Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Następnego dnia rano mam ochotę zapukać do drzwi Zelo, ale tchórze i idę na śniadanie sam. Przynajmniej wiem, gdzie jest stołówka (dzień drugi: Seminarium Przetrwania). Upewniam się, że mam przy sobie kartę posiłków, i otwieram parasolkę z logo Batmana. Na dworze lekko kropi. Pogoda nic sobie nie robi z faktu, że to mój pierwszy dzień w nowej szkole.

Przechodzę przez ulicę z grupką ględzących o czymś uczniów. Nie zauważają mnie, ale razem obchodzimy kałuże. Ze świstem mija nas samochód, tak mały, że mógłby być jedną z zabawek mojego brata. Ochlapuje dziewczynę w okularach, a ta głośno zaczyna przeklinać. Koledzy się z niej śmieją.

Wlokę się za nimi.

Miasto jest spowite perłową szarością. Zachmurzone niebo i kamienne budynki emanują tą samą elegancją. Wszędzie pełno jest studentów i turystów, na chodnikach stoją identyczne ławki i ozdobne latarnie. Gdybym był tu na wakacjach, na pewno byłbym zachwycony tym miastem, ale nie jestem. Mam tu mieszkać i czuję się bardzo niepewnie.

Główny budynek mojej szkoły znajduje się tylko dwie minuty marszu od akademika dla uczniów. Prowadzą do niego duża sklepiona brama i porośnięty zadbanymi drzewami dziedziniec. Ze skrzynek w oknach na każdym piętrze zwieszają się pelargonie i bluszcz, a na środku ciemnozielonych drzew, które są trzy razy wyższe ode mnie, widnieją rzeźbione w drewnie dwie lwie głowy. Jak to możliwe, że taka szkoła w ogóle istnieje? Ojciec zwariował, jeśli sądzi, że tu pasuję. Usiłuję zamknąć parasolkę, w tej samej chwili do środka przepycha się chłopak z włosami na surfera i przygniata mi parasolkę, a potem posyła poirytowane spojrzenie. Zupełnie jakbym to ja był winny, że ma cierpliwość jakiegoś dwulatka i że zmókł na deszczu.

Sufit na pierwszym piętrze jest niewyobrażalne wysoki. Jest obwieszony żyrandolami i po korytarzu roznosi się lekki zapach pomarańczowego środka czyszczącego. Pod stopami mam marmurową posadzkę, na końcu korytarza, na ścianie, wisi pozłacany zegar. Akurat wybija pełną godzinę.

Szkoła jest imponująca, ale też onieśmielająca. Powinni tu uczęszczać uczniowie z ochroniarzami, a nie ktoś taki jak ja.

Mimo, że widziałem stołówkę podczas oględzin szkoły, jej widok mnie zamurował. To miejsce mogłowy być restauracją.

Prawie wszystkie krzesła są zajęte. Ludzie rozmawiają ze znajomymi przy odgłosach pokrzykiwań kucharzy i brzęku naczyń. Ociągam się z wejściem do środka. Mijają mnie uczniowie, rozchodzący się po sali we wszystkich kierunkach. Czuję ucisk w piersi. Powinieniem najpierw znaleźć wolne miejsce czy zamówić śnadanie? I jak mam zamówkić, skoro menu jest po angielsku.

Jestem zaskoczony, bo ktoś woła mnie po imieniu. Już gdzieś wcześniej słyszałem ten głos.

Rozglądam się po tłumie i dostrzegam machającą do mnie wielką dłoń. Zelo pokazuje na wole miejsce obok niego. Wdzięczny, czując ulgę, przedzieram się między stolikami.

- Zamierzałem do ciebie zapukać, żebyśmy razem poszli na śnadanie, ale nie wiedziałem, czy już wstałeś. - Brwi Zelo zbijają się w jedną linię w wyrazie przejęcia.

- Dzięki, że zająłeś mi miejsce. - Odkładam na ziemię swoje rzeczy i siadam, przy stole są jeszcze dwie osoby. Te, które widziałam na zdjęciu przy lustrze. Znowu ogarnia mnie zdenerwowanie, poprawiam plecak u moich stóp.

- To Youngjae, chłopak, o którym wam mówiłem - przedstawia mnie Zelo.

Chudy chłopak z krótkimi, czarnymi włosami salutuje mi kubkiem kawy.

- Yongguk - mówi. - I Himchan. - Kiwa głową w stronę chłopaka obok, który jedną rękę trzyma w przedniej kieszeni jego bluzy. Himcham ma blond włosy i przypomina trochę króliczka.

- Są wszyscy poza Daehyun'em. - Zelo wykręca szyję, żeby rozejrzeć sie po stołówce. - Spóźnia się jak zawsze.

Odchrząkuję.

- Chyba go wczoraj spotkałem na korytarzu.

- Ładne włosy i zniewalająco piękny uśmiech? - pyta mnie Zelo.

- Uhym. Taa...Chyba. - Staram się mówić lekkim tonem, żeby nikt nie podejrzewał, że mi się podoba.

Bang parska śmiechem.

- Nie oszukujmy się wszyscy kochają się w Dae, nie ważne czy chłopak czy dziewczyna, po prostu wszyscy.

- Och, zamknij się hyung! - rzuca ze złością Zelo.

- Ja nie. - Himchan spogląda na mnie po raz pierwszy. Wygląda, jakby oceniał, czy mógłbym się zakochać w jego ukochanym.

Yongguk puszcza rękę swojego chłopaka i wzdycha głośno z przesadą.

- Ale ja tak. Zaproszę go na bal maturalny. To nasz rok, czuję to. - mruknął Bang.

- To macie tu bal maturalny? - pytam.

- Boże, nie - zaprzecza Himchan. - Ale Bang i Dae wyglądaliby naprawdę dobrze w takich samych smokingach.

- Ale mi się nie podoba ten pomysł. - Ten głos powoduje, że ja i Zelo podskakujemy na krzesłach. Piękny chłopak z korytarza, jego włosy są mokre od deszczu. - poza tym nie przepadam za smokingami.

- Daehyun! - Bang podrywa się z krzesła i wymienia z nim męski uścisk. Klepią się dwukrotnie po plecach.

- Bez buziaka? Łamiesz mi serce, bracie.

- Bałem się, że wkurzę twoją księżniczkę. Jeszcze o nas nie wie.

- Ha, ha, ha - burczy Himcham, ale się uśmiecha.

Chłopak z korytarza (mam go nazywać Dae czy Daehyun?) rzuca torbę i opada na wolne miejsce między mną, a Himchan'em.

Jest zaskoczony, że mnie widzi, i ja też jestem. Zapamiętał mnie chyba.

- Ładna parasolka. Przydałaby się dzisiaj. - przesuwa ręką po swoich włosach i kropla wody ląduje na moim odsłoniętym ramieniu. Zatyka mnie. Niestety mój żołądek mówi sam za siebie. Daehyun słyszy burczenie i podnosi wzrok. Znowu mnie zatyka - ma takie piękne duże i ciemno brązowe oczy.

Bang pewnie miał rację. W Daehyunie musi się kochać większość ludzi w szkole.

- To było straszne. Powinieneś nakarmić to coś. Chyba, że... - Udaje badawcze spojrzenie i nachyla się do mojego ucha. - Chcesz, żeby KTOŚ cię nakarmił.

Za wszelką cenę muszę zachować przytomność umysłu przy tym przystojniaku.

- yyy... Nie bardzo wiem, jak mam złożyć zamówienie.

- To proste. Stań w kolejce, powiedz, co chcesz, odbierz smakowite żarcie, a potem oddaj im kartę posiłków i litr krwi.

- Słyszałem, że w tym roku podnieśli do dwuch litrów - zauważa Himchan.

- I jeszcze trzeba dorzucić szpik kostny albo lewe ucho - dodaje chłopak.

- Bardzo śmieszne, ale miałem na myśli menu. - Pokazuję na tablicę nad głową jednego z kucharzy. Ktoś wykwintnym, pochyłym pismem naniósł na nią poranny jadłospis różową, zieloną i białą kredą. Po angielsku. - Nie jest to mój ojczysty język, niestety.

- Nie znasz angielskiego? - dziwi się Zelo.

Przez kilka lat miałem Japoński. Raczej nie zakładałem, że zamieszkam w Anglii i angielski bedzie mi potrzebny.

- Nie martw się hyung - szybko pociesza mnie ten Zelo. - Tutaj wiele osób też nie zna dobrze angielskiego.

- Ale wiekszość zna - wtrącił Bang tym swoim niskim, czasem przerażającym głosem.

- Tylko, że niezbyt dobrze. - Himchan spogląda na niego wymownie.

- Najpierw naucz się nazw jedzenia. Języka miłości - Yongguk gładzi się po brzuch jak wyposzczony Budda. - Egg. Jajko. Apple. Jabłko. Rabbit. Królik.

- To wcale nie jest śmieszne. - Himchan wali go pięścią w ramię i strzela focha. - Idiota.

Daehyun podnosi się i odsuwa krzesło.
- Chodź. Ja też jeszcze nie jadłem.

Gdy przedzieramy się przez tłum, zauważam, że kilka dziewczyn gapi się na mojego przystojniaka. Blondynka z małym nosem, w błyszczącej, obcisłej bluzeczce bez rękawów zwraca się do niego słodkim głosikiem, kiedy stajemy w kolejce.

- Hej, Daeś, jak tam wakacje?

- Cześć, Lee Chae-rin. Nieźle.

- Zostałeś w Londynie czy wróciłeś do Korei? - Dziewczyna opiera się na ramieniu koleżanki - niewysokiej z włosami związanymi w prosty kucyk - i ustawia się tak, żeby jak najlepiej było widać tą przepaść między jej cyckami.

- Byłem u mamy w San Francisco. A tobie jak minęły wakacje? - Daehyun zadeje pytanie uprzejmym tonem, ale z wielką przyjemnością stwierdzam, że w jego głosie słychać obojętność.

- Fantastycznie. - przerzuca włosy na bok. - Miesiąc byłam w Grecji, a potem na Manhattanie. Ojciec ma tam odlotowy apartament z widokiem na Central Park.

Każde jej zdanie zawiera chociaż jeden zaakcentowany wyraz. Zaczynam prychać, żeby się nie roześmiać, a Daehyun dostaje atak dziwnego kaszlu.

- Ale stęskniłam się za tobą. Nie dostawałeś moich mejli?

- Eee, nie. Pewnie masz zły adres. Hej. - Dae trąca mnie łokciem. - Prawie nasza kolej. - Odwraca się plecami do Cl, a ta wymienia z koleżanką wściekłe spojrzenie.

Teraz była nasza kolej, Daehyun pomaga mi zamówić śniadanie, po czym stajemy w kolejce do kasy. Jestem zaskoczony, jak sprawnie to przebiega. W starej szkole wszyscy się wpychali, ale tutaj każdy czeka cierpliwie na swoją kolej. Odwracam się i łapię Daehyuna na tym, że mierzy mnie wzrokiem. Oddech utyka mi w gardle. Jestem skanowany wzrokiem przez pięknego chłopaka. Nie wie, że to zauważyłem.

Już mam zamiar powiedzieć coś uszczypliwego, ale nagle sobie przypominam: ON MA DZIEWCZYNĘ. Ehh.

W kolejce za nami ustawia się następna osoba - średniego wzrostu chłopak o dość jasnej cerze z gęstą burzą brązowych włosów. Jest wyraźnie ucieszony, że widzi Daehyuna.

- Hej, Teahyung. Fajnie spędziłeś wakacje?

To samo pytanie Dae zadał Cl, lecz tym razem jest naprawdę zainteresowany odpowiedzią.

I to wystarczy, żeby Tae rozpoczął opowieś o swoich wakacyjnych przygodach. Nagle podbiega kolejny chłopak. Chudy, brąz włosy postawione na żel. Taehyung zapomina o nas i wita się z nim bardzo czule po czym odwraca się i przedstawia nam nie jakiego Jeona Jeongguka, swojego chłopaka, a więc przywitaliśmy się jednocześnie żegnają, gdyż musieliśmy już wracać do stolika.

Gdy wracamy z powrotem, Daehyun opowiada o szkole - czego mam się spodziewać pierwszego dnia, jacy są nauczyciele - ale ja go nie słucham. W mojej świadomości jest miejsce tylko dla jego uroczego uśmiechu, w którym widać wszystkie jego śnieżnobiałe zęby, i jego pewnego, dumnego sposobu bycia.

Ale ze mnie kretyn, no ale przynajmniej teraz nie jestem sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro