Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 25 -

Ludzie podobno wierzą w różne rzeczy, jeśli chodzi o sprawiedliwość. Czy to wymierzające ją organy władzy, robienie tego na własną rękę, ewentualnie karma. Całe mnóstwo czynników, a im więcej ludzi, tym więcej opinii na ten temat, jaki i podzielonych zdań. A po co ta wstawka? Otóż każdemu, kto igra z losem i myśli, że jest panem wyższym niż śmierć, czy los podwija się noga. Prędzej, czy później, to bez znaczenia, bo i tak w końcu w końcu to się stanie. O kim mowa? Oczywiście, że o Jacobie. 

Otóż tamtego pamiętnego poranka, kiedy to nastolatka pogodziła się z weterynarzem nie potrafił znowu wepchnąć w nich nikogo, tym bardziej niczego. A z cyrkiem było coraz gorzej. Klauni buntowali się, twierdząc, że nie będą występować, dopóki nie zapłaci im za to. Przynajmniej za zaległy miesiąc, bo i tak czekało na niego jeszcze sporo długów u nich. Jacob jednak tego nie zrobił. Liczył, że to tylko takie straszenie, bo przecież co trupa cyrkowa może zrobić. Pójść na policję? Wolne żarty.

Ale tak się stało. Zgłosili wszystko w odpowiednie miejsce, uzupełniając o znęcanie się nad zwierzętami, ponieważ jego furii nie padała tylko Rosie. Jeszcze wcześniej wyżywał się na koniach, z resztą nie tylko on, bo Jade również, a później dopadł tygrysicę, która jednak obroniła się przed właścicielem i do tej pory miał potwornie gojącą się ranę na karku. Red i Bella, które wszystko widziały i pomimo szantażu, do jakiego skłoniła się Jade, potwierdziły wszystko i teraz cały zespół patrzył, jak wyprowadzają ich z wagonu zakutych w kajdankach. Kobieta odgrywała chyba najlepszą, ale ostatnią rolę w swoim życiu, gdzie wcieliła się w histeryczkę i płakała, a Jacob po prostu szedł bez słowa, czasem jeszcze szarpiąc się i próbując wyrwać policjantom. 

- Wszystko w porządku? - zapytał Michael, gdy zatrzymał się przy Red. Brunetka obserwowała wszystko z bezpiecznej odległości, czując dziwnego rodzaju ulgę. 

- Chyba tak. - westchnęła, a później spojrzała na niego. Za kilka dni kończyły się wakacje i mieli wracać do San Francisco, ale przez ten czas obiecali sobie razem z Bellą doprowadzić cyrk Benzini do porządku. - Na pewno damy sobie radę? - dodała, kiedy objął ją ramieniem i pocałował w skroń, a radiowozy odjechały z placu.

- Musimy. - szepnął, a później posłał jej uśmiech. - Najważniejsze, że nikomu nie stanie się już krzywda. - dodał.

- A co z pieniędzmi? - wsunęła dłonie do kieszeni spodni, gdy szli pomiędzy namiotami, które w zasadzie już się zwijały. Wieczorem mieli ruszać w dalszą drogę. 

- Okazało się, że trzymał je wszystkie w swoim sejfie i okłamywał nas wszystkich. - powiedział, bo jeden z funkcjonariuszy wyjaśnił mu wszystko razem ze swoją partnerką, po czym pożegnali się i wrócili na komisariat. - Bella się tym zajmie i wszystko powinno wkrótce być w porządku. - dodał, posyłając jej uśmiech.

- Hej, chodźcie tutaj! - owa brunetka stała na stoliku w części, gdzie najczęściej jedli, a w dłoni trzymała tanie wino owocowe. - Mamy co świętować! - dodała, a para zaśmiała się i podreptała w jej stronę.

Dookoła starszej brunetki zebrali się wszyscy, czekając, aż coś powie. Ona najpierw porozdawała wino, bo jak się okazało sporo zostało po rozdaniu wypłat i mogła sobie pozwolić na coś takiego. Później upiła porządny łyk ze swojej butelki i rozejrzała się dookoła.

- Kiedy tu trafiłam nie liczyłam, że to się dobrze skończy. Jacob od początku był skończonym skurwielem, co przyznamy wszyscy. - zaczęła, a dookoła rozbrzmiał pomruk aprobaty na jej słowa. - Później było już tylko gorzej, część z nas niestety już nigdy z nami nie zapracuje na sukces, część pewnie zdecyduje się po tym wszystkim odejść, ale obiecuje, że jeśli pozwolicie zając mi się Benzini, to wkrótce będzie znała nas cała Ameryka! - dodała, unosząc butelkę do góry, a śmiechy wypełniły powietrze i wypito później toast w postaci zgody na szefostwo panny Arabelli. - Wasze zdrowie!

- Zdrówko, Bells. - Michael stuknął się z nią butelką, gdy zeskoczyła do nich ze stołu. - Dobrze wypadłaś.

- Dzięki. - zaśmiała się. - Będę za wami tęsknić. - dodała, przytulając się mocno do nastolatki, a później do weterynarza.

- Będziemy cię odwiedzać. - obiecała jej Red. - Prawda? - spojrzała na Michaela, a ten przytaknął tylko głową. 

- Poza tym ty też możesz wpadać, gdy już coś sobie znajdę. - zaoferował. 

- Jeśli tylko kupisz wygodną kanapę, to chętnie. - zaśmiała się, upijając kolejny łyk wina, a później podsunęła butelkę Red. Michael nic nie powiedział, ale ostatnio gdy rozmawiali, to wyznał jej, że się martwi, kiedy Bella namawia ją do picia. A już w szczególności, jeśli chodzi o jakieś duże ilości. Nastolatka jednak upiła tylko małego łyka i oddała butelkę właścicielce, nie chcąc, aby coś się popsuło pomiędzy nią i weterynarzem i po prostu przytuliła się do niego. - Rozumiem, miłość i te sprawy. - dodała, biorąc oddech. - Ale trzymajcie się, idę dalej. Obiecałam, że tu dzisiaj z każdym wypije i chce to już mieć za sobą. - dodała, machając im i odeszła do klaunów. 

- Nie chce wiedzieć, co będzie działo się potem, naprawdę. - przyznał, gdy usiedli przy stoliku, aby było im wygodniej i pokręcił głową.

- Ja chyba też nie. - przyznała, rozglądając się dookoła. Wszyscy byli szczęśliwi i gawędzili wesoło, a śmiechy co jakiś czas rozbrzmiewały wokół niej, przez co nie potrafiła się nie uśmiechać.

- O czym tak myślisz? - spytał, obejmując ją ramieniem.

- W zasadzie, to o wszystkim i o niczym. - przyznała, wtulając się w niego. - Widzę, jacy wszyscy są tu szczęśliwi i sama też jestem. Poza tym dalej myślę o powrocie do domu i kolacji z mamą. Dużo pyta o ciebie i chce cię nareszcie poznać. - dodała, łapiąc z nim kontakt wzrokowy.

- Ja też już chce poznać rodzicielkę mojej pięknej dziewczyny. - przyznał, całując jej czoło, a nastolatka jak zawsze zarumieniła się i pokręciła głową.

- Michael...

- No co? To tylko prawda. - wzruszył niewinnie ramionami, jakby to nie było nic takiego. - Poza tym dobrze to wiesz, jak i to, że będzie dobrze, cokolwiek będzie się działo, prawda?

- Prawda.

- I wiesz, co?

- Hm?

- Bardzo cię kocham.

- Wiem. Ale ja ciebie jeszcze bardziej.

~*~

no to mamy ostatni rozdział, za chwilkę dodam epilog x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro