Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☽ 14 ☾

Z pewnością nie można było powiedzieć, że Jungkook nie jest przykładny i nie stara się w swojej pracy. Zawsze starał się kilkukrotnie sprawdzać rubryczki, kiedy uzupełniał papiery pacjentów, a każdy, nawet najmniejszy zabieg wykonywał z niebywałą dokładnością, aby nie sprawiać innym zbędnego bólu i nieprzyjemności. Tak samo było, jeśli chodzi o jego starszych kolegów z pracy - zawsze oferował im swoją pomoc, przynosił rano kawę, jeśli byli po nocnym dyżurze, a nawet zdarzało mu się zamieniać zmianami, kiedy ktoś go o to poprosił. W końcu i tak nie miał własnych planów.

Może właśnie z tego powodu i przez zaufanie, jakie zdołał zyskać wśród swoich przełożonych, kiedy przyszedł następnego dnia do pracy, nikt nie patrzył na niego podejrzliwie, a wręcz przeciwnie. Wszyscy byli zmartwieni jego stanem zdrowia i wręcz wysyłali do domu, aby wypoczął do końca weekendu i nie martwił się o nic.

Jednak to tylko sprawiło, że wyrzuty sumienia Jeona znacznie się powiększyły. Ale kiedy tylko przypominał sobie o uśmiechu swojej małej córeczki tamtego dnia, przestawał tak się tym zamartwiać.

Tak jak mówił Taehyung, jedno kłamstwo nikogo nie zbiło.

Siedział w swoim gabinecie (a raczej tymczasowym miejscu, gdzie mógł przyjmować pacjentów, bo swojego własnego pokoju jeszcze nie miał), uzupełniając dane pacjenta, który właśnie wyszedł, kiedy nagle usłyszał ciche pukanie.

Bez wahania odpowiedział głośnym „proszę", dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że nie miał na dzisiaj umówionych żadnych pacjentów.

Wszystko się wyjaśniło, kiedy zza drzwi wyłoniła się postać o płomiennorudych włosach.

– Jimin? Dawno się nie widzieliśmy – zaczął z entuzjazmem, aż podnosząc się z miejsca na widok swojego przyjaciela ze studiów. Może nigdy nie byli ze sobą szczególnie blisko, ale aura otaczająca niższego chłopaka zawsze była tak pozytywna, że nie dało się go nie lubić.

– Hej, Jungkook – odpowiedział mu dość niemrawo, co w połączeniu z niezbyt wesołym wyrazem twarzy sprawiło, że brunet zaczął się niepokoić. Nie powiedział jednak jeszcze nic, wskazując na fotel przed swoim biurkiem, na którym ten zaraz usiadł.

– Co cię tu sprowadza? – dopytał, opierając się o biurko, a nagle przegryziona warga rudowłosego zwróciła jego uwagę. – Coś się stało?

Zagubione spojrzenie Parka błądziło po gabinecie, jakby nie wiedziało, na czym ma się zatrzymać. Coś było w powietrzu i Jeon czuł to aż zbyt dobrze, żeby móc to zignorować. Nie widział się z nim ponad dwa lata i tak nagle pojawia się w jego gabinecie. To nie mogło oznaczać nic dobrego.

W końcu zacisnął na moment powieki, a kiedy ponownie je otworzył, ich spojrzenia się skrzyżowały.

– Jungkook, nie będę owijał w bawełnę. Potrzebuję pomocy, a nie mam pojęcia, do kogo innego mógłbym się po nią zwrócić...

Zmarszczył brwi, słysząc lekko drżący głos starszego od siebie chłopaka. I przysiągłby, że w jego oczach zobaczył łzy, kiedy wypowiadał ostatnie zdanie.

– O co chodzi? – zapytał po nieco dłuższej chwili, podczas której musiał wszystko ułożyć w swojej głowie. Próbował przypomnieć sobie o jakichś szczegółach ze studiów, które mogłyby mieć wpływ na to, co teraz działo się z chłopakiem, ale jak na złość nie był w stanie odszukać czegoś takiego w swojej pamięci.

– J-ja... Potrzebuję badań na HIV.


≪≪ ≫≫


Jungkook wrócił do domu znacznie później, niż zrobiłby to normalnego dnia, ale nie żałował ani minuty spędzonej dodatkowo w szpitalu. Po pomocy Jiminowi i pobraniu podstawowych próbek do badań, przesiedzieli w gabinecie godzinę, rozmawiając o wszystkim. Na początku ciężko było Parkowi się przed nim otworzyć, bo nie ukrywajmy, o takich rzeczach nie mówi się łatwo, ale kiedy tylko przełamał to coś, co zamykało w jego usta, skończył wypłakując się młodszemu w ramię.

A ten kompletnie nie wiedział, jak mógł go pocieszyć.

Były powody, dla których Jungkook nie pił alkoholu, a to był właśnie jeden z nich.

Rudowłosy pamiętał tylko, że rozmawiał z mężczyzną o platynowych włosach przy barze, pijąc drinka za drinkiem, a następnego ranka obudził się w jednym z hotelowych pokoi. Nagi, obolały, a na podłodze obok łóżka leżała zawiązana gumka. Niestety dziurawa.

I mimo że nie utrzymywał z Jiminem bliższych kontaktów poza pisaniem od czasu do czasu na kakaotalk i robieniem dni na snapchacie, to poprzysiągł sobie, że odnajdzie tego mężczyznę, który nawet nie przedstawił się Parkowi prawdziwym imieniem, a jakimś zagranicznym pseudonimem, brzmiącym jak nazwa miesiąca.


≪≪ ≫≫


A Taehyung tego dnia w końcu był w pracy po prawie dwóch tygodniach urlopu, które spowodowane były małym remontem w lokalu, w którym mieściła się kwiaciarnia pani Park.

Już w Seulu był zatrudniony jako florysta, jednak z wiadomych przyczyn musiał opuścić do miasto, a tym samym zwolnić się z pracy, mimo że wręcz uwielbiał poprzednią właścicielkę.

Dlatego ucieszył się niezmiernie, kiedy zaledwie miesiąc po przyjeździe do Busan praktycznie przy ulicy, na której znalazł małe mieszkanie, starsza kobieta wywiesiła w witrynie ogłoszenie, że szuka rąk do pracy. Myślał wtedy, że naprawdę niczego innego do szczęścia mu nie potrzeba. Dodatkowo, kiedy tylko jego brzuszek zaczął być bardziej widoczny i starsza Park to zauważyła, zaczęła się o niego troszczyć jak o własnego wnuka. Nieraz zdarzyło się, że zapraszała go na obiady do swojego mieszkania, kiedy na przerwie śniadaniowej Taehyung wypijał jedynie herbatę, a nawet przynosiła stare ubranka po swoich dzieciach i wnukach, aby mała fasolka Kima miała w czym chodzić.

Mężczyzna nie był w stanie określić tego, jak bardzo był jej wdzięczny za wszystko, co dla niego robiła przez te lata i naprawdę zaczął postrzegać ją jak swoją własną babcię.

A ta po tylu wspólnie spędzonych godzinach była już w stanie przejrzeć go na wylot. Ale to chyba cecha charakterystyczna u starszych kobiet, prawda?

Dlatego, kiedy tylko w piątek Taehyung przyszedł do pracy, ta od razu wiedziała, że coś jest na rzeczy. Całą pierwszą zamianę obserwowała go z boku, kiedy to obsługiwał klientów, doradzał im z wyborem kwiatów i tworzył własne wiązanki. Wszystko robił z dziwną ekspresją, którą kobieta znała aż za dobrze.

– Taehyungie, złotko, chodź tu na momencik – zawołała go, kiedy tylko jego przerwa śniadaniowa dobiegła końca. A kiedy ten tylko pojawił się obok, związując fartuszek, kontynuwowała. – Czy ty, dziecko moje, kogoś poznałeś?

I tym pytaniem wbiła Kima w ziemię.

– Pytam poważnie. Mam wrażenie, że zaraz motylki w kształcie serduszek zaczną latać ci nad głową – dodała, widząc lekko zagubione spojrzenie chłopaka.

– Uhm... Aż tak to widać? – zapytał cicho, drapiąc się po karku, a na ustach kobiety machinalnie pojawił się szeroki uśmiech.

– No! W końcu! To jaki on jest? Lub ona, bo nigdy nie wiadomo, co siedzi w głowach tych młodych. – Pociągnęła blondyna na dwa krzesełka za ladą, korzystając z okazji, że nie było żadnych klientów.

A Taehyung zmieszał się i to nie na żarty. Bo jak miał powiedzieć kobiecie, która była jak jego babcia, że tak po prostu nagle pojawił się przed nim mężczyzna, którego zostawił przed pięcioma laty i przez to musiał samotnie wychowywać dziecko, a teraz jest szansa na ponowne odbudowanie ich relacji? Chociaż starsza Park była mu na ten moment bliższa niż ktokolwiek inny. Jak ona nie zrozumie, to nikt.

– Pamięta babcia... Jungkooka, prawda? – zaczął, nieco się wahając i aż musiał schować poczerwieniałe dłonie do kieszonek w fartuchu.

– Jak mogę nie pamiętać, tyle, co ja się o nim nasłuchałam od ciebie. – Machnęła dłonią nad sobą, jakby obrazując, pokąd ma już o nim informacji. I może trochę wyolbrzymiała, a może i nie. Kim już sam nie wiedział, kiedy się zagalopywał, kiedy wspominał o swoim byłym chłopaku. – A co z nim?

– No właśnie... On jest tu w Busan i-

– Pierdolisz! – Nagły wybuch siwowłosej kobiety sprawił, że wybuchł śmiechem, a ten dziwny stres, który mu towarzyszył, lekko zmalał. Ta kobieta naprawdę była niesamowita.

– No i wie babcia... On widział mnie, ja widziałem jego. On widział Gahyeon i tak jakby wie, że jest też częścią jego i-

– Powiedziałeś mu? Tak po prostu? Nie widzieliśmy się dwa tygodnie, a tu się takie rzeczy stały, nie do pomyślenia... – Przerwała mu w połowie, kręcąc przy tym głową. Zawsze to jej pierwszej zdawał relacje z życia swojego i Gahyeon. Czy to wtedy, kiedy postawiła pierwszy kroczek, powiedziała pierwsze słowo, wyrósł jej pierwszy ząbek. A tu nagle stało się tyle rzeczy, o których jej nie powiedział, że aż w jego wnętrzu zrodziło się poczucie winy. Mimo że miał świadomość, że ta nie będzie chowała do niego urazy.

– Przepraszam, że nie powiedziałem wcześniej, ale to działo się zbyt szybko... Ale to wszystko... – Zaciął się na dłuższą chwilę, wpatrując się w swoje kolana, czego kobieta nie mogła wytrzymać i uderzyła go delikatnie szmatką w ramię.

– To wszystko co? – Wręcz wykrzyczała, ekscytując się jak jakaś nastolatka, oglądająca swój ulubiony serial, w którym główna bohaterka wahała się między wyborem wampira lub wilkołaka.

– To wszystko chyba wcale nie wygasło... – dodał już szeptem i przysiągłby, że ciepły uśmiech, który pojawił się na jej twarzy (mimo licznych zmarszczek) był najwspanialszym, jaki ofiarowała mu kiedykolwiek.

– Zapamiętaj, Taehyungie. W miłości nie ma czegoś takiego jak wygaśnięcie. To naprawdę piękne uczucie, które rozkwita, kiedy się je pielęgnuje, a więdnie, kiedy się o nim zapomina. A ty nigdy nie zapomniałeś, prawda?

Nawet nie wahając się potwierdził jej słowa skinieniem głowy. 

A/n: bo agust dalej wygląda dla mnie jak august, ok

I się dygam, bo powinnam już wybrać rozszerzenia w szkole, a dalej nic nie wiem, help


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro