Rozdział 13
- Jedno miejsce, proszę.
Kobieta przy kasie bez mrugnięcia przedziera mój bilet i oddaje mi połówkę. Przyjmuje ją i mamrocze podziękowania.
Udało się? Udało!
Odczuwam tak wielką ulgę, że ledwie zauważam, iż nogi same niosą mnie do ulubionego rzędu. Kino jest prawie puste. Z tyłu siedzą trzy dziewczyny mniej więcej w moim wieku, a przede mną para starszych ludzi, dzielących się pudełkiem cukierków. Niektórzy nie lubią sami chodzić do kina, ale mnie to nie dotyczy. Ponieważ gdy gasną światła, jesteśmy tylko ja i akcja na ekranie.
Zatapiam się w sprężynym fotelu i zatracam w zapowiedziach.
A potem pozpoczyna się.
Film.
Dialogi są tłumaczone żółtymi napisami biegnącymi u dołu ekranu. W kinie panuje pełna szacunku cisza do momentu pierwszej sceny komicznej. Ja i ludzie śmiejemy się razem. Dwie godziny mijają w okamgnieniu i już wkrótce stoję pod latarnią, mrugając mocno powiekami. Jeszcze lekko oszołomiony, zastanawiam się, co obejrzę jutro.
- Dzisiaj też idziesz do kina? - Tao sprawdza, na której jestem stronie, i przerzuca kartki swojego podręcznika do angielsiego na rozdział o rodzinie. Jak zawsze przy ćwiczeniach z konwersacji, jesteśmy podzieleni na pary.
- Zgadza się. Idę na jakiś horror, ale jeszcze nie wiem jaki.
- Śmieszne. Nie sądziłem, że możesz być fanem horrorów.
- Bo co? - Najeżam się. - Cenię wszystkie dobre filmy, nieważne jakiego gatunku.
- No niech ci będzie.
Uśmiecha się zadziornie.
- A tak w ogóle, Youngjae, to ile już filmów obejrzałeś w tym tygodniu? Cztery? Pięć?
W rzeczywistości było ich sześć, bo w niedzielę zaliczyłem dwa. Wyrobiłem sobie powną rutynę: szkoła, lekcje, obiad, kino. Powoli przedzieram się przez miasto, kino za kinem.
Wzruszam ramionami. Nie chcę się przyznawać.
- A kiedy weźmiesz mnie ze sobą, co? Może ja też lubię straszę filmy.
Udaję, że studiuję drzewo rodzinne w podręczniku. Tao nie po raz pierwszy sugeruje coś podobnego. Jest okay, ale nie bardzo mi leży. Trudno traktować poważnie chłopaka, który huśta się na krześle, żeby zdenerwować nauczycieli.
- A może ja wolę chodzić do kina sam. Może dzięki temu mam czas zastanowić się nad moimi recenzjami. - Co jest zgodne z prawdą, choć nie wspominam, że zazwyczaj wcale nie idę sam. Czasami towarzyszy mi Zelo, czasami Himchan i Bang. No i czasami Daehyun.
- Jasne. Twoje recenzje. - Wyszarpuje mój kołonotatnik spod podręcznika.
- Hej! Oddawaj!
- Przypomnij, jak się nazywa twoja strona. - Tao przerzuca kartki zeszytu, a ja próbuje mu go wyrwać. Nie robię notatek w czasie filmu; wolę zaczekać, aż będę się mógł zastanowić. Ale lubię zapisywać pierwsze wrażenia zaraz po projekcji.
- Jasne, już ci mówię. Oddawaj.
- O co w tym w ogóle biega? Czemu nie chodzisz do kina dla przyjemność, jam normalni ludzie?
- To jest przyjemne. Poza tym już ci mówiłem, że muszę się wprawiać. A takich klasyków nie zobaczę w Korei na dużym ekranie. - Nie wspominając, że nie miałbym możliwości obejrzeć ich w takiej wspaniałej ciszy. W Londynie ludzie nie gadają podczas projekcji.
- Dlaczego musisz się wprawiać? Przecież takie recenzje to nic wielkiego.
- Taa? Chciałbym zobaczyć, jak piszesz recenzję na sześćset słów o jakimś filmie. "Podoba mi się. Fajne. Były wybuchy". - Znowu próbuję odebrać notatnik, ale Tao trzyma go nad głową.
I śmieje się.
- pięć gwiazdek za wybuchy.
- Oddaj mi mój notes!
Nagle pada na nas cień. Pani profesor zatrzymała się przy naszej ławce i czeka, aż wrócimy do pracy. Reszta klasy się gapi. Tao zwraca notes, a ja zaś kurczę się w sobie.
- Kiedy skończycie tą fascynującą dyskusję, proszę wracać do zadań. - Nauczycielka mruży oczy. - I two strony o both your families, in english, for Monday morning.
Kiwamy głowami jak wystraszone owce i profesorka odchodzi, stukając obcasami.
- Monday morning? A co to, do cholery, znaczy? - syczę do Tao.
- Poniedziałek rano, Youngjae.
Przy lunchu walę tacą w stolik, rozlewając przy tym zupę z soczewicy i gubiąc śliwkę. Łapię ją Daehyun.
- A ciebie co ugryzło? - pyta.
- Angielski.
- Kiepsko ci idzie?
- Kiepsko.
Odkłada śliwkę z powrotem na moją tacę i się uśmiecha.
- Nie martw się. Wkrótce będzie lepiej.
- Łatwo ci mówić, panie Dwujęzyczny.
Uśmiech znika z jego ust.
- Sorry. Masz rację. To nie fair z mojej strony. Czasami się zapominam.
Z agresją mieszam zupę.
- Ta babka zawsze sprawia, że czuję się jak idiota. Jestem idiotą.
- Ależ to nie prawda. Zresztą to szaleństwo oczekiwać, że od razu będziesz mówić płynnie. Nauka wymaga czasu, zwłaszcza nauka języka.
- Ale ja mam już dość chodzenia tam - gestykuluję w stronę okna - i bycia bezradnym.
Daehyun jest zdumiony moją sugestią.
- Nie jesteś bezradny. Wychodzisz co wieczór, często sam. To bardzo daleko od tego, jak było, gdy przyjechałeś.
- Hmm.
- Hej. - Podchodzi bliżej. - Pamiętasz, co pani od koreańskiego mówiła o braku w Anglii powieści autorstwa zagranicznych pisarzy? Że to ważne, aby ludzie wystawiali się na wpływ innych kultur i nieznanych sytuacji. Ty tak właśnie robisz. Wychodzisz na miasto i badasz teren. Powinieneś być z siebie dumny. Pierdol lekcje angielskiego, to znaczy miej je w nosie.
Uśmiecham się lekko.
- Tak ale pani profesor miała na myśli prozę, a nie prawdziwe życie. To duża różnica.
- Myślisz? No, a co z filmami? Przecież chodzisz do kina, bo widzisz w filmach odbicie rzeczywstości. Czy może mówił to jakiś inny sławny krytyk?
- Zamknij się. To co innego.
Daehyun śmieje się, bo wie, że zapędził mnie w kozi róg.
- Widzisz? Powinieneś mniej się przejmować angielskim i więcej czasu... - Milknie, gdyż jego uwagę przykuwa coś za moimi plecami. Na twarzy ma wyraz wzmagającej się odrazy.
Odwracam się i widzę Tao, który klęczy przede mną na posadzce stołówki. Ma spuszczoną głowę, a w wysuniętej ręce trzyma talerzyk deserowy.
- Pozwól, że ci podaruję tę eklerkę wraz z wyrazami mych najpokorniejszych przeprosin.
Zalewam się rumieńcem.
- Co ty wyprawiasz?
Tao podnosi oczy i się uśmiecha.
- Przepraszam za dodatkową pracę domową. To moja wina.
Brakuje mi słów. Nie odbieram cistka, więc Tao wstaje z kolan i teatralnym gestem stawia talerzyk na stole przede mną. Wszyscy się gapią. Łapie krzesło ze stolika za nami i wpycha się z nim między mnie i Daehyun'a.
Ten nie może uwierzyć w to, co widzi.
- Rozgość się, Tao. Bez krępacji.
Ale Tao go chyba nie słyszy. Wkłada paluch w gęstą czekoladową polewe i go oblizuje. Ciekawe czy ma czyste ręce, że tak robi?
- No więc... Dziś wieczorem idziemy do kina. Nie uwierzę, że nie boisz się na horrorach, jeśli nie pozwolisz mi zabrać się na ten film.
O cholera. Czy Tao właśnie zaprasza mnie na randkę w obecności Daehyuna. A Dae nienawidzi Tao; pamiętam, jak to mówił przed projekcją "In Happened One Night".
- Eee... sorry. Ale ja nie mogę. Zmiana planów. Coś mi wypadło - wymawiam się.
- No przestań. Co może być ważniejszego w piątkowy wieczór? - Szczypie mnie w ramię, a ja z rozpaczą szukam ratunku u Daehyun'a.
- Praca z fizyki - wtrąca, rzucając gromy na rękę Tao. - Zadali nam w ostatniej minucie. Kupa roboty. Robimy to razem.
- Macie cały weekend na lekcje. Wyluzuj, Yoo. Zabaw się trochę.
- Youngjae ma całkiem sporo lekcji do odrobienia w ten weekend, i to dzięki tobie - zauważa Daehyun.
Tao w końcu odwraca się do niego twarzą. Wymieniają się wściekłymi spojrzeniami.
- Przykro mi - mówię.
- W porzo - rzuca po chwili. - Kapuję.
- Ale co? - Jestem zdezorientowany.
- Nie zdawałem sobie sprawy... - Tao gestem dłoni pokazuje na mnie i Daehyuna.
- Nie! Nie. To nic z tych rzeczy. Poważnie. Dzisiaj jestem po prostu zajęty. Fizyką.
Tao jest chyba zły, ale wzrusza ramionami.
- Nie ma problemu. Hej, bedziesz na jutrzejszym party?
Kris z okazji Halloween urządza imprezę. Nie zamierzałem się na nią wybierać, ale postanawiam skłamać, żeby Tao poczuł się trochę lepiej.
- Taa, chyba tak.
Wstaje.
- Fajnie, trzymam cię za słowo.
- Pewnie. Jasne. Dzięki za eklerkę! - wołam za nim.
- Bardzo proszę, piękny.
Piękny. Nazwał mnie pięknym! Ale zaraz... Ja nie lubię Tao. Youngjae ogarnij się.
- Kutas - mruczy Daehyun, gdy tylko Tao jest poza zasięgiem słuchu.
- Nie bądź wulgarny.
Gapi się na mnie z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy.
- Nie skarżyłeś się, kiedy cię ratowałem z opresji.
Odsuwam eklerkę.
- Zaskoczył mnie, to wszystko.
- Powinieneś mi podziękować.
- Dziękuję - rzucam z sarkazmem. Mam świadomość, że jesteśmy obserwowani. Himchan chrząka i pokazuje na rozmane palcem ciastko.
- Będziesz to jadł? - pyta.
- Częstuj się.
Daehyun podnosi się gwałtownie, że przewraca krzesło.
- Dokąd idziesz? - dziwi się Bang.
- Nieistotne. - Odchodzi, pozostawiając nas w zdumionej ciszy. Po chwili Zelo nachyla się nad stołem, unosząc brwi.
- Wiecie co? Ja i Bang, kilka dni temu widzieliśmy jak się kłócili.
- Kto? Daehyun i Tao? - pyta Himchan.
- Nie, Daehyun i Taeyeon. To dlatego to wszystko, kapujecie?
- Ach, tak? - mówię.
- Tak. Od tygodnia chodzi wkurzony - potwierdza Zelo.
Zastanawiam się.
- Masz rację. Słyszałem, jak krąży po pokoju. Nigdy tego nie robił. - Nie żebym specjalnie podsłuchiwał. Ale teraz, kiedy już wiem, że Daehyun mieszka nade mną, jakoś nie umiem się powstrzymać i zwracam uwagę, kiedy wychodzi i wraca.
Bang dziwnie na mnie spogląda.
- Gdzie ich widzieliście? - pyta Himchan.
- Przed metro. Chcieliśmy się przywitać, ale jak zobaczyliśmy ich twarze, uciekliśmy w przeciwnym kierunku. I przez to, że biegliśmy wywróciłem się na beton, potykając się o żywopłot.
- No dobra, ale nie wiesz o czym gadali?
- Nie. - Zelo spogląda na Himchan'a z wyrzutem, że bardziej interesuje go kłótnia Dae, niż jego wypadek.
Zapadła cisza.
Bang cały czas milczy. Wyciąga szkicownik. Skupienie, z jakim to wszystko wykonuje, jakby specjalnie nie zwracał uwagi na słowa Himchan'a, sprawia wrażenie... celowego. Przychodzi mi na myśl, że może wie o sytuacji Daehyun'a więcej, niż mówi.
Czy to możliwe?
Czy Daehyun i Taeyeon się rozstają?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro