Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

VI. ŻALE PARKERA


ROZDZIAŁ SZÓSTY
↳ żale parkera



                Dwójka Peterów Parkerów i Maia stali w salonie razem z MJ i Nedem. Maia wiedziała, że koniecznie musieli znaleźć Petera Parkera z tego świata, zanim wydarzy się coś złego. Z pewnością potrzebował on wszelkiej pomocy, a miał otrzymać ją ze strony dwóch innych wersji siebie oraz innej wersji jego potencjalnej siostry.

– Więc... – Dziewczyna z szerokim uśmiechem usiadła na stole, podczas gdy dwójka Peterów dziwnie na nią patrzyła. Amy spoczywała na jej kolanach i mruczała, gdy była drapana po główce. Maia zdecydowała, że koniecznie będzie musiała namówić MJ na kota. – Czy w waszych światach jestem fajna?

Peter Pastor posłał jej zmieszane spojrzenie i nie odpowiedział.

– Dzięki, sama sobie odpowiem. – Westchnęła, po czym odwróciła się do Petera, który wyglądał jak jej brat. – Jestem fajna?

– Jesteś irytująca.

Pokazała mu środkowy palec, na co on się głupio uśmiechnął.

– Okej, okej, przestańcie – zbeształa ich MJ. – Okej, zamknijcie się!

Wyglądała na zestresowaną, a druga dziewczyna nie mogła się jej dziwić. Gdyby to jej MJ znalazłaby się w takiej sytuacji i odkryła, że May zmarła (Maię to bardzo zasmuciło, bo choć to nie była jej May, wiedziała, jaka smutna byłaby na jej miejscu), a poza tym nawet nie wiedziała, kim jest Maia. Bez względu na to, czy Michelle Jones, czy Maggie Joyce — obie były MJ, dlatego Mai na nich zależało.

– Musimy znaleźć Petera z tego świata!

Dwójka Peterów ukryła swoje zdegustowanie i jedynie kiwnęła głowami, w końcu postanawiając potraktować tę sprawę poważnie.

– A jak dokładnie mamy to zrobić? – Maia zwróciła się do stojącej przed nią brunetki. Szczerze mówiąc, była dość onieśmielająca. Jej ciemne, kręcone włosy były spięte w kucyka, a poza tym była bardzo wysoka. Przypominała Mai o jej MJ, ale w końcu były dwiema wersjami jednej osoby, więc nic dziwnego. Maia widziała, że ta MJ bardzo kochała swojego chłopaka. Było to widać w jej oczach. Bawiła się naszyjnikiem wiszącym na jej szyi. Młodsza Parker założyła, że musiał być to prezent od Petera, którego kochała, ponieważ zawsze brała go między palce, kiedy poruszany był jego temat.

– Chwila. – Wszyscy odwrócili się w stronę Petera ubranego w strój. – Jest jakieś miejsce, gdzie może być?

– Och, wyjątkowe miejsce! – pisnęła Maia.

Sobowtór jej brata kiwnął głową, ciesząc się, że go zrozumiała.

MJ przez chwilę się zamyśliła. W końcu odwróciła się do Neda i wymieniła z nim porozumiewawcze spojrzenia, zanim wróciła wzrokiem do reszty grupy.

– Chyba już wiem, gdzie może być.





                – Mamy tu czekać czy...?

Dwóch Peterów wymieniło spojrzenia, a ten starszy odwrócił się do Mai i zmrużył oczy.

– Tak.

– To smutne. – Dziewczyna zmarszczyła brwi, ale trzymała w ramionach Amy, co ją pocieszało.

– Nadal nie mogę uwierzyć, że wzięłaś tego kota.

Maia jedynie wzruszyła ramionami.

– Po pierwsze: ma na imię Amy, mów jej po imieniu. Po drugie: to moje dziecko, a dzieci się nie porzuca.

– Czyli tak przygarniasz sobie koty?

– I psy! – Pokazała mu kciuki w górę. – Ale nie zatrzymuję psów. Kiedy ostatnio to zrobiłam, prawie...

– Straciłaś przytomność, bo masz poważną alergię – dokończył Peter wyglądający jak jej brat. – Tak, nadal pamiętam, jak Ciocia May krzyczała na mnie, że pozwoliłem ci przyprowadzić psa.

– Czyli to przytrafiło się twojej martwej mnie? – Odsłoniła swoje zęby w uśmiechu. – Ta cała sytuacja z pszczołą też się wydarzyła?

– Ach, kiedy w wieku siedmiu lat dostałaś szoku anafilaktycznego? – upewnił się Pastor Peter, a ona kiwnęła głową. – Zawsze o tym przypominałaś, kiedy tylko jedliśmy coś, co miało w sobie miód.

– Czyli w twoim świecie jestem fajna?

– Nie. Po prostu długo chowasz urazę.

Maia głośno westchnęła i uśmiechnęła się do Amy, dopiero wtedy uświadamiając sobie, że nie może postawić jej na ziemi, ponieważ byli na dachu budynku i nie było bezpiecznie.

– Ile to jeszcze potrwa?

– Nie wiem.

– Według mnie powinniśmy tam wpaść, przywitać się i pomóc.

– Według mnie powinniśmy poczekać.

– Nie.

– Tak.

– Nie.

– Ej! – Młodszy Peter podniósł głową. – Po prostu... Uspokój się, Mai.

Dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc tę znajomą ksywkę.

Popatrzyła w dół, zauważając załamanego chłopaka, który wydawał się być w jej wieku. Patrzył na nich z niepewnością, w szczególności na nią. Wszyscy zeskoczyli w tym samym czasie, a Maia była ostrożniejsza ze względu na Amy. Kiedy już ponownie stanęła na ziemi, odłożyła kotka na ziemię i uniosła dłonie, aby pokazać, że nie ma złych zamiarów.

– Chwila, chwila, chwila, woah!

Starszy Peter odezwał się jako pierwszy.

– Przykro mi. Z powodu May.

– Tak, przykro mi – dodał Sobowtór Petera. Jego mina zdradzała to, jaki był smutny i Maia doskonale znała tego powód. – Po części rozumiem, jak to jest...

– Nie – przerwał mu Peter z tego świata. Maia postanowiła nazwać go Peterem numer 1. Wyglądał on, jakby był w rozsypce. Miał na twarzy sporą plamę krwi, a w oczach dało się spostrzec wiele emocji. Był załamany. – Proszę, nie mów mi, że wiesz, przez co przechodzę.

– Okej...

– Ona nie żyje i to wszystko moja wina. – Przez chwilę nic nie mówił. – Umarła na próżno.

Wyciągnął rękę w stronę pudełka trzymanego przez MJ — miało ono odesłać ich wszystkich z powrotem do ich domów.

– To nie wasze miejsce. Żadnego z was... Pozostali są z waszych światów. Więc wy się nimi zajmijcie. Jeśli umrą, jeśli wy ich zabijecie, to będzie wasza sprawa. – Peterowie kiwnęli głowami na jego słowa. – To nie mój problem. Ja mam to gdzieś.

Wyglądał na całkowicie zrezygnowanego. Zupełnie jakby nawet jego serce się poddawało.

– Przepraszam, że was w to wciągnąłem. Ale musicie już wracać do domu.

Już miał nacisnąć odpowiedni guzik, ale MJ odsunęła od niego pudło.

Maia postanowiła się odezwać. Nie wiedziała, jak go pocieszyć, ale postanowiła przynajmniej spróbować.

– W moim świecie umarłeś. – Jej głos był cichy. – Nieustannie odtwarzam tę chwilę w głowie. Dla ciebie, ciebie z tego świata, jestem jakąś nieznajomą, ale w moim świecie byłeś dla mnie najważniejszy. Byłeś moim starszym bratem i robiliśmy wszystko razem.

Peter numer jeden zmarszczył brwi przez jej wyznanie.

– Kiedy zginąłeś, miałam piętnaście lat. Były moje urodziny. Zostałam Spider-manem, bo wiedziałam, że nie chciałbyś, by Spider-man umarł razem z tobą.

Wtedy odezwał się Peter numer dwa.

– Mój Wujek Ben został zabity. To była moja wina.

– Straciłem Gwen, moją... Um, moją MJ – zaczął Peter numer trzy, czyli sobowtór. – Wcześniej straciłem Maię, czyli nią. – Wskazał na nią dłonią. – Nie zdołałem ocalić żadnej z nich i nigdy sobie tego nie wybaczę.

Szybko wyciągnął dłoń, by wytrzeć sobie nos. Maia spuściła wzrok, uświadamiając sobie, że oboje nosili na sobie to samo brzemię.

– Próbowałem żyć dalej, być tym przyjaznym Spider-manem z sąsiedztwa, bo wiem, że tego obie by chciały. Maia ciągle powtarzała, że jestem jej ulubionym bohaterem. – Brzmiał na niezwykle zmęczonego. – W pewnym momencie przestałem się powstrzymywać, a zacząłem wpadać we wściekłość. Byłem zły. Nie chcę, żebyś skończył jak... Jak ja.

– Kiedy Ben zginął, znalazłem faceta, który był tego przyczyną – wytłumaczył Peter numer dwa. – Chciałem widzieć go martwego. I dopełniłem swojego celu, ale to niczego nie polepszyło. – Głęboko westchnął. – Naprawdę długo mi to zajęło, zanim zobaczyłem światełko w tunelu.

Widać było po nim, jak mu ulżyło. Jego spojrzenie nadal były znużone, ale lśniły bardziej niż te Mai czy Petera numer trzy. Dziewczyna miała tylko nadzieję, że zdołał zaznać spokoju.

Czuła, że jej historia jeszcze nie była skończona w odróżnieniu od pozostałych Peterów, dlatego postanowiła coś dopowiedzieć i bardziej się odsłonić.

– Mój Peter, mój brat, został zastrzelony. Pamiętam tę noc lepiej, niż aktualnie pamiętam, jak wyglądał. – Bawiła się swoimi palcami, próbując trzymać nerwy na wodzy. To jej Peter ją tego nauczył. Peter numer trzy również to zauważył. Bolał go widok jej siostry tak smutnej, ale jej nie pocieszał, ponieważ mimo wszystko nie był jej starszym bratem. – Przez kilka lat byłam tak zaaferowana śledztwem, że zaczęłam zaniedbywać moich bliskich. May, Bena, przyjaciół, a nawet własne zdrowie. Nic nie miało dla mnie znaczenia. Chciałam się tylko zemścić. Z pewnym momencie włamałam się do akt policyjnych i dowiedziałam się, że zidentyfikowali zabójcę i planowali nalot na jego mieszkanie w nieokreślonym czasie.

Pociągnęła nosem, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Czuła się wręcz naga, tak odsłaniając przed nimi swoje emocje, ale wiedziała, że jej MJ byłaby z niej dumna. Zasługiwała na to, by się wypłakać.

– W taki sposób znalazłam mężczyznę, który zamordował mojego brata. Chciałam go zabić. Chciałam, by jego bliscy poczuli to, co ja. Ale nie mogłam tego zrobić. Po prostu nie mogłam i każdego dnia zastanawiam się, co było, gdybym wzięła ten pistolet i strzeliła do niego tak, jak on strzelił do mojego Petera. – Jej głos się załamał. – Ale miał rodzinę. Nie chciałabym, żeby moje dziecko znalazło się w takiej sytuacji. Mimo wszystko nadal się zastanawiam, czy powinnam go zabić.

– Chcę go zabić. – Peter numer jeden głośno przełknął ślinę. – Chcę rozerwać go na strzępy. Nie mogę ciągle słyszeć jej głosu w mojej głowie. Nawet kiedy już była ranna, powiedziała, że zrobiliśmy to, co należy. Że z wielką mocą...

– Wiąże się wielka odpowiedzialność – dokończył Peter numer dwa, patrząc na drugiego chłopaka z zaskoczeniem, że jego umierająca rodzina powiedziała dokładnie te same słowa.

– Skąd wiesz?

– Wujek Ben powiedział to, kiedy umarł. – Jego spojrzenie było pełne żalu i smutku, ale widać było w nim również iskierkę nadziei. – Może nie umarła na próżno, Peter.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro