Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część XXV

Wszelkie hejty i pouczenia oraz wyrazy złości i zawodu, że poprzedni rozdział dodałam prawie pół roku temu proszę kierować tutaj. Jestem świadoma, że powinnam dokończyć tę serię i jestem świadoma, że przez tą przerwę pewnie wiele osób porzuciło CYTM. Cóż, sama tego chciałam. 

____

Rozdział nie betowany

___

Zimny podmuch wiatru nakierował opadające płatki śniegu na twarzy dziewczyny sprawiając, że te boleśnie osiadły na jej rozgrzanej skórze. Wokół panowała ciemność, którą przedzierały jedynie pojedyncze snopy światła, w obliczu których można było podziwiać tańczące z wiatrem i iskrzące wesoło drobinki śniegu, zupełnie nieświadome sceny, która niedługa chwilę potem miała się rozegrać.

Songhye zrobiła kolejny krok, a drzwi gdzieś za nią zaskrzypiały przerażająco. Czuła narastający strach w miarę gęstniejącego powietrza wokół niej. Czuła drobne ukłucia mrozu na dłoniach, nosie i policzkach, kątem oka widziała szron, osadzający się na jej włosach, co chwilę mierzwionych przez wiatr. Strach i zimno dygotały całym jej ciałem, choć ze wszystkich sił starała się go nie okazywać. 

Pod dachem La'Cafe znajdowały się dwa piętra, na które docierały przebłyski ulicznych lamp i dźwięki silników samochodowych. Słychać było gwar rozmów przechodniów śpieszących do domu w  przed mrozem, również nieświadomych tego, że z każdą kolejną chwilą są bliżsi zostania świadkami tragedii. 

Songhye nie myślała nad tym co robi. Gdzieś w tyle jej umysłu pojawiała się czerwona lampka, jednak nie przejmowała się nią, ignorowała ją, stawiając swoją decyzję na pierwszym miejscu. Obok czerwonej lampki widniała twarz Jungkooka, raz myśl, że w końcu będzie jej dane wynagrodzić mu wszystkie złe decyzje, które podjęła i wszystkie okropieństwa przez które musiał przechodzić z winy jej nieumyślnej ignorancji i egoizmie. 

Nie wiedziała, że bezradność i psychiczne wykończenie wraz z tłumioną chęcią zemsty doprowadzi ją właśnie na ten dach, własnie o tej godzinie, przed oblicze tej osoby. 

Kilka minut wcześniej odebrała telefon, będąc jedyną z obecnych w garderobie i usłyszała ten ochrypły przerażający głos, który z całych sił starała się wyrzucić z umysłu. Głosu, który w jej największych koszmarach powracał, niczym głos demona, by owijać swoimi tonami jej karty wyobraźni i zamieniać je w labirynt, z którego nieudolnie próbowała uciec. 

Nienawidziła go, nienawidziła tego głosu, nienawidziła osoby, do której on należał, nienawidziła sposobu, w jaki wypowiedział "Pożegnaj się ze wszystkimi", podał dokładny adres swojego miejsca pobytu i przerwał połączenie nie czekając na odpowiedź. 

Właśnie nadchodziła finalna scena tej historii, albo ona albo on, czuła to. Na duchu podnosiła ją tylko świadomość, że jedyną osobą, jaką spodziewa się Kyung jest Jungkook, nie jego własna była-zaginiona dziewczyna. Miała przewagę, marną, jednak ją miała. 

- Kogo my tutaj mamy... Dostałaś moją wiadomość? - znów ten głos, uderzający w nią dwa razy silniej niż najzimniejszy wiatr istniejący na ziemi rozległ się niedaleko niej. Mimo wszystko uniosła kąciki ust, wchodząc w snop światła oświetlający leżący na dachu nienaruszony śnieg.

~*~

- Czujesz się lepiej? 

Taehyung podał chłopakowi kolejną chusteczkę, a ten w odpowiedzi, prychnął pod nosem, tamując płynącą krew. Nie czuł się dobrze. Nie czuł się nawet przeciętnie. Jego samopoczucie oraz kondycja psychiczna urządziły sobie bieg po linie nad przepaścią, której dnia nie widział. Z kolei tym dnem był on, czekał, aż spadnie na niego świadomość tego jak bardzo zmienił swoje życie przez głupie zachowanie, czekał aż ktoś lub coś sprawi, że zniknie z tego świata, że w końcu wydostanie się z dna, uniesie się ponad krawędź przepaści i wniesie do nieba. Czekał, lecz nic takiego nie nadchodziło. W zamian przychodziło nieodparte pragnienie podarowania swojemu organizmowi trujących środków, by w końcu poczuć się przynajmniej dobrze. 

Jedynym ukojeniem był dla niego dotyk Taheyunga, to jak muskał jego dłonie, gdy specjalnie-przez przypadek ich palce się dotykały, gdy ten podawał mu kolejne chusteczki, to w jaki sposób do niego mówił, spokojnie, bez pośpiechu, tonem, którego nie słyszał jeszcze nigdy. 

Taehyung był jego ukojeniem, jednak czy wystarczająco silnym?

- Gdzie ona jest? - głos Jimina przepełniony był ponagleniem, gdy znikąd pojawił się obok Taehyunga, ściskając w dłoni telefon. Taehyung przez moment wydawał się być zmieszany, a potem bardzo powoli wyprostował się i przeniósł wzrok z Jungkooka na nowo przybyłego Jimina, który najwyraźniej jeszcze nie wiedział, że Songhye, która mieszkała od kilku dni w ich domu jeszcze nigdy nie spotkała Jungkooka, a w umyśle chłopaka istniała jedynie jako wspomnienie. - Widziałem jak odbierała telefon i---

Zadziwiająca była to sytuacja, jednak nie każdy potrafił się w niej odnaleźć. 

- O kogo pytasz?

Jungkook zmarszczył brwi patrząc to na jednego na drugiego, gdy ci, a zwłaszcza Jimin nie miał pojęcia co powiedzieć. Taehyung zaś uśmiechnął się szeroko i potarł ramię młodszego

- Chodzi o noonę, której zabrałem kilka kredek do oczu - powiedział uspokajającym tonem, choć chłopak nie czuł się uspokojony wcale. Nabrał jedynie więcej podejrzeń, czując nagle jakby znalazł się poza zasięgiem jakiegoś wydarzenia, jednocześnie biorąc w nim udział. 

- Stoi za tobą, Jimin - mówiąc to jego dłoń powędrowała w górę wskazując wspomnianą kobietę, stojącą przy konsoli. Jimin zagryzł wargę i uśmiechnął się skinając głową w podziękowaniu 

- Masz rację, nie zauważyłem jej - odpowiedział spokojniejszym głosem zaciskając palce na ramieniu Taehyunga - Dziękuję za pomoc, młody - dodał jeszcze, zanim oddalił się od dwójki chłopców. 

Jungkook wytarł po raz ostatni górną wargę, oczyszczając ją do końca z krwi i ścisnął w dłoni chusteczkę. Coś się działo, coś ewidentnie złego. Poza tym, że ktoś mu groził, działy się o wiele gorsze rzeczy i właśnie to do niego docierało. Kyung stał sie nagle malutka przeszkodą w przeciwności do tego co mogło wydarzyć się podczas całej jego nieobecności spędzonej w czterech scianach własnego pokoju. 

Otworzył usta, by coś powiedzieć, jednak zanim wydobył jakiekolwiek słowo Taheyung podniósł się, a na jego usta wkradł się jeszcze szerszy usmiech niż dotychczas i chłopak musiał przyznać, ze uwielbia każdy rodzaj jego uśmiechu. 

- Przybędę na czas - powiedział pospiesznie, nie pozbywając się swojego uśmiechu - Uważaj na siebie, dobrze? 

Słowa te brzmiały zupełnie jakby chłopak wiedział w co tak naprawdę wpakowany jest jego młodszy przyjaciel. Nie zastanawiał się nad tym jednak zbyt zajęty analizowaniem wyrazu jego twarzy. 

Taehyung nie powiedział ani słowa, nie poczekał również na odpowiedź. Bez zbędnych szczegółów ruszył w stronę Jimina i z niepasującą do niego siłą pociągnął go za drzwi garderoby, w której zaczynało się odliczanie do rozpoczęcia programu. Korytarz był cichy w przeciwności do wnętrza pomieszczenia, w którym jeszcze chwilę wcześniej się znajdowali. 

- O co ci chodzi? - głos Taehyunga poniósł się echem, odbijając od białych ścian korytarza. Delikatnie oparł ramię o ścianę i wbił wzrok w Jimina, nadal bawiącego się telefonem. Jego kolejne słowa zabrzmiały pół tonu ciszej- Songhye, tak? Zniknęła?

Chłopak skinął głową.

- Zniknęła. Nie przychodziłbym z tym do ciebie, ale Hoseok powiedział, że jej nie widział po opuszczeniu przez was toalety, a mi zniknęła z oczu krótko po tym, gdy do Jungkooka po raz drugi ktoś dzwonił - wyjaśnił pospiesznie. Widząc jak Taehyung unosi dłoń, by go zatrzymać, urwał, domyślając się, ze jest w swoich słowach niedokładny

- Ostatnią osobą, która widziała Songhye byłem ja - powiedział powoli, a rudowłosy skinął głową - Przedtem ktoś dzwonił do Jungkooka, to był nieznany numer. Gdy stało się całe zamieszanie, w którym każdy próbował uratować jego ubrania od krwi, a jego samego od krwotoku i omdlenia w osobnym gabinecie... W każdym razie ona odebrała telefon, gdy nikogo nie było w garderobie. Przed chwilą sprawdziłem - mówiąc to wskazał głową na trzymaną w dłoniach komórkę - Również nieznany. Ona sama nie odbiera, a wiadomość...

- Jungkook dostał wiadomość? - Taehyung odebrał komórkę z rąk Jimina i odnalazł skrzynkę odbiorczą 

- Ktoś się nagrał, myślę, że Jungkook ma kłopoty, a Songhye próbuje je wziąć na siebie 

Taehyung zagryzł wargę odsłuchując wiadomość. Adres. Własnie tego potrzebował. Adresu, na który musi sie udać, by staną ponownie twarzą w twarz w Kyungiem i zemścić się za wszystkie krzywdy jakie ten wyrządził jego przyjaciołom. Ani Jungkook ani Songhye nie zasłużyli na gnicie w stanie, w jakim się znajdowali. 

Taehyung zerwał się do biegu, nie racząc ani słowem ani spojrzeniem zdezorientowanego Jimina.


~*~


Taehyunga rozpierała wściekłość, mrowiła w czubki palców i buzowała w żyłach. Wcześniej nieznane do tego stopnia uczucie powoli odbierało mu jasność umysłu, stawiając sobie za cel pozbycie się Kyunga, zatopienie paznokci w jego oczach, zaciśniecie palców na jego szyi, zepchnięcie z dachu i słuchanie błagań, by się zlitował nad jego marnym losem. 

Tak, Taehyung był wściekły, a wściekłości tej nie mógł porównać do niczego innego. 

Budynek nie był duży, jednak wystarczający, by jego dach zatapiał się w półmroku i jasnym blasku księżyca od północnej części. Gdzieś pomiędzy podmuchami wiatru migały cienie postaci na tyle słabe, by mogły wydawać się przewidzeniem, jednak Taehyung wiedział, że są prawdziwe. 

Chłopak odgarnął przydługie włosy, ozdobione drobinkami śniegu z oczu i w ciagu kilku sekund pokonał dzielące jego i dach schody. 

Zimowe wieczory miał to do siebie, że każdy podmuch wiatru był jak ostrze wbijane w delikatną skórę. Teraz jednak nie miało to znaczenia. 

Taehyung widział Songhye, odwróconą do niego plecami. Jej postawa była spokojna, nie skubała rękawów, jak miała w zwyczaju, stała nieruchomo wpatrzona w znajdującego się przed nią wraka człowieka.

 Kyung zmienił się od ich ostatniego spotkania. Jego skóra wyglądała jak szara kartka szorstkiego papieru. Opinała ciasno wystające kości policzkowe i zarys szczęki. Ciemne oczy wydawały się być martwe, zupełnie niezauważające nowej postaci, która tylko czekała, by przerwać ich przedstawienie. Nadal rozprzestrzeniał przerażającą aurę, a uśmiech czając się w kącikach jego ust tylko umacniał ten efekt. Kyung był nieobliczalny, był szaleńcem, celującym do jego przyjaciółki i Taehyung musiał zrobić wszystko, by nie doprowadzić do katastrofy. 

- Przyprowadziłaś ze sobą dzieciaka? - zapytał z kpiną w głosie. Chłopak drgnął na dźwięk obcego głosu  - Nie powinno cię tu być. Zwijaj się, póki jestem miły - rzucił oschle gestem głowy wskazując otwarte drzwi, którymi chwilę wcześniej Taehyung wbiegł na dach.  

- Jestem tylko ja. Oboje wiemy, że chodzi ci tylko o mnie - odparła spokojnie.  Szczęk metalu i błysk broni był odpowiedzią na jej słowa. Zwilżył usta, w głowie układając przynajmniej trzy plany ucieczki. Żadne jednak nie wydawały się być skuteczne. Jego odwaga na moment gdzieś zniknęła, przykryta płatkami śniegu i ciężarem sytuacji. Na moment pozwolił sobie zwątpić w swoje chęci odegrania się na znienawidzonym chłopaku. Tylko na moment, bo słysząc kolejne słów wypływające z jego ust, wściekłość powróciła ze zdwojoną siłą rozpalając go od środka niczym ogień. 

- Przyprowadź swojego chłoptasia, idiotko. Może pobawimy się jak za dawnych czasów

Oczy rudowłosego uważnie śledziły ścieżkę broni, którą wykonywał w powietrzu Kyung, wskazując na drzwi, za którymi trwał przyczajony, a następnie na Songhye. Wydawał się być zupełnie niewzruszony faktem, że przez przypadek odbezpieczona broń może wypalić. Kyung był nieobliczalny. 

- To sprawa między mną a tobą, nie mieszaj ich - dziewczyna zrobiła krok w tył, gdy chłopak postanowił zmniejszyć odległość miedzy nimi. Taehyung dopiero wtedy ujrzał jak jej dłonie drżą. Stali przy skraju dachu. Czuł, że kolejny krok może skończyć się dla niej upadkiem. 

- Mam swoich ludzi, zadbam o to, by każdy został sprawiedliwie potraktowany - urwany śmiech zmieszał się z podmuchem wiatru,mierzwiącego ich włosy - Możesz być spokojna. Jungkook oraz cała jego banda zostaną potraktowani tak jak należy. Nie ukrywam, ze wolałbym żeby to on stał zamiast- westchnął z udawanym smutkiem - Rozumiesz, mógłbym się osobiście z nim rozprawić. Jednak, wystarczy mi, że zobaczę jego krwawiące zwłoki - parsknął śmiechem, a jego oczy zabłyszczały szaleństwem 

Ogień wściekłości pożerał wnętrze chłopaka, z każdym kolejnym słowem chłonąc coraz więcej i więcej, finalnie wprawiając jego ciało w ruch. 

Taehyung nie przejmował się w jakim miejscu sie znajduje, nie przejmował sie tym, ze jeden krok w tył i jej ciało uderzy o betonowy chodnik. Nie przejmował się tym, bo to nie było ważne. Najważniejsza była Songhye i Jungkook. Wybiegł z cienia, korzystając z elementu zaskoczenia i chwilowej dezorientacji chłopaka. Pchnął dziewczynę w bok, a sam rzucił się na Kyunga. Pragnął zacisnąć palce na jego szyi, wykonać strzał prosto w jego serce. W tym momencie czuł się tak samo szalony jak on. Pragnął go zabić, by zapłacił za wszystkie słowa, które wypowiedział. 

Uśmiechnął się z satysfakcją, gdy wyczuł pulsującą pod palcami tętnice. Zacisnął je mocniej i mocniej, widząc jak twarz Kyunga staje się bledsza niż zwykle, jak jego oczy otwierają sie szeroko w przerażeniu i jak jego usta próbują zaczerpnąć ostatnie oddechy. 

Za Jungkooka.

Za Songhye.

Za każdą wyrządzoną im krzywdę. 

Nagły ból przeszył jego bark w okolicach obojczyka. Kolejna fala bólu pojawiła się wraz z krzykiem znajomego głosu. 

Uścisk na szyi chłopaka zelżał, a jego świszczący oddech dobiegał do niego spoza kurtyny nagłego bólu i szoku. Nie słyszał strzału, ale wiedział, że został wykonany. Czuł jak kula rozrywa jego ramię, słyszał głos krzyczący jego imię. 

Głosy wołające jego imię, krzyczące w przerażeniu. Zdawałoby się, że trwa to wieki, jednak to były urywki sekund. Nie chciał być  świadomy, że Jungkook to widzi, nie chciał być świadomy, że jego oczy zasnuwa mgła łez, że próbuje dostać się do szarpiących się chłopców, że z całych sił chce zabrać stamtąd jego hyunga. Nie chciał być tego świadomy. 

Ktoś próbował ich rozdzielić, ktoś szarpał jego bolące ramię, ale Taehyung nie zwracał na to uwagi. Był w szale, podsycanym przez ból. W szale, którego nie potrafił poskromić. W szale, przez który wyrwał pistolet z dłoni Kyunga i ułożył palec na spuście. 

Jeden krok dzielił go od otwartej przestrzeni i półtora pietra dzieliło go od ziemi. Nie obchodziło go to. Mógł przypłacić życiem swoje czyny, jeśli tylko Jungkook byłby w końcu bezpieczny. Dzisiaj był w obłędzie, dzisiaj był szalony, myślał zupełnie jak ktoś, kogo przed chwilą próbował udusić. 

- Jeszcze jeden krok, a on wystrzeli - powiedział głosem pełnym obcego tonu, którego sam dźwięk go przerażał . Zrobił pół kroku, a gdy jego pięta nie znalazła oparcia, zatrzymał się. Kątem oka widział Songhye kulącą się w śniegu, tuż obok niej klęczał Jungkook trzymany za ramiona przez kogoś obcego. Taehyung w ułamku tej sekundy nie potrafił rozpoznać ich twarzy, było ich zbyt wiele, a adrenalina odbierała mu jasność umysłu. Teraz jego jedynym celem był Kyung i najważniejszą była broń wycelowana w jego pierś. Miał zamiar strzelić w jego serce, rozszarpać je na kawałki. 

Chory uśmiech nie opuszczał ust czarnowłosego, gdy uniósł  dłonie ku górze, zupełnie jakby pokazywał Taehyungowi, że wygrał, jednak ten mu nie wierzył. Nie uwierzyłyby, póki jego umierające ciało nie upadłoby na śnieg. 

Czas jakby zastygł. Sekundy trwały minuty, minuty trwały godziny, a godziny całe wieki. Oddech ugrzązł gdzieś w jego płucach, gdy palec stopniowo zwiększał nacisk na spust. Czekał na huk, czekał na siłę odrzutu, czekał aż kula wbije się w zniszczone ciało i powoli odbierze życie. 

Trzy godziny trwał huk wystrzału, sześć godzin trwał podmuch wiatru, szastający jego ubraniami, świszczący w uszach i atakujący swym zimnem rozgrzaną skórę. Dwa wieki trwał zgrzyt metalu i ból przeszywający całe jego ciało, a potem nagle wszystko ustało. Ustał wiatr, zatrzymał się czas, nie było obrazów ani dźwięków. Był tylko ból, dudnienie serca i ciemność.

Od ziemi dzielił go tylko metr.

Miał nadzieję, że było warto.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro