☽ 5 ☾
Siedział samotnie na ławce w nieco zapomnianej części parku, w dłoni ściskając kawałek papieru i wpatrywał się w niego tępym wzrokiem. Wszystkie słowa, które usłyszał od lekarza zaledwie godzinę temu kłębiły się w jego głowie, nie potrafiąc zebrać się w jedną, logiczną całość.
Czternasty tydzień.
Jakim cudem mógł przez ten cały czas nosić pod serduszkiem swoje maleństwo, nie zdając sobie z tego sprawy?
Wszystko, co działo się z nim do tej pory, nagle zaczynało nabierać sensu. Szybkie przybieranie na wadze, dziwne zachcianki (raz zbudził Jeona o trzeciej nad ranem, bo zachciało mu się popcornu karmelowego), wahania nastrojów, mdłości... Jak mógł być tak głupi i od razu nie dopasować tego wszystkiego do ciąży?
Wiedział już, że nie ma zamiaru ani usuwać dziecka, ani oddawać go do adopcji. Mimo że dopiero dowiedział się o tej małej fasolce, nie był w stanie myśleć już tylko o sobie. W jego ciele zadziało się coś zbyt pięknego, żeby miał nie docenić takiego cudu.
Cały czas bił się w pierś, bo w ciągu tych kilkunastu tygodni kilkakrotnie pił alkohol, co prawda w niewielkich ilościach i niskoprocentowy, ale jednak, a do tego nie odżywiał się za dobrze. W jego diecie przeważały potrawy instant, którymi zajadał się w przerwach od pracy, bo nie widział potrzeby, żeby specjalnie dbać o swoją dietę, skoro nawet mimo prób, jego brzuch powiększał się coraz bardziej.
No i już wiedział dlaczego.
Ze łzami w oczach wpatrywał się w swoje USG, dopiero teraz dostrzegając na nim główkę, nóżki, rączki i tułów. Widział nawet paluszki swojej małej kruszynki i już wyobrażał sobie, jak będzie zaciskała je wokół jego palca wskazującego.
Całe jego życie wywróciło się do góry nogami, a jeden z najważniejszych problemów dalej nie został rozwiązany.
Co z Jungkookiem?
Właśnie to jedno pytanie zaprzątało cały jego umysł.
Ma mu powiedzieć? Z pewnością nie byłby zadowolony, w końcu znali się zaledwie kilka miesięcy i mimo ogromu uczuć, jakie cały czas między nimi były, Taehyung nie miał pewności, czy nie powie mu "wybacz, radź sobie sam".
Przecież Jeon był studentem zaraz przed uzyskaniem dyplomu. Musiał teraz skupić się na nauce, a nie zakładaniu rodziny.
Na pewno tak by mu powiedział.
Drobne krople zaczęły uderzać w kartkę, którą dalej trzymał w dłoni. Jasnowłosy spojrzał zdezorientowany w niebo, jednak nie było to zasługą deszczu.
Zdał sobie sprawę, że to jego słone łzy bezsilności.
I mimo że dalej jego głowa była pełna najróżniejszych myśli, w głębi serca podjął już decyzję.
ᵜ ᵜ ᵜ
– Halo, Tae? Mam wykłady, słońce, coś się dzieje?
– Hm? Ah, przepraszam, nie wiedziałem...
– Nic się nie stało, mów, mów, nie ma jeszcze profesora, więc mamy chwilkę.
– Uhm... Masz dziś czas?
– Miałem się przygotowywać do egzaminów...
– Rozumiem, nic nie szkodzi, może kiedy in-
– Nie! Spotkajmy się. Będę po ciebie o szesnastej, dobrze?
– Będę czekał.
– Muszę kończyć, kocham cię, Taehyungie.
bip bip bip
Gorzki śmiech blondyna rozszedł się po całym jego pokoju, jednak nie trwał on długo, zaraz bowiem zamieniony został w ciche łkanie, kiedy wtulił policzek w miękką poduszkę.
Dalej pachnącą szamponem Jungkooka.
– Ja ciebie też...
ᵜ ᵜ ᵜ
Dzwonek do drzwi rozbrzmiał w całym jego domu punktualnie o wyznaczonej przez szatyna godzinie. Otarł ostatnie łzy, które bez przerwy na nowo zbierały się w jego oczach i przybrał sztuczny uśmiech, który będzie miał towarzyszyć mu do końca tego wieczoru. W takim stanie otworzył frontowe drzwi, a zapach róż od razu dopadł do jego nosa, pieszcząc rozkosznie zmysł węchu.
– Najpiękniejsze kwiaty, jakie znalazłem, dla mojego najpiękniejszego chłopaka. – Taehyung przysiągłby, że w tym momencie był w stanie policzyć wszystkie, śnieżnobiałe zęby swojego partnera. Odebrał z jego rąk bukiet i odłożywszy go od razu na szafkę, przyciągnął młodszego do siebie, zamykając go w szczelnym uścisku.
– Ktoś tu chyba tęsknił – Jeon roześmiał się ponownie, a Kim powstrzymywał szloch, przegryzając wargi.
– Chcę się dziś przytulać, całować i kochać z tobą, jakby nie miało być jutra.
Szatyn tylko uśmiechnął się na tę propozycję, od razu z nią zgadzając, jednak jeszcze nie miał pojęcia, że słowa blondyna były zwiastunem najgorszego.
ᵜ ᵜ ᵜ
Głośne jęki Taehyunga miały tylko tłumić ból, jaki roznosił się po jego sercu. Zupełnie jak za duża na niego koszulka Jungkooka miała ukrywać odstający brzuszek, tak błogi wyraz twarzy i odgłosy rozkoszy imitowały fakt, że wszystko jest i będzie jak dawniej.
Nabijał się mocno na penisa młodszego, dłonie oparte na jego klatce piersiowej zaciskając w pięści.
Pot spływał po całym jego ciele, a zaciskające się na jego biodrach palce nie miały litości, boleśnie wbijając się w jego skórę. Od zawsze uwielbiał tę lekką dawkę bólu, teraz również wiedząc, że całkowicie na nią zasłużył.
– Jesteś taki ciasny - wysapał Jeon, unosząc rytmicznie swoje biodra, przez co ich ciała uderzały o siebie ze zdwojoną siłą, jeszcze bardziej zwiększając doznania.
Ciągle podsycany ogień w jego podbrzuszu w końcu eksplodował, w sam blondyn momentalnie zastygł w miejscu, dochodząc na brzuch szatyna, w którego spojrzeniu dawało się wyłapać niedosyt i błaganie o nieprzestawanie.
Wysunął jego członka ze swojego wnętrza i zsunął się z jego bioder, aby od razu wziąć go między wargi, ignorując całkowicie fakt, że męskość dopiero znajdowała się w jego wnętrzu.
Od razu przybrał najszybsze tempo, jakie był w stanie i ignorując na powrót gromadzące się pod jego powiekami łzy, doprowadził czarnowłosego do spełnienia. Nie pozwolił mu jednak spuścić się w swoje usta. Fakt, że dziecko przez pępowinę miałoby dostać coś takiego, wydawało się dla Taehyunga zdecydowanie nieodpowiednie. Dlatego kiedy tylko sperma przyozdobiła jego buzię, mieszając się ze łzami, które spływały po jego policzkach, wytarł się nieco o ręcznik, leżący zaraz obok i ułożył zmęczony obok swojego mężczyzny.
– Jesteś niesamowity, Taehyungie... – powiedział Jeon, przeczesując delikatnie roztrzepane włosy swojego blondyna i złożył pocałunek na jego czole. Zaraz również zaczął scałowywać z jego policzków łzy, które na nowo zdążyły się tam pojawić.
Nie myślał jednak o nich wtedy jak o czymś innym niż skutek zbyt wielkiej ilości doznań.
– Wiesz, że kocham cię najbardziej na świecie prawda? – dodał jeszcze po chwili, wtulając mocniej jego ciało w swoje ramiona, a wycieńczony Kim nie był w stanie odpowiedzieć inaczej niż cichym pomrukiem.
W pokoju zapanowała cisza przerywana jedynie ciężkimi oddechami, które łączyły się ze sobą niczym najpiękniejsza muzyka. Taehyung naprawdę pragnął, aby to wszystko mogło trwać wiecznie.
– Tak sobie pomyślałem... - zaczął ponownie Jeon. –Co powiesz na wspólne wakacje? Tylko ty i ja... Może Japonia? Albo Jeju?
Blondyn przełknął gęstą ślinę, czując okropne ukłucie w sercu.
– Pomyślimy nad tym następnym razem, dobrze? – o dziwo zdobył się na nawet wesoły ton, uśmiechając się do niego smutno. – A teraz chodźmy spać, jestem zmęczony.
Młodszy przytaknął, od razu przykrywając ich miękkim kocem i w ogóle nie przejmując się tym, że wszystko jest brudne i lepiące. Taka mała przeszkoda nie była teraz istotna, dlatego ponownie ucałował czoło swojego ukochanego i zamknął oczy, samemu chcąc już oddać się w objęcia Morfeusza.
Nawet nie zdawał sobie sprawy, że Taehyung nie zmrużył oka całą noc, gładząc swój odstający brzuch i przekonując samego siebie do słuszności swojej decyzji.
Nie miał innego wyjścia.
Bilety do Busan zostały już zarezerwowane.
A tego dnia spędzali razem ostatnie wspólne chwile.
ᵜ ᵜ ᵜ
Jungkook musiał opuścić mieszkanie starszego z samego rana, żeby zdążyć na poranne wykłady. Blondyn pożegnał go wyjątkowo długim i czułym pocałunkiem, przez co całą drogę na uczelnię uśmiechał się jak głupi. Zaczynał tego dnia wcześniej, ale za to kończył równie szybko, dlatego już o godzinie trzynastej wybiegał radośnie z uczelni, kierując się prosto do domu starszego.
Po drodze próbował do niego dodzwonić, jednak odpowiadała mu jedynie poczta głosowa. Wtedy jeszcze nie wiedział, że był to zły znak, po prostu myśląc, że telefon Kima się rozładował.
Zajrzał jeszcze do przydrożnej kwiaciarni, kupując jakiegoś kwiatka w doniczce, którego nazwy nawet nie znał, ale swoim zapachem zadziwiająco przypominał mu tą słodką woń, którą zawsze pachniał Taehyung.
Po wczorajszej nocy miał w sobie tyle energii, że nawet nie wzywał taksówki, postanawiając udać się do domu blondyna na piechotę. Mieszkał stosunkowo blisko, dlatego po niecałych piętnastu minutach znajdował się już pod blokiem.
Praktycznie w podskokach wdrapał się na trzecie piętro, jednak bardzo się zdziwił, kiedy przy drzwiach od domu jego chłopaka stało dwóch mężczyzn. Jeden robiący coś przy zamku, a drugi, nieco grubszy, po prostu stojący z boku.
– Przepraszam... – zaczął cicho, zwracając na siebie uwagę obu mężczyzn. – Co tutaj się dzieje?
Pulchniejszy mężczyzna spojrzał na niego jak na dziwaka, marszcząc przy tym brwi.
– Zmieniamy zamki, a co pana to interesuje? – zapytał nieco obojętnym tonem.
– Zamki? Taehyung nic nie wspominał... – Jeon mruknął sam do siebie, wywołując tym lekkie zaskoczenie u starszego.
– Pan Taehyung? Zgłosił wczoraj wypowiedzenie wynajmu, a dziś rano wynosił swoje rzeczy. Nie wspominał panu o wyprowadzce?
Wszystko zaczęło składać się w logiczną całość. Poczta głosowa, puste mieszkanie i dziwne zachowanie przez cały wczorajszy wieczór i dzisiejszy ranek.
Doniczka roztrzaskała się na twardej posadzce, upuszczona z rąk Jeona, jednak był przekonany, że jego serce było teraz w znacznie gorszym stanie niż ona.
tam dam dam
tak w sumie, to dopiero tutaj zaczyna się prawidłowa akcja, a to wszystko, co było do tej pory, było zaledwie wstępem
jakby powiedziała moja pani od przedsiębiorczości, "dopiero liznęliśmy ten temat"
potrzebuję dużej dawki miłości, tulasków i słodyczy, bo wewnętrznie umieram
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro