Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Can You Feel It 4

Nie chciałam dać jej tej satysfakcji...

Usłyszałam dzwonek na lekcje. Skierowałam się na salę gimnastyczną, gdzie przywitały mnie szydercze spojrzenia innych uczniów. Pewnie Ashley już zdążyła się pochwalić całej klasie jak to kolejny raz udało się jej mnie pogrążyć. Jednak udawałam że mnie to nie obchodzi i ignorowałam ich. Schowałam się w szatni w której nikogo już nie było i tak minęła mi reszta lekcji.

Kolejnym przedmiotem była biologia, na której miał być sprawdzian, jednak ku uciesze uczniów okazało się że nauczycielka zachorowała i mieliśmy zastępstwo z naszą wychowawczynią. Zdziwiłam się, gdy Michael jakby nigdy nic usiadł ze mną. Szkoda że nie widzieliście w tym momencie miny Asley. Jej wyrazu twarzy nie zapomnę chyba do końca życia.

-Musimy później porozmawiać - szepnął mi do ucha. Ja nawet na niego nie patrząc potulnie pokiwałam głową. Byłam ciekawa co chce mi jeszcze powiedzieć. A może po prostu nabija się ze mnie jak cała reszta? 

-Rebecco! Słuchasz mnie!? - moje rozmyślania przerwała nauczycielka.

-Eee... Przepraszam zamyśliłam się 

-Ostatnio często bujasz w obłokach Rebecco - zmierzyła mnie wzrokiem - Więc zadam pytanie jeszcze raz. Kim ty byś chciała zostać w przyszłości? 

Skąd takie pytanie? Otóż nauczycielka postanowiła że zrobi nam godzinę wychowawczą. A że to już nasz ostatni rok w tej szkole i wielkimi krokami zbliżał się wybór szkoły średniej, postanowiła spytać nas o plany na  przyszłość. Miałam już odpowiedzieć jednak Ashley nie byłaby sobą gdyby nie dorzuciła czegoś od siebie. 

-Pewnie zostanie d****ą jak jej matka - wtrąciła się. Cała klasa zaczęła się śmiać. W tym momencie już nie wytrzymałam. Jednak zamiast jej coś powiedzieć, albo najlepiej przywalić, po prostu wstałam i wybiegłam z sali. Wpadłam do łazienki, zamknęłam się w jednej z kabin i rozpłakałam. Łzy spływały po moich policzkach i nie mogłam tego powstrzymać. Tak się dzieje, kiedy tłumisz w sobie wszystkie emocje...kiedyś wybuchniesz. Mimo, że to co powiedziała Ashley nie było gorsze od innych rzeczy, które od niej słyszałam, ale to było za dużo. 

Nie wiem ile czasu minęło, ale nagle usłyszałam pukanie, które zignorowałam. Jednak po krótkim czasie się nasiliło.

-Kimkolwiek jesteś idź sobie - powiedziałam zachrypniętym głosem 

-Rebecca, to ja otwórz - usłyszałam dobrze znany mi głos. 

-Daj mi święty spokój 

-Rebbie... Otworzysz czy sam mam to zrobić?  - nie odpowiedziałam. - Liczę do trzech....1....2.... - w końcu wstałam i odblokowałam drzwi. Nim zdążyłam otworzyć, bo on zrobił to za mnie. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, ale spuściłam wzrok. Podniósł mój podbródek zmuszając mnie abym na niego spojrzała. Drugą ręką wytarł mój mokry od łez policzek. Nie czekając dłużej po prostu się w niego wtuliłam i ponownie wybuchłam płaczem. Próbował mnie uspokoić, głaskając mnie przy tym po głowie. W pewnym momencie usłyszałam jak drzwi do łazienki się otwierają. Ktoś stał i się nam przyglądał. Michael przywołał ta osobę ruchem ręki i coś do niej powiedział. Po chwili znowu zostaliśmy sami. Po jakimś czasie zaczęłam się powoli uspokajać i odsunęłam się od niego.

-Już dobrze? - spytał troskliwie, nadal trzymając swoje ręce na moich ramionach. Potaknęłam tylko niepewnie głową - Chodź, odprowadzę cię do domu. 

-Ale... Mamy jeszcze cztery lekcje

-Wszystko załatwiłem, możemy iść - uśmiechnął się. Złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Na szczęście nie było jeszcze dzwonka na przerwę, więc mogliśmy spokojnie opuścić szkołę. Niedługo potem byliśmy już pod domem mojego dziadka. Jednak okazało się, że dom był zamknięty. Nie uśmiechało mi się wracać do siebie, jednak nie musiałam, bo Michael zaprosił mnie do niego. 

-Proszę zrobiłem gorącą czekoladę - wszedł do pokoju, w którym już na niego czekałam.

-To twoje rysunki? - Spytałam wskazując na ścianę obwieszoną rysunkami.

-Taaaak.. Czasem lubię sobie trochę pobazgrać 

-Ładnie ci to wychodzi - uśmiechnęłam się na co speszony spuścił wzrok - Czy jest coś czego nie umiesz? 

-Eee tam bez przesady - jeszcze bardziej się zawstydził - Tobie to wychodzi o wiele lepiej - przypomniała mi się sytuacja z dnia kiedy pomagał mi uczyć się z fizyki. Usiedliśmy przy okrągłym stoliku i w ciszy piliśmy kakao. 

-Możemy porozmawiać? - spytał nagle. Popatrzyłam na niego nie wiedząc do końca o co mu chodzi. 

-O czym chciałbyś rozmawiać? 

-Czy... czy to co mówiła Ashley o twoich rodzicach to prawda? - nie odpowiadałam tylko krążyłam wzrokiem po pokoju. - Rebbie popatrz na mnie - nie pewnie popatrzyłam mu prosto w oczy. - Czy to prawda? - spytał jeszcze raz. 

-Tak... - od razu spuściłam wzrok. Przez chwilę się nie odzywał. Myślałam, że będzie kazał mi się wynosić. Jednak...

-Dlaczego mi nie powiedziałaś?

-Bałam się.. - popatrzył na mnie pytająco  - Że tak jak cała reszta będziesz zachowywał się tak jakby to co robią moi rodzice było moją winą. - Schowałam twarz w dłonie ale nie płakałam, wszystkie łzy wylałam już w szkolnej łazience. 

-Naprawdę myślałaś, że bym to zrobił? - poczułam jego dłoń na swoim ramieniu. 

-Skoro wszyscy inni przed tobą to robili nie sądziłam, że ty będziesz wyjątkiem... Zrozum mnie, chciałam ci powiedzieć kilka razy, ale za każdym razem tchórzyłam. Bałam się że cię stracę...

 -Słabo mnie jeszcze znasz - dało się słyszeć w jego głosie smutek i zdenerwowanie, jednak nadal mówił spokojnie - Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił. 

-Teraz to wiem, powinnam powiedzieć ci wcześniej. Bardzo jesteś zły? 

-Nie... - uśmiechnął się delikatnie  - Ale nie rozumiem jak mogą cię tak traktować - na te słowa wzruszyłam tylko ramionami  

-Przyzwyczaiłam się, z resztą jeszcze tylko pół roku i w końcu się od nich uwolnię 

-A myślałaś już o dalszej szkole?

-Tak... pewnie zawodówka, tak abym po jej skończeniu mogła od razu iść do pracy 

-Zawodówka!? Dziewczyno ty się tam zmarnujesz!

-To nie jest takie proste... Gdybym była w innej sytuacji wybrała bym jakąś inną szkołę, jednak wiem że nie mam szans na późniejsze studia... sam rozumiesz. Chcę jak najszybciej znaleźć pracę, żeby się z tąd wyrwać i nie siedzieć dziadkowi na głowie i tak ledwo wiążemy koniec z końcem... 

-Może mógłbym wam jakoś pomóc? - wiedziałam o jaką pomoc mu chodziło

-Nie Mike... Nie chcemy od was pieniędzy - Porozmawialiśmy z Michaelem do wieczora... przynajmniej mi się wydawało, że jest wieczór, bo kiedy spojrzałam na zegarek okazało się, że dochodziła 22! Nawet nie wiem kiedy minęło tyle czasu. Tak dobrze mi się z nim rozmawiało, że zapominałam o całym otaczającym mnie świecie. Z racji tego, że było już późno nie szłam do dziadka tylko do swojego domu. Michael oczywiście zaproponował, że mnie odprowadzi i nie chciał słyszeć odmowy. Kiedy byliśmy już na miejscu pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. Weszłam do domu, w którym myślałam, że wszyscy już śpią. Jednak tej nocy było inaczej...


,,Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła za­pom­niały jak latać." 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro