☽ 22 ☾
[rozdział dodawany dzień po dniu. upewnij się, że przeczytałaś wczorajszy]
Zanim Jungkook był w stanie wziąć sobie cały dzień wolnego, aby poświęcić go Taehyungowi i ich córeczce, minęło kilka dni, podczas których blondyn celowo nie organizował im spotkania, co mimo wszystko nie było aż tak trudne, bo Jeon miał więcej zleceń, niż mógłby przypuszczać. I tak zleciał wtorek, środa, czwartek i piątek, podczas których lekarz nie miał pojęcia, że z dnia na dzień jego córka była coraz bardziej uświadamiana, jak wyglądała ich sytuacja. Kim opowiedział jej jeszcze kilka historii, aby obraz Jungkooka w jej głowie nie przedstawiał kogoś, kto ich zostawił, a kogoś, kto troszczył się o nich przez cały czas.
Jedna z nich mówiła, że przelał całą swoją energię na Gahyeon, która wtedy była jeszcze w brzuszku Taehyunga, aby ta wyrosła na dzielną i silną dziewczynkę. W jeszcze kolejnej zawarł bohaterską wygrana Jeona nad złym smokiem, który czyhał pod domem Kimów, zagrażając ich życiu.
Właśnie dzięki temu, mimo że o tym nie wiedzieli, zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej, a szatynka nie mogła się doczekać „spotkania z tatą".
W końcu nadeszła sobota. Kiedy tylko Taehyung otworzył oczy, wiedział, że będzie to dobry dzień. Słońce przebijało się przez zasłony, a piękne, błękitne niebo sprawiało, że aż chciało się wyjść na zewnątrz i śpiewać razem z ptakami.
Gahyeon biegała od świtu po mieszkaniu w swojej piżamce, szykując wszystkie ubrania i spinki, jakimi chciała, aby tata spiął jej dziś włosy. Chciała wyglądać jak najlepiej, żeby spodobać się swojemu tacie, który bronił ją przez tak długi czas.
W końcu się doczekała i kiedy mała wskazówka wskazała jedenastkę, po całym mieszkaniu rozszedł się dźwięk dzwonka do drzwi.
– Ojej, to oppa! Wyglądam dobrze, tato? – zapytała szybko blondyna, okręcając się dookoła własnej osi, a jej sukienka w kwiaty ładnie uniosła się w powietrze wraz z jej ruchem.
– Najpiękniej na świecie, kruszynko. Leć otworzyć i pamiętasz? – zapytał, po uklęknięciu przed nią i delikatnym pogłaskaniu jej po policzku. Uśmiechał się ciepło, choć tak naprawdę stres i niepewność ogarnęły całe jego ciało.
Młodsza odkrzyknęła tylko „pamiętam!", biegnąc już po tym w stronę drzwi wejściowych. Taehyung podniósł się z ziemi, żeby stanąć w drzwiach przed korytarzem, wyjmując z kieszeni telefon z uruchomionym aparatem. Nie mógł przegapić tego momentu ani pozwolić, żeby pozostał tylko w ich pamięciach.
Szatynka odblokowała zamek, następnie pociągając za klamkę, a Jeon nawet nie zdążył wykonać jednego kroki ani powiedzieć zwykłego „dzień dobry", bo ktoś wręcz rzucił się na jego nogi. Jednak to nie drobna postać wtulająca się w niego wprawiła go w osłupienie. To słowa, które wyleciały z jej ust.
– Tato, tęskniłam za tobą!
W pierwszej chwili miał wrażenie, że się przesłyszał. W drugiej myślał, że mówiła do Taehyunga. W trzeciej podniósł wzrok na Taehyunga, który tylko ciepło się do niego uśmiechał. A w czwartej zdołał jedynie osunąć się na ziemię, biorąc mniejszą w objęcia.
Jungkook nie płakał. To oczy mu się pociły, sprawiając, że kolejne łzy spływały po jego policzkach, mocząc włosy Gahyeon, w które był wtulony. Jego dłoń delikatnie gładziła ją po plecach, jakby bał się, że ona wcale nie jest realna, że zaraz rozpadnie się na drobne kawałeczki, a jego prawdziwa córka wyjdzie zza rogu, jak zwykle witając go słowami „Hej, Jungkook". W tym momencie nie samotność, nie smutek, nie potwory były jego najgorszym koszmarem, tylko to, że obudzi się z tego pięknego snu i wszystko będzie jak kilka dni temu.
– Tato, dlaczego płaczesz? – Usłyszał obok swojego ucha, przez co mimowolny szloch wydostał się z jego ust. Jednak nie szloch żalu, bólu czy rozpaczy. Szloch czystego szczęścia. – Nie musisz już dłużej być smutny. Tata Tae powiedział mi o złej czarownicy i jakby wróciła, mogę ci pomóc znowu ją pokonać! Mam nawet miecz w pokoju i mogę ci go pożyczyć, kiedy tylko zechcesz!
Odsunęła się od niego na kilka centymetrów, a widząc dalej mokre policzki bruneta, zaczęła przecierać je swoimi dłońmi.
– No już, nie płacz, tato.
I może to dziwne, ale te słowa sprawiły, że faktycznie przestał.
Chwycił delikatnie jej dłonie w te swoje i złożył po pocałunku na ich wierzchach, wywołując cichy chichot z jej strony.
Patrząc teraz na nich, Taehyung już wiedział, że każdy poprzedni widok swojej rodziny ma się nijak do tego. Zastanawiał się tylko, dlaczego tak długo zwlekał z powiedzeniem Gahyeon prawdy.
❉❉❉
– Skarbie, tylko ostrożnie! – zawołał Taehyung, kiedy Gahyeon o mało nie wpadła na drzewo. Rozbrykała się jak nigdy, czemu aż sam się dziwił. Mieli spokojnie spędzić dzień w parku, korzystając z ładnej pogody i tego, że rozpoczął się sezon piknikowy, ale ta postanowiła wybrać sobie ten dzień obchodzenie święta biegaczy.
A że Jungkook dalej wręcz skakał z radości po wydarzeniach z poranka, dołączył się do jej wyścigów.
I naprawdę Taehyung nie widziałby w tym nic złego, naprawdę, gdyby tylko nie uciekali od niego, kiedy chciał dać im jedzenie. Była idealnie pora obiadowa i w koszyku z jedzeniem stało plastikowe pudełko z gotowym jedzeniem, ale za każdym razem, kiedy ich wołał, ci mówili, że nie są głodni i uciekali dalej. Wzdychał wtedy bezsilny, mimo wszystko uśmiechając się do siebie samego, bo kurczę, w końcu mógł nazwać ich prawdziwą rodziną.
Siedział na wielkim kocu w cieniu drzewa, niespiesznie sącząc sok pomarańczowy i obserwując, jak Jungkook unosi małą, która nogami wspinała się po pniu. Choć w głowie powtarzał sobie „nie upuść jej, nie upuść jej", zaufał mu na tyle, aby nie wykrzyczeć tego na głos.
Korzystając z chwili samotności, wyciągnął telefon i wszedł z okienko czatu z Jiminem, przy którego ikonce wyświetliło mu się powiadomienie. Treść wiadomości jednak lekko go zaniepokoiła, przez co jego brwi się zmarszczyły.
„Idę dziś do klubu. Jak nie dam znaku życia do drugiej w nocy, możesz zacząć mnie szukać."
Park zdążył już opowiedzieć mu o sytuacji, która miała miejsce ostatnim razem, kiedy lekko zabalował, dlatego nieco się wystraszył o swojego przyjaciela. Dobra, nie nieco, a bardzo. Cholernie bardzo.
„Jimin, jesteś pewny? Nie idź, proszę."
Wysłał szybko odpowiedź, której niestety starszy już nie wyświetlił.
– Kurka wodna... – wymruczał do samego siebie, nawet nie zauważając zbliżającego się do niego Jungkooka z Gahyeon przełożoną przez ramię. Dopiero kiedy ten usiadł na kocu obok niego, sadzając szatynkę na swoich kolanach, ocknął się z zamyślenia.
– Coś się stało, hyung? – zapytał młodszy, posyłając mu ciepły uśmiech, który ten po chwili odwzajemnił, przyglądając się jednak małej, która dorwała się do koszyka, wyjmując z niego miseczkę z pokrojonymi owocami.
– Uważaj na pestki – powiedział najpierw do niej i dopiero kiedy ta pokiwała głową, był w stanie odpowiedzieć na pytanie Jeona. – Jimin coś kombinuje. Chce iść na imprezę dziś wieczorem – mruknął nieco przyciszonym tonem głosu, aby nie zwrócić na siebie za bardzo uwagi zmęczonej czterolatki. Na całe szczęście ta bardziej przejęła się jabłkiem niż ich rozmową.
– Imprezę? – dopytał młodszy, również marszcząc przy tym brwi. Dopiero tak mu ulżyło, że nic nie złapał przez swoją głupotę, a teraz znowu w coś się pakuje? Coś tu wyraźnie śmierdziało.
Jednak nie było teraz jak rozmawiać na poważne tematy, bo mała powoli kończyła swoją przekąskę, a to oznaczało tylko jedno.
– To ja idę teraz do piaskownicy, a wy posiedźcie. – Albo i nie jedno. Jungkook spodziewał się, że znowu wyciągnie go do wyścigów, dlatego miło się zaskoczył, że otrzymał chwilę czasu z Taehyungiem.
– Jest dorosły, wie, co robi. – Blondyn już tylko westchnął, odkładając telefon do koszyka, zaraz po tym jakby odsuwając od siebie ten temat i uśmiechając się szeroko w stronę Jeona.
A ten nawet jakby próbował, nie byłby w stanie tego nie odwzajemnić. Uśmiech Taehyunga zarażał i wiedział to nie od dziś.
– Kiedy jej powiedziałeś? – Nie mógł się powstrzymać przed zadaniem tego pytania, przysuwając się przy tym nieco bliżej do starszego. Ułożył dłoń zaraz obok jego biodra, a to tylko dlatego, że w miejscu publicznym po prostu nie wypadało się obnosić.
Taehyung spuścił wzrok na ziemię, a przez to i na dłoń Jeongguka. Nagłe położenie na niej tej swojej i splecenie ich palców było czymś tak automatycznym i naturalnym, że nawet nie zwrócił na to uwagi.
– Kilka dni temu. Powinna już wiedzieć... – powiedział cicho, w następnej chwili czując łaskoczące go w szyję włosy i przyjemny ciężar na ramieniu.
Mimowolnie przymknął oczy, nawet nie wiedząc, że Jungkook zrobił to samo. Wziął głęboki oddech, rozkoszując się nie tylko świeżym powietrzem, ale i tą chwilą i obecnością bruneta obok siebie.
– Kocham cię, Taehyung.
Usłyszał jego głos jak przez mgłę. I również jak przez mgłę odpowiedział.
– Ja ciebie też, Jungkook. Nigdy nie przestałem.
A/n: kocham was
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro