Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 19 -

- I jak wyglądam? - zapytał Michael, przeczesując palcami swoje włosy. Na dzisiaj zaplanował swoją randkę z Red i szczerze mówiąc bardzo się stresował. Chciał się jej przyznać do wszystkiego, ale to do wszystkiego, co do niej czuje, a chyba najlepiej będzie zrobić to własnie w taki sposób. Obrócił się w stronę Belli, która leżała na jego łóżku, a później na w miejscu, aby zobaczyła cały efekt. Miała mu jakoś pomóc, ale skończyło się na tym, że po prostu była i jakoś rozmawiali.

- Jak na ciebie, to ujdzie. - przyznała, mierząc go wzrokiem, przez co prychnął cicho.

- No dzięki. - przewrócił oczami, biorąc przy okazji oddech. Jego serce wybijało niespokojny rytm. 

- Przecież żartuje. - wstała, aby poprawić mu kołnierzyk. Tak, ubrał koszulę. - Teraz jest dobrze. A nawet bardzo. - dodała, posyłając mu uśmiech. - I nie stresuj się tak, to tylko Red. 

- Chcesz się zamienić? - rzucił, patrząc się na nią z góry, przez co zaśmiała się tylko i pokręciła głową. - Nie tylko Red, bo mi na niej zależy i chce spróbować być z nią. To dla mnie ważne.

- I będziesz, bo na pewno się zgodzi. Przestań pisać jakieś czarne scenariusze, bo i tak ta randka, jak i przyszły związek wam wyjdzie. Jezu. Ileż można. - powiedziała, opadając z powrotem na łóżko. - Dasz sobie radę, skoro Jacob nie wywalił cię do tej pory, to tego też nie spieprzysz. - dodała, chociaż nie wiedziała, jaka jest prawda, a Michael bezwiednie przełknął nerwowo ślinę. W uszach zaczęły dzwonić mu urywki z wczorajszej rozmowy z szefem. 

- T-Tak, masz rację. - odpowiedział, próbując w to uwierzyć, ale było to o wiele trudniejsze, niż mu się wydawało. - Spadam, zaraz będzie siódma. - dodał, patrząc się na zegarek, który leżał na jego nadgarstku. Poprawił jeszcze podwinięte rękawy i popsikał się perfumami.

- Kwiatki, Romeo! - krzyknęła, kiedy wychodził, po czym wrócił, zabrał bukiet stokrotek i wyszedł z powrotem, posyłając jej całusa w powietrzu. Bella roześmiała się tylko i pokręciła głową. - Co ty byś zrobił beze mnie, sieroto.

- Nic! 

- Tak właśnie mi się wydaje!

:::

Nie było to nic specjalnego, bo piknik na jednym ze wzgórz z widokiem na miasto i piękne, zachodzące w oddali słońce. Michael postarał się, aby byli sami i było idealnie, a także stworzył do tego odpowiedni klimat. I chyba mu się udało, ponieważ nastolatka była zachwycona. Dosłownie. Po zobaczeniu niby tego prostego koca w kratę, kosza piknikowego i widoku, jaki rozpościerał się dookoła, rzuciła mu się na szyję, zaczynając ten wieczór miłym, pocałunkowym akcentem. 

Teraz, kiedy już zjedli prowizoryczne jedzenie, o którego zrobienie weterynarz poprosił kucharza, siedzieli wtuleni w siebie i cieszyli się, że są razem. Tak prosto i zwyczajnie, jak młodzi ludzie, którzy zaczynali czuć coś do siebie, albo już czuli. 

- Dziękuje, że mnie tutaj przyprowadziłeś. - wyszeptała, łapiąc krótki kontakt wzrokowy z Cliffordem, a później dalej oparła głowę o jego ramię. On w tym czasie splótł ich dłonie ze sobą.

- W zasadzie zrobiłem to tylko w jednym celu. - przyznał nieco nieśmiało, zwilżając przy okazji wargi. - Chciałbym ci coś powiedzieć. - zaczął, odwracając się do niej twarzą. 

- Słucham. - wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Ona sama - choć nie było tego widać. - była kłębkiem nerwów i tylko zastanawiała się, o co może mu chodzić. - Hej, to tylko ja, nie masz czego się obawiać. - dodała, pocierając pocieszająco jego ramię. Denerwował się, co było całkiem urocze. 

- Nie bez powodu cię tutaj przyprowadziłem. I to wszystko też nie jest bez powodu, wiesz? - uniósł brew, starając się ubrać w słowa, to co chciał jej wyznać, jak najlepiej. - Od pewnego czasu czuje, że to jest coś więcej, że my to coś więcej. Kocham cię, Red. Wiem, że nie znamy się zbyt długo, o ile w ogóle, ale byłbym najszczęśliwszym facetem na Ziemi, gdyby okazało się, że pozwoliłabyś mi być ze sobą i ochraniać cię przed wszystkim, co tu złe i okropne. - dodał, ściskając nieco mocniej jej dłoń. Nie za mocno. 

Po tym wyznaniu długo odpowiadała mu cisza, a z każdą kolejną chwilą, czuł jak jego serce wybija niespokojny rytm. Miał wrażenie, że ważą się jego losy i szala waha się od jednej do drugiej strony. Michael był naprawdę zestresowany i nie było w życiu takiej osoby, o którą pragnąłby się troszczyć tak bardzo, jak o tą małą nastolatkę, która była o niego zazdrosna, którą sprowokował do płaczu i która jednak siedziała tu teraz z nim i chyba analizowała jego słowa.

A Red, cóż. Red była w szoku i starła się ignorować chmarę motyli, jaka powstała jej w brzuchu. Czuła, że to on, bo traktował ją wyjątkowo, niekiedy nawet jak jakąś księżniczkę, którą nigdy nie była, no chyba, że tylko dla niego. Wiedziała, że czuje coś do niego, coś czego bliżej nie potrafiła opisać, a on zrobił to tak pięknie. 

- T-Tak, Michael. Ja ciebie też kocham. I chcę być z tobą. Chcę, naprawdę. - powiedziała w końcu, wyrywając się z amoku w jaki popadła i zarzuciła mu ramiona na szyje, przez co zaskoczony opadł na koc i zachichotał. 

- Cieszę się, stokrotko. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. - przyznał tylko, zakładając kosmyk włosów za jej ucho i już nie powstrzymywał się, aby pocałować jej malinowe usta, które w dosyć szybki sposób uzależniły go od siebie. Podobnie, jak ona cała jego i jego umysł. Przyłapywał się na tym dosyć często ostatnimi momentami i myślał głównie o niej. O tym, jak się czuje, czy jest jej ciepło, czy nie jest głodna, albo czy przypadkiem jej się nie nudzi i nie chce mu pomóc. Myślał w trzech czwartych o tej małej stokrotce. 

- Myślę, że jednak to sobie wyobrażam. - zachichotała w jego usta, za nim podgryzł jej wargi i oddała przez to ten nieco bardziej namiętny pocałunek. - Ja cieszę się, że mogłam cię poznać, bo na razie, to najlepsze co mogło i mnie tutaj spotkało. - dodała bez tchu, kiedy oderwali się na moment od swoich warg i oparła ich czoła o siebie. 

- I vice versa, panno Davenport. 

~*~

zrobiło się jakoś słodko w sumie 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro