Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6

Candy przechyliła głowę zdziwiona. Wzięła kartotekę do ręki i zaczęła ją czytać.

Imię: Emma Wilton
Wiek:9
Wzrost: 149 cm
Data urodzenia: nieznana
Stan zdrowia: odpowiedni do przeprowadzenia przeszczepu, choć mogą wystąpić pewne powikłania
Osoba pokrewna: Sarah Jion
Pokrewność krwi: odpowiednia, przeszczep powinien się przyjąć

Candy patrzyła na kartotekę w kompletnym szoku. Emma Wilton była jej koleżanką z klasy. Zaginęła jakieś 3 miesiące temu, a jej status dalej jest jako "zaginiona". Tylko Sarah Jion pozostawała dla niej nieznajoma. Candy odłożyła kartotekę i zabrała latarkę. Szybko ulatniła się z pokoju i zaczęła pospiesznym krokiem iść w stronę ciemnego korytarza. Gdy dotarła na miejsce, z desperacją zaczęła klikać włącznik latarki.

-No dalej...-mruczała pod nosem. W końcu latatka się zapaliła. Candy zrobiła niepewny krok, potem kolejny i następny, i w końcu szła pewnym krokiem przez korytarz, co jakiś czas świecąc latarką na wszystkie strony. Z każdym krokiem korytarz zdawał się być coraz bardziej zrujnowany. Było sporo pęknięć, plam krwi lub...śladów pazurów. Ale nie wyglądały na od zwięrzęcia. Nie zważając na to Candy szła dalej. W końcu natrafiła na koniec korytarza z żelaznymi drzwiami. Candy podeszła do nich i naparła na nie, a te otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Zobaczyła dziwną salę, zupełnie nie przypominającą tą ze szpitala. Bardziej przypominała salę laboratoryjną.

-Co tu się dzieje?-zapytała Candy sama siebie. Nagle usłyszała dziwny odgłos. Odgadła, że to dzwięk szurania pazurami o ścianę. Gdy obejrzała się w tamtą stronę, aż się wzdrygnęła. Za rozwidleniem w pomieszczeniu zniknęła duża metalowa ręka z pazurami niczym ludzkie paznokcie, tylko trochę dłóższe i ostrzejsze. Candy nie zważając na przerażający wygląd ręki pobiegła za nią. Gdy dotarła do rozwidlenia, nie zastała nic oprócz pomieszczenia pełnego pudełek. Nagle poczuła oddech. Odwróciła się i niemal upuściła latarkę ze strachu. Stała nad nią postać o wiele wyższa od niej. Miała na sobie strój podobny do stroju szpitalnego, zakołtunione rude włosy, gdzieniegdzie widać było ich ubytek, a jedna połowa twarzy była zrobiona z metalu. Wyglądała jak robót z naciągniętą ludzką skórą. Candy krzyknęła i zaczęła uciekać. W samą porę dostrzegła drzwi, na szczęście otwarte. Wyszła nimi i zaczęła uciekać. Słyszała, jak potwór biegnie za nią. Cały czas biegła w nieznanym sobie kierunku, gdy nareszcie ukryła się w szafce. Usłyszała dudnienie, a potem zobaczyła postać przebiegającą obok szafki. Zaczęła uspokajać oddech.

-Co...co to...było...?-zapytała Candy sama siebie, lecz odpowiedziała jej cisza i jej oddech. Siedziała jeszcze chwilę w szafce, aż w końcu odważyła się z niej wyjść. Przestraszona zdała sobie sprawę, że nie wie gdzie jest. Nie znalazła Rachel, i do tego ściga ją wielka robotyczna postać.

-Co ja tu robię...?-westchnęła Candy. Nie wiedząc co robić, poszła śladem tajemniczej bestii.

No hejka! A więc, macie tu kolejny rozdzialik. Wiecie, tak jakbyście chcieli poczuć wieczorkiem dreszczyk emocji. Nie rozpisałam się za bardzo, ale...cóż, to był jedyny pomysł który przyszedł mi do głowy. No nic, ja zmykam w spanko. Do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro