był okropny, ash. okropny. szczególnie przez tego jednego głupka, który sabotował moje zajęcia przez cały czas. przysięgam, że następnym razem wezmę go i...

– woah, nie przy dzieciach – wtrącił rozbawiony ashton, zaś widząc rumieńce na policzkach przyjaciela wybuchnął śmiechem i poczochrał starannie ułożone włosy luke'a.

– cicho tam, mowglie zaraz zostanie zjedzony przez dużego kotka – rzuciła arielle z wyraźną irytacją w głosie. wielki bernardyn leżał między kanapą i stolikiem, co jakiś czas leniwie podnosząc łeb, by spojrzeć na swoją właścicielkę i otrzeć się o jej nogę na znak miłości.

luke udał, że zasuwa usta zamkiem, zaś ciemnowłosa dziewczynka popukała się lekko w czoło, wywołując nowy atak wesołości u dwójki dorosłych mężczyzn. luke uwielbiał mieć ich wszystkich razem w jednym domu, to była jego rodzina i za nic nie zamieniłby ich na nikogo innego, chociaż niektórym dziwną wydawała się para kolesi z trójką dzieci.

ashton udał się do kuchni i zaczął przeglądać lodówkę w poszukiwaniu składników na kolację. podnosił po kolei puszki z zupkami i krzywił się na ich widok. 

– jezu, ty karmiłeś tym ellie? i ona jeszcze żyje? – ironizował, wrzucając wszystko do kosza. – trzeba będzie zrobić zakupy. a na kolację zjemy spaghetti.

– wypraszam sobie, moje zdolności kulinarne są wybitne i arielle nigdy nie narzeka – prychnął blondyn, krzyżując ramiona na szerokiej klatce piersiowej. miał wyjątkowo ciężki dzień i był zmęczony, ale chciał jakoś pomóc ashtonowi, żeby chociaż na moment przestać myśleć o chłopcu w kolorowych włosach, który wielokrotnie ośmieszył go przed całą klasą. michael clifford nie zasługiwał na miejsce w jego głowie.

– to dlatego, że kiedy to robi, ty zaczynasz płakać, a ona nie lubi doprowadzać cię do płaczu – zaśmiał się ashton, natomiast młodszy mężczyzna zrobił oburzoną minę i, jak na primadonnę przystało, tupnął nogą, następnie odwracając się na pięcie, by wymaszerować z kuchni.

ashton jeszcze przez jakiś czas się w niej kręcił, przygotowując posiłek dla wszystkich domowników. kiedy makaron się gotował, ash z czystej ciekawości nacisnął guzik tostera, z którego wysunęły się dwie spalone na wiór kromki chleba, ciągnąc za sobą smugę dymu. dwudziestodziewięciolatek westchnął i zaśmiał się pod nosem.

– a jednak zepsuł toster.

—carry on

{cześć dzieciaczki
rozdział wstępny, chciałam przedstawić dokładniej ashtona i caluma.

dlaczego według was calum ma takie zdanie o luke'u?}

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro