Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog

 Rozdział nie betowany pod względem błędów interpunkcyjnych, wybaczcie mi to.

~*~ 


Jungkook uśmiechnął się delikatnie.

Stał przed budynkiem szkoły, korzystając z faktu, że trwają lekcje i patrzył na zamknięte drzwi, atakowane przez drobinki śniegu. Zima szalała w pełni, obladzając chodniki, przyozdabiając drzewa, parapety, samochody i dachy ciężkim mokrym śniegiem, idealny do walki na śnieżki. Pogoda jednak pozbawiona była wiatru, a duże płaty śniegu wirowały na sporadycznych podmuchach. Zdawałoby się, że wszystko jest w porządku. Gdzieniegdzie dało się zobaczyć starsze pary spacerujące pod rękę, rodziny wybierające się na ostatnie przedświąteczne zakupy.

Patrzył na miejsce, w którym wszystko się zaczęło. W którym po raz pierwszy sięgnął po szkodzące mu substancje. W którym po raz pierwszy odbył rozmowę z Songhye. Pamiętał to jakby stało się zaledwie tydzień wcześniej, gdy podeszła do niego - siedzącego samotnie obok kolumny podtrzymującej dach tuż nad wyjściem. Nie pamiętał o czym rozmawiali, jednak samo wspomnienie zachwytu jej brązowymi oczami, jej miękkimi włosami przyprawiało go o delikatne ukłucie w sercu.

To ona była winna, lecz jej nie winił. Los chciał, by się spotkali i właśnie tak się stało.

Jungkook patrzył na miejsce, w którym wydarzyły się wszystkie złe rzeczy. Przypominał sobie więzy na nadgarstkach, czasami nadal krzyczał nocami i szarpał się próbując rozwiązać niewidzialne liny, przypominał sobie ciemność, która ogarniała go za każdym razem, gdy prosił o litość.

Zaśmiał się gorzkim tonem.

Gwałt. Tak bardzo powszechne, a jednak odległe pojęcie. Zdarzały się one w filmach, serialach paradokumentalnych, gazetach, książkach, wiadomościach - nigdy naprawdę. Nikt nigdy nie dowiedział się co działo się na zamkniętymi drzwiami kantorku sali gimnastycznej, nikt nigdy nie dowiedział się kogo skrew znaleziono na kafelkach męskiej łazienki.

W szkole zaczęło się pierwsze omdlenie, pierwsze stracenie kontaktu z rzeczywistością i pierwsze zachowanie, na które nikt nie zareagował. Wezwano Seokjina, najstarszego, który brał za niego odpowiedzialność i po sprawie. Nikt nigdy się nie zainteresował. Tuszowano każdą wpadkę, każdy wypadek i niepowodzenie oraz wszystko bo mogłoby zaszkodzić dobremu imieniu szkoły. Zatuszowano również artykuł oskarżający Jungkooka o handel narkotykami, by wszystko było w porządku.

Wszystko było w porządku.

"W porządku"

Zacisnął skostniałe palce na czapce z obrazkiem pingwina i wziął głęboki wdech, atakując mrozem swoje gardło.

Wydarzenie, mające miejsce na dachu kawiarni, która stała na tej samej ulicy, odwiedzało go co noc. Urwany krzyk rozbrzmiewał krótko i przerażająco w najgorszych koszmarach.

Wtedy wszystko się skończyło. Sprawa ta również została zatuszowana. Nikt nie poniósł odpowiedzialności, a oprawcami stały się ofiary.

Nie było już jego, nie było ich, nie było grupy, nie było niczego. Myśli, słów, łez, oddechu. Tylko wzrok utkwiony w wgniecionej masce i krwi plamiącej świeży śnieg.

Ciemność powoli pochłaniała Seul mimo wczesnej godziny, ciągnąc za sobą więcej śniegowych chmur. Gdzieś w tyle dało się słychać dzwoneczki, gdzieś indziej ktoś zapalał lampki w oknach i nad wejściem do domu.

Kilka okien w szkolnych klasach rozbłysło blaskiem, a za nimi toczyło się zwyczajne życie zwyczajnych, nie świadomych niczego ludzi. Życie Jungkooka było niemal takie same zaledwie półtora miesiąca wcześniej.

Wszystko zaczęło się półtora miesiąca wcześniej. Jego rozterki, jego myśli i jego kłopoty. Taehyung. Tehyung zaczął się półtora miesiąca wcześniej, zaczął się jego głos, jego ciepło, jego cierpliwość i jego uśmiech. W dniu, w którym czekał na niego przed szkołą, stojąc w tym samym miejscu, w którym teraz Jungkook. Przez całe półtora miesiąca wypełniony był sprzecznymi uczuciami, a górowała nad nim chęć bycia przy tym rudowłosym chłopaku, który podarował mu zbyt wiele, by móc o tym zapomnieć.

- Yah, gdzie twoja czapka? - wesoły głos chłopaka zabrzmiał wokół niego, a jego delikatne tony rozmył wiejący wiatr.

Jungkook spojrzał na trzymaną w dłoniach czapkę. Tą samą półtora miesiąca temu założył na rude kosmyki Taehyungowych włosów. Potarł zmarznięte palce i wytarł kilka łez spływających po jego policzku. Na jego czarnych włosach z pewnością odznaczały się drobinki płatków śniegu, które zdążyły przez kilka długich minut napadać. Strząsnął je dłonią i schował włosy pod przyjemnym materiałem czapki.

- Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy, hyung - wyszeptał, unosząc głowę w górę, ponad dach szkoły, a kilka płatków zapieczętowało jego słowa, dotykając rozgrzanych ust. Kąciki jego ust uniosły się,nie dlatego, że się cieszył. Uniosły się, dlatego że wraz z upadkiem Taehyunga coś w nim pękło i uśmiech był jedyną rzeczą na którą mogła zdobyć się jego marna postać. 

KONIEC 



Zapraszam na kolejna notkę, która pojawi się wieczorem 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro