☽ 12 ☾
Promienie słoneczne zaczęły uporczywie uderzać w jego powieki i nawet kiedy przekręcał się na drugi bok, te nie odpuszczały. Jęknął żałośnie, zarzucając ramię na drugą połowę łóżka, jednak nagły stęk, który zdecydowanie nie należał do niego, sprawił, że jego oczy otworzyły się w ułamku sekundy. Nagle w jego głowie odtworzyły się wszystkie wczorajsze wydarzenia, kiedy zaledwie kilka centymetrów od siebie zobaczył śpiącego, półnagiego bruneta. Rumieniec machinalnie oblał jego policzki, a on sam zakopał się bardziej w grubej pierzynie, przez którą miał wrażenie, że się zagotuje. A może nie tylko przez nią?
Dodatkowo zacisnął powieki, chcąc udawać przed samym sobą, że się jeszcze nie obudził i wcale nie spał w jednym łóżku z Jungkookiem. Jego myśli były pełne sprzeczności. Jednocześnie krzyczał na siebie w duchu, co robi, przecież nie są razem, a są w zdecydowanie zbyt niepoprawnym położeniu, ale z drugiej strony... Z drugiej strony pierwszy raz od lat tak dobrze się wyspał, czując przy sobie ciepło drugiego człowieka.
Drugiego, który w jego sercu zajmował najwyższe miejsce na podium.
Mimo wszystko Jeon zdecydowanie nie powinien widzieć go w takim stanie, w jakim zastał go wczoraj. Taehyung zawsze krył się ze swoimi problemami, ale najwidoczniej nieskutecznie. I przecież na przykładzie tego, co musieli przeżywać przez jego samotne próby mierzenia się z problemami, powinien postępować inaczej. Powoli zaczynał myśleć, że przez wczorajsze słowa bruneta byłby w stanie.
– Co robisz pod kołdrą, tato? – Praktycznie podskoczył z głośnym piskiem, kiedy szatynka pojawiła się przed nim znienacka. Tak bardzo zamotał się w swoich myślał, że nawet nie zauważył, kiedy ta wślizgnęła się do jego sypialni. – I dlaczego chowasz się, zamiast przywitać się z oppą? – dodała po chwili, na co oczy Taehyunga powiększyły się w strachu jeszcze bardziej. Jungkook patrzył na niego z ciepłym uśmiechem, przecierając dłonią nieco przetłuszczone kosmyki.
– H-hej, Jungkookie – wymamrotał cicho, podciągając nakrycie pod samą szyję, mimo że przecież miał na sobie pełne ubranie. Po prostu przez jego wzrok na sobie czuł się nagi, choć niedokładnie w tym sensie. Czuł, że Jeon jest w stanie przejrzeć go całego samym spojrzeniem, zobaczyć całe jego wnętrze.
– Hej, hyung. – Poczuł, jak miękną mu nogi, kiedy usłyszał ten przyjemnie zachrypnięty głos. Powinni częściej budzić się razem, żeby mógł słyszeć go w takiej postaci. – Jak się spało, maluchu? – Kim poczuł, jak jego rumiane policzki czerwienią się jeszcze bardziej.
– Dobrze! Obejrzałam jeszcze dwie bajki na twoim telefonie, ale się rozładował, więc musiałam pójść spać. – I w tym momencie Taehyung dziękował sam sobie, że nie zdążył odpowiedzieć, bo ośmieszyłby się tylko, myśląc, że Jungkook jego nazwał maluchem.
(A Jeon w tym czasie dziękował bogu, że obok nich była Gahyeon, w duchu ganiąc się za takie zagalopowanie.)
I już myślał, że spokojnie spędzą poranek w sypialni, w kuchni, byle gdzie, po prostu przebywając w swoim towarzystwie z odrobiną niezręczności, która mimo wszystko nie sprawiałaby, że chciałby zniknąć. Jednak młodszy zrobił nagle minę, jakby przypomniał sobie o tym, że zostawił żelazko na desce do prasowania, a kiedy tylko spojrzał na cyfrowy zegar stojący na szafce nocnej, zerwał się z łóżka tak szybko, że blondyn przysiągłby, że się za nim kurzyło.
– Chol... Holender – jęknął, naciągając na siebie koszulkę, którą wczoraj zostawił ładnie złożoną na komodzie, a jego ręce drżały jakby wypił za dużo kawy.
– Coś się stało, Jungkook? – zapytał Taehyung zmartwiony jego nagłym stanem, a ten tylko spojrzał na niego nieco przestraszonym wzrokiem, zaraz przenosząc swoją uwagę na Gahyeon, która siedziała na środku łóżka, nic nie rozumiejąc.
– Szpital – powiedział tylko, klepiąc się po kieszeniach w poszukiwaniu portfela i kluczy. – Zaczynam zmianę za dwadzieścia minut, a nawet nie mam przy sobie dokumentów.
Jedyne, na co zdobył się Kim, to ciche „och". Poczuł się winny, bo cholera, to przez niego Jungkook tłukł się po mieście po nocy i zaspał. Kolejny raz coś było jego winą.
– Mogę skorzystać z łazienki? Albo nie, i tak nie zdążę... To masz może dezodorant? I szampon w sprayu? Boże, wyglądam jak siedem nieszczęść... – Jungkook nigdy nie płakał, ale zdecydowani zbyt często dramatyzował i tak było i w tym przypadku. W jego pracy była wymagana schludność, a tymczasem miał wrażenie, jakby wytarzał się w koszu na śmieci (mimo że kąpał się wczorajszego poranka). Chodził w tę i z powrotem po sypialni, nawet nie wiedząc, czego tak naprawdę szukał. I nagle spokojny, całkowicie opanowany głos starszego jako jedyny zdołał przemówić do jego rozsądku.
– Jungkook, stop. – Zatrzymał się. – Zdążysz wykąpać się, ubrać, pojechać po dokumenty, zjeść śniadanie i dojechać do szpitala na czas? – Od razu zaprzeczył kręceniem głowy. – A masz zamiar iść do pracy brudny, nieprzygotowany i głodny? – To ostatnie jeszcze by przeżył, ale do dwóch pierwszych nigdy by nie dopuścił. Znowu pokręcił głową, patrząc prosto w oczy blondyna. – Więc podaj mi numer telefonu twojej przełożonej.
Usta mężczyzny uchyliły się, tworząc swoim kształtem małe kółeczko. Kompletnie nie rozumiał, o co chodziło Taehyungowi, ale bez sprzeczek sięgnął po portfel i wyjął z niego wizytówkę nieco starszej od niego kobiety, podając ją od razu starszemu.
– Ale dlaczego? – zapytał cicho, ale ten już nie odpowiedział, biorąc w dłonie kartonik i sięgając po swój telefon, który leżał na szafce nocnej.
– Gahyeon, leć po telefon Jungkooka – powiedział jeszcze do młodszej, która cały czas do tej pory siedziała cicho na środku dużego materaca, a kiedy ta już uciekła z pokoju, wykręcił numer, który był napisany drobnym drukiem.
Jeon nie miał pojęcia, o co mu chodziło i co miał w planach, ale kiedy mała wróciła z urządzeniem w ręku i podała mu je, Kim powiedział tylko, żeby podłączył je sobie do ładowarki, która leżała w kącie pokoju, a dziewczynce kazał uciekać do salonu na bajki, a oni „dołączą do niej później", cokolwiek to miało znaczyć. I nim się spostrzegł, blondyn miał już przyłożony telefon do ucha.
– Dzień dobry, Jeon Taehyung z tej strony.
Słysząc to, brunet miał wrażenie, że oczy wyskoczą mu z oczodołów.
– Jestem kuzynem Jeon Jeongguka. Tak, otóż dzwonię do pani z przykrą sytuacją... Byliśmy wczoraj w nowej knajpce, którą otworzyli na obrzeżach, ale coś widocznie mieli nie tak z menu, bo biedaczek od rana wymiotuje i raczej w takim stanie nie jest w stanie dotrzeć do pracy... Tak, dziękuję za wyrozumiałość, miłego dnia.
Gdyby tylko było to możliwe, szczęka mężczyzny leżałaby przy samej ziemi, podczas gdy ten drugi z wyraźnym zadowoleniem rozłączył się i odłożył telefon na półkę, wchodząc z powrotem pod kołdrę.
– No co? – zapytał, śmiejąc się krótko, kiedy drugi nie zmieniał swojego położenia przez kolejne kilkanaście sekund. – Problem z głowy.
– Ale... to kłamstwo – powiedział cicho, jednak w duchu czując w pewnym stopniu ulgę.
– Raz na jakiś czas małe kłamstewko nie zaszkodzi, prawda?
Małe może nie, przeszło przez myśli Jeona, zanim pokiwał głową i zajął miejsce, na którym dzisiejszego dnia się obudził, widząc przed sobą najpiękniejszą rzecz pod słońcem. Nie, nie Taehyunga (a przynajmniej nie tylko jego). Zobaczył swoją małą rodzinę, choć jeszcze nie mógł jej tak pełnoprawnie nazywać.
A widok całego swojego świata o poranku jest wspanialszy od zapierających dech w piersiach krajobrazów gór, jezior czy mórz.
Usiadł przy Taehyungu, jednak na tyle daleko, aby nie odbierać mu przestrzeni osobistej i tyle. Nie wiedział, czy coś powiedzieć, zaproponować. Poczuł się nagle jak podczas pierwszej wizyty w domu kolegi, kiedy siedzi się jak na szpilkach, grzecznie dziękując za szklankę wody od jego rodziców.
– Dziękuję.
Cichy głos Kima odbił się w jego głowie z echem, a ramiona oplatające go w talii odebrały sercu rytm.
Nie potrafił postąpić inaczej niż przymknąć powieki i oddać się w jego objęcia. Nabrał do płuc powietrza i od razu poczuł się tak bezpiecznie. Jakby ramiona blondyna były jego domem, który opuścił lata temu. Co poniekąd było prawdą, z tą różnicą, że to dom został zabrany jemu. A nawet boleśnie wyrwany sprzed jego oczu, ale nigdy z serca.
– Obiecałem, że będę – wymruczał cicho, pocierając czubkiem nosa o gładką szyję starszego, przez to tamten poczuł przyjemne mrowienie w tamtych rejonach swojego ciała, a przez słowa i w całym swoim wnętrzu. – A ja zawsze dotrzymuję obietnic, Taehyungie.
A/n: Byłoby wcześniej, ale wyszedł rozdział not crying on a sunday, więc zanim się wypłakałam, trochę minęło. Sorry not sorry
Swoją drogą nienawidzę być zbyt wrażliwą na wszystko osobą. Pan z fizyki nie zaliczył mi odpowiedzi, mimo że napisałam tak, jak on mówił na lekcjach i prawie się popłakałam, jak podniósł na mnie głos :")
całą lekcję pokazywałam dziewczynom z klasy taekooka, bo spodobało im się bts i chciały poznać najlepsze shipy. jestem z sb dumna
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro