Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

Wycieram się właśnie ręcznikiem, gdy nagle słyszę pukanie. Otwieram drzwi łokciem, bo nie chcę wymiocinami zabródzić klamki.

To Taeyeon. Ręcznik nieomal wypada mi z rąk.

Rozpustna pielęgniarka. Nie mogę uwierzyć. Kusy biały fartuszek i czerwone krzyże na prawie odsłoniętym biuście.

- Youngjae, strasznie mi przykro - jęczy Daehyun za moimi plecami. Taeyeon szybko wchodzi do środka.

- O Boże, Daehyun! Dobrze się czujesz? - zaczęła panikować. Głupia baba.

- Chyba to jasne, że nie. - Bang zwleka się z łóżka. - Właśnie zrzygał się na Youngjae.

Yongguk się ocknął?

Taeyeon mocno szturcha jego zwisające z łóżka nogi.

- Wstawaj i pomóż mi zaprowadzić go do pokoju.

- Cholera jasna, sam pójdę. - Daehyun próbuje się podnieść, a ja wraz z Taeyeon nachylamy się, aby mu pomóc. Ale ta dziewucha rzuca mi wściekłe spojrzenie, więc się odsuwam.

- Skąd wiedziałaś, że tu jest? - pytam.

- Zelo zadzwonił, ale i tak tu jechałam. Gdy tylko odebrałam jego wiadomość. Dzwonił kilka godzin temu, ale nie mogłam odebrać, bo się szykowałam na imprezę. - pokazuje na swój kostium. - Powinnam tu być. - Szczesuje Daehyunowi włosy z czoła. - Już dobrze, skarbie. Jestem przy tobie.

- Taeyeon?! - W głosie Daehyuna słychać zdumienie, jakby dopiero teraz zauważył obecność swojej dziewczyny. - Youngjae? Czemu Taeyeon tu jest? Nie powinno jej tu być.

Dziewczyna posyła mi nienawistne spojrzenie, a ja, zmieszany, wzruszam ramionami.

- On naprawdę bardzo się upił - wyjaśniam.

Taeyeon ponownie grzmoci Banga pięścią i w końcu zwleka się z łóżka.

- Już dobrze, dobrze! - O dziwo, udaje mu się wstać i pomóc Daehyunowi podnieść się z podłogi. Razem z Taeyeon zarzucają sobie jego ręce na ramiona.

- Otwórz drzwi - nakazuje ostrym tonem Taeyeon.

Otwieram i cała trójka wytacza się z pokoju.

Daehyun odwraca głowę.

- Youngjae, Youngjae, przepraszam.

- Nie ma za co. Już i tak wszystko wyczyściłem. Jest w porzdku, nie przejmuj się.

- Nie. Chodzi o całą resztę.

Taeyeon gwałtownie odwraca się w moją stronę. Jest zła i zdezorientowana. Ale mam to w dupie. Daehyun bardzo źle wygląda. Powinni go zostawić. Mógłby spać w moim łóżku, a ja przenocowałbym u Zelo. Ale oni prowadzą go już do rozklekotanej windy. Rozsuwają metalową kratkę i wciskają się do środka. Daehyun patrzy na mnie ze smutkiem, gdy drzwi windy się zamykają. Winda rusza z piskliwym zgrzytem. Patrzę na nią do chwili, aż zniknie.

Niedziela, pierwszy listopada, dzień Wszystkich Świętych.

A mnie na myśl o tym robi się słabo. Daehyun nie pamięta, że dzisiaj jest święto.

Po obudzeniu zajrzałem do Zelo. Był już u Daehyun'a, ale on jest padnięty albo nie miał ochoty na gości. Prawdopodobnie jedno i drugie.

- Najlepiej, jeśli damu mu się wyspać - oświadcza Zelo.

I pewnie ma rację, lecz jakoś nie umiem się powstrzymać i ciągle wsłuchuję się w odgłosy z góry. Pierwsze słyszę późnym popołudniem - powolne szuranie i ciężkie stukanie.

Mimo to Daehyun nie pokazuje się na kolacji. Bang, poirytowany i z przekrwionymi oczami, mówi, że wpadł do niego w drodze do pizzeri, w której się teraz znajdujemy - i w której zawsze jadamy w niedzielny wieczór - ale Daehyun nie chciał towarzystwa. Bang i Himchan pogodzili się, choć widać, że nie są teraz tak blisko ze sobą jak byli kiedyś. Chyba się od siebie powoli oddalają.

Mną natomiast targają sprzeczne uczucia. Martwię się o mamę Daehyun'a, martwię się o niego samego, ale jestem również wściekły na jego ojca. I nie mogę się na niczym skupić dłużej niż sekundę, bo mój umysł nieustannie powraca do tej oto myśli:
Daehyun mnie lubi. Bardziej niż przyjaciela.

Czułem, że mówił szczerze, tylko jak tu pominąć fakt, że był pijany? Totalnie, absolutnie, na sto procent zalany. I choć bardzo pragnę się z nim spotkać, upewnić na właśnie oczy, że nadal żyje, nie wiem, jak miałbym się zachować.

Powinienem poruszyć sprawę wyznana? A może udawać, że nic się nie stało?

On teraz potrzebuje przyjaciela, nie miłosnych dramatów. I dlatego czuję się naprawdę okropnie, bo już o wiele trudniej jest mi oszukiwać samego siebie, że uwaga Daehyun'a mi nie pochlebia lub że mi na niej aż tak nie zależy.

Koło północy dzwoni Jongup. Nie rozmawialiśmy przez telefon od wielu tygodni, ale z powodu tego, co się wokól mnie rozgrywa, jestem rozkojarzony przez całą rozmowę. Najchętniej po prostu poszedłbym spać. Żeby o wszystkim zapomnieć. Uciec od zamieszania w głowie.

Daehyun znowu nie przyszedł na śniadanie. I myślę, że nie zjawi się nawet na lekcjach. Ale się pojawia - na koreańskim, spóźniony piętnaście minut. Zbiera mnie lęk, że nauczycielka go zruga, jednak najwyraźniej ktoś ją powiadomił o sytuacji, bo nie mówi ani słowa. Rzuca tylko pełne współczucia spojrzenie i powraca do prowadzenia lekcji.

Próbuję nawiązać wzrokowy kontakt z Daehyum'em, ale on wpatruje się w swój podręcznik. A raczej patrzy poprzez niego. Twarz ma bladą, niż zazwyczaj, wręcz przezroczytą.

Mam ochotę podejść do niego, uścisnąć za rękę i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Nie powinien tu być. Nie potrafię sobie wyobrazić, co bym zrobił, gdybym znalazł się w jego sytuacji.

Po koreańskim Zelo, Himchan i ja idziemy w milczeniu wraz z Daehyun'em na matematykę. I wymieniamy zmartwione spojrzenia, gdy tego nie widzi. Ale jestem pewien, że wie, że to robimy, i czuje się z tego powodu jeszcze gorzej.

Moje podejrzenia, że grono pedagogiczne zostało o wszystkim powiadomione, potwierdzają się, gdy jedna z nauczycielek przed rozpoczęciem lekcji prosi Daehyun'a na stronę. Nie słyszę całej rozmowy, tylko jej część, gdy nauczycielka pyta, czy Daehyun nie wolałby spędzić lekcji w gabinecie pielęgniarki. On odpowiada, że wolałby, i wychodzi. I zaraz potem Cl odwraca się do mnie i pyta:
- Co się dzieje z Daehyun'em?

- Nic. - Myślała, że jej powiem?

Cl zarzuca włosami, których pasemko, ku memu zadowoleniu, przykleja się do błyszczyka na jej ustach.

- Bo Jay mówił, że on i Bang kompletnie się zalali w sobotni wieczór. Widział ich, jak się zataczali, a Daehyun wyklinał na swojego ojca.

- Cóż, Jay musiał coś źle usłyszeć.

- On mówił, że Daehyun wrzeszczał, że zabije ojca.

- Jay Park to skończony dupek - wtrąca się Himchan. - A poza tym, gdzie ty byłaś w sobotni wieczór? Tak się skułaś, że musisz polegać na plotkach?

Ale to jej nie uciszyło na długo. W porze lunchu o sprawie wie już cała szkoła. Nie jestem pewny, kto się wygadał - nauczyciele czy Jay lub może któryś z jego durnowatych kolesi przypomniał sobie coś jeszcze, co mówił Daehyun. Tak czy inaczej, w szkole wrze jak w ulu od plotek. Gdy Daehyun wreszcie zjawia się w stołówce, wygląda to jak scena z kiepskiego filmu dla nastolatków. Rozmowy cichną. Dłonie trzymające butalki z napojami zastygają w połowie drogi do ust.

Daehyun zatrzymuje się w wejściu, ocenia sytuację i natychmiast robi w tył zwrot. Nasza czwórka rzuca się w pogoń za nim. Doganiamy go przy wyjściu ze szkoły.

- Nie chcę o tym gadać - mówi, nie odwracając się do nas.

- Więc nie będziemy o tym gadać - zapewnia Bang. - Chodźmy coś zjeść.

- Naleśniki z nutellą? - proponuje Zelo.

- Świetny pomysł - woła Himchan.

- Więc chodźmy, bo umieram z głodu - dodaje Bang. Ruszamy z nadzieją, że Daehyun z nami pójdzie. Tak się dzieje, a my z trudem powstrzymujemy westchnienie ulgi. Przodem idzie Zelo i Himchan, Yongguk z tyłu z Daehyun'em. Ja krocze między obiema grupkami.

- Masz nutellę na brodzie - mówi Himchan, pokazując widelcem.

- Mhmm - odpowiadam.

- Fajnie to wygląda - zauważa Zelo. - Jak męska bródka.

Zanurzam palec w czekoladzie i domalowuję sobie wąsy.

- Teraz lepiej?

- Może gdybyś nie przypominał Hitlera - komentuje Himchan.

Ku memu zaskoczeniu Daehyun cicho prycha. Zachęcony, znowu zatapiam palec w czekoladzie i z jednej strony domalowuję zakrętas.

- Źle to robisz - oświadcza Bang. - Przysuń się. - Teraz on wkłada palec do nutelli i ze starannością artysty poprawia oba końce wąsów. Zerkam na swoje odbicie i przekonuję się, że mam na twarzy potężne, zakręcone wąsiska. Wszyscy się śmieją i klaszczą, a Zelo pstryka mi zdjęcia.

Mężczyźni w zawile przewiązanych apaszkach, siedzący przy stoliku obok, patrzą na nas z niesmakiem. Więc udaję, że podwijam końce nutellowych wąsów. Moi przyjaciele pokładają się ze śmiechu i w końcu, w końcu, nawet Daehyun leciutko się uśmiecha.

To wspaniały widok.

Ścieram czekoladę i też się uśmiecham. Kręci głową. Reszta wdaje się w dyskusję na jakiś tam temat. Daehyun nachyla się do mnie, żeby porozmawiać. Jego twarz znajduje się blisko mojej. Mówi zachrypniętym głosem.

- Co do wczoraj...

- Zapomnij o tym. Nic wielkiego się nie stało - mówię. - Wszystko sprzątnąłem.

- Co sprzątnąłeś?

Ups.

- Nic, nic.

- Coś stłukłem, złamałem? - Jest strapiony.

- Nie! Niczego nie stłukłeś. Tylko... no wiesz... - Wykonuję odpowiedni gest.

- Tak mi przykro, Youngjae. Wiem, że dbasz o porządek w pokoju.

- Wszystko jest w porządku. Naprawdę.

- Zdążyłem przynajmniej do umywalki? Prysznica?

- Zwymiotowałeś na podłogę. I moje nogi. Tylko trochę! - dodaję, widząc przerażenie na jego twarzy.

- Zwymiotowałem ci na nogi!?

- Ale to nic takiego. Też bym tak zrobił, gdybym był w twojej sytuacji. - Wypowiadam to zdanie nim zdążę się zastanowić. A tak się starałem nie poruszać tej sprawy.

- Czy ja... - Zerka na resztę, upewniając się, że nadal są zajęci rozmową. Są. Podsuwa krzesło jeszcze bliżej i zniża głos. - Czy mówiłem wczoraj coś dziwnego? Wczoraj wieczorem?

Ech...och...

- Dziwnego?

- Rzecz w tym, że... ledwie pamiętam, że byłem w twoim pokoju. Ale mógłbym przysiąc, że rozmawialiśmy o... czymś.

Moje serce zaczyna bić szybciej i mam kłopoty z nabraniem oddechu. On pamięta. W pewnym sensie. Co to może znaczyć? Co powinienem powiedzieć? Mimo że bardzo chciałbym poznać prawdę, nie jestem jednak przygotowany na tę rozmowę. Próbuję zyskać na czasie.

- O czym?

Widać, że jest zmieszany.

- Mówiłem coś dziwnego o... o naszej przyjaźni?

A więc jednak.

- Albo o mojej dziewczynie?

I to też. Przyglądam mu się dłuższą chwilę. Ma podkrążone oczy, nieumyte włosy i zwieszone smutno ramiona. Wygląda na strasznie nieszczęśliwego, zupełnie jak nie on. Nie będę dodawał mu cierpienia, nieważne, jak bardzo pragnę poznać prawdę. Nie mogę go o nią zapytać. Bo jeśli nawet czuje do mnie sympatię, to nie jest właściwy moment do tworzenia nowego związku. Ani do kończenia starego. A jeśli nie czuje, wtedy prawdopodobnie straciłbym przyjaciela. To się często zdarza w podobnych sytuacjach.

A Daehyun potrzebuje teraz przyjaciół.

Przybierał obojętny, lecz szczery wyraz twarzy.

- Nie. Rozmawialiśmy o twojej mamie. To wszystko.

Odpowiedź była słuszna. Wygląda, jakby mu ulżyło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro