Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Spotkanie

- Ej! Bekso! Przynieś mi coś do jedzenia!

- Jeff sam możesz to zrobić. Nie mam zamiaru ci usługiwać.

- Kurwa żaden pożytek z ciebie.

Jeff wstał i kanapy i udał się do kuchni.

- Jeff ma rację Bekso. Żaden z ciebie pożytek.

Powiedziała Nina która siedziała w fotelu na przeciwko mnie.

- A dajcie mi kurwa spokój.

Wyszłam z salonu i skierowałam się na poddasze. Wyszłam przez okno i usiadłam na dachu budynku. Po chwili z moich oczu zaczęły lecieć łzy.

- Nikt mnie nie potrzebuje.

Szepnełam chowając twarz w dłoniach. Moja blond grzywka zasłoniła mi lewą stronę twarzy. Akurat gdzie miałam podbite oko. Po chwili koło mnie poczułam ciemną i mroczną aurę.

- Znów?

Spytała całkowicie czarna postać która usiadła koło mnie.

- tak...

Spojrzałam na TO. To mój demon ,tak jakby mój. Żywi się moją energią ,albo energią osób które zabijam.

- Powinnaś dać sobie z nimi spokój.

- Ale może w końcu...

- Nie An! Nie zaakceptują cię!

Demon wstał i zwrócił twarz w moim kierunku.

- Jesteś dla nich szkodnikiem który wtargł do ich domu! Z twoimi starymi i ludźmi ze szkoły było tak samo!

- Zamknij się!

Uderzyłam ją. Moja ręka zaczęła pięć tak samo jak policzek. Czuję jej ból ,a ona mój.

- O to mi chodziło słodziutka! Pokaż ,że możesz zrobić wszystko! Nie pokazuj że jesteś beksą!

Złapała mnie za ramiona i potrzasneła.

- Crybaby to mój pseudonim idiotko.

- Słaby ten psełdonim.

- Ej czekaj.

Zwróciłam głowę w stronę lasu. W kierunku naszego domu zbliżały się cztery postacie. Szybko wróciłam do środka i zbiegłam na dół.

- Ktoś się zbliża do rezydencji!

Krzyknęłam w stronę salonu. Wszyscy zabrali broń i wybiegli z rezydencji. Ja też zabrałam broń.

- *W końcu się przydałam. *

Pomyślałam. Dobiegłam do reszty przed domem.

- Ludzie to tylko cyrkowcy! Bekso ty idotko po chuj nas niepokoisz!

Krzyknął w moją stronę Ben. Stałam jak głupia z nożem w ręce patrząc na wszystkich. Wszyscy zaczęli wracać do rezydencji. Te cztery postacie zniknęły mi z oczu. Odwróciłam się w stronę rezydencji gdy usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Padłam na kolana i zaczęłam płakać. Koło mnie pojawiła się ONA.
Obieła mnie lekko.

- Mówiłam. Nawet się nie staraj. Oni cię nie doceniają.

- Dziękuje ci.

- Do kogo ty mówisz?

Odwróciłam się. Za mną stał mężczyzna ubrany na czarno. Miał szarą skóre i złote oczy. Patrzył na mnie w skupieniu.

- N..nie ważne.

Szepnełam i wstałam ze spuszczoną głową.

- Jestem Puppeteer.

Powiedział i wystawił dłoń. Uścisnełam ją dalej mając spuszczoną głowę.

- Ja jestem Anna ,ale mówią mi...

- Beksa! Wracaj do domu! Zrobisz w końcu coś pożytecznego może?!

Odwróciłam się w drzwiach do rezydencji stał Masky. Przywódca Proxy.

- O cześć chłopaki.

Podniosłam głowę. Zaa Puppeterem stały jeszcze trzy postacie. Błazen z niebieskimi włosami ,czarno-biały wysoki na ponad dwa metry clown i młodo wyglądający mężczyzna z czerwonymi włosami.

- Ignorujcie ją i chodźcie do środka!

- Haha!! Dzięki Masky zaraz wejdziemy!

Krzyknął clown. Postanowiłam pójść za dom. Puki jeszcze się ta czwórka ze mnie nie śmieje. Masky wszedł po domu a ja odwróciłam się napięcie i zaczęłam się kierować w stronę ogrodu. Gdy to nagle coś złapało mnie za nadgarstek. To była ręką. Spojrzałam za siebie. Był to ten błazen.

- A ty gdzie się wybierasz lizaczku.

Uśmiechnął się do mnie i oblizał wargi. Poczułam ,że znów mam łzy w oczach. Wystraszyłam się go.

- Candy Pop! Wystraszyłeś ją! Odejdź od niej.

Podszedł do nas czerwonowłosy.

- Ok ok już.

Candy Pop odsunął się odemnie. Jason spojrzał na mnie.

- Jesteś cała w śniakach. Wszystko dobrze?

Zapytał odgarniając włosy z mojej twarzy. Zrobił wielkie oczy. No tak moja twarz nie wyglądała zbyt dobrze. Miałam podbite lewe oko ,szwy z lewej strony policzka i ścianka na prawym policzku.

- Kto ci to...

Nie wytrzymałam. Zaczęłam płakać i uciekłam do ogrodu. Schowałam się w małej altance za domem. Po kilku minutach szlochania usłyszałam krzyki z domu. Okno było otwarte więc co nieco słyszałam.

- kłócą się.

Powiedziała ONA. Przytaknęłam i spojrzałam na moje ręce.

- Masz coraz więcej śniaków. Za niedługo będziesz wyglądać jak śliwka.

Zaśmiała się. Ja się wymyśliłam na lekki uśmiech.

Siedziałam w altance do wieczora. Byłam zmęczona i głodna. Uznałam ,że czas wrócić do rezydencji. Weszłam tylnymi drzwiami. Starałam się iść tak by nikt mnie nie usłyszał. Stojąc na schodach przysłuchałam się rozmowie z salonu.

- Co ona was tak interesuje co? Ona jest nikim. Nawet zabijać dobrze nie potrafi -EJ

- Zgadza się. Czasami się zastanawiam dlaczego Slenderman jej nie zabił w tym lesie. - Ben

- Jest całkiem ciekawa - ???

- Ona?! Hahahha!!! Ona Jest żałosna- Jeff

- A skąd ona ma tyle śniaków?  -???

- Bije ją - Jeff

- Co?! - kilka głosów

- No tak. Jest tutaj od 13 dni i już każdy ma jej dość. Cały czas tylko płacze i gada sama do siebie. - Ben

- Ona jest dziwadłem - Jane

- Może weźmiemy ją do siebie? - ???

- Do nas? - ???

- A bierzcie ją! Możecie z niej nawet dziwkę zrobić! Jeżeli wam się uda. Ja próbowałem ,ale jest strasznie uparta. -Jeff

Gdy to powiedział znów zachciało mi się płakać.  Zgadza się ,Jeff próbował mnie kiedyś zgwałcić. Zaczęłam cicho szlochać.

- Nie płacz cukiereczku.

Poczułam ,że nadludzko wielkie ręce mnie podnoszą i wtulają w twardą klatkę piersiową. Spojrzałam do góry. To ten clown.

- Jason! Znalazłem ją!

Clown wszedł ze mną na rękach do salonu.

- Świetnie Jack!

Mężczyzna podszedł do nas ,a clown posadził mnie ostrożnie na ziemi.

- Gdzie ty byłaś? Szukaliśmy cię.

Powiedział zamartwiony. Jego miodowe oczy były takie piękne w tamtej chwili. Widziałam w nich smutek jak i troskę oraz szczęście.

- W ogrodzie.

Szepnełam.

- Płakałaś malutka?

Nagle Candy Pop wziął moją twarz w dłonie i mi się przyjrzał.

- N..n.... Tak...

Szepnełam i popatrzyłam mu w oczy. Od nich też bił smutek. Odwróciłam się. Koło mnie stał jeszcze Puppeteer i Jack. Patrzyli na mnie bardzo smutni.

- D.. dlaczego tak na mnie patrzycie?

Szepnełam.

- To znaczy?

Zwróciłam się w stronę Jasona.

- Macie smutek w oczach.

Powiedziałam. Patrzyli na mnie w lekkim szoku. Nagle podszedł do nas Toby.

- Operator powiedział ,że jeżeli chcesz możesz zamieszkać na parę dni u tych dziwadeł.

Zmierzył ich wzrokiem mówiącym ,,jesteście odrażający" a następnie tym samym wzrokiem zwrócił się w moją stronę.

- Ale nie myśl ,że cię uratujemy od nich. Mogą cię torturować ,zgwałcić czy nawet zabić. Więc możesz wybierać czy wolisz ich czy nas.

- Ja... Ja...

Szepnęłam i spuściłam głowę. Znów poczułam mroczną aurę.

- Idź z nimi! To lepsze od zostania z tymi dupkami! Zresztą ci debile tutaj CHCIELI cię zabić i zgwałcić. A oni... Na pewno tego nie zrobią. Zaufaj mi!

Spojrzałam na nią i wymusiłam cień uśmiechu.

- Pójdę z nimi.

Powiedziałam i spojrzałam pewnie na Tobiego.

- To się pakuj.

I odszedł. Zwróciłam się w stronę chłopaków.

- Nie przedstawiłam się wam do końca. Jestem Anna ,ale mówią mi Crybaby albo An.

Powiedziałam z lekkim uśmiechem.

- Ja jestem Jason the toy maker. Mów mi Jason.

Uśmiechnął się czerwonowłosy wziął moją dłoń i ucałował jej wierzch.

- Ja jestem Candy Pop! Ale mów mi Candy!

Uśmiechnął się szeroko błazen i nie przytulił. Zesztywniałam. Pierwszy raz zostałam przytulona.

- Ja jestem Laughing Jack! Możesz mi mówić Jack ,albo roześmiany! Cukierka?

Objął mnie ramieniem i drugą rękę na której była garść cukierków posunął mi pod nos.

- Tak dziękuje.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Gdy już miałam sięgać po słodycz złota nitka złapała mnie za nadgarstek. To był Puppeteer. Patrzył podejrzanie na roześmianego.

-  Spokojnie! Te nie są zatrute!

Clown uśmiechnął się do niego. Ten puścił moją rękę a ja wzięłam różowego cukierka i zjadłam go. Był o smaku malinowym. Uśmiechnęłam się nieco szerzej. Kocham słodycze.

- Widzę ,że ci smakują moje słodycze!

Jack się uśmiechał jeszcze szerzej. Pokiwałam głową na tak.

- Ej! Jeżeli chcesz z nimi pójść to idź się pakować!

Krzyknął Jeff.

- Już idę!
Krzyknęłam w jego stronę i pobiegłam na poddasze do mojego pokoju.




Co myślicie? 😅

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro