☽ 11 ☾
Przyzwyczajenie się do nowej sytuacji, w której się znalazł, kosztowała Jeongguka zdecydowanie zbyt dużo nieprzespanych godzin. Nie mógł przestać myśleć o wszystkim, czego dowiedział się w ciągu ostatnich kilku dni, a z każdym kolejnym wcale nie było lepiej. Chodził zaspany, nieraz z poparzonymi opuszkami palców (zapominał, że czajnik z wrzątkiem jest równie gorący, co woda w środku) i sztucznym uśmiechem.
Sztucznym uśmiechem, który stawał się prawdziwy tylko w towarzystwie Taehyunga i Gahyeon.
Bo kiedy przebywał razem ze swoją rodziną w cudzysłowie, nie myślał o niczym innym. Wszystko zaczynało się dopiero wtedy, kiedy zostawał sam ze sobą.
Był zły na Taehyunga, chociaż nie okazywał tego przy nim. Poprawka, był na niego wkurwiony i cały czas zastanawiał się, jak mógł zrobić coś takiego. Jednak nie naskakiwał na niego, krzyk nic by nie dał. Blondyn nigdy nie lubił, jak ktoś krzyczał, zwyczajnie się wtedy rozklejając i Jeon to wiedział. A nie miał zamiaru znowu wywoływać jego łez.
Jednocześnie rozumiał, jak i nie rozumiał jego wyboru sprzed pięciu lat. Przecież się kochali (i może kochają nadal), Jungkook nie zostawiłby go z tym samego, robiąc wszystko, aby tylko mogli być szczęśliwą rodziną. Żeby tylko Taehyung pozostał przy nim.
I może nie był wtedy gotowy na rodzicielstwo, ale.
Ale nauczyłby się przewijania maleńkich fasolek.
Ale nauczyłby się sprawdzać temperaturę mleka, aby jego maleństwo się nie poparzyło.
Ale zacząłby pracować, żeby mogli kupić łóżeczko, wózek, pieluszki.
Ale zrobiłby wszystko, żeby Taehyung nie został z tym sam.
A przez to wszystko stracił go na całe pięć lat. Nie wiedział, gdzie jest, czy wszystko z nim dobrze, czy je regularnie, czy nie marznie w nocy i czy w ogóle żyje.
Gdyby nie przypadek, gdyby nie to, że Yongguk poprosił go, aby zamienił się z nim na zmiany tego felernego dnia i gdyby córka Kima, poprawka, córka ich obu, nie rozcięła sobie czoła, najprawdopodobniej dalej żyłby w niewiedzy. A Taehyung nawet nie próbowałby tego zmienić.
Była już sobota. Od ostatniego spotkania z jego córeczką minęło kilka dni, a czuł się, jakby były to lata.
Mimo że wiedział o jej istnieniu niecały tydzień, ta mała kulka radości stała się jedną z najważniejszych części w jego życiu i zdążyła zając stałe miejsce w jego sercu. Chciał się jej odpłacić za te wszystkie lata, kiedy go przy nich nie było. A nawet nie tylko chciał, jego wnętrze mu kazało. Wręcz krzyczało, że zawiódł i musi odpokutować te lata, kiedy nie był przy niej, kiedy zdmuchiwała świeczki na torcie. Że nie było go, kiedy postawiła pierwszy krok. Że nie opowiadał jej wieczorami bajek, całując w sam środek czoła.
Że nie miała przy sobie drugiego taty.
Szczerze? Tak, po części obwiniał o to Taehyunga. Ale sam nie był bez winy. W końcu musiał w jakiś sposób zawieść jego zaufanie, skoro nawet nie powiedział mu o ciąży.
Uśmiechał się za każdym razem, wyobrażając sobie, jak mogłoby to wyglądać, gdyby został z nim wtedy. Jak przytulaliby się rano, smakując swoich ust w ich własnej sypialni. Jak gładziłby jego wystający brzuszek, mówiąc cicho do niego, aby dziecko przyzwyczaiło się do głosu tatusia. Jak nosiłby Taehyunga na rękach, kiedy bolałyby go opuchnięte stopy. Jak w strachu pakowaliby torby do samochodu, kiedy "wody" odeszłyby pewnej nocy zupełnie niespodziewanie. Jak mocno ściskałby jego dłoń, starając się go uspokoić. Jaki szczęśliwy byłby, widząc w końcu swoje małe szczęście owinięte różowym kocykiem i większe szczęście, które płakało już nie tylko z bólu.
I wtedy uśmiech zmieniał się w gorzkie łzy, kiedy zdawał sobie sprawę, że to wszystko go ominęło.
I najprawdopodobniej już nigdy nie będzie miał okazji tego doświadczyć.
Leżał pod kocem w salonie już kolejną godzinę, zamiast segregować katalogi, które od kilku dni czekały na niego na biurku. Tylko kreskówki były w stanie oderwać go od wyniszczających myśli, a herbata z miodem ukoić bolące od krzyków gardło. W ciągu ostatnich kilku dni ledwo zmrużył oczy. Kiedy tylko jego powieki opadały na dłużej niż ułamek sekundy, znowu przed jego oczami stawał obraz płaczącego Taehyunga, przez co od razu je otwierał tak szeroko, jak potrafił. To go wyniszczało.
Pragnął już zobaczyć się ze swoją córką. Tęsknił za nią jak cholera, choć miało się to nijak w porównaniu do tęsknoty, którą odczuwał, myśląc o tych wszystkich latach. Ale jego praca, jej przedszkole całkowicie na siebie nachodziły. Nie mógł wziąć kolejny raz wolnego, wiedząc, że jest teraz sprawdzany przez kadrę, a jej z przedszkola porwać też nie mógł.
Jednak wszystko zmienił jeden telefon.
Było kilka minut po północy, kiedy na wyświetlaczu zobaczył połączenie przychodzące od Taehyunga (zapisał mu swój numer, kiedy byli na ciastkach i kawie). Momentalnie podniósł się do siadu, prawie wysypując przy tym wszystkie chrupki serowe. Odebrał w ciągu ułamka sekundy, przystawiając sobie urządzenie do nosa.
– Hyung, jest późno, coś się-
– Oppa... – Po drugiej stronie usłyszał jednak głos Gahyeon. Głos, który zdecydowanie nie brzmiał tak jak zawsze. Płakała, co momentalnie rozbiło mu serce na kilka kawałeczków.
– Hej, malutka, co się dzieje? Czemu dzwonisz z telefonu taty? – Jego umysł o tej porze i po tylu godzinach bez snu nie funkcjonował najlepiej, ale kiedy tylko poukładał sobie wszystko w głowie, zaczął niepokoić się jeszcze bardziej. – Boże, coś się stało? Gdzie jesteś?
Zrzucił z siebie koc, od razu podnosząc się na równe nogi. Nie przebierał się dzisiaj nawet w piżamę, więc w razie czego był gotowy na wszystko. Nawet wyjechanie na motorze na drugi koniec kraju, żeby uratować dwie najważniejsze osoby w jego życiu.
– J-jestem u siebie w pokoju, bo t-tatuś... Tatuś jest zamknięty w łazience i płacze. – Serce Jeona nagle stanęło w miejscu, zaraz jednak rozpoczynając znowu swoje bicie, tylko kilka razy szybciej. – Nie wie, że nie śpię, dlatego proszę, Jungkookie... Ostatnio też sprawiłeś, że tatuś nie płakał... Widziałam to. Przyjedź do nas...
I w ciągu jednej sekundy przestał odczuwać senność, czy zmęczenie. Chwycił tylko za swoją kurtkę, bo wychodzenie o tej porze w samej koszulce byłoby niczym skazanie się na śmierć i wybiegł z domu, trzymając cały czas telefon przy uchu.
– Spokojnie, malutka. Już do was jadę, dobrze? Połóż się w łóżku i nie płacz, proszę. Będę za dziesięć minut, obiecuję, kochanie.
⨝⨝⨝
O tak późnych porach ulice Busan na całe szczęście nie były aż tak zakorkowane, jak w dzień, dlatego nie minęły nawet wspomniane dziesięć minut, kiedy otwierał dobrze znane sobie drzwi. Od razu zakodował w pamięci, aby zganić Taehyunga za niezamykanie ich na noc, ale pomyślał też, że gdyby nie jego lekkomyślność, nie wszedłby tak łatwo do środka. Zamknął je za sobą, uważając, aby nie wydały zbyt głośnego trzasku i zdjął buty, na boso idąc prosto do pokoju dziewczynki.
Leżała skulona pod grubą kołdrą, obok swojej głowy trzymając telefon starszego. Kiedy tylko zobaczyła Jeongguka, kiedy ten zbliżył się do jej łózka, od razu wstała na równe nogi, wtulając się w jego klatkę piersiową.
Mężczyznę na początku lekko sparaliżowało, ale po chwili odwzajemnił gest, wtulając jej drobne ciało w siebie. I nie mógł powstrzymać się przed delikatnym ucałowaniem w biały opatrunek na jej czole.
– Pójdę do tatusia, dobrze, Hyeonnie? Jesteś bardzo dzielna, wiesz? – powiedział szeptem, kiedy ta odsunęła się od niego, przecierając załzawione oczy. Pokiwała tylko głową, ponownie siadając pod kołdrą i sięgnęła po małą maskotkę, którą następnie wtuliła w siebie.
– Poczekam, oppa. A ty napraw tatę, proszę. – Wydęła dolną wargę, a Jeon jedynie pogłaskał ją po włosach i na palcach wyszedł z pokoju.
Kiedy tylko zbliżył się do łazienki, faktycznie usłyszał zza drzwi ciche łkanie i już doskonale wiedział, dlaczego mała tak zareagowała. Płaczący Taehyung sprawiał, że każdy miał łzy w oczach.
Nie miał pojęcia, co zrobić. Zawołać go? Nie, tylko by się wystraszył. Wejść tak po prostu do środka? To byłoby dobre, gdyby nie to, że zamknął się od środka.
W końcu zapukał. Tylko zapukał, a płacz ustał. Jednak zbyt dobrze wiedział, że to, co ten płacz wywołało, się nie zakończyło.
Ciche kroki, dźwięk przekręcanego kluczyka i szybkie bicie jego serca.
– Gahyeon, dlaczego nie śpi-
Taehyung przerwał w połowie zdania, kiedy zamiast czterolatki na jego drodze stanął kilka centymetrów wyższy mężczyzna. Dosłownie zamarł, zaciskając dłoń na klamce.
A kilka sekund później zamarł ponownie, kiedy duże ramiona oplatały go w talii, a tak dobrze znane mu ciepło powoli roztapiało zamrożone kończyny, umysł i serce.
– Nigdy nie płacz sam, Taehyung. Nigdy, rozumiesz? – usłyszał nad uchem, przez co mocniej zacisnął dłonie na jego koszulce. – Możesz się rozklejać, możesz krzyczeć, ale nie wolno ci robić tego beze mnie, dobrze? – Głos Jeona się załamał. Też zaczął płakać. Jak małe dziecko, którym był. Którym byli obaj. – Możesz płakać, ale chcę wtedy trzymać cię w ramionach.
Nagle małe ciało znalazło się między nimi, a do ich łez dołączyły te najmniejszej.
I wtedy Taehyung już nie wiedział, czy łka z bólu, czy ze szczęścia. Nie wiedział, ale przytaknął delikatnym skinieniem głowy, nie chcąc już nigdy zostać sam z własnymi myślami.
A/n: Chyba pierwszy raz tak serio serio popłakałam się, pisząc rozdział
I mam praktycznie identyczną szramę na mordzie co jk, tylko ciut niżej! idk, czy to powód do radości, ale ja się cieszę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro