Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 45

Himchan chrząka i rzuca nam poirytowane spojrzenie.

- My chyba nigdy tacy nie byliśmy, co? - pyta Bang.

Zelo wydaje głośny jęk i ciska w niego długopisem. Chyba zaczęli się spotykać. Ich zachowanie jest trochę inne, niż zazwyczaj. A tak dla jasności. Yongguk i Himcham zerwali ze sobą. W pewnym sensie to aż dziwne, że tak długo z tym zwlekali. Koniec wydawał się nieuchronny, choć z drugiej strony, podobnie było w przypadku wielu innych spraw. Które również dość długo się rozwiązywały.

Rozstali się w przyjaźni. Uznali, że nie ma sensu utrzymywać związku na odległość. I chyba obojgu ulżyło. Himchan jest zaaferowany przyszłymi studiami, a Bang... cóż, musi się pogodzić z faktem, że my wyjeżdżamy, a on zostaje. W sumie to nie wszyscy emigrujemy, Zelo przecież jeszcze zostaje i mam nadzieję, że losy tych dwojga złączą się na dobre, i będą razem szczęśliwi.

Przygotowujemy się do egzaminów w moim pokoju. Już zmierzcha i wpadająca przez okno lekka bryza porusza zasłonami. Lato jest blisko. Wkrótce znowu zobaczę Momo. Napisała mi nowego mejla. Między nami nadal jest trochę dziwnie, ale się staramy.

Siedzimy z Dae obok siebie, spleceni nogami. Jego palce krążą delikatnie po moim ramieniu. Wtulam się w niego, wdychając zapach perfum, i jeszcze tego czegoś, co jest charakterystyczne tylko dla niego, a czym cały czas nie mogę się nasycić. Całuje mnie w czoło, a ja przesuwam ręką po jego wspaniałych, poukładanych włosach.

Kocham je i mogę ich teraz dotykać, gdy tylko przyjdzie mi na to ochota.

A Dae się nawet nie irytuje. Zazwyczaj.

Wszyscy zaakceptowali nasz związek.

Co do nas, Dae miał rację. Między naszymi szkołami jest tylko dwie godziny drogi. W weekendy będzie zostawał u mnie, a w ciągu tygodnia będziemy się widywali tak często, jak to tylko możliwe. Będziemy razem. Obojgu nam spełniły się życzenia wypowiedziane przy okręgu - prosiliśmy o siebie. Dae powiedział, że prosił o mnie za każdym razem. Także wtedy, gdy wybrałem się na Big Bena.

- Mhm - mruczę, bo całuje mnie po szyi.

- Dość tego - oświadcza Himchan. - Idę stąd, bo zwariuję. Ulegajcie dalej czarowi hormonów, ja się żegnam.

Bang i Zelo też wychodzą. Pasują do siebie. Ładnie razem wyglądają. A my zostajemy sami. Tak jak lubię.

- Ha! - odzywa się Dae. - To właśnie lubię.

Sadza mnie sobie na kolana, a ja opasuję go nogami. Jego usta są miękkie jak atłas. Całujemy się, aż na zewnątrz zapalają się latarnie. Aż diwa operowa nie rozpocznie swojego stałego występu.

- Będzie mi jej brakowało - wyznaję.

- Zastąpię ją. - Głaszcze mnie po policzku. - Albo wybierzemy się do opery. Jak będziesz wolał.

Splatam palce dłoni z jego palcami.

- Najbardziej podoba mi się tutaj. Ta chwila.

- Czy to przypadkiem nie tytuł ostatniej powiesci twojego ojca? Ta chwila?

- Uważaj. Kiedyś go poznasz i sam się przekonasz, że wcal nie jest tak zabawny, jak to się wydaje.

Dae się krzywi.

- Och, więc Będzie tylko nieco mniej zabany, tak? W taki razie jakoś to chyba zniosę.

- Mówię serio! Musisz mi obiecać, tu i teraz, natychmiast, że mnie nie zostawisz, kiedy go poznasz. Bo większość ludzi by uciekła.

- Nie jestem jak większość ludzi.

Uśmiecham się.

- Wiem, ale i tak obiecaj.

Spogląda mi prosto w oczy.

- Youngjae, przysięgam, że nigdy cię nie opuszczę.

Moje serce w odpowiedzi zaczyna bić mocniej. I Dae o tym wie, bo bierze moją rękę i kładzie sobie na piersi, żeby pokazać, że jego również wali jak oszalałe.

- A teraz twoje kolej - mówi.

Nadal jestem oszołomiony.

- Na co?

Śmieje się.

- Obiecaj, że mnie nie zostawisz, kiedy poznasz mojego ojca.

Przez chwilę milczę.

- Myślisz, że może mnie nie zaakceptować?

- Och, jestem pewien, że tak będzie.

Okej. Nie na taką odpowiedź liczyłem.
Dae dostrzega mój niepokój.

- Youngjae, przecież wiesz, że mój ojciec nie lubi wszystkiego, co może mnie uczynić szczęśliwym. A ty uszczęsliwiasz mnie jak jeszcze nikt dotąd. - Uśmiecha się. - O, tak. On cię znienawidzi.

- A więc... to dobrze, że tak będzie?

- Nie obchodzi mnie, co on sobie pomyśli. Zależ mi tylko na tobie i tym, co ty myślisz. - Przytula mnie mocniej. - Choćby to, że uważasz, że powinienem przestać ogryzać paznokcie.

- Bo ogryzasz je prawie do krwi - zauważam z rozbawieniem.

- No i że trzeba prasować pościel.

- Ja wcale tego nie robię!

- Ależ robisz i jak to kocham. - Czerwienię się, a Dae całuje moje rozpalone policzki. - Ale wiesz, moja mama cię lubi.

- Naprawdę?

- Opowiadałem jej o tobie przez cały rok. Jest zachwycona, że ze sobą chodzimy.

Uśmiecham się w duchu i na zewnątrz.

- Już się nie mogę doczekać, kiedy ją poznam.

Dae również się uśmiecha, lecz po chwili w jego oczach pojawia się błysk niepokoju.

- A twój ojciec mnie zaakceptuje? Chyba nie jest jednym z tych ześwirowanych na punkcie ludzi innej orientacji?

- Nie. To znaczy, on się chyba domyśla, że wolę chłopców. I w sumie nie zawsze jest taki zły na jakiego wygląda.

Dae unosi swoje brwi do góry.

- No wiem! Ale powiedziałem "nie zawsze". Większość czasu jest. Tylko że... on chce dobrze. Wysyłając mnie tu, myślał, że robi dla mnie coś dobrego.

- I co? Miał rację?

- Patrzcie, jak się dopomina komplementów.

- Lubię komplementy.

Bawię się jego włosami.

- Podoba mi się sposób, w jaki je układasz. I często ci ich zazdroszę.

- Superrr - szepcze mi do ucha. - Bo długo nad tym ćwiczyłem.

W moim pokoju jest już ciemno. Otoczony ramionami Dae, w spokojnym milczeniu przysłuchuje się śpiewowi operowej diwy. Jestem zdumiony myślą, że będzie mi strasznie brakowało Londynu. Przez osiemnaście lat moim domem był Seul. Ale Londyn, choć spędziłem w nim tylko dziewięć miesięcy, bardzo mnie zmienił. A w przyszłym roku będę musiał poznać nową szkołę. Jednak już się tego nie obawiam.

Bo miałem rację. Dla nas obojga dom to nie miejsce, a ludzie.

I my go wreszcie odnaleźliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro