Koniec
- Shad, odpocznijmy, nasze dzieci już są dorosłe i dadzą sobie radę. - Powiedziałam głaszcząc męża po policzku.
- Ale... On tu jest, powrócił i teraz chce się mścić na nas wszystkich.
- Jak zawsze dramatyzujesz. To było dawno, a jego córka jest przecież jedną z nas, na pewno go przekona by nic nikomu nie zrobił.
- Chyba za bardzo jej ufasz.
- Może, ale tobie też kiedyś zaufałam, i po pięćdziesięciu latach, nadal jestem pewna że to był dobry wybór. - przytuliłam go. Po chwili on też objął mnie ramionami i lekko przycisnął do siebie.
- Martwię się o Was.
- Nie bój się, wszystko będzie dobrze, a teraz chodźmy spać.
- Dobrze. - Położyliśmy się i wtuliliśmy w siebie nawzajem.
- Kocham Cię - powiedzieliśmy sobie nawzajem i zasnęliśmy.
Obudził mnie huk w środku nocy. Shada nie było obok. Rozejrzałam się jak mogłam, ale było zbyt ciemno by cokolwiek zobaczyć. Wzięłam pierwszą lepszą świeczkę i ruszyłam w stronę pokoju z którego dobiegał hałas.
- S-shad? - zapytałam drżącym głosem.
Jedyne usłyszałam to głośny huk i mocny ból z tyłu głowy po czym zapadła ciemność.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro