7
Candy szła powoli i najciszej jak umiała. Nie chciała natrafić na tajemniczą istotę. Gdy skręciła za róg, zobaczyła ją. Od razu schowała się z powrotem za róg. Delikatnie wyjrzała by przyjrzeć się istocie. Zauważyła, że to nie jest ta sama którą widziała zaledwie kilka chwil temu. Miała ciemne włosy, niemal czarne. Na twarzy w miejscu, gdzie powinny być oczy, miała metalową blaszkę.
-Chyba nie widzi...-powiedziała Candy cicho do siebie. Postać siedziała i gapiła tempo w podłogę. Wyglądała jak dziewczyna z powodu długich włosów, ale posturą przypominała chłopaka. Candy wzięła głęboki oddech i zrobiła krok. Wyszła zza rogu i przez chwilę przyglądała się postaci. Ta jednak nie zwróciła na nią uwagi i dalej patrzyła tępo w podłogę. Candy odetchnęła z ulgą. Zaczęła iść powoli pod ścianą ciągle patrząc uważnie na postać. Zatrzymała się na chwilę i zaczęła uważnie rozglądać. Dostrzegła wyjście znajdujące się w bezpiecznej odległości od stworzenia. Dziewczyna dalej szła przy ścianie. Nagle poczuła, że dotyka czegoś nogą. Była to drewniana deska. Ku przerażeniu Candy deska upadła z rumorem na ziemię. Postać gwałtownie odwróciła głowę i wstała. Wtedy Candy zdała sobie sprawę że nie ma innego wyjścia jak uciekać. Zerwała się spod ściany i rzuciła do wyjścia. Otwarła drzwi i wpadła do pomieszczenia. Zamknęła drzwi zanim postaci udało się wejść. Zaczęła walić w drzwi i prawie zostałyby wywarzone, gdy nagle rozległ się dźwięczy, łagodny, dziewczęcy głos:
-David? Coś się stało?
Postać odwróciła głowę.
-"Czyli ma na imię David"-pomyślała Candy. Candy zauważyła nagle postać za plecami Davida. Tą samą, którą spotkała na początku.
-Ktoś...ktoś tu jest. Słyszałem-odpowiedział jej David. Postać zaczęła podchodzić. Candy uciekła od drzwi i schowała się za ścianą.
-Wiem, widziałam ją-odpowiedziała.
-Naprawdę? To dziewczyna? Jak wygląda?-spytał David.
-Tak jakbym...patrzyła na młodszą siebie...-postać przerwała na chwilę, po czym powiedziała:
-Musimy znaleźć tą dziewczynę. Chodź, powiemy pozostałym.
Po chwili słychać było dźwięk kroków, a potem tylko ciszę. Candy otworzyła delikatnie drzwi i wyjrzała na zewnątrz. Nikogo nie było. Candy zamknęła z powrotem drzwi. Usiadła pod nimi i zaczęła się poważnie zastanawiać. Te stwory miały imiona, jak normalni ludzie. Umieją mówić, jak normalni ludzie. I na dodatek jest ich więcej. I wiedzą już, że tu jest. I szukają jej. W tym momencie Candy przestała się zastanawiać nad tym, co tu robi ani jak się tu znalazła. Teraz miała inny cel: znaleźć Rachel i wydostać się stąd. Candy wstała i zaczęła rozglądać się po pokoju do którego weszła. Zauważyła na ziemi popękany kij bejsbolowy. Natychmiast go wzięła. Urwała kawałek swojego swetra i spięła nim włosy. Wzięła głęboki oddech i ze strachem w oczach wyszła z pokoju.
Hejka. Cóż, nie jest to najlepszy rozdział jaki napisałam, ale lepsze to niż nic. Napiszcie mi w kom jakie są wasze teorie i przypuszczenia dotyczące tych "stworów". Jestem ciekawa co wymyślicie. No nic, ja się żegnam. Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro