Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Can You Feel It 10

Tej samej nocy leżałam na łóżku i nie mogłam spać. Po tym co zobaczyłam i usłyszałam u Michaela martwiłam się o niego. Zegar niedawno wybił północ, kiedy usłyszałam dźwięk karetki pogotowia. Po chwili zobaczyłam czerwono-niebieskie światło. Ku mojemu zdziwieniu karetka zatrzymała się przed domem Michaela. Wstałam z łóżka i podeszła do okna, aby lepiej przyjrzeć się temu co się dzieje. Jednak pojazd mi wszystko zasłaniał, bo stanął centralnie przed moim oknem. Nie myśląc wiele zarzuciłam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i wyszłam z domu. Zobaczyłam nieopodal karetki mamę Michaela. Po krótkim  czasie zauważyłam, że ratownicy wychodzą z domu niosąc kogoś na noszach. W tym momencie zobaczyła mnie pani Katherine. 

-Rebecca!? Co ty tutaj robisz? - Widziałam że miała zapłakane oczy.

-Zobaczyłam karetkę i chciałam sprawdzić co się stało... Wszystko w porządku? - spytałam, bo zobaczyłam, że próbuje powstrzymać łzy.

-Nie... Pierwszy raz go pobił aż tak... - W tym momencie podszedł do nas jeden z ratowników.

-Musi pani tutaj podpisać - podsunął jej jakąś kartkę. Drżącą ręką wzięła długopis i podpisała nawet nie czytając. - Na pewno pani nie chce z nim jechać?

-Nie chcę żeby był sam, ale nie mogę zostawić dzieci samych z Josephem...

-Może... Ja z nim pojadę - wtrąciłam nieśmiało. Popatrzyła na mnie przez chwilę zdziwiona. Pewnie nie spodziewała się takiej propozycji...ba nawet ja się tego nie spodziewałam

-Naprawdę? Zrobiłabyś to?

-Jeśli pani nie jest nikim z rodziny... - wtrącił lekarz. Ale nie dałam mu skończyć

-Jestem jego dziewczyną - wypaliłam to co pierwsze przyszło mi na myśl. - Mike nie miałby nic przeciwko. - Spojrzał pytająco na panią Katherine ale ona tylko potaknęła

-O stanie zdrowia proszę informować Rebekę - spojrzał w stronę karetki, gdzie drugi ratownik dawał mu sygnały że nie mają już czasu. Zgodził się i wsiadłam z nim do karetki.

Jakieś 20 minut później czekałam już na szpitalnym korytarzu na informacje o stanie zdrowia Michaela, którego od razu wzięli na badania. Po jakimś czasie w końcu zobaczyłam jak doktor wychodzi z sali. Od razu podeszłam w jego stronę.

-Panie doktorze co z nim?

-A pani jest....?

-Rebecca... Rebecca Ross

-Mhmm - sprawdził coś w notatniku - Więc tak pan Jackson ma złamane żebra i teraz będziemy musieli operować, żeby zapobiec wbiciu się ich w płuco. I to jest najbardziej niebezpieczne, a poza tym ma dużo siniaków na całym ciele wiec będziemy musieli rozważyć zgłoszenie sprawy do prokuratora... A teraz panią przeproszę bo spieszę się na operacje. - Wyminął mnie i wszedł do sali, do której kilka minut wcześniej wwieziono Michaela. Usiadłam na jednym z krzesełek i schowałam twarz w dłonie. Nie zostało mi nic innego jak tylko czekać...

Poczułam dotyk na ramieniu. Otworzyłam powoli oczy. Zobaczyłam nad sobą twarz młodej kobiety. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, lecz po chwili zorientowałam się że jestem w szpitalu, a osobą która mnie obudziła jest pielęgniarka.

-Dzień dobry - przywitała się

-Dzień dobry

-Chciałam panią poinformować, że operacja się skończyła i przebiegła pomyślnie, a pan Jackson jest już na sali pooperacyjnej. Za chwilę przyjdzie do pani lekarz i opowie dokładny przebieg operacji.

-Dobrze dziękuje - odeszła. Jednak nie zostałam długo sama, bo z jednej z sal wyszedł wspomniany przez nią wcześniej lekarz. Podszedł do mnie.

-Pani Rebecca?

-Tak to ja

-Więc operacja przebiegła pomyślnie. Mimo że pojawiły się drobne komplikacje udało nam się przeprowadzić operacje bez niespodzianek... - powiedział jeszcze kilka słów o przebiegu operacji.

-Kiedy się wybudzi?-Spytałam kiedy skończył.

-Myślę że nie będzie spał dłużej niż kilka godzin 

-Mogę do niego wejść? - spytałam niepewnie. Popatrzył na mnie przez chwilę.

-Pani zostaje tutaj na noc?

-Tak...

-Nie powinienem... ale z racji tego że Pan Jackson leży na osobnej sali, a Pani zostaje tutaj na noc może Pani wejść

-Dziękuję

-W razie gdyby się coś działo proszę mnie wołać - potaknęłam tylko i weszłam do sali w której leżał Michael...


Kilka godzin później siedziałam obok śpiącego Michaela. Słońce już powoli wschodziło, a zegarek na ścianie wskazywał godzinę szóstą. Mimo, że nie spałam długo, nie byłam zmęczona. Nagle poczułam jak ktoś ściska moją dłoń. Popatrzyłam na Michaela, który właśnie otwierał oczy. Spojrzał na mnie.

-Rebecca? To ty? - zapytał słabym, zachrypniętym głosem. Pokiwałam twierdząco głową - Gdzie jestem? Co się stało?

-Jesteś w szpitalu, miałeś operację..... muszę powiedzieć lekarzowi że się obudziłeś - Nie czekając na odpowiedź wyszłam z sali i poszłam szukać lekarza. Na szczęście nie zajęło to dużo czasu, bo siedział w swoim gabinecie. Powiedziałam mu że Michael się wybudził. Poszedł go przebadać, ale ja musiałam poczekać na zewnątrz. Postanowiłam wykorzystać ten czas i zadzwonić do dziadka. Znalazłam telefon i trochę drobnych więc wykręciłam numer do dziadka. Po kilku sygnałach odezwał się znajomy głos.

-Halo?

-Dziadku? To ja...

-Rebecca?! Dziecko drogie gdzie ty się podziewasz?

-W szpitalu

-Boże drogi stało ci się coś?

-Nie mi...ale Michael miał wypadek, a jego mama nie mogła z nim jechać, dlatego ja pojechałam

-No dobrze... A kiedy wrócisz do domu? - usłyszałam w jego głosie coś dziwnego

-Nie wiem, postaram się jak najszybciej, stało się coś?

-Twoja matka była u mnie i szukała cię

-Przyjadę od razu, gdy przyjdzie pani Katherine

-Dobrze, jak będziesz w domu muszę ci jeszcze coś powiedzieć, ale teraz się tym nie przejmuj.

-Dobrze dziadku, wrócę jak najszybciej, to do zobaczenia

-Do zobaczenia... - Rozłączyłam się. Wróciłam do sali zastanawiając się po co moja matka była u dziadka. Z dobrego serca? Akurat. Musiała coś od niego chcieć. Ale co? Nie zastanawiałam się nad tym dłużej, bo stanęłam przed drzwiami do sali Michaela. Zobaczyłam że nie ma już lekarza, więc weszłam do środka i usiadłam na miejscu obok niego.

-Jak się czujesz?

-Póki podają mi leki przeciwbólowe nie jest tak źle, gdzie byłaś?

-Dzwoniłam do dziadka, żeby mu powiedzieć gdzie jestem - porozmawialiśmy ze sobą jeszcze jakieś dwie godzinki, a później przyjechała jego mama z siostrą i  bratem. Złapałam autobus i już po pół godzinnej jeździe byłam w domu. Weszłam do kuchni gdzie już czekał na mnie dziadek. 

-Już jestem! - Byłam głodna więc pierwsze co zrobiłam to podeszłam poszukać w lodówce czegoś do zjedzenia.

-Musimy porozmawiać - Po tonie jego głosu poznałam że to coś poważnego. Momentalnie zapomniałam o jedzeniu i usiadłam obok niego przy stole.

-O co chodzi?

-Dzwonili z opieki społecznej....Chcą cię zabrać już dzisiaj

-Co?! Jak to dzisiaj!? Tak nie można przecież! 

-Widocznie mogą....

-Dziadku nie pozwól im! - oparłam się o stół i chowałam twarz w dłonie.

-Robiłem co w mojej mocy...niestety nic to nie dało - poczułam jego dłoń na ramieniu. Nie wiem ile czasu tak siedzieliśmy, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Dziadek wstał i poszedł otworzyć. - Rebecca! Chodź do salonu! - usłyszałam wołanie dziadka. Podniosłam się z siedzenia i ruszyłam do salonu. Tam na kanapie siedziała już, a jakże, znana mi już miła pani z opieki społecznej. 

-Dzień dobry - przywitałam się

-Dzień dobry - opowiedziała z łaską - Chyba wiesz po co tu jestem?

-Domyślam się...

-Więc idź się spakuj, bo nie mamy za dużo czasu, ja jeszcze porozmawiam z twoim dziadkiem - Nie odpowiedziałam tylko wyszłam z pokoju. Spakowałam do torby swoje ubrania i kilka najpotrzebniejszych rzeczy oraz pamiątki. Nie stawiałam oporów, bo wiedziałam że nic to nie da, jedynie może pogorszyć moją sytuację. Kiedy skończyłam pakowanie wróciłam do salonu. Tamta pani stała już koło drzwi. Pozwoliła mi jedynie na krótkie pożegnanie z dziadkiem. Nie mogłam się od niego oderwać. Kilka łez spłynęło po moim policzku. Jednak musiałam to przerwać.

-Do widzenia dziadku

-Żegnaj słoneczko... - usłyszałam zanim zamknęły się za mną drzwi samochodu. Znowu zaczęłam płakać. Nikt nie zwracał na mnie uwagi. Pewnie byli przyzwyczajeni do takich zachowań...

O czym myślałam w tamtej chwili? O tym że nie zdążyłam pożegnać się z Michaelem, o dziadku, o wszystkich moich bliskich, chociaż nie miałam ich wielu. Zastanawiałam się czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę...?




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro