Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

- 10 -

Clifford tamtego ranka zajmował się końmi. Miał je przygotować do wieczornego występu, poza tym chciał upewnić się, że wszystko jest w porządku. Nie mogli sobie pozwolić na stratę kolejnego zwierzęcia, bo zaczęłoby się robić podejrzanie, a wiadomo, do czego by to doprowadziło. Czekał, aż Red do niego dołączy, bo gdy zabierał się już do pracy to ona nadal słodko spała i nie miał serca jej budzić, poza tym potrzebowała snu, po tym wszystkim, co się działo. 

- Kobalt, współpracuj, proszę cię. - mruknął, gdy koń nie chciał unieść kopyta, aby mógł sprawdzić, że wszystko w porządku i nic go nie boli. 

- Musisz grzeczniej poprosić. - zachichotała Jade, pojawiając się przy nich z kilkoma kostkami cukru w dłoni. - One też mają uczucia, prawda Kobalt? - dodała, podsuwając mu pod chrapy smakołyki, które z radością przyjął. 

- Trochę się śpieszę. To nie jedyna gwiazda tutaj. - przyznał ostrożnie, nie wiedząc, o co jej dokładnie chodzi. Odkąd pojawiła się Red, starał się jej unikać i wolał nie flirtować z dziewczyną szefa, bo mogło się to dla niego także źle skończyć. 

- Ale jedna z najlepszych i powinien mieć wszystko, co najlepsze. - przyznała, gładząc konia po pysku. 

- Nie za taką płacę i wyposażenie, a także pokarm dla nich. - pokręcił głową, sunąc dłonią po nodze zwierzęcia, prosząc go tym samym, aby ją uniósł. Kobalt wykonał jego nieme polecenie, kończąc chrupanie cukru, po czym z dumą zarzucił głową. 

- Nie jest tak źle, poza tym ostatnio sprzedajemy komplety, mam nadzieje, że odbije się dobrze na waszych wypłatach. - przyznała, zakładając kilka kosmyków włosów za icho. 

- Oby. - zgodził się z szatynką i wziął głębszy oddech. Zaczął prosić w myślach, aby Red tutaj nie przyszła i ich nie zobaczyła. Nie potrzebował kolejnych spięć pomiędzy nimi, kiedy na nowo zrobiło się dobrze. 

- Jesteś dzisiaj jakiś nieswój. - zauważyła, zmieniając temat i podchodząc do niego bliżej. Położyła mu dłoń na ramieniu, przez co spojrzał na nią pytająco i odsunął się. 

- Po prostu mam dużo na głowie. - wzruszył ramionami, jakby to nie było nic nowego i złapał za szczotkę, aby wyczesać sierść konia. Chciał ustanowić pewien dystans i uświadomić kobiecie, że to już chyba koniec tych flirtów i nie ma na co liczyć.

- Zawsze tyle miałeś. - przyznała, podchodząc znowu do niego, na co niezauważenie przewrócił oczami. 

- Być może, nie wiem, nie zwracam na to uwagi. Po prostu mam trochę do zrobienia. - przyznał obojętnie, klepiąc i gładząc w nagrodę konia po grzbiecie. Zarzucił znów z gracją głową, a później wsunął chrapy w dłonie weterynarza, aby ten nie przestawał na co Michael zachichotał. 

- Wydajesz się taki zapracowany. - powiedziała, nadal nieustannie próbując podtrzymać rozmowę, której nie chciał. 

- Bo to prawda. Dzięki Red przynajmniej mogę niekiedy odetchnąć. - powiedział, uśmiechając się pod nosem. Zawsze tak robił, gdy o niej myślał. Jade uniosła przez to pytająco brwi. Nie spodziewała się czegoś takiego z jego strony. Przeważnie bywało inaczej i dał się podrywać, ale odkąd pojawiła się ta mała, to nie mogła sobie na to pozwolić. 

- Widać. - odpowiedziała w końcu chłodno, niezadowolona z obrotu spraw i zauważyła, że właśnie rzekoma brunetka zmierzała w ich stronę. Zatrzepotała przez to rzęsami i zmniejszyła odległość pomiędzy sobą, a Michaelem jeszcze bardziej. 

- Co ty robisz? - zapytał, unosząc brew. Stał w takim miejscu, że jeszcze nie widział Red.

- Nic, po prostu chciałabym, abyś wpadł do mnie wieczorem, hm? Co ty na to? - spytała słodko i niewinnie akurat wtedy, kiedy Red pojawiła się przy koniach. 

- Nie. - pokręcił głową i przewrócił oczami. - Mówiłem ci już, że mam trochę do zrobienia i obiecałem już Red, że zajmiemy się razem Rosie. - dodał, a ona po otrząśnięciu się z widoku, jaki zastała uśmiechnęła się sztucznie.

- Spokojnie, dam sobie radę sama. Miłego wieczoru. - rzuciła, odwracając się na pięcie, po czym odeszła. Michael przeklnął pod nosem i spojrzał mściwie na Jade. Ta tylko roześmiała się i uśmiechnęła zwycięsko, ale jej uśmiech zniknął, gdy Clifford pobiegł za nastolatką.

- Red!

- Co? - zatrzymała się, przez co prawie na nią wpadł. Poczuła się urażona. Tym razem już nie chodziło o żadne zwierzęta, ale po prostu o niego. Chyba była zazdrosna. Było już dobrze i chciała, aby tak zostało, ale najwidoczniej nie była, aż tak atrakcyjna, jak starsza Jade. 

- Dlaczego sobie poszłaś? Przecież obiecałaś, że mi pomożesz. - powiedział na początek, próbując wybadać sytuację.

- Miałeś już pomoc. - rzuciła, krzyżując dłonie na piersi. Zmierzyła go wzrokiem, chcąc w duchu wtulić się w niego i wrócić tam do koni, ale chciała coś sobie udowodnić i wiedzieć, że nie bawi się nią w szczeniacki sposób. 

- Jade to nie pomoc, ona ciągle mi przeszkadza. - pokręcił głową, posyłając jej przepraszający uśmiech. - Wieczorem chciałem pobyć z tobą i Rosie. Nigdzie się nie wybieram i nie rozumiem, czemu jesteś zazdrosna. To na tobie mi zależy, a nie na niej.

- Nie jestem zazdrosna. - zaprzeczyła szybko, choć chyba tak było.

- Nie? - zaśmiał się, przyciągając ją do siebie.

- Po prostu...

- Jesteś zazdrosna. - powiedział za nią, opierając ich czoła o siebie. Było to dla niego całkiem urocze. I wiedział, że on też byłby, gdyby ktoś zaczął ją podrywać. 

- Ugh, jesteś niemożliwy. - uderzyła go z pięści w ramię, ale nawet go to nie ruszyło, a wręcz przeciwnie bo znowu się roześmiał i uśmiechnął w jej stronę.

- Oj tam. - wzruszył niewinnie ramionami, trzymając w nich brunetkę. 

- Nie oj tam, tylko tak. - stwierdziła, kręcąc ze zrezygnowania głową. - Ale skoro tak stawia pan sprawę, panie Clifford, to możemy jednak razem pójść do Rosie. - dodała, nie zmieniając tym samych ich planów na później.

- Cieszy mnie to bardzo. - powiedział, patrząc się na jej usta. Miał ochotę je pocałować. Długo czekał, ale dla niej mógłby jeszcze dalej. 

- Red! Mike! Pomocy! - Bella zaczęła krzyczeć, pojawiając się na widoku. - Sandy mówi, że zaczął się poród! - dodała, wymachując rękoma, a dwójka spojrzała na siebie i pobiegli pomóc, nie mając jeszcze pojęcia, że to będzie długa noc. 

~*~

zdążyłam przed północą, jupi

+ gdzie jesteście? brakuje mi was:c

all the love, red x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro