Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część XXIII

- Jesteście głupi? - Seokjin wpatrywał się w nieco zdezorientowanych chłopców niemal morderczym wzrokiem. W duchu żałował, że ów wzrok nie potrafił zabijać. Bo na tę chwilę chciał ich zabić, rozszarpać, wymordować gołymi rękoma. Zwłaszcza Yoongiego. Za kogo on się miał, by całować JEGO Namjoona? Jak przedtem, jakiś czas temu chciał się wycofać i pozwolić im być razem, tak teraz za żadne skarby by na to nie pozwolił. Namjoon był jego i tylko jego. Żaden układ nie istniał. Żaden układ, którym Yoongi zasłaniał się, by tak bezczelnie bezcześcić usta Namjoona nie miał miejsca bytu. Już dawno się skończył. Min już dawno przestał traktować ich tak samo. Zresztą z wzajemnością, lecz Jin robił to z premedytacją. 

Dokonał wyboru. 

Ich chory trójkąt istniał tylko po to, by któryś z chłopców w końcu się wyłamał i Seokjin nie miał zamiaru być właśnie tą osobą. 

 -  Co by było, gdybym to nie ja was przyłapał? - spytał, nie panując nad tonem głosu. Dziwił się, że z jego ust jeszcze nie toczy się piana. Był wściekły, autentycznie wściekły.  

Namjoon, widząc niemal czerwoną twarz starszego, złapał go za ręce. Tak na wszelki wypadek i spojrzał na niego spokojnie, na chwilę zapominając o stojącym gdzieś obok blondynie. 

- Jinie... - zaczął, jednak ten mu się wyszarpał. Nie patrzył już na nich z pretensją. Teraz spojrzenie kierował tylko w stronę bruneta. A jego wzrok potrafił wiele wyrazić. 

Tak wiele, że Namjoon przez moment poczuł się jak śmieć, że roztrzaskał te biedne serce na kawałki, że problem nie leży w tym gdzie co robił, a na samym fakcie "co"robił. W tym spojrzeniu dostrzegł tez zawód, nieme pytanie, nie mogące znaleźć dokładnej formy i żal. Coś jakby małemu dziecku w dzień świąt powiedzieć, że Mikołaj nie istnieje. Tyle że Mikołaj w tej sprawie był poważniejszą rzeczą. 

Przez chwilę nie potrafił zdobyć się na słowa. Momentalnie poczuł, że wiąże ich coś, czego Yoongi nie może być świadkiem. O czym Yoongi nie może nawet wiedzieć. Jakby niewidzialna nić między nim, a najstarszym w postaci pocałunku w nocy tego dnia, jak i wszystkich innych, gdy byli ze sobą bliże niz przyjaciele. Nagle to stało się dla niego ważniejsze, przybrało inną barwę. Noce, które przesypiali spleceni ze sobą, uśmiechy, które niosły ze sobą coś więcej niż czystą cechę przyjaźni. 

Obaj czuli, że to zbyt poważne, by nazwać to szczenięcym zauroczeniem, zbyt poważne, by mieszać w to osobę trzecią. Byli dorośli, a rodzaj uczucia, jaki między nimi się wytworzył musiał być dojrzały. 

Bo gdyby w miejscu, gdzie teraz stał Jin, gdzie stał chłopiec, który wygląda jakby miał sie zaraz rozpaść, który próbuje swoją zazdrość zasłonić kurtyną złości o nieuwagę stał Yoongi, Namjoon najpewniej po prostu by przeczekał wybuch furii, a potem powoli wrócił do codziennego życia. Ale nie teraz. 

- Nie, nie "Jinie" - chłopak uniósł dłonie, by młodszy nie mógł go dotknąć i zrobił krok w tył. Wszystko dawno wymykało mu się z rąk, coraz bardziej i bardziej, teraz nawet nie potrafił złapać nitki scalającej wszystko. Po prostu sie poddał, w tym momencie - Po prostu nie.

Powiedziawszy to, ruszył w stronę wejścia na scenę.

- A tego co ugryzło? - spytał Yoongi, odprowadzając chłopaka wzrokiem. 

Namjoon westchnął.

- Chyba nasz układ dobiegł końca - powiedział, nie patrząc na blondyna. 

Brwi starszego powędrowały ku górze. Nie trudno było zgadnać, że w głębi duszy się cieszy

- Więc... - zaczął, łapiąc Kima za ramię. Obrócił go tak, by móc bez problemu spojrzeć w jego oczy - Zostaliśmy sami? - mówiąc to, nie mógł powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu. Choć pytanie wcale nie brzmiało jak pytanie, czuł, że musi sie upewnić, że musi usłyszeć, że Namjoon jest tylko jego. Że tylko jego będzie tak całował, że tylko jego będzie tak dotykał i tylko jemu będzie posyłał takie spojrzenia. Że będzie tylko dla niego.

Chłopak pokręcił głową i oderwał w końcu wzrok od drzwi, za którymi zniknął Jin. Spojrzał na blondyna. 

- Ty zostałeś sam, Yoongi - powiedziawszy to, schował ręce do kieszeni i ruszył w ślady Seokjina, czując jak jego serce staje się lżejsze. 

~~~

Kim Taehyung trzymał dłoń Jungkooka zbyt mocno jak na osobę, która powinna się wyciszyć i skoncentrować. On tego nie potrafił. Jego myśli nadal krążyły wokół widzianego artykułu. Manager postanowił niczego nie rozgłaszać,  przynajmniej nie teraz, gdy za parę minut powinni wejść na scenę i przeprowadzić pełen humoru wywiad. Chciał poczekać, aż wszyscy będą w dormie. Jednak tego wywiadu Taehyung obawiał się najbardziej. Czuł, że coś pójdzie nie po ich myśli, że stanie się coś, nad czym nie będą mogli zapanować ani wyjaśnić, a cisza publiki będzie aż nazbyt wymowna.

Patrzenie na przymknięte powieki chłopca, teraz przysypane toną cienia uspokajało go, a palce, które raz po raz zaciskały sie na jego dłoni trzymały go przy ziemi. Względnie. Odkrył, że uwielbiał sie czuć potrzebny, zwłaszcza,m gdy potrzebującym go był Jeon Jungkook. 

Nadal nie oddał mu tabletek i czuł, że chłopak ledwo wytrzymuje. Jego dłonie nadal się trzęsły, a oddech był niesamowicie płytki. Stał między młotem a kowadłem. Miał do wyboru albo pozwolić mu po raz kolejny truć organizm, albo patrzeć jak chłopak się męczy. 

Przestał prosić, widząc, że nic to nie da. Po prostu poddał się dłonią i czynom ludzi, których nie znał, zduszając w sobie chęć ucieczki gdzieś w kąt. Jedyne co go powstrzymywało to świadomość, że Taehyung jest obok. Że jest na tym świecie osoba, która zna jego tajemnicę i nie odwróciła się od niego.

- Hyung... - zaczął, a słysząc swój głos niemal się przeraził. Nie należał do niego. Był zbyt ochrypły i zbyt nienaturalny. A może był już taki od dawna? Odchrząknął i otworzył oczy. Jego wzrok trafił na jasne światła żarówek, którymi było otoczone lustro. Dawały idealne oświetlenie na konsole i klienta, jednak dla jego oczu to było zbyt wiele. Miał wrażenie, że odczuwa wszystkie bodźce podwójnie. Nadal paliły go miejsca, które dotknęły usta starszego i nadal na jego policzkach uporczywie pojawiał się słaby rumieniec. Teraz jednak skupił sie na czymś innym. Musiał powiedzieć chłopakowi o tej jednej, ważnej dla niego rzeczy - Songhye...widziałem ją znów - wyjawił, czując, że rekompensuje tymi słowami wszystkie tajemnice skrywane przed starszym

Taehyung wzdrygnął się, słysząc to imię, a przez jego ciało przeszedł dreszcz. Myślał, ze panuje nad wszystkim, że dobrze ukrył dziewczynę, by chłopak jej nie widział, póki Tae nie ma żadnego planu. Jednak czegoś nie dopilnował.  Dalsze słowa młodszego nieco go uspokoiły

- Chciałbym ją zobaczyć naprawdę... Pewnie się zmieniła... Tęsknie za nią. Nie lubię, gdy pojawia sie tylko w moich... - urwał, szukajac odpowiedniego słowa.

- Halucynacjach? - podpowiedział mu.
- Tak, halucynacjach - powiedział cicho, czując jak gula rośnie mu w gardłe. Co dziwne nie miał ochoty na płacz,  a jego oczy były suche. Czuł tylko, że jest niczym tonący łapiący się brzytwy,  która wyślizguje mu sie z rąk.

Taehyung za to czuł się okropnie. Chciał powiedzieć mlodszemu o tym, że to nie była zwida, że to była prawdziwa dziewczyna, prawdziwa Songhye. Ale nie mógł.
Przynajmniej nie teraz. Nie, gdy za chwilę mieli wychodzić na scenę i przeprowadzić wywiad na żywo.

~~~

Min Yoongi stał oparty o ścianę wielkiego budynku. Pozwalał, by wiatr targał jego niedawno ułożonymi włosami i by na nowych ubraniach topiły się i osadzały kolejne płatki śniegu. 

Próbował odpalić zapalniczkę, jednak wiatr skutecznie mu to utrudniał. Raz po raz rzucał przekleństwami, na kolejne podmuchy gaszące płomień. 

Nie palił często. Ostatnio, gdy sięgał pamięcią było to w dzień debiutu. Denerwował się, stres zżerał go od środka. Pamiętał to uczucie doskonale. I to owo męczące uczucie towarzyszyło mu i teraz. Teraz, gdy po raz pierwszy od długiego czasu sięgnął po papierosa. Teraz, gdy po raz pierwszy jego serce znów biło zbyt szybko przez stres. Teraz, gdy pozwalał sobie zaciskać palce na zapalniczce tak mocno, że jego kostki bielały. 

Schował się za rogiem budynku i spróbował jeszcze raz. Tym razem się udało. Zaciągnął się i zakaszlał kilka razy. Dawno nie czuł takiego drapania w gardle. Westchnął cicho i dzierżąc w dwóch palcach palącego się papierosa zsunął się po ścianie. Przez krótki czas obserwował szara stróżkę dymu, pnącą się ku górze, a potem zamknął oczy. W głowie miał pustkę. Czuł się jak wyprana ścierka. Zużyta, niepotrzebna. 

- Przecież to nic - szepnął do siebie - Nie takie złe rzeczy cię w życiu spotkały - mówił sam do siebie, czując się jak szaleniec. 

Namjoon odszedł od niego tak po prostu, bez mrugnięcia, bez spojrzenia, bez dotyku czy jakiegokolwiek ostrzeżenia. Jeszcze chwilę temu się całowali, jeszcze chwilę temu Yoongi czuł, że cały świat patrzy tylko na nich, jeszcze chwilę temu czuł, że on sam miał ten świat głęboko w poważaniu. A chwilę potem młodszy Kim sprawił, że ten poczuł się jak zużyta zabawka. 

Tylko przy nim wiedział, że może wszystko. Że nie ma słowa "niemożliwe" czy "trudne". Tylko przy nim czuł się naprawdę potrzebny. 

Teraz jednak, gdy po raz kolejny zaciągał się papierosem i leniwie wypuszczał dym z ust, miał wrażenie, że to on stał się tym złym. Że to on był tym trzecim, który musiał odejść. Tym, który miał za zadanie uświadomić pozostałej dwójce jakie uczucia do siebie żywią.  

Min Yoongi poczuł, że po raz pierwszy traci kontrole. Wtedy pozwolił sobie na łzy. 



INFO: 

Wybaczcie, że tak długo. Jako iż nie chcę się rozstawać z tym ff tak szybko, postanowiłam, że zamiast dwóch-trzech długich rozdziałów będzie kilka krótszych. Obstawiam, że również w liczbie dwóch-trzech. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro