Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

☽ 13 ☾

Jungkook upierał się, że pomysł Taehyunga był zły, niepoprawny i nie powinni tak kłamać jego pracodawczyni. Trwał przy swoim i zakładał ramiona na piersi, na co starszy tylko chichotał cicho, wskazując mu przy tym ręcznik, szampon i żel pod prysznic. Nawet w trakcie kąpieli burczał coś do siebie pod nosem (czego blondyn nie mógł usłyszeć, bo siedział w tym czasie z małą przed telewizorem i razem oglądali najnowsze odcinki kreskówek, dyskutując o ich postaciach) i to dziwne uczucie poczucia winy nie chciało go opuścić. W końcu był uczciwym pracownikiem, zawsze wywiązywał się ze swoich obowiązków, a tymczasem zachowywał się jak nastolatek symulujący ból głowy, żeby nie iść na sprawdzian z koreańskiego.

I pewnie ten posępny humor trzymałby się go jeszcze długo, gdyby nie wszedł do salonu dokładnie w momencie, kiedy Taehyung karmił swoją córeczkę jakąś kaszą. Oparł się ramieniem o framugę drzwi, przegryzając wargę i naprawdę mógłby teraz odpłynąć zagapiony w tak słodki widok, gdyby nie fakt, że rozchichotana dziewczynka nagle obróciła się w stronę drzwi. I kiedy tylko go zobaczyła, pisnęła radośnie, mówiąc, aby to on ją nakarmił.

– Ale... że ja? – zapytał cicho, odrobinę rumieniąc się przez przyłapanie na podglądaniu swojej prawie rodziny. Kropelki wody skapywały z jego włosów na koszulkę, którą otrzymał od Taehyunga, żeby nie musiał chodzić we wczorajszych ubraniach. Powoli uległ namową Gahyeon, podchodząc do sofy na której siedzieli i sam zajął miejsce na jej brzegu.

Starszy spojrzał na niego i uśmiechnął się tak ciepło, że momentalnie poczuł się...

Poczuł się jak w domu.

Jakby to miejsce, te kreskówki w telewizji, ten puchaty dywan pod stopami, ten Taehyung, ta Gahyeon, dokładnie ta, jego córka, jakby to wszystko było wszystkim, czego potrzebował do poczucia w sercu ciepła, jakiego nie czuł od dawna. Jakby to wszystko było jego wszystkim.

Bo właśnie tym było. Taehyung, Gahyeon, jego były chłopak, ktoś, kto przywłaszczył sobie prawa do jego serca na wieki wieków, jego malutka córeczka, o której dowiedział się tydzień temu, a już zdążył pokochać, jakby była w jego życiu od zawsze. I nagle praca, którą tak uwielbiał, przestawała mieć znaczenie. Przestawał martwić się, czy starsza Choi leżąca w sali numer 504 nie ma już tak opuchniętych łydek, czy pan Kwon regularnie zażywa swoje tabletki na nadciśnienie. Całą jego głowę zajmowały tylko dwie osoby, których zdrowie, szczęście i miłość były dla niego najważniejsze.

Ostrożnie wziął różową miseczkę z bladofioletową kaszą do rąk. Mieszał papkę przez chwilę, upewniając się też, czy nie jest za gorąca, po czym nabrał trochę ponad połowę łyżeczki i skierował ją do ust mniejszej. Ta z szerokim uśmiechem zjadła swój ulubiony przysmak, podskakując przy tym na kolanach.

I dopiero przy czwartej łyżeczce Jeon zdał sobie z czegoś sprawę.

Pierwszy raz karmił swoje dziecko.

° ° °


Sofa w salonie Taehyunga była rozsuwana, co było zdecydowanym plusem przy „rodzinnym" oglądaniu kreskówek. Wszyscy mogli wygodnie siedzieć z wyciągniętymi nogami i nikomu nie przeszkadzało, że mała wierciła się, co chwile zmieniając położenie. Oczywiście cały czas siedząc pomiędzy Kimem a Jeonem, bo jakżeby inaczej.

Taehyung już prawie usypiał, któryś raz z kolei oglądając jeden i ten sam odcinek kreskówki, ale Jungkook wyglądał za to na niezwykle wciągniętego w przygody animowanych bohaterów. Tak bardzo, że nawet nie zauważył, kiedy lekko szorstka dłoń zaczęła jeździć po tej jego. Opuszki ledwo wyczuwalnie znaczyły jego skórę, zostawiając na niej jakby powypalane ślady, choć tak naprawdę nic takiego się nie działo. Reagował zbyt intensywnie na jego dotyk.

I nawet się nie obejrzał, kiedy również jego palce dołączyły do tańca. Nie znał kroków, ale wystarczył odpowiedni partner, aby odnaleźli drogę do siebie. Ich dłonie zdawały się pasować do siebie idealnie. Zupełnie różne, a jednak kiedy się splatały, nic nie było w stanie ich rozdzielić.

° ° °


– Musisz iść, oppa? – Dziewczyna wydęła dolną wargę, uczepiając się nogi mężczyzny niczym małpka.

Było kilka minut po południu i spędziwszy kilka godzin w salonie na oglądaniu bajek, Jungkook musiał w końcu wracać do siebie, żeby nadrobić papierkową robotę do pracy. Ostatnio wziął aż zbyt dużo dni wolnych, więc musiał nadgonić, aby nie stracić premii świątecznej. Był dopiero marzec, a on już martwił się grudniem.

– Przepraszam, ja też wolałbym zostać. – Uśmiechnął się do niej smutno, kucając, aby zawiązać buty, a przy tym ostatni raz przytulić do siebie jej małe ciało, zanim będą musieli rozstać się na kolejne kilka dni.

– To dlaczego nie możesz zostać? – dopytała, krzyżując ramiona na piersi i zaraz obróciła się w stronę Taehyunga, który do tej pory tylko stał z boku, przyglądając się swoim skarbom. – Powiedz mu, tato! Prawda, że też chciałbyś, żeby oppa został?

Starsi wymienili między sobą rozbawione spojrzenia. Ich relacja była naprawdę bardzo dziwna. Kiedy byli oddzielnie, obwiniali się o wszystko, co się zdarzyło i nie mogli przestać myśleć o tym, jak bardzo zawiedli, ale kiedy tylko byli blisko, wszelkie złe myśli niknęły w tłumie.

– To jasne, że bym chciał, ale Jungkook musi pracować, prawda? Jego praca jest trochę cięższa od mojej, wiesz? – Blondyn klęknął przed młodszą, chwytając jedną z jej dłoni między obie swoje. – Oppa leczy ludzi, tak samo jak tobie wyleczył bubę na główce i musi dużo trenować, żeby być taki dobry. – Jego spojrzenie powędrowało w stronę młodszego, który dalej stał przed drzwiami. Kolejny odwzajemniony uśmiech pojawił się na twarzy bruneta, naprawdę nie potrafił powstrzymywać tego wyrazu, kiedy miał obok siebie tyle szczęścia.

Tyle szczęścia, które znikało kiedy tylko wychodził za drzwi małego mieszkania na obrzeżach miasta.

– Ech, no dobra. – Westchnęła, czym tylko rozbawiła swoich rodziców, zaraz po tym wyrywając dłoń z taehyungowego uścisku i ostatni raz zwróciła się do Jeona. – Ale jeszcze kiedyś do nas przyjdziesz, żeby mnie nakarmić, oppa?

– Nakarmić, utulić, pobawić się, co tylko będziesz chciała – odpowiedział zgodnie z tym, co mówiło mu serce. To samo serce, które głośno krzyczało, że Gahyeon nie ma pojęcia, że jest jej tatą i ma za kompletnie obcego człowieka.

Nawet nie obejrzeli się, kiedy zostali w przedsionku sami. Gahyeon pobiegła oglądać dalej bajki, bo skończyła się już reklama, a on i Taehyung dalej stali naprzeciwko siebie. Nikt nic nie mówił, a nawet najzwyklejszy szelest mógł zakłócić te śmieszne, niewidzialne oddziaływania, jakie powoli tworzyły się między nimi. Ale w końcu musiał być ten czas.

– To... Powinienem serio iść... – zaczął cicho brunet, wsuwając jedną z dłoni do kieszeni. Nie było zimno, jednak zaczynała niebezpiecznie drżeć, a nie chciał, żeby starszy zobaczył, do czego go doprowadza. Tym bardziej, że sam tego nie wiedział.

– Ale przyjdziesz jeszcze, żeby mnie nakarmić? – zacytował Gahyeon, na co obaj zaśmiali się cicho. Jeon jednak nie miał zamiaru dalej obracać tego w żart.

– Nakarmić, przytulić, porozmawiać, po prostu posiedzieć przy tobie. Wystarczy jeden telefon, hyung.

Sam się zdziwił, kiedy głos nawet mu nie zadrżał. Zrobił jeden krok do przodu i wolną dłoń ułożył na policzku starszego. Ich usta spotkały się na ułamek sekundy, ale tyle wystarczyło, aby obaj poczuli wszechogarniające ich ciepło. Oczy blondyna otworzyły się szeroko, a dłoń znalazła przy ustach, przejeżdżając po nich delikatnie. Jakby chcąc upewnić się, że dalej czuć na nich ciepło Jungkooka.

– To do zobaczenia, hyung. – Zniknął za drzwiami, zanim ten zdążył się odezwać albo chociaż jakkolwiek zareagować.

I nagle całe ciepło ponownie zniknęło.

A/n: nic tak nie działa na wenę jak kanapki z masłem czekoladowo-bananowym, serio serio

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro