dos
,,if you could get me a drink of water''
frank nie lubił w swojej osobie przede wszystkim braku spontaniczności. większość wydarzeń swojego życia planował, co pozbawiało go wielu przespanych nocy, tylko po to, by to wszystko i tak potoczyło się inaczej, niż planował. często doprowadzało go do to irytacji, był jedną z tych osób, które lubiły mieć swoje życie zaplanowane, pod całkowitą kontrolą. cóż, może frank nie do końca to lubił, od kiedy poznał nowych przyjaciół gerarda. każdy z nich był podobny do czerwonowłosego chłopca, robił to, na co miał ochotę, nie przejmując się konsekwencjami - przeciwnie, wydawali się uwielbiać bycie nielegalną, zepsutą młodzieżą. wówczas iero czuł do nich niechęć, ich styl życia był przeciwieństwem tego, co wpajano mu od dziecięcych lat, dziś jednak był zakochany w gerardzie, tak mocno, i tak nieszczęśliwie, mimo, że lubił bycie w miłości. i być może w tym uczuciu kochali się wówczas gerard i jego znajomi. a frank poznał to dopiero teraz, kiedy zaczął rozumieć, że im bardziej powinniśmy się trzymać czegoś z daleka, tym bliżej tego chcemy być.
następnego dnia brunet był w szpitalu już o poranku i w pierwszej kolejności udał się w kierunku swojej mamy, którą zamierzał poprosić o radę dotyczącą rozmowy z gerardem. miał wiele pomysłów, lecz żaden nie był dobry, dodatkowo wiedział pomimo lat znajomości, że gerard jest nieprzewidywalny i wszystkie plany jakie mógł wymyślić ległyby w gruzach w pierwszych minutach rozmowy. miał już pukać do drzwi sali pani iero, kiedy usłyszał ciche mruczenie i zdał sobie sprawę, że pogrążony w śnie do tej pory way mówi do niego, gdyż był jedyną osobą na korytarzu oprócz mijających go pielęgniarek.
- j-jeśli mógłbyś, podaj mi szklankę wody - kiedy tylko frankowi udało się zrozumieć słowa spośród bełkotu, wszedł do jego sali i podał mu to o co prosił z jego szafki. ich palce musnęły się i frank uśmiechnął się lekko. po chwili gerard odłożył szklankę i spojrzał na niego. jego oczy najpierw zmrużyły się, po czym otwierały coraz szerzej kiedy uniósł słabo rękę. - czekaj, czy moje piękne oczy dobrze widzą i jesteś cholernym frankiem iero?
chłopak usiadł i pokiwał głową, wykrzywiając usta w uśmiechu w tej samej chwili, kiedy gerard uśmiechnął się szeroko.
- cóż za zbieg okoliczności, że się tu spotykamy, choć jeśli mam być szczery, martwi mnie, dlaczego tu jesteś? - głos franka załamał się kilkakrotnie, bo nie był pewny, czy może się w to mieszać, uspokoiło go jednak machnięcie ręką starego przyjaciela.
- nic poważnego, a jak układa się twoje życie, przyjacielu?
oczywistym było, że iero nie uwierzył, że gee leży tu z powodu niczego poważnego, jak to ujął, lecz postanowił odpuścić i odchrząknął.
- mam pracę, dom, więc chyba nie mogę narzekać - dla rozluźnienia zaśmiał się cicho pod koniec wypowiedzi, lecz twarz gerarda przybrała smutnego wyrazu.
- jeśli nie masz miłości, zdecydowanie powinieneś narzekać, ruszyć się i o nią walczyć, mój drogi. bo kiedyś przyjdzie taki dzień, że nie będziesz mógł wstać, ani przyjąć czyjejś miłości bez wyrzutów sumienia, że wkrótce ją zostawisz samotną. to najtrudniejsza część miłości i odchodzenia - kiedy tylko sine usta gerarda zamilkły, frank poczuł, że ich dłonie rozłączają się i chwilę potem opuszczał szpital, gdyż obserwowanie pogrążonego w śnie mężczyzny mogło być dziwnie odebrane.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro