Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1

Leżałam nieprzytomna. Przeróżne obrazy wirowały mi w głowie. Być może były to wspomnienia, trudno stwierdzić. Wszystko było dla mnie jak sen. Nagle gwałtownie się ocknęłam. Szybko poderwałam się spod koca, którym byłam przykryta i stanęłam na proste nogi. Byłam w jakimś pokoju. Przetarłam twarz ręką i rozejrzałam się po pomieszczeniu. Wszędzie było pełno regałów z książkami, szafek oraz komód, a na ścianach wisiały obrazy. Naprzeciwko łóżka oraz po prawej stronie znajdowały się drzwi. Te drugie, uchylone prowadziły do małej łazienki. Zrobiłam kilka ostrożnych kroków, podpierając się ręką o ramę wersalki, na wypadek, gdybym zaraz miała stracić równowagę. Podeszłam w stronę komody z nadzieją, że znajdę jakieś czyste ubranie, ponieważ moje obecne nadawało się już tylko do wyrzucenia. Otworzyłam górną szufladę. Trafiłam idealnie - w środku znajdowały się różne flanelowe, męskie koszule.

W tym momencie zaczęłam sobie przypominać co się działo, zanim tu trafiłam. Pamiętam upadek i niemiłosierny ból, który mi przy nim towarzyszył. Pamiętam nagrzany asfalt i drogę, na której siedziałam i czekałam na cud. Pamiętam czarny samochód i dwóch braci. Pamiętam, że to oni zaoferowali mi pomoc. Pamiętam zawrót głowy, a później nie pamiętam już nic, ani jak się tu dostałam, ani niczego innego.

Wyciągnęłam pierwszą z góry czerwoną koszulę w kratę i poszłam w stronę łazienki. Zapaliłam światło i weszłam do środka. Podeszłam do lustra i ujrzałam swoje odbicie, którego się wręcz przestraszyłam. Zobaczyłam siebie-całą poranioną i brudną. Przymknęłam drzwi i rozebrałam zniszczone ubrania. Weszłam pod prysznic i odkręciłam wodę. Brud spływał ze mnie litrami. Poczułam się odprężona, gdy drobne kropelki ciepłej cieczy spływały po mnie zabierając ze sobą całe błoto, kurz i inne nieczystości. Przemywałam rany, które się nie zagoiły, co było dla mnie dziwne, ponieważ nigdy nie miałam z tym żadnych problemów. Domywałam z ciała zaschniętą krew, oraz starałam się jak najdokładniej wyczyścić skórę głowy i włosy.

Rozluźniłam się. Nie byłam już taka spięta.

Usłyszałam swój własny szept w mojej głowie, która przestała już prawie całkiem boleć. Tak jakby głos starał się pokonać jakąś barierę i do mnie dotrzeć, słyszałam czyjeś imię. Zamknęłam oczy, aby bardziej skupić się na wypowiadanym imieniu, spróbować dopuścić wewnętrzny głos dalej. Zrozumiałam, że szept nie wymawiał czyjegoś imienia, tylko moje własne...

Wyszłam spod prysznica, wytarłam dokładnie każdy kawałek swojego ciała. Ubrałam koszulę znalezioną w komodzie. Była dosyć długa, sięgała mi do połowy ud, a nie należałam do niskich osób. Zapięłam guziki, zostawiając dwa przy kołnierzyku odpięte. Moja pamięć zaczynała wracać - przypomniałam sobie swoje imię, co było już nie lada sukcesem zważywszy na okoliczności, przez które prawdopodobnie ją straciłam. Coś mi jednak mówiło, że to nie tylko za sprawą okropnego upadku mogłam dostać amnezji.

Postanowiłam wyjść z pokoju, i znaleźć mężczyzn, którzy mi pomogli.

Przede mną rozciągał się korytarz. Wszędzie obok znajdowały się drzwi, które zapewne prowadziły do innych pokoi. Skręciłam w lewo. Zeszłam po schodach i ujrzałam dwa ogromne pokoje. Na środku przedpokoju do którego się dostałam stał zabudowany stół. Na jego blacie znajdowała się rozrysowana, podświetlana mapa świata. Stając przy nim za plecami miałam różne maszyny, urządzenia, stacje radiowe, komputery i inne tego typu ustrojstwa. Przed sobą natomiast, następny pokój, do którego przechodziło się przez łuk w ścianie. Na środku znajdowały się dwa duże, drewniane stoły, do których podstawione były krzesła i fotele. Przy ścianach stało z piętnaście ogromnych regałów zapełnionych po brzegi książkami, księgami, pudełkami i przeszklonymi gablotkami. Wszystko wydawało się takie - stare. Ktoś zapewne kolekcjonował to wszystko bardzo długo. Kim są Ci ludzie do cholery? Pytałam siebie w myślach. Samo to miejsce miało swój urok. Rozglądałam się po pomieszczeniach, gdy nagle usłyszałam dźwięk otwieranych, ciężkich drzwi, kroki oraz niewyraźną rozmowę. Znajdowałam się za daleko, aby cokolwiek z niej usłyszeć. Stanęłam przy łuku. Zobaczyłam dwóch mężczyzn schodzących po schodach, którymi kilka minut temu ja schodziłam. Zapewne na piętrze musi znajdować się wejście do tego miejsca. Byli zajęci rozmową, jeszcze mnie nie zauważyli. Wyższy z nich trzymał przy boku strzelbę, chwila Sam, tak Sam. Przypominałam sobie ich imiona. Czyli drugi to musiał być Dean - kierowca. Niósł coś w zwykłej, sklepowej reklamówce. Przez moją głowę znowu przewinęło się pytanie „kim oni są do cholery" Zatrzymali się przed ostatnimi stopniami. Zauważyli mnie. Starszy z nich dugnął lekko brata w ramię i skierował wzrok na mnie.

- Azriel. - przedstawiłam się. Wystarczająco głośno i wyraźnie, aby słowa dotarły do końca pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. - Mam na imię Azriel. - dokończyłam. Winchesterowie spojrzeli na siebie. Zapewne nie wiedzieli co mają powiedzieć, a ja nie chciałam im tego jeszcze bardziej utrudniać, więc spróbowałam rozpocząć jakąkolwiek, nie jednostronną konwersację. - Przypomniałam sobie swoje imię. - uniosłam lekko kąciki ust. - Niestety, nic po za tym. Skorzystałam z jednej z łazienek i pożyczyłam koszulę. Znalazłam ją w jednej z komód. - wskazałam ręką na materiałowe ubranie i czekałam na jakąkolwiek odpowiedź. Wydawali się być lekko skrępowani, być może za sprawą koszuli, gdyż była to jedyna rzecz, którą miałam ubraną. Nie była to moja wina, że nic więcej nie znalazłam.

- Dobrze, że się obudziłaś. Leżałaś nieprzytomna jakieś kilkanaście godzin. - Dean zmrużył lekko czoło. - Jak się czujesz? - Spytał, schodząc z bratem ze schodów.

Podeszli to podświetlanego stołu, gdzie położyli reklamówkę i strzelbę. - Dobrze. Praktycznie nic mnie już nie boli, oprócz głowy. - odpowiedziałam.

- Czekaj, nic Cię nie boli, tylko głowa? - zapytał z lekkim niedowierzaniem młodszy chłopak.

- Tak. - odpowiedziałam.

- Wiesz co Azriel, może usiądziemy i porozmawiamy na spokojnie, nie pięć metrów od siebie - rzucił Dean, odsuwając jedno krzesło, na znak, że mogę tam usiąść. On także spoczął na jednym z stołków. Podeszłam do nich. Z każdym krokiem bliżej, czułam ich wzrok na sobie. Na twarzach mieli wymalowane tysiąc pytań, na które chcieliby otrzymać odpowiedź. Miałam wrażenie, że nie są to zwykli bracia. Czułam, że mają nie jedno za uszami, że nie jedno już przeszli i wiedzą dużo więcej, niż przeciętny człowiek.

Usiadłam na odsuniętym krześle. Naprzeciwko mnie spoczęli oni.

- Co pamiętasz z upadku? - zaczął Sam.

- Nie wiele. W zasadzie to nic, oprócz momentu spadania. Potem czułam okropny ból. Nie wiedziałam gdzie i dlaczego jestem. Do teraz tego nie wiem.

- Mówisz, że spadłaś. - Dean spojrzał mi w oczy - Azriel, czy Upadłaś? - Dokładnie podkreślił ostatnie wypowiedziane słowo. Wiedział, co mówi i nie zadał tego pytania przypadkowo. Nie wiem kim oni są, ale wiedziałam, że mam do czynienia z kimś, kto posiada wiedzę, która często jest nie pojmowana, ani rozumiana przez zwykłych, pospolitych ludzi. Zaczynałam przypominać sobie stopniowo różne rzeczy z przeszłości, lecz wciąż miałam ogromne dziury w pamięci. Niewyraźne wspomnienia skakały między różnymi latami. Stopniowo, bardzo małymi kroczkami moja wiedza do mnie wracała.

- Moja kolej na pytanie. Kim Wy do jasnej cholery jesteście, bo na pewno nie zwykłymi, typowymi Amerykanami. - Zmarszczyłam brwi. Widać nie tylko wspomnienia zaczęły wracać, ale mój charakter także. Dean wypuścił ciężko powietrze nosem, a jego brat ukradkiem na niego spojrzał.

- Jesteśmy Łowcami, ale mam wrażenie, że po części się domyśliłaś. Próbujemy ustalić co się stało i dlaczego się tu znalazłaś. - Uniósł lekko lewą brew. Nie zdziwił się, że wtrąciłam swoje pytanie zamiast mu odpowiedzieć.

- To wiele wyjaśnia. - stwierdziłam, po czym dodałam - Nie Upadłam, jestem tego pewna. Ktoś mnie zrzucił. Nie pamiętam, po prostu nie pamiętam jak to się stało. Nie pamiętam większości wydarzeń sprzed runięcia na ziemię. Moje wspomnienia są jakby... zablokowane. Wiem, że są, ale nie potrafię nic sobie przypomnieć. Wiem też, że byłam tu, na Ziemi, tylko nie jestem w stanie określić kiedy. Czuję się, jakbym była tylko maleńką cząstką siebie, wyrwaną z całości, do której próbuję się dostać, ale nie potrafię i nie wiem dlaczego! - wyrzuciłam te słowa z siebie bardzo szybko. Spojrzałam na braci. Było po nich widać, że także nie znają odpowiedzi na moje pytania. Kto w ogóle mógłby mieć?

- Co z Twoją Łaską? - Nie spodziewałam się tego pytania, choć było trafione w dziesiątkę. Zrzedła mi mina, gdy uświadomiłam sobie, że wewnętrzna pustka, którą czułam po upadku, musiała być brakiem poczucia Łaski w sobie. Moje oczy wypełniły się paniką. To była MOJA Łaska, jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. A teraz jej nie czuję. Ogarnęła mnie panika, choć próbowałam ją ukryć. Moja mowa ciała zaczęła mówić zbyt wiele. - Wszystko okej, Azriel? - Dopytał długowłosy Sam. Nic nie odpowiedziałam. Zaczęłam nerwowo myśleć. Skoro w większości się uleczyłam, powinnam ją mieć, dlaczego więc nie czuję jej mocy? Oczywiście, zostały lekkie rany, ale to nie był zwykły, naturalny upadek. Zostałam zrzucona. Przy takiej skali, to aż dziwne, że zostały tylko małe ranki. Uleczyłam się sama, przecież przy czymś takim, albo ktoś inny musiałby mi pomóc, albo regeneracja trwałaby znacznie, znacznie dłużej; nie mogłam stracić Łaski. Muszę ją wciąż w sobie mieć, może fakt, że jej nie czuję jest powiązany z zablokowaniem moich wspomnień. - Azriel! - Krzyknął młodszy Winchester. Otrząsnęłam się.

- Tak. Przemyślałam to. Nie mogłam jej stracić. Poczucie jej musiało zostać zablokowane wraz z moimi wspomnieniami lub podobnie. Uleczenie się było samoistne, ponieważ wciąż we mnie jest, tylko nie potrafię jej wyczuć, więc też jestem bezsilna.

- Jakby bez mocy - dokończył Dean.

- Dokładnie.

- Przynajmniej wiemy mniej więcej na czym stoimy - dopowiedział Sam.

- Właśnie nie wiemy, nie wiemy jak odblokować jej wspomnienia i odzyskać moc - Dean spojrzał na brata. - Ale zrobimy wszystko co w Naszej mocy, żeby to naprawić - Winchester uśmiechnął się lekko i wstał. - Komu przynieść piwo? - Skierował wzrok najpierw na brata, potem na mnie. Sam podniósł rękę do góry w geście pozytywnego rozpatrzenia pytania. Nie byłam pewna co mam odpowiedzieć, nie pamiętam smaku piwa, nie pamiętam, czy w ogóle czułam smak. Co było lepszą opcją, żeby się przekonać jak nie spróbowanie napoju? Skinęłam głową twierdząco odpowiadając na pytanie szatyna. Dean wyszedł z pokoju.

- Jesteś tu bezpieczna, to miejsce jest chronione przez różne zaklęcia, totalnie nie do zlokalizowania. Sygnał namierzony jest dopiero po oddaleniu się na plus minus 35 kilometrów. Nie znam innego tak bezpiecznego miejsca, poważnie. Jest chronione przed każdym złem, jakie kiedykolwiek powstało. -Zaczął młodszy Winchester.

- Dziękuję. Ogólnie. Za wszystko. - Odpowiedziałam krótko. Nie chciałam się rozwodzić nad tematem jak to jestem wdzięczna za teoretyczne uratowanie mi tyłka i że doceniam to, że mi pomogli. Być może będzie jeszcze okazja, żeby się im odwdzięczyć.

- Rozejrzałaś się już po bunkrze? - Rzucił pytaniem.

- Trochę. Trafiłam tutaj z pokoju, w którym się obudziłam. Niezłą macie miejscówkę. - Stwierdziłam uśmiechając się.

- Możemy Cię potem oprowadzić. Pod nami znajduje się jeszcze piwnica. A tam - wskazał palcem na drzwi umiejscowione po lewej stronie, przy tych różnych maszynach - gdzie poszedł Dean znajduje się kuchnia. Wyjście stąd jest na piętrze, tam gdzie pokoje. - Sam kontynuował rozmowę, dopóki nie przyszedł Dean z złocistymi piwami w ręce. Położył butelki na blacie stołu, po czym je otworzył i podsunął nam pod nos.

- Na zdrowie. - Uśmiechnął się szeroko.

Przymknęłam lekko oczy i odpowiedziałam to samo, nie wiedziałam w sumie dlaczego, po prostu to zrobiłam. Powąchałam napój, zanim wypiłam łyk. Musiałam zrobić jakąś dziwaczną minę, ponieważ Winchesterowie prawie wypluli swoje ze śmiechu.

- I jak? - Zapytał z ogromnym uśmiechem szatyn.

- Dosyć... gorzkie? Interesujący smak, jakby gazowane trochę? Aczkolwiek dobre. - Odpowiedziałam próbując opisać smak, który poczułam najlepiej jak potrafiłam.

- Nasza dziewczyna, Sammy. - Rzucił do brata, ciągle się szczerząc. Nie zrozumiałam o co mu chodziło. Miał na myśli moją ocenę piwa?

Siedzieliśmy przy podświetlanej mapie, popijając chłodny napój. Co chwilę na mnie zerkali.

- Więc, jesteście Łowcami, a każdy Łowca ma jakąś historię, która kryje się za wybraniem akurat tej ścieżki z tego co wiem, więc jaka jest Wasza? - Ponownie przełamałam ciszę, która zapanowała w pokoju. Bracia spojrzeli na siebie, Dean wywrócił delikatnie oczami i zabrał głos.

- To dosyć długa historia.

- A my mamy dużo czasu. - Odpowiedziałam niezwłocznie.

- Nasza mama była Łowczynią, z pokolenia. Zmarła, gdy byliśmy mali. Po jej śmierci, tata przejął „rodzinny biznes". Chciał za wszelką cenę odnaleźć demona, potężnego demona, jednego z Książąt Piekła właściwie, który ją zabił. Wyszkolił nas na Łowców i jesteśmy tu, gdzie jesteśmy. W dużym skrócie. - Odrzekł Sam.

- Pokonaliście go?

- Tak.

- A Wasz tata? Co z nim?

- Nie żyje, oddał swoje życie za mnie. Zawarł pakt z demonem, tym który zabił mamę, oddał swoją duszę, żeby mnie ratować. - Zakończył Dean. Był to najwyraźniej dla nich dosyć wrażliwy temat. Nie chciałam nie potrzebnie wprowadzać gęstej atmosfery. - Chce ktoś jeszcze piwa? - Wstał, chciał zmienić już temat. Podziękowałam, natomiast Sam poprosił o jeszcze jedno. W pokoju rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Ktoś wchodził do środka bunkru. Dean wychylił się, aby spojrzeć na schody, kto idzie. Schodził po nich mężczyzna. Podobnego wzrostu do Deana. Ubrany był w beżowy płaszcz, pod którym znajdowała się biała koszula i krawat. Jego spodnie były czarne. Miał ciemne włosy, które ułożone były w nieładzie oraz niesamowicie błękitne oczy. Podeszwy jego butów uderzały o kolejne stopnie.

- Witaj Dean. - Przywitał się z starszym Winchesterem po czym jego wzrok dosięgnął także młodszego brata. Skinął głową na powitanie również jemu. Później dostrzegł mnie.

- Azriel, to jest... - Szatyn chciał przedstawić mi mężczyznę, ale ja mu przerwałam. Rozpoznałam go.

- Castiel. - Odpowiedziałam i spojrzałam mu głęboko w oczy.



Witam po dłuższej przerwie z mojej strony! Wracam do Was z pierwszym rozdziałem i nadzieją, że się spodobało ;) Pozdrawiam w ten świąteczny poniedziałek ^.^

~A

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro