(14) one foot in the gutter
kotahi tekau ma wha.
l u k e spotkał się z malikoą tydzień później, by porozmawiać o tym, co tak dokładnie planowała kobieta i jak bardzo chciała zmienić układ, który panował między nimi do tej pory. ich prawnicy siedzieli obok swoich klientów przy długim stole konferencyjnym, prawniczka luke'a przeglądała papiery przygotowane przez reprezentanta malikoi. luke już je widział i do tej pory miał ochotę się śmiać. nie mógł uwierzyć, że malikoa tak bardzo ryzykowała. musiała być pewna wygranej i luke nie mógł nie zastanawiać się, co dawało jej tę pewność.
felicity fisher uniosła wzrok, postukała czarnym paznokciem w pierwszą stronę dokumentów i odchrząknęła, patrząc na byłą żonę swojego klienta.
– w którym momencie powinnam wziąć to na poważnie? – spytała spokojnym tonem, a luke odetchnął głęboko i wygodniej odchylił się na oparcie krzesła. – rok temu nie miała pani prawa zbliżyć się do arielle hemmings, a teraz chce pani mieć ją u siebie na siedem dni co drugi tydzień, bądź na miesiąc... co trzy miesiące? – w głosie kobiety pobrzmiewało zdziwienie. nie złośliwość, autentyczne zdziwienie. nie mogła uwierzyć, że prawnik malikoi uważał, że ta ma szansę z czymś takim w sądzie.
– to również moja córka. dwa dni w miesiącu to za mało – odpowiedziała brunetka, unosząc wysoko podbródek. luke prychnął i ponownie pochylił się do przodu, splatając dłonie na stoliku. dwójka urzędników milczała, wiedząc, że muszą dać im zwyczajowe kilka minut na kłótnię. byłe małżeństwo nie widywało się dość często, by wyładować na sobie swoją frustrację.
– dwa dni w miesiącu to więcej niż to, na co zasługujesz. dla bezpieczeństwa arielle powinnaś dalej mieć zakaz zbliżania – powiedział z przekonaniem, nie odrywając od mali wzroku. denerwowało go wszystko, co robiła. nawet sposób, w jaki oddychała. wszystko wydawało się być takie... pretensjonalne.
– arielle jest ze mną bezpieczna – rzuciła oburzona, również pochylając się w przód.
– powiedz to poduszce, którą próbowałaś ją udusić – zakpił luke. malikoa już miała zamiar poderwać się z miejsca, ale riley elliot położył dłoń na jej ramieniu i przytrzymał ją w miejscu.
– ten argument jest już stary, zważywszy na to, że moja klientka odbyła wiele godzin terapii... – wtrącił mężczyzna, ale kiedy luke posłał mu pełne niedowierzania spojrzenie zamilkł i odwrócił wzrok.
– stary, czy nie, ten argument jest jak najbardziej prawdziwy. dlatego nie wiem, co tutaj robimy. nie ma mowy, że zgodzę się na którąkolwiek z tych opcji, a dopóki to ja mam pełne prawa rodzicielskie, malikoa nie ma nic do gadania – wyjaśnił blondyn, próbując zapanować nad głosem. jeśli sprawa faktycznie trafi do sądu, takie wybuchy gniewu mu nie pomogą.
felicity położyła dłoń na ręce luke'a, chcąc go uspokoić, lecz jej wzrok wciąż był ciekawie utkwiony w malikoi hood.
– co sprawia, że myśli pani, iż ma szansę wygrać? ta sprawa naprawdę nie wygląda dla was pomyślnie, a jeśli będziecie chcieli załatwić to sądownie, mój klient wniesie o odebranie pani czasu, który aktualnie został pani przyznany na spotkania z córką – ostrzegła uczciwie, odsuwając od siebie dokumenty.
– och, ja tylko uważam, że sąd będzie skłonny przyznać mi większe prawa dla dobra arielle, która potrzebuje matki, a nie tylko... nie do końca normalnego ojca, który może nie mieć na nią zbyt dobrego wpływu, jeśli wie pani o co mi chodzi – odparła kobieta i uśmiechnęła się niewinnie, natomiast luke otworzył szerzej oczy.
malikoa wiedziała. nie miał pojęcia jak, bo nie mogła wiedzieć, ale wiedziała. i sposób w jaki to określiła... luke skrzywił się z niesmakiem. felicity dostrzegła jego minę i zrozumiała, o co chodziło malikoi. miała ochotę roześmiać się jej w twarz.
– ta rozmowa jest skończona – wycedził luke przez zaciśnięte zęby i wstał, wychodząc nim ktokolwiek miał okazję zareagować. felicity szybko zebrała swoje papiery i wybiegła za klientem, doganiając go na korytarzu.
– luke, nie denerwuj się. ona nie ma szans na wygranie tej sprawy, nieważne, co sobie myśli. żaden zdrowy na umyśle sędzia, żadna rada przysięgłych... nie uznają jej za osobę odpowiednią do wychowywania dziecka – zapewniła blondynka, która reprezentowała luke'a zawsze, kiedy tego potrzebował. jednak jego lubiła jako jedynego ze swoich stałych klientów, ponieważ był miły i szanował jej pracę. potrafił podziękować. felicity chciała wygrać dla niego tę sprawę.
mężczyzna westchnął i przetarł twarz dłońmi, następnie patrząc na felicity z góry. w jego oczach widniało zmęczenie.
– jeśli weźmie to do sądu, raczej nie będzie mnie stać na prawnika – stwierdził i uśmiechnął się lekko, zerkając na zegarek. za pół godziny miał popołudniowe zajęcia, zaś ashton czekał na niego w samochodzie przed kancelarią. później musiał jechać z arielle na badania, a na poprawienie wypracowań została mu noc. w tym momencie chciał umrzeć. albo zabić malikoę. też by było.
felicity zaśmiała się i wzruszyła ramionami.
– jak dobrze wiesz, sama jestem matką i niech mnie diabli, jeśli ta jędza cokolwiek osiągnie. załatwię ją pro bono – powiedziała z uśmiechem i poklepała luke'a po ramieniu. w tym momencie nie było na świecie osoby, którą blondyn kochałby bardziej. może poza arielle.
– jesteś niesamowita – odparł z przekonaniem i pocałował ją w policzek, następnie tłumacząc swój pośpiech i żegnając się z prawniczką, by ashton nie jęczał, że luke chciał go zabić, zostawiając na upale w samochodzie. po drodze jednak luke otrzymał wiadomość, która kazała mu zatrzymać się w pół kroku.
michael c.
zadzwoń do przedszkola i powiedz, że ja dzisiaj odbiorę arielkę i wezmę ją do lekarza ;)
luke zmarszczył brwi i odruchowo się rozejrzał, zupełnie jakby malikoa mogła stać za nim i widzieć z kim pisze. blondyn nie chciał, żeby poznała całą prawdę, nie tylko ze względu na niego i arielle, ale również ze względu na michaela, którego malikoa ściągnęłaby do sądu. właśnie dlatego luke ostatnio spędził niemal godzinę, tłumacząc dwudziestolatkowi, że żaden z nich tego teraz nie potrzebuje. najwyraźniej niewiele do niego dotarło, ale luke i tak odpisał — rozmawialiśmy o tym, mike. co ty niby wyprawiasz?
michael c.
staram się być potrzebny
blondyn dosłownie widział oczami wyobraźni, jak michael siedzi zapewne jeszcze w sali wykładowej i ze skupieniem wpatruje się w ekran komórki, czekając na odpowiedź luke'a. mężczyzna miał dziwne wrażenie, że michaelowi za bardzo zależy. jednak chyba właśnie dlatego zwyczajnie się zgodził i w samochodzie zadzwonił do przedszkola, by powiadomić ich, że jego córkę odbierze uroczy głupek o kolorowych włosach. następnie tak samo załatwił sprawę lekarza, ponieważ w końcu była to tylko wizyta kontrolna i michael jak najbardziej mógł zabrać na nią ellie.
cóż, w każdym razie luke miał nadzieję, że to tylko wizyta kontrolna.
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
m i c h a e l nie do końca zrozumiał dlaczego zabierał arielkę do lekarza, bo wydawała się być zdrowa i bardzo szczęśliwa, kiedy mike po nią przyszedł. nie pamiętał kiedy ostatnio ktoś tak cieszył się na jego widok i to sprawiało, że humor od razu mu się poprawił. niestety michael nie miał dziecięcego fotelika, czy choćby samochodu, albo prawa jazdy, dlatego musieli iść na nogach, ale kiedy michael zaproponował lody arielle nie miała nic przeciwko.
– dlaczego tata po mnie nie przyszedł? – spytała, patrząc na niego znad swojego czekoladowego rożka, którym właśnie brudziła malutki nosek. mike uśmiechnął się, czując jak jego serce powoli się topi. boże, to takie mało punk-rockowe.
– bo jest starym zgredem, który ma poważną pracę – wyjaśnił. arielle zapewne niewiele zrozumiała, ale podobał jej się jego konspiracyjny ton, zupełnie jakby mieli swój sekret. wcześniej rozmawiała tak tylko z tatą i z dylanem, dlatego ekscytowała się wszystkim, co związane z michaelem. ten z kolei nie wiedział, czy zaprzyjaźnianie się z córką mężczyzny, z którym się sypia jest dobrym pomysłem, ale chyba nie było na to jakichś specjalnych reguł, prawda?
michael nigdy nie umawiał się z facetami starszymi od siebie, a co dopiero z takimi, którzy mieli już dziecko i jeden rozwód za sobą. kiedy tak o tym myślał, zastanawiał się, czy na pewno dobrym pomysłem jest pakowanie się w coś takiego. michael był zakochany w luke'u i zauroczony arielle, ale szczerze mówiąc był też trochę przestraszony. luke hemmings nie był kimś, z kim było się przez chwilę, by potem go rzucić. związek z nim to poważna sprawa i może właśnie dlatego luke nie chciał aż tak się angażować. może wyczuwał, że michael nie jest gotowy?
nawet jeśli, to się mylił. michael chciał chociaż spróbować, bo kiedy zobaczył jak twarz arielki rozjaśnia się tylko dlatego, że go zobaczyła... michael chciał wywoływać taki efekt częściej, mimo iż nigdy nie myślał o adopcji własnego dziecka. uważał, że to nie dla niego. ale chyba jest trochę racji w tym, by nie odrzucać czegoś, czego się wcześniej nie próbowało.
arielle najwyraźniej dostrzegła, że michael się zamyślił i nie spodobało jej się to, bo wzięła na palec trochę loda i przejechała nim po nosie mike'a, zwracając na nią jego uwagę. zielonooki roześmiał się i przyciągnął dziewczynkę do siebie, ocierając brudny nos o jej policzek i zostawiając tam brązowy ślad po lodzie.
– aww, to twoja siostra? – spytał dziewczęcy głos, który sprawił, że michael obrócił się, wciąż trzymając chichoczącą dziewczynkę w ramionach, starając się nie upuścić swojego loda. jego oczom ukazała się avery, studentka z jego klasy. jedna z tych, które śliniły się na widok luke'a.
– właściwie to... – zaczął, zastanawiając się, co powiedzieć. jeżeli powie, że to córka luke'a, avery będzie chciała wiedzieć dlaczego się nią zajmuje, a przecież nie mógł powiedzieć, że między nim i lukiem coś jest. nikt nie mógł wiedzieć, a już na pewno nie największa plotkara na uczelni.
– to mój drugi tatuś – wtrąciła ucieszona ellie, a mike odruchowo przytulił ją mocniej. avery zaśmiała się, nie odrywając wzroku od ślicznej czterolatki.
– zajmuję się córką przyjaciela – powiedział w końcu, mając nadzieję, że zabrzmiało to wiarygodnie. – a ty co tutaj robisz? myślałem, że chodzisz na te dodatkowe zajęcia z matematyki – dodał. chciał się jej jak najszybciej pozbyć, bo naprawdę był beznadziejnym kłamcą, a luke by go zabił, gdyby michael się wygadał.
– profesor je odwołał, bo dziekan chciał z nim rozmawiać – rzuciła i wzruszyła ramionami, zaś michael poczuł niepokój. okres próbny luke'a już się skończył, dostał tę pracę przynajmniej do momentu, w którym poprzedni profesor wróci z urlopu, więc michael nie widział powodu, dla którego dziekan miałby chcieć z nim rozmawiać. – w każdym razie, muszę lecieć. na razie, kruszyno. – poczochrała włosy arielle, która pomachała jej na pożegnanie, natomiast michael wyjął komórkę.
do: luke skywalker
wszystko w porządku z dziekanem???
zdecydowanie za bardzo się przejmował. jednak nim miał czas na zobaczenie odpowiedzi, która przyszła kilka sekund później, arielle zaczęła dziwnie oddychać i upuściła swojego loda, kaszląc i kładąc rączkę nad sercem. michael momentalnie rzucił telefon na stolik w kawiarni i klęknął przed krzesłem dziewczynki, czując czyste przerażenie. twarz arielki zbladła, kiedy mike ujmował ją w dłonie.
– hej, co się dzieje, księżniczko? – spytał zaniepokojony. nigdy w życiu nie miał styczności z chorym dzieckiem i nie chciał mieć, szczególnie nie z dzieckiem luke'a, kiedy nie miał pojęcia, co zrobić. – arielko, nie strasz mnie – poprosił, autentycznie będąc na skraju łez. ale wtedy czterolatka przestała kaszleć i uśmiechnęła się lekko.
– już nie boli – powiedziała cicho, ale michael jej nie uwierzył. był wytrącony z równowagi i myślał, że zrobił coś źle, dlatego zadzwonił do jej ojca. może była uczulona na czekoladę?
– spokojnie, michael. co dokładnie się stało? – spytał luke. sądząc po krzykach w tle, jeszcze znajdował się na uczelni. michael po raz kolejny wytłumaczył, co się stało, trzymając arielle za rączkę i powoli prowadząc ją chodnikiem. – nie zrobiłeś niczego źle, arielle jest chora. ja... chyba jednak będę musiał pojechać z wami. gdzie jesteście?
(ノ◕ヮ◕)ノ*:・゚✧
– to coś poważnego? – spytał mike, kiedy siedzieli z powrotem w samochodzie po wizycie lekarskiej. arielle siedziała w swoim foteliku i bawiła się telefonem taty, dziwnie zmęczona i przygaszona. była to gwałtowna zmiana i michael automatycznie też poczuł się źle. arielle miała ze sobą małe urządzenie, które miało monitorować pracę jej serca, a to już kompletnie mu się nie podobało.
blondyn zerknął w lusterko wsteczne, wciąż nie włączając silnika.
– częstoskurcz nadkomorowy – mruknął, zaciskając nieco mocniej dłonie na kierownicy. michael uważnie mu się przyjrzał i stwierdził, że rozmowa z dziekanem jednak nie poszła najlepiej. dwudziestolatek niepewnie sięgnął w bok i chwycił dłoń luke'a, zdejmując ją z kierownicy i splatając ich palce. luke odetchnął, przejeżdżając kciukiem po bladej skórze michaela. – lekarze mówią, że to nic poważnego, ale w zasadzie nie do końca wiedzą jak ją leczyć. jej serce bije za szybko, często wywołując coś w rodzaju ataku paniki, ale nie potrzebny jest żaden szczególny czynnik. dosłownie wszystko może wywołać atak – mówił szeptem.
– na czym polegają te ataki? czy to właśnie miała w kawiarni? – zapytał mike równie cicho. nie chciał, żeby ellie ich słyszała, chociaż dziewczynka nawet nie podniosła głowy znad telefonu.
– to był łagodny atak. lekarz zawsze powtarza jej, żeby kaszlała kiedy czuje, że to się zbliża. czasami pomaga, ale kiedy atak jest silniejszy, ona po prostu... kuli się i płacze, czekając aż jej przejdzie i przestanie boleć. a ja nie mogę pomóc, wiesz? lekarz każe nam to przeczekać. najgorsze jest to, że nie mogę nic zrobić – wyznał luke, mocniej ściskając dłoń michaela. pustym wzrokiem wpatrywał się w budynek po drugiej stronie ulicy. – malikoa wie, że nie jestem heteroseksualny – dodał po chwili, kompletnie zaskakując michaela, który nie bardzo wiedział, co powiedzieć. martwił się arielle, a teraz dodatkowo musiał martwić się tym?
– i co to dla nas znaczy? – spytał w końcu. podniósł się nieco na siedzeniu i spojrzał do tyłu. arielka odchyliła głowę do tyłu i mimo iż starała się utrzymać otwarte oczy, powieki same opadały w dół.
– nie wiem. naprawdę nie wiem – mruknął i przekręcił kluczyk w stacyjce, chcąc zabrać swoje dziecko do domu i położyć je spać, by mogło spokojnie odpocząć.
michael milczał, chowając dużą dłoń luke'a w swoich własnych. skóra blondyna była zimna, a michaela wręcz przeciwnie i chciał oddać mu trochę swojego ciepła. chociaż tyle mógł zrobić, ponieważ patrząc na dwójkę zmęczonych hemmingsów czuł, że wcale nie jest dobrze.
—carry on.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro