- 19 -
- I jak wyglądam? - zapytał Michael, przeczesując palcami swoje włosy. Na dzisiaj zaplanował swoją randkę z Red i szczerze mówiąc bardzo się stresował. Chciał się jej przyznać do wszystkiego, ale to do wszystkiego, co do niej czuje, a chyba najlepiej będzie zrobić to własnie w taki sposób. Obrócił się w stronę Belli, która leżała na jego łóżku, a później na w miejscu, aby zobaczyła cały efekt. Miała mu jakoś pomóc, ale skończyło się na tym, że po prostu była i jakoś rozmawiali.
- Jak na ciebie, to ujdzie. - przyznała, mierząc go wzrokiem, przez co prychnął cicho.
- No dzięki. - przewrócił oczami, biorąc przy okazji oddech. Jego serce wybijało niespokojny rytm.
- Przecież żartuje. - wstała, aby poprawić mu kołnierzyk. Tak, ubrał koszulę. - Teraz jest dobrze. A nawet bardzo. - dodała, posyłając mu uśmiech. - I nie stresuj się tak, to tylko Red.
- Chcesz się zamienić? - rzucił, patrząc się na nią z góry, przez co zaśmiała się tylko i pokręciła głową. - Nie tylko Red, bo mi na niej zależy i chce spróbować być z nią. To dla mnie ważne.
- I będziesz, bo na pewno się zgodzi. Przestań pisać jakieś czarne scenariusze, bo i tak ta randka, jak i przyszły związek wam wyjdzie. Jezu. Ileż można. - powiedziała, opadając z powrotem na łóżko. - Dasz sobie radę, skoro Jacob nie wywalił cię do tej pory, to tego też nie spieprzysz. - dodała, chociaż nie wiedziała, jaka jest prawda, a Michael bezwiednie przełknął nerwowo ślinę. W uszach zaczęły dzwonić mu urywki z wczorajszej rozmowy z szefem.
- T-Tak, masz rację. - odpowiedział, próbując w to uwierzyć, ale było to o wiele trudniejsze, niż mu się wydawało. - Spadam, zaraz będzie siódma. - dodał, patrząc się na zegarek, który leżał na jego nadgarstku. Poprawił jeszcze podwinięte rękawy i popsikał się perfumami.
- Kwiatki, Romeo! - krzyknęła, kiedy wychodził, po czym wrócił, zabrał bukiet stokrotek i wyszedł z powrotem, posyłając jej całusa w powietrzu. Bella roześmiała się tylko i pokręciła głową. - Co ty byś zrobił beze mnie, sieroto.
- Nic!
- Tak właśnie mi się wydaje!
:::
Nie było to nic specjalnego, bo piknik na jednym ze wzgórz z widokiem na miasto i piękne, zachodzące w oddali słońce. Michael postarał się, aby byli sami i było idealnie, a także stworzył do tego odpowiedni klimat. I chyba mu się udało, ponieważ nastolatka była zachwycona. Dosłownie. Po zobaczeniu niby tego prostego koca w kratę, kosza piknikowego i widoku, jaki rozpościerał się dookoła, rzuciła mu się na szyję, zaczynając ten wieczór miłym, pocałunkowym akcentem.
Teraz, kiedy już zjedli prowizoryczne jedzenie, o którego zrobienie weterynarz poprosił kucharza, siedzieli wtuleni w siebie i cieszyli się, że są razem. Tak prosto i zwyczajnie, jak młodzi ludzie, którzy zaczynali czuć coś do siebie, albo już czuli.
- Dziękuje, że mnie tutaj przyprowadziłeś. - wyszeptała, łapiąc krótki kontakt wzrokowy z Cliffordem, a później dalej oparła głowę o jego ramię. On w tym czasie splótł ich dłonie ze sobą.
- W zasadzie zrobiłem to tylko w jednym celu. - przyznał nieco nieśmiało, zwilżając przy okazji wargi. - Chciałbym ci coś powiedzieć. - zaczął, odwracając się do niej twarzą.
- Słucham. - wzruszyła ramionami, uśmiechając się do niego pokrzepiająco. Ona sama - choć nie było tego widać. - była kłębkiem nerwów i tylko zastanawiała się, o co może mu chodzić. - Hej, to tylko ja, nie masz czego się obawiać. - dodała, pocierając pocieszająco jego ramię. Denerwował się, co było całkiem urocze.
- Nie bez powodu cię tutaj przyprowadziłem. I to wszystko też nie jest bez powodu, wiesz? - uniósł brew, starając się ubrać w słowa, to co chciał jej wyznać, jak najlepiej. - Od pewnego czasu czuje, że to jest coś więcej, że my to coś więcej. Kocham cię, Red. Wiem, że nie znamy się zbyt długo, o ile w ogóle, ale byłbym najszczęśliwszym facetem na Ziemi, gdyby okazało się, że pozwoliłabyś mi być ze sobą i ochraniać cię przed wszystkim, co tu złe i okropne. - dodał, ściskając nieco mocniej jej dłoń. Nie za mocno.
Po tym wyznaniu długo odpowiadała mu cisza, a z każdą kolejną chwilą, czuł jak jego serce wybija niespokojny rytm. Miał wrażenie, że ważą się jego losy i szala waha się od jednej do drugiej strony. Michael był naprawdę zestresowany i nie było w życiu takiej osoby, o którą pragnąłby się troszczyć tak bardzo, jak o tą małą nastolatkę, która była o niego zazdrosna, którą sprowokował do płaczu i która jednak siedziała tu teraz z nim i chyba analizowała jego słowa.
A Red, cóż. Red była w szoku i starła się ignorować chmarę motyli, jaka powstała jej w brzuchu. Czuła, że to on, bo traktował ją wyjątkowo, niekiedy nawet jak jakąś księżniczkę, którą nigdy nie była, no chyba, że tylko dla niego. Wiedziała, że czuje coś do niego, coś czego bliżej nie potrafiła opisać, a on zrobił to tak pięknie.
- T-Tak, Michael. Ja ciebie też kocham. I chcę być z tobą. Chcę, naprawdę. - powiedziała w końcu, wyrywając się z amoku w jaki popadła i zarzuciła mu ramiona na szyje, przez co zaskoczony opadł na koc i zachichotał.
- Cieszę się, stokrotko. Nie wyobrażasz sobie jak bardzo. - przyznał tylko, zakładając kosmyk włosów za jej ucho i już nie powstrzymywał się, aby pocałować jej malinowe usta, które w dosyć szybki sposób uzależniły go od siebie. Podobnie, jak ona cała jego i jego umysł. Przyłapywał się na tym dosyć często ostatnimi momentami i myślał głównie o niej. O tym, jak się czuje, czy jest jej ciepło, czy nie jest głodna, albo czy przypadkiem jej się nie nudzi i nie chce mu pomóc. Myślał w trzech czwartych o tej małej stokrotce.
- Myślę, że jednak to sobie wyobrażam. - zachichotała w jego usta, za nim podgryzł jej wargi i oddała przez to ten nieco bardziej namiętny pocałunek. - Ja cieszę się, że mogłam cię poznać, bo na razie, to najlepsze co mogło i mnie tutaj spotkało. - dodała bez tchu, kiedy oderwali się na moment od swoich warg i oparła ich czoła o siebie.
- I vice versa, panno Davenport.
~*~
zrobiło się jakoś słodko w sumie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro