Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14

Hej! Nie sądzicie, że piknik na cmentarzu w Halloween to trochę banalny pomysł?

Nasza piątka - Zelo, Himchan, Yongguk, Daehyun i ja - szwęda się po uliczkach. Cmentarz leży na wzgórzu, u którego stóp rozciąga się Londyn, i sam wygląda jak miniaturowe misto. Szerokie ścieżki służą za drogi biegnące między wyszukanymi grobowcami, które swymi zakończonymi łukami drzwiami, posągami i witrażowymi oknami przypominają mi małe gotyckie budowle. Cały teren otoczony jest kamiennym murem z bramami z kutego żelaza. I wszędzie rosną wielkie kasztanowce o wyciągniętych w górę gałęziach, z których opadają ostatnie złote liście.

Jest tu ciszej niż w Londynie, lecz nie mniej imponująco.

Daehyun szturcha mnie w ramię długim termosem.

- Nie jesteś zawiedziony, że nie ma cię na tej imprezie z Tao, tylko chodzisz z nami po jakimś cmentarzu? Pewnie będzie mu smutno, że cię tam nie ma, bo nie będzie miał okazji zabłysnąć przed tobą swoją zaskakującą wiedzą na temat miejskich wyścigów.

Wybucham śmiechem.

- Odczep się, dobra?

- Słyszałem też, że ma doskonały gust filmowy. Może cię zabierze na nocną projekcję Scooby - Doo 2.

Zamierzam się na niego plecakiem, ale udaje mu się uchylić przed ciosem.

- Aha! Jest! - woła Zelo. Wreszcie znalazł pasujące mu miejsce na trawie. Rozkłada tam nieduży koc, a my z Himchan'em wypakowujemy z plecaków maleńkie jabłka, kanapki z prosciutto i śmierdzące sery. Zelo i Daehyun ganiają się wokół pobliskich pomników.

Bang nalewa wszystkim kawy z termosu Daehyun'a oprócz Zelo, gdyż twierdzi, że on nawet bez wypicia kawy jest bardzo pobudzony, a co dopiero po.

Zabieramy się do jedzenia i w tym samym momencie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, pojawiają się chłopcy. Zelo siada po turecku obok Bang'a, Daehyun wpycha się między mnie i Himchan'a.

- Masz liście we włosach. - Bang uśmiecha się i wyjmuje uschły brązowy listek z loczków Zelo. On go odbiera, miażdży w dłoni na popiół, którymi potem dmucha Yonggukowi we włosy. Oboje parskają śmiechem, a Himchanowi od tego chyba skręcają się wnętrzności.

- Może powinieneś włożyć czapkę - podpowiadam.

Daehuyn przed wyjściem z akademika poprosił, żebym schował ją do plecaka. Rzucam mu go na kolana, może ociupinę zbyt silnie. Daehyun stęka, a potem rzuca się w moją stronę.

- Ostrożnie. - Bang wgryza się w jabłko i mówi dalej z pełnymi ustami. - On ma tam części, które są nadzwyczaj delikatnie.

- Ooo, części - powtarzam. - Intrygujące. Powiedz coś jeszcze.

Yongguk posyła mi poważny uśmiech.

- Przykro mi, ale to zastrzeżone informacje. Tylko dla poszczególnych osób.

Daehyun siada i wkłada czapkę. Himchan się krzywki.

- Naprawdę? Dzisiaj? W miejscu publicznym? - pyta.

- Zawsze - odpowiada. - Zawsze, kiedy jesteś przy mnie.

Himchan prycha.

- A co u Taeyeon? Co dzisiaj robi?

- Uff. Idzie na jakieś okropne kostiumowe party.

- Nie lubisz takich? - ciekawi się Zelo.

- Nie lubię się przebierać.

- Nie licząc czapki - dogryza mu Himchan.

- Nie miałem pojęcia, że oprócz ASP gdzieś jeszcze ktoś obchodzi Halloween. - mówię.

- Co poniektórzy obchodzą - odpowieda Bang. - Sklepikarze chcieli przed laty zrobić z tego komercyjne święto, ale się nie przyjęło. Co nie zmienia faktu, że laski z wyższych uczelni polecą na każdą okazję przebrania się za rozpustną pielęgniareczkę.

Daehyun rzuca w Yongguk'a kawałkiem ciasta i trafia go w policzek.

- Dupek. Ona wcale nie przebiera się za rozpustną pielęgniarkę.

- Tylko za zwykłą? - pytam niewinnym głosem. - Taką w krótkim fartuszku i z bardzo dużym dekoldem?

Bang i Himchan parskają śmiechem, a Daehyun naciąga czapkę na oczy.

- Wrrr, nienawidzę was.

- Hej, ja nic nie mówiłem - upomina się Zelo.

- Wrrr, nienawidzę wszystkich poza Zelo.

- Hej! Chodzmy poszukać podrobionego posągu Victora Noira! Co wy na to? Słyszałem, że jest gdzieś w tej okolicy- mówi Bang.

Pozostali wybuchają śmiechem.

- Kogo?- To frustrujące, kiedy się nic nie rozumie.

- Victora Noria. To dziennikarz zastrzelony przez Pierre'a Bonaparte. Jego orginalny posąg znajduje się w Paryżu, ale słyszałem też, że w Londynie, gdzieś na tym cmentarzu znajduje się podrobiny orginał. - mówi Daehyun, jakby to coś wyjaśniało.

Podciąga czapkę w górę, odsłaniając oczy. - Podobno obydwa posągi, ten prawdziwy i ten podrobiony pomaga na... płodność.

- Mały, aż się błyszczy od pocierania. - uzupełnia wyjaśnia Bang. - Pocierania na szczęście.

- Czemu znowu rozmawiamy o częściach? - irytuje się Zelo. - Nie możemy czasami pogadać o czymś innym?

- Naprawdę się błyszczy? - dopytuję się.

- Bardzo - potwierdza Daehyun.

- W takim razie muszę to zobaczyć. - Wypijam resztkę kawy, strzepuję okruchy z ust i podrywam się na nogi. - Którędy do Victora?

- Zaprowadzę cię. - Daehyun też się podnosi i rusza przed siebie. Idę za nim przez mały zagajnik ogołoconych z liści drzew. Śmiejemy się. A gdy znów wychodzimy na ścieżkę, wpadamy prosto na strażnika. Patrzy na nas srogo spod daszka służbowej czapki. Daehyun posyła mu uśmiech anioła i lekko wzrusza ramionami.

Daehyunowi wszystko uchodzi na sucho.

Dalej kroczymy już nad wyraz spokojnie, aż w końcu docieramy na miejsce. Widzimy wychudzonego czarnego kota, który wyskakuje zza jakiegoś nagrobka ozdobionego różami i butelkami wina, i ucieka w pobliskie zarośla.

- No, to było wystarczająco strasznie. Wszystkiego najlepszego z okazji Halloween.

- Słyszałeś, że na tym cmentarzu żyje około trzech tysięcy kotów? - pyta Daehyun.

- Tak. Utkwił mi w głowie pod nazwą Koci Londyn.

Daehyun wybucha śmiechem.

Podchodzimy do posągu.

Przedstawiająca go rzeźba jest wielkości człowieka i przy rozporku widać wybrzuszenie, które faktycznie od pocierania przybrało barwę błyszczącego brązu.

- Czy jeśli go dotknę, spełni się jakieś moje marzenie? - pytam.

- Nie. Victor działa tylko na płodność.

- No to już. Potrzyj go.

Daehyun zaczyna się cofać.

- Nie, dzięki. - Znów się śmieje. - Nie potrzebuję takich problemów. - Ja też się śmieję, ale śmiech utyka mi w gardle, gdy dociera do mnie, co miał na myśli. Opanuj się, Youngjae. Nie powinieneś się czymś takim przejmować.

- Cóż, skoro ty nie chcesz, ja go dotknę. Nie grozi mi to, o czym wspominałeś. - Zniżam głos do drwiącego szeptu. - No wiesz, słyszałem, że trzeba uprawiać seks z dziewczyną, żeby mieć tego rodzaju problem, heheee...

Widzę, że natychmiast w jego głowie pojawił się wielki znak zapytania. Cholera. Daehyun sprawia wrażenie zakłopotanego, ale również zaciekawionego.

- To znaczy, że, eee, jesteś jeszcze prawiczkiem?

Mam ogromną chęć nałgać, ale w końcu mówię prawdę.

- Jeszcze nie poznałem nikogo, na kim aż tak by mi zależało. To znaczy, jeszcze nie chodziłem z kimś takim. - Czerwienię się i klepie posąg. - No wiesz... o co chodzi...

- Wiem. Rozumiem. - wolno kiwa głową.

Uświadamiam sobie, że nadal trzymam dłoń na victorze Victora, więc szybko ją zabieram.

- Chwilę, chwilę. - Daehyun wyciąga telefon. - Połóż jeszcze raz, żeby ci się wiodło w życiu.

Pokazuję język i zamieram w tej idiotycznej pozie. Daehyun robi mi zdjęcie.

- Doskonale. To będę widział za każdym razem, gdy zadzwonisz... - odzywa się jego komórka, a on się wzdryga.

- Na pewno to duch Victora. Chce się dowiedzieć, dlaczego nie chcesz go dotknąć.

- Żaden duch, tylko mama. Czekaj, odbiorę.

Odbiera telefon, próbując zachować powagę. W tej samej chwili za nami pojawiają się Zelo, Himchan i Bang. Niosą pozostałości po pikniku.

- Dzięki, że o nas zapomnieliści - mówi z pretensją Himchan.

- Przecież wiedzieliście, gdzie poszliśmy - bronię się.

Bang łapie rzeźbę za intymne miejsce.

- Myślę, że to będzie siedem lat nieszczęścia.

Zelo wzdycha.

- Bang Yongguk, co by powiedziała twoja matka?

- Byłaby dumna, że Wyśmienity Instytut Edukacji, do którego mnie posłała, nauczył mnie tak wyrafinowanych manier. - Nachyla się i liże Victora.

Ja, Himchan i Zelo krzywimy się z obrzydzenia.

- Dostaniesz liszaja. - Wyszarpuję z plecaka płyn odkażający do rąk i wyciskam odrobinę na dłoń. - Mówię poważnie. Przetrzyj tym usta.

Bang kręci głową.

- Straszy z ciebie neurotyk. Wszędzie to ze sobą zabierasz?

- Wiesz co? - wtrąca się Himchan. - Słyszałem, że jak się tego za dużo stosuje, moża się wysterelizować na amen i jeszcze bardziej być podatnym na zarazki i choroby.

Zamieram w miejscu.

- Co? Nie, to nieprawda.

- A właśnie, że prawda! - woła Bang.

- O mój Boże, co ci się stało?

Na alarmujący okrzyk Zelo szybko odwracam się w jego stronę.

Daehyun osuną się na jeden z nagrobków. Gdyby nie on, upadłby na ziemię. Wszyscy czworo podbiegamy do niego. Nadal trzyma telefon przy uchu, ale już nie słucha rozmówcy.

- Co się stało? Coś cię boli? O co chodzi? - pytamy jedno przez drugie.

Nie odpowiada. Nawet na nas nie patrzy.

Spoglądamy po sobie z przestrachem. Nie, z przerażeniem. Wydażyło się coś naprawdę złego. Bang i ja pomagamy mu położyć się na ziemi, zanim upadnie. Daehyun podnosi wzrok, zdumiony, że go trzymamy. Jest bardzo blady.

- Moja mama.

- Co z twoją mamą? - pytam.

- Ona umiera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro