Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Can You Feel It 25

W tym momencie oślepiły nas światła samochodu jadącego z przeciwka...

Michaelowi na szczęście udało się wyhamować i zapanować nad kierownicą, i nie doszło do zderzenia, ale musieliśmy się zatrzymać, bo auto które nas oślepiło stało w poprzek drogi. Odczekaliśmy chwilę, ale nie ruszało ani nikt z niego nie wysiadał. 

-Może coś im się stało?

-Pójdę sprawdzić - Michael otworzył drzwi i wysiadł z auta. Ja chciałam zrobić to samo - Ty zostań

-Idę z tobą - I wbrew temu co mówił wysiadłam z auta za nim

-Rebbie proszę cię - popatrzył na mnie - zostań - nie wróciłam do auta, ale też nie poszłam za nim. Michael podszedł do srebrnego mercedesa i popukał w szybę. Jednak nadal nikt nie reagował. Do czasu. W pewnym momencie ktoś gwałtownie otworzył drzwi. Michael nie zdążył się odsunąć i drzwi go uderzyły omal nie powalając na ziemię. Z auta wysiadło trzech facetów. Dwóch było młodych a jeden z nich starszy. I właśnie tego ostatniego rozpoznałam od razu, gdy stanął w świetle reflektorów...
-Kogo my tu mamy - Uśmiechnął się jednocześnie mierząc mnie wzrokiem - Ale Jacksona się tutaj na spodziewałem - Dał sygnał pozostałym dwóm aby przytrzymali Michaela. Widząc to od razu wsiadłamdo auta, zablokowałam drzwi od środka i zaczęłam szukać telefonu. Miałam nadzieję że uda mi się wezwać pomoc. Znalazłam telefon, ale w tym momencie usłyszałam pukanie w szybę. Popatrzyłam w tamtym kierunku i zobaczyłam jak przykładają Michaelowi nóż do gardła.
-Dzwoń po gliny - Usłyszałam głos mimo zamkniętej szyby - Ale twój kochaś skończy z poderżniętym gardłem - Zaczęłam wpatrywać się w mojego rozmówcę i drżącymi rękami odłożyłam telefon - Grzeczna dziewczynka, a teraz chodź do nas - powoli wyszłam z auta i stanęłam na przeciwko mężczyzny. Mimo że minęło tyle czasu, a on się postarzał, to tej twarzy nie da się zapomnieć. Szczególnie, gdy przypomina o sobie we wszystkich snach. Patrzył na mnie i uśmiechał się zadowolony z siebie - Mamusia ma długi, które musisz spłacić - Złapał mnie za ramiona. W tym momencie Michael zaczął się wyrywać.
-Zostawcie ją, dam wam pieniądze, zapłacę ile chcecie
-Uciszcie go - Powiedział to tak lekko, jakby takie rzeczy były na porządku dziennym. Jeśli jest w stanie tak po prostu zlecić pobicie człowieka bez mrugnięcia okiem, to do czego jeszcze może być zdolny? Na samą myśl drżałam. Jego podwładni oczywiście posłuchali. Gdy tylko skończył mówić jeden z nich zaczął okładać Michaela pięściami, a drugi go trzymał. Chciałam ich powstrzymać, krzyczałam, aby to zostawili, ale nie mogłam nic zrobić. Nie mieli litości. Pobili go do nieprzytomności, a ja musiałam na to patrzeć. Po raz kolejny nie byłam w stanie pomóc osobie, którą...kochałam.
*
Wsadzili nas do auta, po czym wywieźli za miasto. Nie widziałam dokąd jedziemy. Głowa Michaela bezwładnie opadła na moje ramie. Na szczęście oddychał jednak nadal był nieprzytomny. Trzymałam go za rękę i głaskałam przez całą drogę. Zanim się zatrzymaliśmy Mike się obudził, jednak nadal był otumaniony. Musiałam mu pomóc przejść do jakiegoś budynku, bo oni nie raczyli tego zrobić.
-Co z ciebie za facet, że kobieta musi cię trzymać - zaśmiał się szyderczo jeden z nich. Michael słysząc to chciał mnie puścić i iść o własnych siłach. Ale mu na to nie pozwoliłam. Jednak jeszcze kilka takich komentarzy powiedziano w naszą stronę.
Po wejściu do budynku zamknęli nas w jakimś pomieszczeniu, które wewnątrz było puste i wilgotne, a jedynym przedmiotem, który dawał trochę światła była maleńka żarówka zawieszona pod sufitem.
-Później zobaczymy czy nadajesz się do pracy - Usłyszałam zanim ostatni z nich opuścił pomieszczenie i zamknął żelazne drzwi na klucz. Pomogłam Michaelowi usiąść pod ścianą po czym sama usiadłam obok niego.
-Jak się czujesz? - Popatrzył na mnie przez chwilę. Już myślałam, że zacznie krzyczeć i mówić, że to wszystko przeze mnie. I miałby rację. Jednak nie zrobił tego.
-Głowa mnie boli, ale oprócz tego chyba jest w porządku
-Może chcesz się położyć? - Pokiwał głową. - Połóż się na moich nogach będzie ci wygodniej
-Na pewno?
-Tak Mike - Po chwili leżał z głową na moich udach, a ja go głaskałam -Wygodnie?
-Mhmmm, masz bardzo wygodne nogi - Słysząc taki komplement nie mogłam się nie uśmiechnąć - Musisz się więcej uśmiechać
-Uśmiecham się przecież
-Za mało - Pogłaskał mnie po ręce -Mogę o coś spytać?
-Hm?
-Co to za ludzie? Bo chyba nie do końca rozumiem - Mimo, że żarówka nie dawała wiele światła, czułam że ma twarz skierowaną w moją stronę. Nie odpowiadałam przez dłuższą chwilę
-Mówiłam ci, że moja mama zaczęła brać znowu, ale to nie wszystko- Słuchał mnie uważnie -Ona ma długi... I kiedy była pod wpływem obiecała im, że ja je za nią spłacę
-Słucham? Ale, że jak spłacisz
-Pracą... chyba można się domyślać jaki biznes mogą prowadzić tacy ludzie, nie chcą ode mnie pieniędzy - Michael milczał
-Powinnaś mi powiedzieć, załatwiłbym ochronę...
-Mike, nie chciałam Cię martwić
-I jak to się skończyło - Nie odpowiedziałam. Przez dłuższą chwilę trwaliśmy w ciszy -Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć
-Masz rację, to moja wina, że tutaj jesteśmy - Michael usiadł i mnie przytulił
-Nie ma co się nad tym rozwodzić, teraz musimy myśleć o tym jak się stąd wydostać - Nie odezwałam się. Niewiele już rozmawialiśmy. Po jakimś czasie udało nam się zasnąć
*
Nie wiem, która była godzina, kiedy przyszli do nas. Ale już nie spaliśmy, jednak nadal leżeliśmy przytuleni. Jednak oni bez zbędnego gadania brutalnie wygrali mnie z objęć Michaela.
-Zobaczymy do czego się nadajesz - jeden z nich chwycił mnie mocno za ramiona. Michael był tak słaby, że wystarczyła jedna osoba, aby to przytrzymać i nie musiała się bardzo wysilać. Próbowałam się wyrywać, mimo że od początku wiedziałam że jestem skazana na porażkę. Krzyki, drapanie i okładanie pięściami nic nie dało. Zaciągneli mnie do innego pomieszczenia. Tam zrobili że mną wszystko co chcieli i jak chcieli...
***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro