- 11 -
W wagonie dla dużych kotów panowało zamieszanie. Sandy, która była ich opiekunką nie wiedziała, w co w ręce włożyć, a Michael dopiero zbierał potrzebne mu rzeczy. Poród w cyrku był jednak bardzo ważną sprawą. Nie trzeba było później kupować zwierząt, czy opłacać dodatkowych trenerów, którzy ujarzmiliby nowe nabytki przedsięwzięcia. Dlatego też nie mogli pozwolić sobie na stratę potomstwa Crystal, tygrysicy, która była jedną z największych gwiazd cyrku Benzini. Dziewczyna starała się uspokoić wielkiego kota, trzymając jej głowę na swoich kolanach. Gładziła ją za uszami, czy po szyi, ale ona nadal dyszała ciężko, chyba wyczuwając panującą dookoła atmosferę.
Wszystko zaczęło się zmieniać, gdy do środka wpadł Michael z Red. Clifford po drodze zdążył zgarnąć swój niezbędnik weterynarza, a także poprosił nastolatkę, aby przygotowała te podstawowe rzeczy, jak ciepła woda, czy ręczniki. W zasadzie przez jeden poród wszyscy artyści stanęli na nogi, choć powinni już dawno spać, aby być w pełni sił na następny dzień i kolejne show. Trójka znajdująca się w wagonie mogła tylko obserwować, jak ktoś co chwila zagląda do środka, albo słyszeć głosy, które wszystko komentowały. Nie pomagało to nikomu, było raczej wręcz przeciwne. Michael czuł się rozproszony, a to nikomu nie było do szczęścia potrzebne.
Red nie za bardzo wiedziała, co do końca ma robić. Pierwszy raz była przy porodzie, w dodatku tygrysa i nie miała pojęcia, jak to wszystko się odbywa. Klęczała więc na uboczu, gdy Sandy i Michael grali w tym wszystkim główne skrzypce. Dopiero wtedy zauważyła, jak bardzo kolorowy jest zdeterminowany i jak poważnie podchodzi do wykonywanego przez siebie zawodu. Starał się jak najbardziej ograniczyć tygrysicy cierpienie, ale też nie powstrzymywał porodu. Chciał, aby miot w pełni przeżył, bo ciąża i tak miała pewne komplikacje, o których brunetka nie wiedziała.
:::
Wszystko trwało przez kilka godzin, jeśli nie całą noc. Nikt nie liczył czasu, ale gdy już było po wszystkim, a rodzina mogła odetchnąć, zza drzwiami wagonu zaczynało świtać. Michael odetchnął z ulgą i wstał z kucek. Otarł pot z czoła wierzchem dłoni, które później wytarł w ręcznik, aby na samym końcu przerzucić go sobie przez ramię. Przeczesał jeszcze palcami włosy i posłał uśmiech Red, a także Sandy, choć ta druga była zajęta swoimi podopiecznymi.
- Jak się czujesz? - spytał, podchodząc bliżej do nastolatki.
- W porządku. Choć jestem zmęczona. - przyznała, pocierając ramiona. - Cieszę się, że już jest po wszystkim i że miot jest, aż tak duży. - dodała, bo doczekali się czwórki tygrysiątek.
- Ja też, nie spodziewałem się, na USG widziałem tylko trójkę, ale widocznie jeden zrobił nam niespodziankę. - zaśmiał się i otulił ją swoją bluzą, którą ktoś im tutaj przyniósł w obawie przed nocnym chłodem. Wykorzystał to, aby się do niej zbliżyć i objąć ją swoimi ramionami. - Ale mimo wszystko dobrze nam poszło, co? - dodał, łapiąc z nią kontakt wzrokowy.
- Tak. - zgodziła się i skrzyżowała dłonie na piersi. - Masz na dzisiaj jakieś plany? - dodała, gdy wyszli już na zewnątrz.
- Chce się przespać, a potem możemy robić co tylko będziesz chciała. - powiedział, splatając ich dłonie ze sobą.
- Dobry pomysł. - westchnęła i założyła kosmyk włosów za ucho, po czym dała się poprowadzić do namiotu weterynarza.
- Wiesz, że jestem z ciebie dumny? Niewiele osób dałoby radę za pierwszym razem uczestniczyć w porodzie i pomagać przy nim jednocześnie. - przyznał, gdy zatrzymali się na chwilę, aby obejrzeć wschód słońca. Stanął naprzeciwko niej i posłał jej uśmiech, a Red, jak to Red zarumieniła się dosyć mocno.
- D-Dziękuje. - przyznała, zwieszając wzrok na ich dłonie, ale Michael ułożył dłonie na jej policzkach, które później trochę zsunął, co zmusiło nastolatkę do wpatrywania się w niego. Później już ucałował czule jej czoło i odetchnął z ulgą. - Dużo to dla mnie znaczy, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda? - dodała, a on wzruszył ramionami, przez co uderzyła go w ramię.
- Ała... - jęknął, udając, że go boli.
- Gdybym chciała, to naprawdę jęczałbyś z bólu.
- Wolałbym jęczeć z innego powodu.
- Michael!
- No co? - uśmiechnął się do niej niewinnie, a później dalej ruszyli do jego namiotu. Kolorowy wykorzystał tę szansę i objął Red, zatrzymując dłoń w dole jej pleców.
Po paru chwilach byli już na miejscu, a nastolatka poczuła, że rzeczywiście jest zmęczona. Poza tym weterynarzowi także to nie umknęło. Zsunął z jej ciała bluzę, a później ułożył na łóżku. Sam zrzucił z siebie koszulkę i znalazł się obok niej na materacu. Okryli się kołdrą, w dodatku Red, która szukała ciepła wtuliła się w niego. Uznał, że mogliby tak częściej, ale po prostu, a nie po męczącym porodzie, który trwał całą noc. Nastolatka długo szukała jeszcze wygodnej pozycji, ale znalazła ją w końcu, całkowicie wtulona ciałem i twarzą w weterynarza. Zasnęła dosyć szybko, ale on jednak nie mógł zmrużyć oka. Nie wiedział, czy to przez to, że jest już tak jasno na zewnątrz, czy może przez to, że ma kogoś takiego, jak ona w swoich ramionach.
Umówmy się, że traktował bardzo poważnie, to co rosło pomiędzy nimi. Dlatego też czuł się fatalne, gdy sprowokował ją do zazdrości, przez co była smutna. W ogóle jej pojawienie się jakby wszystko odmieniło, bo to tej pory miał nudne, długie i szare dni. Spędzał je na leczeniu zwierząt, czy flirtowaniu z Jade, ewentualnie denerwował na niezliczoną ilość sposobów Bellę. A gdy Red przyjechała, to starał się sprawić, aby czuła się w cyrku swobodnie, chciał jej to wszystko pokazać od kuchni i nie narażać niepotrzebnie, co jednak nie wyszło, ale mieli to już chyba za sobą. Według niego wszystko zmierzało w dosyć dobrym kierunku. Miał szczerą nadzieje, że te wakacje potrwają jak najdłużej, bo wiedział, że nie będzie potrafił się nią nacieszyć przez te dwa miesiące. Nawet nie wiedział, czy ona odczuwa to samo, bądź coś podobnego, ale chciał ją nazywać swoją. Niedosłownie, bo nie należał do typów, które przedmiotują kobiety, ale tak w przenośni. Chciał, aby zaczęli budować coś razem, coś, co będzie oparte na zaufaniu, cierpliwości i wytrwałości, bo wiedział, że jeśli już zaczęliby być razem, to na pewno znalazłby się ktoś, kto chciałby im zniszczyć ich własne szczęście. A Michael nie chciał do tego dopuścić.
~*~
fajnie, że od jakoś dwóch rozdziałów nie było komentarzy:)))
nie wiem, to jest tak chujowe, że mam dać sobie spokój? lmao
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro