- 23 -
Późną nocą Red zakradła się do wagonu Rosie. Zabrała ze sobą podstawowe środki do zrobienia opatrunków, chociaż nie za bardzo się na tym znała, to nie mogła zostawić poranionej słonicy na pastwę losu. W przeciwieństwie do ojca miała bardzo duże serce i była wrażliwa na krzywdę innych, nie wspominając o zwierzętach i musiała pomóc jej przynajmniej w ten sposób. Nie wiedziała, czy przypadkiem nikogo u niej nie będzie, ale musiała dowiedzieć się, co z nią i czy w ogóle przeżyje.
Słonica leżała w swoim wagonie, oddychając ciężko. Z ran, jakich narobił Jacob niekiedy jeszcze sączyła się krew, a Red przez to świeczki stanęły w oczach. Zwierzę spojrzało na nią, wyciągając trąbę w kierunku brunetki i zatrąbiło cicho. Zaczęła machać uszami, a Red podeszła do niej, a raczej rzuciła się na kolana przy jej głowie i pogładziła uspokajająco skórę w tym miejscu.
- Tak bardzo cię przepraszam, Rosie. - wyszlochała, ocierając dłonią policzki, które zrobiły się mokre od łez. - Nie chciałam, aby zrobił ci krzywdę. - dodała, kręcąc głową, a słonica tylko otuliła ją trąbą w talii, by jakoś pocieszyć nastolatkę. - Naprawdę, nie chciałam. - dodała, wtulając się w nią, jakby chciała ją przeprosić w ludzki sposób i nie traktowała jej jak zwierzaka.
Później już zajęła się opatrywaniem ran. Przemyła je wodą utlenioną i zakleiła prowizorycznymi plastrami jakie znalazła, ale nie miała pewności, czy się utrzymają. Jedyne, co ją uspokajało to fakt, że przez najbliższe dni nie będzie występować, aby dojść do siebie, a ona pomoże w opiece nad nią i będzie do niej zaglądać.
- Myślę, że nie jest tak źle. - przyznała do słonicy po zaklejeniu ostatniej rany. - Nie znam się na tym za bardzo, ale jakoś to będzie, co? - spojrzała na Rosie, która dalej miała opleciona trąbę wokół jej tali. Nie chciała, aby Red odchodziła. Nigdzie.
I w tako oto sposób nastolatka zasnęła razem z nią. Nie mówiąc nikomu gdzie idzie, ani co się z nią będzie działo. Red spała wtulona w Rosie, a świt przyszedł tak szybko, że nawet nie zorientowała się, że są od jakiś kilku godzin w nowym miejsce. Bella natomiast wychodziła z siebie i stawała obok, bo nie miała pojęcia, gdzie ona się podziała, a Michael, który chciał z nią pogadać i wszystko wyjaśnić wcale jej nie pomagał. Zwłaszcza ze swoją paniką, która stawała się coraz większa.
Uspokoili się dopiero, kiedy zajrzeli do słonicy, a nastolatka tylko wymruczała coś niezrozumiałego przez dodatkowe światło, które wpadło przez otworzone drzwi i ją tym samym obudziło. Starsza brunetka zachichotała, a później zostawiła już ich samych. Michael jednak został i obserwował tylko, jak stokrotka przebudza się, a Rosie zaczyna wachlować uszami. Później spojrzał na opatrunki, które pewnie były jej zasługą i uśmiechnął się pod nosem. Czyli jego nauka nie poszła na marne.
- Cześć... - zaczął niepewnie, kiedy nastolatka złapała z nim kontakt wzrokowy, po podniesieniu się.
- Hej... - rzuciła dosyć chłodno, a później poprawiła włosy, które były w nieładzie po tym spaniu i ziewnęła cicho. - Co tu robisz? - dodała, unosząc brew. - Albo co tu robisz tak późno?
- Przyszedłem się z tobą zobaczyć. - przyznał, robiąc małe kroki w jej kierunku.
- Nie wiem, czy jest po co. - odpowiedziała, pozwalając Rosie z powrotem opleść się trąbą.
- Owszem jest. - wziął oddech i opanował się w duchu, aby nie wybuchnąć. Nie chciał robić niepotrzebnych scen i tylko pogarszać swojej sytuacji. - Byłem przerażony. Nie dość, że nie pozwolił mi się z tobą spotykać, to jeszcze groził, że mnie zabije, jeśli to zrobię. - dodał, łapiąc oddech. - Może i sam wpakowałem się w taką sytuację, dopowiadając co nieco, ale wystraszyłem się.
- Mogłeś mi powiedzieć. Myślałam, że sobie ufamy. Nie pozwoliłabym cię skrzywdzić. Nawet własnemu ojcu. Teraz to raczej w szczególności jemu. - westchnęła, kręcąc głową.
- A co jeśli by mnie przy tobie znaleźli? Nie wiesz, jaki potrafi być twój ojciec, albo te jego goryle. - pokręcił głową. - Bardzo cię przepraszam, Red. To tylko tyle, co chciałem ci powiedzieć.
- Teraz już wiem. - przyznała smutno, patrząc się na rany Rosie i pokręciła później głową. Nadal ją to bolało i cały czas przed oczami miała wczorajszy dzień, a raczej jego potworny finał. - W porządku. - dodała cicho, zakładając kosmyk włosów za ucho.
- Naprawdę. - złapał jedną z jej dłoni w swoją. - Zależy mi na tobie, nic się nie zmieniło przez te kilka dni. I naprawdę nie chciałem cię do niczego wykorzystywać. Wszystko, co ci wtedy powiedziałem, to była prawda. - ciągnął, czując, że musi skończyć i dopowiedzieć to co wymyślił już wcześniej.
- Po prostu mnie to zabolało. Nie wiedziałam, o co chodzi i myślałam, że chciałeś się tylko pobawić, jak w tych wszystkich opowiadaniach. - pokręciła głową, splatając jego palce ze swoimi.
- Nie, broń boże. - odpowiedział prawie natychmiast. - Odkąd tylko cię zobaczyłem chciałem poznać cię bliżej i skończyło się na tym, że się w tobie zakochałem. Szczerze. - dodał, siadając wygodniej, a Rosie tylko zatrąbiła cicho.
- Myślałam, że wolisz Jade. - ciągnęła swoje kręcąc głową, a on westchnął ciężko.
- Nie. Chce ciebie. I tylko ciebie. - złapał jej policzki w swoje dłonie. - Zrozum to, głuptasie. A to wszystko, co się stało, to tylko moja wina. Bałem się zaryzykować i prawie cię przez to straciłem.
- Nigdzie się nie wybieram. - westchnęła, przysuwając się bliżej do niego. - Nawet jeśli ojciec mnie stąd wywiezie, to i tak wrócę. Obiecuje. - dodała, kiedy odległość pomiędzy nimi mierzyła odległość pocałunku.
- Tak bardzo cię kocham. I przepraszam. Za wszystko. - wyszeptał.
- Nie przepraszaj już, tylko mnie pocałuj. - zaśmiała się, czując, że prędzej, czy później i tak by mu wybaczyła. Nie sądziła, że Jacob potrafił zastraszyć człowieka do tego stopnia, ale teraz już była tego pewna, a tęsknota za nim przeradzała się w obrzydzenie, które zaczęło ją odpychać od swojego ojca, a zbliżać do Michaela i uświadamiać, że to z nim będzie szczęśliwa i Jacob na pewno tego nie zmieni.
- Nie musisz nawet nic mówić. - zaśmiał się, złączając ich usta, a później podgryzł jej wargę, rozpoczynając ten pocałunek wypełniony tęsknotą, ale też miłością, którą byle kto już nie złamie.
~*~
2 rozdziały do końca;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro