Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35

Ho, ho, Youngjae. Po pijaku jesteś nadzwyczaj odważny i głupi.

Naciągam kołdrę na głowę. Dzwoni Himchan. Głowa mi pęka.

- Ile wczoraj wypiliście z Dae?

Dae. Co się wczoraj wydarzyło? Pamiętam klub. Pamiętam muzykę i... Były jakieś tańce? Chyba były... I, och, tak... krzyczała na nas jakaś dziewczyna, a potem wyszliśmy z klubu i... och, nie

Nie, nie, nie.

Siadam gwałtownie i - o mój Jezusie - w głowie mi wali jak młotem. Zamykam oczy, żeby odciąć się od sprawiającego ból światła, i powoli, powoli znów ześlizguję się na poduszkę.

- Prawie żeście się na tym parkiecie kochali.

Naprawdę?

Ponownie otwieram oczy i natychmiast tego żałuję.

- Chyba się zaziębiłem - skrzeczę do słuchawki. - Chce mi się strasznie pić i mam sucho w ustach. I ten ohydny smak.

- To raczej kac. Powinieneś się napić wody. Ale nie za dużo, bo znowu zwymiotujesz.

- Znowu?

- Zajrzyj do swojej umywalki.

Głośno stękam.

- Wolę nie.

- Bang i ja praktycznie zanieśliśmy cię do akademika. Powinieneś mi podziękować.

- Dziękuję. - odpowiadam. - Co z Dae?

- Nie widziałem go. Pojechał wczoraj w nocy do Taeyeon.

A już sądziłem, że nie mogę poczuć się gorzej. Wbijam pięść w poduszkę.

- Czy ja, eee... wygadywałem wczoraj jakieś... dziwne rzeczy?

- Poza tym, że zachowałeś się jak zazdrosny chłopak i mówiłeś, że nie chcesz go widzieć? Nie. Więcej nic dziwnego nie było. - Jęczę, gdy cios za ciosem referuje mi wydarzenia poprzedniej nocy. - Posłuchaj - dodaje na koniec. - O co chodzi z tobą i Dae?

- To znaczy, co masz na myśli?

- Dobrze wiesz. Wy dwoje jesteście nierozłączni.

- Nie licząc momentów, kiedy spotyka się ze swoją dziewczyną.

- Fakt. No więc, w czym rzecz?

Znów stękam.

- Nie wiem.

- Czy między wami... no wiesz... coś zaszło?

- Nie!

- Ale on ci się podoba? A ty jemu, prawda?

- Tak sądzisz?

- No, błagam cię. Facet robi się sztywny, jak tylko cię widzi.

Szybko otwieram oczy. Czy Himchan użył przenośni, czy faktycznie coś widział? Nie. Skup się, Youngjae.

- Więc czemu...

- Dlaczego nadal jest z Taeyeon? Powiedział ci to wczoraj. Czuje się samotny albo boi się, że będzie sam. Bang twierdzi, że przez tę całą historię z jego mamą nie chce niczego zmieniać w swoim życiu, bo go to przeraża.

A więc Zelo miał rację. Dae boi się zmian. Dlaczego nie poruszałem tego tematu wcześniej? Teraz wszystko jest jasne. To oczywiste, że zna poufne informacje, bo Dae zwierza się Bangowi, a Bang Himchanowi.

- Naprawdę myślisz, że mu się podobam? - Nie umiem się powstrzymać, żeby o to nie zapytać.

Wzdycha.

- Youngjae. Ciągle się z tobą droczy. To klasyczny syndrom chłopaka, który stara się kogoś poderwać. A jeśli ktoś inny próbuje ci dokuczyć, natychmiast staje w twojej obronie.

- Hm?

Chwila milczenia.

- Tobie on też się podoba, co?

Walczę ze sobą, żeby się nie rozpłakać.

- Nie. To nie tak.

- Kłamczuch. No więc jak, podnosisz się z wyrka? Powinieneś coś zjeść, od razu lepiej się poczujesz.

Zgadzam się, że spotykamy się w stołówce za pół godziny, ale nie mam pojęcia, czemu to robię, bo w chwili gdy tylko moje stopy dotykają podłogi, mam ochotę natychmiast wpełznąć z powrotem pod kołdrę. Czuję mdłości i boli mnie głowa, jakby ktoś przyłoży mi w nią patelnią. A poza tym dopiero teraz dociera do mnie mój własny zapach. Z ust śmierdzi mi przetrawionym alkoholem, a od włosów bije odór zatęchłego dymu z papierosów. Podobnie jak od ubrań. Ohydztwo. Ciężko dysząc przez zeschnięte wargi, rzucam się do umywalki.

I odkrywam pawia z poprzedniego dnia.

Pod prysznicem znajduję na łydkach i stopach dziwne siniaki. Nie mam pojęcia, skąd się tam wzięły. Wbijam się w mój mały, obłożony kafelkami róg łazienki i puszczam gorącą wodę. Stoję pod nią, i stoję. Jestem dwadzieścia minut spóźniony na śniadanie. A może lunch. Nieważne. Londyn pokryła kilkucentymetrowa warstwa śniegu. Kiedy zdążyło go tyle napadać?
Jak mogłem przespać pierwszą śnieżycę? Biel śniegu zmusza mnie do przysłonięcia oczu.

Na szczęście, gdy powłócząc nogami wchodzę do stołówki, okazuje się, że Himchan siedzi sam przy stoliku. W tym momencie nie byłbym w stanie spojrzeć w twarz komukolwiek innemu.

- Witaj, słoneczko. - Parska śmiechem na widok moich wilgotnych włosów i zapuchniętych oczu.

- Nie pojmuję, jak ludzie mogą uważać, że upijanie się jest fajne.

- Przecież było fajnie, kiedy wczoraj tańczyłeś?

- Szkoda tylko, że tego nie pamiętam.

Himchan podsuwa mi talerz z jedzeniem.

- Zjedz. I napij się wody, ale nie dużo, bo tak jak mówiłem możesz zwymiotować.

- Już to zrobiłem.

- Cóż, to dobry początek.

-Gdzie jest Bang? - Pytam.

- Jeszcze śpi. No wiesz, nie spędzamy ze sobą każdej nocy.

- Taa.. jasne. Dlatego ty i ja mamy tak dużo czasu dla siebie.

Ups.

Śniada cera Himchan'a pokrywa się lekkim rumieńcem.

- Wiem, że może cię to zaszokować, Youngjae, ale nie ty jedyny masz problemy. Nam z Yongguki'em też ostatnio nie najlepiej się układa.

Osuwam się na swoje miejsce.

- Przykro mi.

Himchan bawi się zakrętką od soku.

- Nieważne.

- No więc... co się dzieje? - Muszę na niego trochę ponaciskać, ale gdy już zaczyna, wygląda to, jakby zerwała się tama. Okazuje się, że kłócą się częściej, niż sądziłem. O to, że Yongguk zrywa się z lekcji. O to, że on mu to wypomina. Himchan myśli, że Bang jest przybity, bo wszyscy wyjeżdżają na nowe uczelnie, ale nie on.

Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej.

Poza tym Himchan martwi się o młodszą siostrę, która zadaje się z bandą Cl, jak również o brata, któremu koledzy w szkole dokuczają. I jest wściekły na rodziców, bo ci nieustanie porównują go z jeszcze starszą siostrą, która przed dwoma laty ukończyła ASP z wyróżnieniem. A Zelo jest ciągle zajęty treningami, ja i Dae kumplujemy się tylko ze sobą i... tak w ogóle to Himchan stracił najlepszą przyjaciółkę.

Taeyeon nadal do niego nie dzwoni.

I gdy tak się przede mną uzewnętrznia, ja czuję okropne zawstydzenie. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że Himchan nie ma z kim pogadać. To znaczy, wiem, że Taeyeon była jego przyjaciółką i że już nie jest, ale jakoś umknęło mojej uwadze, że to oznacza, iż nie ma nikogo. A może uznałem, że wystarczy mu Bang.

- Ale jakoś się dogadamy - stwierdza, nawiązując do Yongguk'a. Widać, że stara się nie rozpłakać. - Zawsze się jakoś dogadujemy. Tylko to trudne.

Posyła mi krzywy uśmieszek, który jednak szybko znika. Coś za moimi plecami przykuło jego uwagę. Odwracam się, żeby sprawdzić, na co patrzy.

I widzę jego.

Rozczochranego, w koszulce, wygniecionej bardziej niż zazwyczaj. Wygląda tak, jakby nie spał od tygodnia. A mimo to nadal jest piękny. Moje serce łomoce. Co mam powiedzieć? Jak z nim rozmawiać?

- Głęboki oddech - radzi Himchan. - Weź głęboki oddech.

Ale to niemożliwe.

- A jeśli będzie chciał ze mną gadać? Kazałem mu się więcej do siebie nie odzywać.

Himchan ściska moją rękę.

- Będzie dobrze. On tu idzie, więc się zmywam. Zachowuj się naturalnie.

Racja, będzie dobrze.

Zbliża się do naszego stolika w denerwująco żółwim tempie. Zamykam oczy, boję się, że przy nas nie usiądzie, że naprawdę już nigdy się do mnie nie odezwie. Ale jego taca uderza w stół tuż przede mną. Nie pamiętam, kiedy ostatnio nie siedział obok mnie, ale w porządku. Najważniejsze, że jest.

- Hej - rzuca.

Otwieram oczy.

- Hej.

- O kurde! - wykrzykuje Himchan. - Muszę zadzwonić do rzeźnika i zupełnie o tym zapomniałem. To na razie. - I zmyka, jakbyśmy byli nosicielami jakieś choroby zakaźnej.

Dae kaszle.

- Dobrze się czujesz?

- Tak. a ty?

- Strasznie.

- I tak wyglądasz.

- Powiedział chłopak z włosami ociekającymi wodą jak u jakiegoś potwora z bagien.

Wybucham wymuszonym, anemicznym śmiechem. Dae wzrusza ramionami, ale też jakoś niemrawo.

- Wielkie dzięki, Dae.

- A więc znowu jestem Dae, a nie Jung?

- Taa... znowu jesteś Dae.

- To dobrze.

Zastanawiam się, czy ta wymiana zdań liczy się jako pogodzenie.

- I jak tam u niej? - Nie mam ochoty wypowiadać tego imienia.

- Zła jak osa.

- Bardzo mi przykro. - Wcale tak nie jest, ale z całych sił pragnę udowodnić, że nadal możemy być przyjaciółmi. Wewnątrz mojego ciała gnieździ się jakiś ból, który domaga się bliskości Dae. - Nie chciałem narozrabiać. Nie wiem, co we mnie...

Daehyun trze skronie.

- Błagam, nie przepraszaj. Nie zrobiłeś nic złego.

- Ale gdybym nie wyciągnął cię na parkiet...

- Youngjae - zaczyna wolno. - Do niczego mnie nie zmuszałeś. Robiłem tylko to, na co miałem ochotę.

Moja twarz zalewa fala gorąca, bo nagle eksploduje we mnie pewne przeświadczenie.

On mnie lubi. Dae naprawdę mnie lubi.

Ale w chwili po tym olśnieniu ogarniają mnie uczucia dezorientacji i niemocy, które przerzucają moje emocje na przeciwny koniec spektrum.

- Ale... nadal z nią jesteś?

Zamyka powieki.

Nie umiem zapanować nad głosem:

- Spędziłeś z nią noc!

- Nie! - Szybko podnosi je do góry. - Nie. Nic z tych rzeczy. Już dawno... nie spałem u Taeyeon. -
Wpatruje się we mnie błagalnie.

- Nie rozumiem, dlaczego z nią nie zerwiesz. - Teraz już płaczę. Jestem zrozpaczony, że to, czego pragnę, znajduje się tak blisko, a jednak, mimo wszytko, tak daleko.

Wygląda, jakby się wystraszył.

- Chodzimy ze sobą od bardzo dawna. To skomplikowane...

- Wcale nie. - Podnoszę się i rzucam moją tacę. - Otworzyłem się tam przed tobą, a ty mnie odrzuciłeś. Więcej nie popełnię tego błędu.

Jak burza wypadam ze stołówki.

- Youngjae! Youngjae, zaczekaj!

- Yoo! Lepiej się czujesz? - Odskakuję w bok, o włos unikając zderzenia z Tao.

- Uhm. Co? - Oglądam się i widzę, że Dae zerwał się od stolika. Miał zamiar za mną pobiec, ale gdy zobaczył Tao, chyba zmienił zdanie.

Chłopak chichocze.

- Widziałem cię wczoraj w lobby. Pewnie nie pamiętasz. Twoi znajomi próbowali cię wnieść do windy, ale mieli z tym trudności, więc im pomogłem.

Himchan nic mi o tym nie wspominał.

- Zarzygałeś sobie całą umywalkę. Ale mam nadzieję, że już lepiej?

On był w moim pokoju?

Jeszcze raz zerkam za siebie na Dae. Znów ruszył w moim kierunku, ale po kilku krokach się zawahał. Odwracam się do Tao, czując, że w mym sercu budzi się coś nowego i niezbyt ładnego.

- Lepiej - odpowiadam.

- Ekstra. No bo wiesz, idę dzisiaj wieczorem do klubu z moją paczką. Może się wybierzesz?

Na jakiś czas dosyć mam picia.

- Dzięki za zaproszenie, ale wolę zostać w akademiku.

- No trudno. Może innym razem? - Uśmiecha się i szturcha mnie w ramię. - Kiedy już będziesz w lepszej formie.

Chcę ukarać Dae, zranić go, tak jak on zranił mnie.

- Taa... Chętnie.

Brwi Tao ulatują w górę, być może pod wpływem zaskoczenia.

- Super. No to nara. - Znów się uśmiecha, tym razem bardziej nieśmiało, po czym odchodzi.

- Super - słyszę za sobą głos Dae. - Mnie też się z tobą fajnie gadało.

Okręcam się gwałtownie na pięcie.

- O co ci chodzi? Ty możesz umawiać się z Taeyeon, ale mnie nie wolno nawet porozmawiać z Tao?

Chyba zrobiło mu się głupio, bo wbił oczy w czubek butów.

- Przepraszam.

- Nawet nie wiem, co miałbym zrobić z twoimi przeprosinami.

- Przepraszam - powtarza. I tym razem patrzy mi prostu w twarz. Błagalnie. - I wiem, że to nie fair cię o to prosić, ale potrzebuję więcej czasu.

- Miałeś cały rok. - Mój głos jest zimny jak lód.

- Proszę cię, Youngjae. Bądźmy przyjaciółmi.

- Przyjaciółmi. - Wybucham krótkim, gorzkim śmiechem. - Jasne. Oczywiście.

Dae patrzy na mnie bezradnie. Mam ochotę mu odmówić, ale nie potrafię tego zrobić. Nigdy nie potrafiłem.

- Proszę - powtarza.

Krzyżuję ręce na piersiach, jakbym się bronił.

- Jasne, Daehyun. Będziemy przyjaciółmi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro