Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

dos

,,if you could get me a drink of water''


 frank nie lubił w swojej osobie przede wszystkim braku spontaniczności. większość wydarzeń swojego życia planował, co pozbawiało go wielu przespanych nocy, tylko po to, by to wszystko i tak potoczyło się inaczej, niż planował. często doprowadzało go do to irytacji, był jedną z tych osób, które lubiły mieć swoje życie zaplanowane, pod całkowitą kontrolą. cóż, może frank nie do końca to lubił, od kiedy poznał nowych przyjaciół gerarda. każdy z nich był podobny do czerwonowłosego chłopca, robił to, na co miał ochotę, nie przejmując się konsekwencjami - przeciwnie, wydawali się uwielbiać bycie nielegalną, zepsutą młodzieżą. wówczas iero czuł do nich niechęć, ich styl życia był przeciwieństwem tego, co wpajano mu od dziecięcych lat, dziś jednak był zakochany w gerardzie, tak mocno, i tak nieszczęśliwie, mimo, że lubił bycie w miłości. i być może w tym uczuciu kochali się wówczas gerard i jego znajomi. a frank poznał to dopiero teraz, kiedy zaczął rozumieć, że im bardziej powinniśmy się trzymać czegoś z daleka, tym bliżej tego chcemy być.

   następnego dnia brunet był w szpitalu już o poranku i w pierwszej kolejności udał się w kierunku swojej mamy, którą zamierzał poprosić o radę dotyczącą rozmowy z gerardem. miał wiele pomysłów, lecz żaden nie był dobry, dodatkowo wiedział pomimo lat znajomości, że gerard jest nieprzewidywalny i wszystkie plany jakie mógł wymyślić ległyby w gruzach w pierwszych minutach rozmowy. miał już pukać do drzwi sali pani iero, kiedy usłyszał ciche mruczenie i zdał sobie sprawę, że pogrążony w śnie do tej pory way mówi do niego, gdyż był jedyną osobą na korytarzu oprócz mijających go pielęgniarek.

 - j-jeśli mógłbyś, podaj mi szklankę wody - kiedy tylko frankowi udało się zrozumieć słowa spośród bełkotu, wszedł do jego sali i podał mu to o co prosił z jego szafki. ich palce musnęły się i frank uśmiechnął się lekko. po chwili gerard odłożył szklankę i spojrzał na niego. jego oczy najpierw zmrużyły się, po czym otwierały coraz szerzej kiedy uniósł słabo rękę. - czekaj, czy moje piękne oczy dobrze widzą i jesteś cholernym frankiem iero?

chłopak usiadł i pokiwał głową, wykrzywiając usta w uśmiechu w tej samej chwili, kiedy gerard uśmiechnął się szeroko.

- cóż za zbieg okoliczności, że się tu spotykamy, choć jeśli mam być szczery, martwi mnie, dlaczego tu jesteś? - głos franka załamał się kilkakrotnie, bo nie był pewny, czy może się w to mieszać, uspokoiło go jednak machnięcie ręką starego przyjaciela.

- nic poważnego, a jak układa się twoje życie, przyjacielu?

 oczywistym było, że iero nie uwierzył, że gee leży tu z powodu niczego poważnego, jak to ujął, lecz postanowił odpuścić i odchrząknął.

- mam pracę, dom, więc chyba nie mogę narzekać - dla rozluźnienia zaśmiał się cicho pod koniec wypowiedzi, lecz twarz gerarda przybrała smutnego wyrazu.

- jeśli nie masz miłości, zdecydowanie powinieneś narzekać, ruszyć się i o nią walczyć, mój drogi. bo kiedyś przyjdzie taki dzień, że nie będziesz mógł wstać, ani przyjąć czyjejś miłości bez wyrzutów sumienia, że wkrótce ją zostawisz samotną. to najtrudniejsza część miłości i odchodzenia - kiedy tylko sine usta gerarda zamilkły, frank poczuł, że ich dłonie rozłączają się i chwilę potem opuszczał szpital, gdyż obserwowanie pogrążonego w śnie mężczyzny mogło być dziwnie odebrane.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro