Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 22 -

- I chciałeś go wyrzucić tylko dlatego, że się ze mną spotyka? - prychnęła Red, która już o wszystkim wiedziała. Łatwo było się tego domyślić, z resztą nie tylko tego, jak i tego, że była wściekła, może nawet wkurwiona na własnego ojca. - Boże, tato, jakie to jest żałosne i dziecinne zachowanie! - oburzyła się, chodząc po jego wagonie w tą i z powrotem. 

- Nieco grzeczniej, co? - zauważyła Jade, która siedziała na oparciu fotela zajętego przez Jacoba.

- Nikt cię nie pytał o zdanie, małpo. - warknęła, zamykając jej tym samym usta. - I nie rozmawiam z tobą. - dodała, czując, że ona też miała  w tym swój wkład, z resztą nie tylko ona. 

- Red. - upomniał ją ojciec, ale ona tylko przewróciła oczami. Była zdenerwowana, tak jak nigdy wcześniej. Zaczęła podejrzewać wszystkich, ale nie jego. - Uspokój się.

- Nie. - rzuciła beznamiętnie. - Nie pozwolę, żebyś wpieprzał się w moje życie. A już na pewno nie w momencie, kiedy pojawiasz się znikąd po tym, jak zaakceptowałam fakt, że masz mnie w dupie. - ciągnęła, zatrzymując się przed nim. - Nie było cię, kiedy cię potrzebowałam, więc nie licz, że pozwolę ci podejmować za mnie jakiekolwiek decyzje. I nie będę sprzątać błota z butów, w których wlazłeś w moje życie z powrotem. 

- To nie jest odpowiedni mężczyzna dla ciebie.

- To kto niby nim jest? - uniosła brew, krzyżując dłonie na piersi. - Nawet go nie znasz i nie masz prawa go oceniać. - dodała, czując wewnętrzną potrzebne obronienia weterynarza. Dalej jej zależało i chciała, aby z powrotem było pomiędzy nimi dobrze, choć nie miała pewności, że tak się stanie. 

- Po prostu wiem, jaki jest i to wszystko. - wzruszył ramionami, a później uniósł brwi w sposób, który tylko to potwierdzał. 

- To może teraz zacznij się interesować kimś innym, a nam daj spokój, co? - prychnęła znowu. - Zapytaj się swojej dziewczyny, co robiła, aby nas skłócić. Zdradza cię na lewo i prawo, ale to Michael jest tym najgorszym. - dodała, wskazując na Jade, przez co mężczyzna zacisnął dłonie w pięści.

- Nie wymyślaj niestworzonych historii, dziecko. - zagroził jej.

- Bo co? Bo odeślesz mnie do domu? Zauważ, że zawsze mogę wrócić, jak i stąd wyjechać. Jesteś moim ojcem, a nie szefem i nie będziesz mi rozkazywać. - zaczęła się z nim mierzyć na spojrzenia. Działali na siebie jak te czerwone płachty na byka i żadne nie miało zamiaru odpuścić. Red może i była nieśmiała, ale kiedy ktoś jej coś narzucał, to nie było już tak uroczo i przyjemnie. 

- I jako twój ojciec mam prawo zabronić ci się z nim spotykać. - wstał, ale Red nie miała zamiaru zacząć się bać i dalej stała, uparcie wpatrując się w niego.

- A ja nie muszę cię ślepo słuchać. - uśmiechnęła się sarkastycznie, przez co Jacoba zaczęła świerzbić ręka. - No dalej, uderz mnie. Wtedy to na pewno nie zobaczysz mnie do reszty swoich dni i nie pozwolę ci się do mnie zbliżyć bliżej niż na kilometr. - dodała, a później wybiegła, czując tylko swoje niespokojnie bijące serce. 

:::

- Jestem zdania, że bardzo dobrze mu to powiedziałaś. - przyznała Bella, kiedy opiekowały się tygrysiątkami w czasie show. - A nawet bardzo dobrze. Może w końcu zrozumie, że odpowiadasz za siebie i on też powinien to zacząć robić. - dodała, kręcąc głową.

- Jedyne, co teraz czuje to obrzydzenie i rozumiem, dlaczego każdy go tutaj nienawidzi. - przyznała, drapiąc jedno z tygrysiątek po brzuchu, bo bardzo to polubiły.

- To i tak delikatnie ujęte. - westchnęła, kręcąc głową. - Przepraszam. - dodała, zdając sobie sprawę, co powiedziała.

- Nic się nie dzieje, poza tym zauważyłam to. - machnęła ręką, posyłając jej uśmiech. Jeśli kogoś miało to urazić, to na pewno nie Red. A przynajmniej już nie. - Nie przejmuj się.

- No dobrze. - westchnęła ciężko i zajęła się już później tygrysiątkami. Dalej rozmawiały, ale Bella uważała już na język, przyłapując się, że czasem staję się niewyparzony i to nawet za bardzo, a ona sama mówi, to co tylko jej ślina na niego przyniesie. - A poza tym, to rozmawiałaś z Michaelem? - dodała, biorąc oddech.

- Nie, jeszcze nie. - odpowiedziała Red. Dosyć szybko i chłodno, jakby jeszcze chciała unikać tego tematu. - Nie mogłam go nigdzie dzisiaj znaleźć. - dodała, tłumacząc się, chociaż wcale nie musiała i dobrze o tym wiedziała. 

- Nawet go nie szukałaś. - spojrzała na nią oczywistym spojrzeniem, a później roześmiała się cicho. - Wiedziałam. - dodała, ale rozumiała ją. Michael sam nie był w lepszym stanie i cholernie za nią tęsknił, ale wizja skończenia życia poprzez złamany kark nie pozwoliła mu nic zrobić i nadal przypierała go do ściany.

- Po prostu... - zaczęła, ale już nie dokończyła, bo usłyszała tylko wrzaski i krzyki, a także trąbienie Daisy, która wydawała się być czymś przestraszona. Wymieniła tylko spojrzenie z Bellą i obydwie wybiegły z wagonu zobaczyć, co się stało, zostawiając wcześniej tygrysiątka w dobrych rękach. 

A to, co zastały, to... dosyć okropny widok. Klaun, który znalazł się przy nich powiedział, że reszta w zamian za brak kolejnej wypłaty nastraszyła słonia, po to, by zrzucił z siebie Jade, albo przynajmniej stratował Jacoba, podczas przedstawienia, ale to nie za bardzo się udało i skończyło się na tym, że zwierzę uciekło, przerywając cały pokaz. Teraz wkurwiony wyżywał się po zwierzęciu do tego stopnia, że z ran, jakie zrobił lała się krew. 

- Zostaw ją! - Red chciała się wyrwać Belii i pobiec do nich, aby uratować słonicę, ale ta jej nie pozwoliła.

- Nie. - powiedziała, trzymając mocno jej dłoń. - Jest nieobliczalny, nie chce, żeby stało ci się stało przez niego. Po prostu nie. - dodała i przyciągnęła ją do siebie, a Red zaczęła szlochać. Nie mogła nawet na to patrzeć, a wszystko, co słyszała działało na nią jeszcze gorzej. 

- To nie jest mój ojciec. - pokręciła głową, szlochając cicho. - To już potwór, którego widzę pierwszy raz na oczy, przysięgam.  

- Zabierz ją stąd, ja muszę porozmawiać z tymi debilami. - westchnęła tylko starsza brunetka, nie chcąc, aby nastolatka dalej w tym uczestniczyła i po upewnieniu się, że dotarła bezpiecznie do wagonu i ktoś z nią został, poszła opierdolić klaunów.

~*~

3 rozdziały do końca x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro