Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☽ 22 ☾

[rozdział dodawany dzień po dniu. upewnij się, że przeczytałaś wczorajszy]

Zanim Jungkook był w stanie wziąć sobie cały dzień wolnego, aby poświęcić go Taehyungowi i ich córeczce, minęło kilka dni, podczas których blondyn celowo nie organizował im spotkania, co mimo wszystko nie było aż tak trudne, bo Jeon miał więcej zleceń, niż mógłby przypuszczać. I tak zleciał wtorek, środa, czwartek i piątek, podczas których lekarz nie miał pojęcia, że z dnia na dzień jego córka była coraz bardziej uświadamiana, jak wyglądała ich sytuacja. Kim opowiedział jej jeszcze kilka historii, aby obraz Jungkooka w jej głowie nie przedstawiał kogoś, kto ich zostawił, a kogoś, kto troszczył się o nich przez cały czas.

Jedna z nich mówiła, że przelał całą swoją energię na Gahyeon, która wtedy była jeszcze w brzuszku Taehyunga, aby ta wyrosła na dzielną i silną dziewczynkę. W jeszcze kolejnej zawarł bohaterską wygrana Jeona nad złym smokiem, który czyhał pod domem Kimów, zagrażając ich życiu.

Właśnie dzięki temu, mimo że o tym nie wiedzieli, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, a szatynka nie mogła się doczekać „spotkania z tatą".

W końcu nadeszła sobota. Kiedy tylko Taehyung otworzył oczy, wiedział, że będzie to dobry dzień. Słońce przebijało się przez zasłony, a piękne, błękitne niebo sprawiało, że aż chciało się wyjść na zewnątrz i śpiewać razem z ptakami.

Gahyeon biegała od świtu po mieszkaniu w swojej piżamce, szykując wszystkie ubrania i spinki, jakimi chciała, aby tata spiął jej dziś włosy. Chciała wyglądać jak najlepiej, żeby spodobać się swojemu tacie, który bronił ją przez tak długi czas.

W końcu się doczekała i kiedy mała wskazówka wskazała jedenastkę, po całym mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi.

– Ojej, to oppa! Wyglądam dobrze, tato? – zapytała szybko blondyna, okręcając się dookoła własnej osi, a jej sukienka w kwiaty ładnie uniosła się w powietrze wraz z jej ruchem.

– Najpiękniej na świecie, kruszynko. Leć otworzyć i pamiętasz? – zapytał, po uklęknięciu przed nią i delikatnym pogłaskaniu jej po policzku. Uśmiechał się ciepło, choć tak naprawdę stres i niepewność ogarnęły całe jego ciało.

Młodsza odkrzyknęła tylko „pamiętam!", biegnąc już po tym w stronę drzwi wejściowych. Taehyung podniósł się z ziemi, żeby stanąć w drzwiach przed korytarzem, wyjmując z kieszeni telefon z uruchomionym aparatem. Nie mógł przegapić tego momentu ani pozwolić, żeby pozostał tylko w ich pamięciach.

Szatynka odblokowała zamek, następnie pociągając za klamkę, a Jeon nawet nie zdążył wykonać jednego kroki ani powiedzieć zwykłego „dzień dobry", bo ktoś wręcz rzucił się na jego nogi. Jednak to nie drobna postać wtulająca się w niego wprawiła go w osłupienie. To słowa, które wyleciały z jej ust.

– Tato, tęskniłam za tobą!

W pierwszej chwili miał wrażenie, że się przesłyszał. W drugiej myślał, że mówiła do Taehyunga. W trzeciej podniósł wzrok na Taehyunga, który tylko ciepło się do niego uśmiechał. A w czwartej zdołał jedynie osunąć się na ziemię, biorąc mniejszą w objęcia.

Jungkook nie płakał. To oczy mu się pociły, sprawiając, że kolejne łzy spływały po jego policzkach, mocząc włosy Gahyeon, w które był wtulony. Jego dłoń delikatnie gładziła ją po plecach, jakby bał się, że ona wcale nie jest realna, że zaraz rozpadnie się na drobne kawałeczki, a jego prawdziwa córka wyjdzie zza rogu, jak zwykle witając go słowami „Hej, Jungkook". W tym momencie nie samotność, nie smutek, nie potwory były jego najgorszym koszmarem, tylko to, że obudzi się z tego pięknego snu i wszystko będzie jak kilka dni temu.

– Tato, dlaczego płaczesz? – Usłyszał obok swojego ucha, przez co mimowolny szloch wydostał się z jego ust. Jednak nie szloch żalu, bólu czy rozpaczy. Szloch czystego szczęścia. – Nie musisz już dłużej być smutny. Tata Tae powiedział mi o złej czarownicy i jakby wróciła, mogę ci pomóc znowu ją pokonać! Mam nawet miecz w pokoju i mogę ci go pożyczyć, kiedy tylko zechcesz!

Odsunęła się od niego na kilka centymetrów, a widząc dalej mokre policzki bruneta, zaczęła przecierać je swoimi dłońmi.

– No już, nie płacz, tato.

I może to dziwne, ale te słowa sprawiły, że faktycznie przestał.

Chwycił delikatnie jej dłonie w te swoje i złożył po pocałunku na ich wierzchach, wywołując cichy chichot z jej strony.

Patrząc teraz na nich, Taehyung już wiedział, że każdy poprzedni widok swojej rodziny ma się nijak do tego. Zastanawiał się tylko, dlaczego tak długo zwlekał z powiedzeniem Gahyeon prawdy.


❉❉❉


– Skarbie, tylko ostrożnie! – zawołał Taehyung, kiedy Gahyeon o mało nie wpadła na drzewo. Rozbrykała się jak nigdy, czemu aż sam się dziwił. Mieli spokojnie spędzić dzień w parku, korzystając z ładnej pogody i tego, że rozpoczął się sezon piknikowy, ale ta postanowiła wybrać sobie ten dzień obchodzenie święta biegaczy.

A że Jungkook dalej wręcz skakał z radości po wydarzeniach z poranka, dołączył się do jej wyścigów.

I naprawdę Taehyung nie widziałby w tym nic złego, naprawdę, gdyby tylko nie uciekali od niego, kiedy chciał dać im jedzenie. Była idealnie pora obiadowa i w koszyku z jedzeniem stało plastikowe pudełko z gotowym jedzeniem, ale za każdym razem, kiedy ich wołał, ci mówili, że nie są głodni i uciekali dalej. Wzdychał wtedy bezsilny, mimo wszystko uśmiechając się do siebie samego, bo kurczę, w końcu mógł nazwać ich prawdziwą rodziną.

Siedział na wielkim kocu w cieniu drzewa, niespiesznie sącząc sok pomarańczowy i obserwując, jak Jungkook unosi małą, która nogami wspinała się po pniu. Choć w głowie powtarzał sobie „nie upuść jej, nie upuść jej", zaufał mu na tyle, aby nie wykrzyczeć tego na głos.

Korzystając z chwili samotności, wyciągnął telefon i wszedł z okienko czatu z Jiminem, przy którego ikonce wyświetliło mu się powiadomienie. Treść wiadomości jednak lekko go zaniepokoiła, przez co jego brwi się zmarszczyły.

„Idę dziś do klubu. Jak nie dam znaku życia do drugiej w nocy, możesz zacząć mnie szukać."

Park zdążył już opowiedzieć mu o sytuacji, która miała miejsce ostatnim razem, kiedy lekko zabalował, dlatego nieco się wystraszył o swojego przyjaciela. Dobra, nie nieco, a bardzo. Cholernie bardzo.

„Jimin, jesteś pewny? Nie idź, proszę."

Wysłał szybko odpowiedź, której niestety starszy już nie wyświetlił.

– Kurka wodna... – wymruczał do samego siebie, nawet nie zauważając zbliżającego się do niego Jungkooka z Gahyeon przełożoną przez ramię. Dopiero kiedy ten usiadł na kocu obok niego, sadzając szatynkę na swoich kolanach, ocknął się z zamyślenia.

– Coś się stało, hyung? – zapytał młodszy, posyłając mu ciepły uśmiech, który ten po chwili odwzajemnił, przyglądając się jednak małej, która dorwała się do koszyka, wyjmując z niego miseczkę z pokrojonymi owocami.

– Uważaj na pestki – powiedział najpierw do niej i dopiero kiedy ta pokiwała głową, był w stanie odpowiedzieć na pytanie Jeona. – Jimin coś kombinuje. Chce iść na imprezę dziś wieczorem – mruknął nieco przyciszonym tonem głosu, aby nie zwrócić na siebie za bardzo uwagi zmęczonej czterolatki. Na całe szczęście ta bardziej przejęła się jabłkiem niż ich rozmową.

– Imprezę? – dopytał młodszy, również marszcząc przy tym brwi. Dopiero tak mu ulżyło, że nic nie złapał przez swoją głupotę, a teraz znowu w coś się pakuje? Coś tu wyraźnie śmierdziało.

Jednak nie było teraz jak rozmawiać na poważne tematy, bo mała powoli kończyła swoją przekąskę, a to oznaczało tylko jedno.

– To ja idę teraz do piaskownicy, a wy posiedźcie. – Albo i nie jedno. Jungkook spodziewał się, że znowu wyciągnie go do wyścigów, dlatego miło się zaskoczył, że otrzymał chwilę czasu z Taehyungiem.

– Jest dorosły, wie, co robi. – Blondyn już tylko westchnął, odkładając telefon do koszyka, zaraz po tym jakby odsuwając od siebie ten temat i uśmiechając się szeroko w stronę Jeona.

A ten nawet jakby próbował, nie byłby w stanie tego nie odwzajemnić. Uśmiech Taehyunga zarażał i wiedział to nie od dziś.

– Kiedy jej powiedziałeś? – Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, przysuwając się przy tym nieco bliżej do starszego. Ułożył dłoń zaraz obok jego biodra, a to tylko dlatego, że w miejscu publicznym po prostu nie wypadało się obnosić.

Taehyung spuścił wzrok na ziemię, a przez to i na dłoń Jeongguka. Nagłe położenie na niej tej swojej i splecenie ich palców było czymś tak automatycznym i naturalnym, że nawet nie zwrócił na to uwagi.

– Kilka dni temu. Powinna już wiedzieć... – powiedział cicho, w następnej chwili czując łaskoczące go w szyję włosy i przyjemny ciężar na ramieniu.

Mimowolnie przymknął oczy, nawet nie wiedząc, że Jungkook zrobił to samo. Wziął głęboki oddech, rozkoszując się nie tylko świeżym powietrzem, ale i tą chwilą i obecnością bruneta obok siebie.

– Kocham cię, Taehyung.

Usłyszał jego głos jak przez mgłę. I również jak przez mgłę odpowiedział.

– Ja ciebie też, Jungkook. Nigdy nie przestałem.

A/n: kocham was

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro