☽ 15 ☾
Loving can hurt, loving can hurt sometimes
But it's the only thing that I know
When it gets hard, you know it can get hard sometimes
It is the only thing that makes us feel alive
Sobota nie była dla Taehyunga dniem wolnym, mimo że przedszkole Gahyeon było czynne od poniedziałku do piątku. W ciągu tych kilku lat zdążył się przyzwyczaić do tego trybu, a sama szatynka nie buntowała się przeciwko spędzaniu jednego dnia w przytulnej kwiaciarni, pomagając swojemu tacie z dekorowaniem kwiatów i umilając czas starej Park, dla której była jak rodzona wnuczka. I sama czterolatka również była na tyle przywiązana do kobiety, aby mówić do niej „babciu".
Marzec chylił się ku końcowi, co było odczuwalne nie tylko przez coraz wyższe temperatury, ale i humor całej rodziny Kim, która uwielbiała wiosnę i wszystkie jej owoce. W końcu kwiaty były nieodłącznym elementem ich życia i to nie tylko przez miejsce pracy Hyunga. Sam bez przerwy powtarzał, że to właśnie mała Gahyeon jest jego najcenniejszym kwiatkiem i nigdy nie pozwoli, aby ktoś mu go odebrał.
Dochodziło już południe, a ruch w kwiaciarni nie należał do największych, dlatego wystarczyło, aby Taehyung stał za ladą i obsługiwał klientów, kiedy jego córka wraz z babcią siedziały na pufach na zapleczu, plotąc kolorowe wiązanki.
– Długo się nie widziałyśmy, malutka. Skąd się wzięła ta buba na czółku? – zapytała starsza, pomarszczonym palcem muskając opatrunek znajdujący się na czole szatynki. Nieco zmartwił ją fakt, że wystarczyły dwa tygodnie bez jej codziennych odwiedzin, aby ta coś sobie zrobiła. I to nie byle jakie coś, tak solidne zabandażowanie wskazywało na coś większego niż zwykłe zadrapanie.
– Nie przejmuj się tym, babciu. Jungkook zaczarował i już nie boli. – Posłała kobiecie szeroki uśmiech, nie odrywając swojej uwagi od trzymanych w dłoniach patyczków.
Park zmarszczyła brwi, słysząc imię, które wyleciało z ust dziewczynki. Zdążyła już się z nim poznać, a w dodatku mówi do niego po imieniu?
– Jungkook? – dopytała cicho, wyglądając na moment przez drzwi, aby upewnić się, że Taehyung zajęty jest klientami i nie dosłyszy tej wymiany zdań.
– Taaak, Jungkook. Tatuś ci o nim nie mówił? – Oczywiście, że mówił jej o Jeonie, ale nie spodziewała się, że w tak krótkim czasie to wszystko zdążyło zajść tak daleko. – Oppa jest bardzo super i jest wróżkiem, który naprawił mi czółko. I naprawił też tatusia, kiedy płakał w nocy.
Kobieta starała się przyswoić te wszystkie fakty do siebie, ale to wszystko razem tworzyło dziwną plątaninę wyrazów. Gahyeon mówiła o wszystkim tak beztrosko i swobodnie, jakby Jungkook wcale nie pojawił się w jej życiu niedawno, a był jego częścią od zawsze. I to najbardziej ją niepokoiło. W końcu mała jeszcze nie wiedziała, że osoba, do której bez zająknięcia mówi po imieniu, jest tak naprawdę jej ojcem. Sama nie wiedziała, czy lepiej byłoby, aby dowiedziała się jak najszybciej, czy jednak została do tego odpowiednio przygotowana.
Jednak nagła rozmowa dochodząca z pomieszczenia obok skutecznie odwróciła jej uwagę od swoich przemyśleń.
– Jungkook, co tutaj robisz? – wyraźnie zaskoczony głos doleciał do uszu szatyna, który pojawił się w drzwiach kwiaciarni. Przecież nie wspominał mu o swojej pracy.
– O to samo chciałem zapytać ciebie. Pracujesz tu? – Nieco zmieszany przez zbieg okoliczności podszedł do lady, za którą stał blondyn i posłał mu ciepły uśmiech, mimo wszystko ciesząc się z faktu, że trafił na niego nieco szybciej.
– T-tak, ja...
– Oppa! – głośny pisk Gahyeon wybiegającej z zaplecza nie pozwolił Taehyungowi na dokończenie myśli. Szatynka w ułamku sekundy znalazła się przy Jeonie, przytulając do jego nogi. – Wiedziałam, że przyjdziesz! Od rana wysyłałam do ciebie sygnały!
Nikt nie wiedział, o jakie sygnały mogło jej chodzić, ale i tak wywołała rozczulenie wśród dwójki rodziców.
– Widocznie, podziałały, malutka – powiedział ciepło, gładząc swoją córkę po głowie, uważając, aby nie rozburzyć jej fryzury, z którą dzisiaj rano zapewne męczył się Kim. – Właśnie miałem do was iść, ale chciałem kupić dla ciebie kwiatki, wiesz? – Zapytał niby dziewczynki, ale zerkał przy tym na Taehyunga, przez co ten już nie wiedział, do kogo odnosiło się to zdanie. Nie oznaczało to jednak, że nie byłby zadowolony, gdyby chodziło właśnie o niego.
Szatynka oderwała się w końcu od uda lekarza i wepchnęła mu do jednej z dłoni mały bukiecik z nieznanych mu kwiatków.
– Co to takiego? – zapytał całkowicie rozczulony jej zachowaniem, a zwłaszcza wtedy, kiedy zawstydzona swoim uczynkiem uciekła za plecy starszego Kima.
– Babcia trochę pomogła mi zawiązać... Dla ciebie, Jungkook – wyszeptała, zaciskując dłonie na błękitnym fartuszku swojego taty. A stojąca w drzwiach od zaplecza kobieta przyglądająca się całej tej scenie nie była w stanie ukryć uśmiechu.
Jeon przez moment wpatrywał się tylko w małą wiązankę, która jak na pracę czterolatki była naprawdę śliczna. W tym momencie żałował, że kwiaty usychały i nie będzie mógł cieszyć się jej widokiem do końca swoich dni. Dopiero kiedy podniósł wzrok na Taehyunga i ujrzał za nim jeszcze jedną, nieco przygarbioną postać, skłonił się nisko, wyklinając w duchu swoje maniery.
– Dzień dobry, to pani jest... babcią Gahyeonnie? – zapytał cicho, kiedy już podniósł się do pozycji wyprostowanej. A ciepły uśmiech na jej ustach sprawił, że nagle całe spięcie z niego uleciało.
– Od dzisiaj też możesz mówić do mnie babciu, chłopcze. – Usta Jeona uchyliły się w niemałym zaskoczeniu. – Hyeon cię lubi, więc jesteś częścią także mojej rodziny, Jungkook.
Wystarczyło kilka niepozornych słów, żeby Jungkook poczuł jak ciepło kobiety przechodzi i na niego, sprawiając, że miał wrażenie, jakby całe jego wnętrze się stopiło i spłynęło wzdłuż jego nogawek. Jeśli tak smakował dom, pragnął do końca życia smakować tylko dobroci kobiety.
Zdołał jedynie odwzajemnić jej uśmiech, a ta zaczęła mówić ponownie, tylko tym razem nie do niego się zwróciła.
– Możesz zrobić sobie wolne do końca dnia, Taehyungie, i tak jest mały ruch.
Mężczyzna, który do tej pory tylko przyglądał się wszystkiemu z boku, gładząc ściskające jego ubranie dłonie Gahyeon, aż zaniemówił na jej słowa, jedynie przypatrując się jej, nie wiedząc, czy ta faktycznie wypowiedziała te słowa, czy może ubzdurał je sobie, za bardzo pragnąc teraz uciec gdzieś ze swoim mężczyzną.
– No idź, bo trzeci raz nie będę powtarzała, głupku. – W końcu potrząsnął delikatnie głową, przywracając się do rzeczywistości, a ogromny uśmiech wpłynął na jego usta.
– Dziękuję, babciu! Pamiętaj, że wpraszamy się jutro z Gahyeon na niedzielny obiadek! – pisnął niezbyt męsko, podchodząc jeszcze do kobiety i złożył na jej policzku buziaka, co było już ich zwyczajem, zupełnie jakby faktycznie był jej wnukiem.
Ściągnął fartuch i odwiesił go w pokoju dla personelu, a kiedy wrócił do głównego lokalu, zdał sobie sprawę, że mała już jest w ramionach Jungkooka, szepcząc mu coś na ucho.
Jeszcze raz podziękował starszej, a w momencie kiedy zamykał za sobą drzwi wejściowe, usłyszeli słowa, przez które Jeon jeszcze bardziej poczuł się jak część rodziny.
– Niech Jungkook też przyjdzie na Kimchi!
▲▼▲
Siedzieli na jednej z ławek w zacienionej części placu zabaw, z uśmiechami na twarzach przyglądając się jak Gahyeon bawi się z jakimś chłopcem w piaskownicy. Wiał delikatny wiatr, ale mimo tego jej fryzura dalej pozostawała nienaruszona, co tylko pochwalało fryzjerską stronę Kima.
– Czyli mam jutro przyjść na rodzinny obiadek? – Przerwał ciszę, nie odwracając jednak wzroku od szatynki, która zauważywszy jego wzrok na sobie, pomachała mu radośnie, wywołując uśmiech na jego twarzy.
Powoli zaczynał dostrzegać w niej podobieństwo i do Taehyunga, i do siebie. Uroczy, odrobinę zadarty nosek i pełne usta zdecydowanie odziedziczyła po Kimie, jednak pozostawała ta jedna cecha, która zdradzała jej drugiego rodzica. Pociągłe oczy z fałdkami pod nimi i te kruczoczarne tęczówki były zbyt podobne do tych jungkookowych, żeby pomylić je z jakimikolwiek innymi.
– Oczywiście jeśli tylko chcesz... Chociaż nie ukrywam, że babci byłoby bardzo miło, gdybyś się pojawił... – Również nie odwracał wzroku na siedzącego obok niego mężczyznę. Mówił to, co wydawało mu się najodpowiedniejsze, nie pozwalając sobie przy tym na ciche „i mi też byłoby miło". Nie powiedział tego, jednak zaprzeczenie tym słowom byłoby ogromnym kłamstwem i niedomówieniem.
– A ty? – Usłyszał i poczuł na sobie wzrok bruneta, przez który nie potrafił dłużej wytrzymać bez kontaktu, póki co, wzrokowego. Obrócił się powoli w jego stronę, a ich spojrzenia jak na zawołanie skrzyżowały się ze sobą. I choć Taehyung nie przepadał za tak długim wpatrywaniem się w jego oczy, to z tą jedną osobą mógłby trwać tak całymi dniami.
– Co ja? – zapytał szeptem, ignorując dziwne uczucie ciepła, które nagle pojawiło się przy nim i ogarnęło go całego, mimo że na dworze było nawet chłodno, a Jungkook wcale nie siedział tak blisko.
– A ty chciałbyś, żebym przyszedł?
– Chciałbym, żebyś nigdy nie odchodził.
A/n: ten rozdział to całkowicie ed sheeran mood
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro