Rozdział 39
Pierwsze, co przychodzi mi na myśl, to Taeyeon.
Znalazła nas i zaraz mnie udusi. Tu i teraz, gołymi rękami. Zrobię się siny, przestanę oddychać i umrę. A ona wyląduje w więzieniu, z którego do końca życia będzie pisała psychotyczne listy do Dae.
I tak jak przeczuwałem to ona.
Daehyun zrywa się ze mnie.
- Taeyeon! - Ucieka, nim zdążę powiedzieć coś więcej. Patrzę na Dae, który z miną pełną niedowierzania drapie się po głowie.
- Cholera - mamrocze.
- Słuszna racja - zgadza się Himchan. Ze zdumieniem stwierdzam, że on i Bang też tu są.
Jak mogliśmy do tego dopuścić?
Dae podrywa się na nogi - na koszulce ma źdźbła zeschłej trawy - i wołając ją, rzuca się w pogoń. Po chwili znika za zagajnikiem. Bang i Himchan coś mówią, ale do mnie to nie dociera.
Czy Dae właśnie mnie porzucił? Dle niej?
Mam zaciśnięte gardło i nie mogę przełknąć śliny. Nie dość, że przyłapano mnie na całowaniu się z kimś, z kim nie powinienem tego robic - choć była to najcudowniejsza chwila mojego życia - to jeszcze zostałem odtrącony.
Na oczach wszystkich.
Przede mną pojawia się czyjaś dłoń. Oszołomiony, przesuwam po mniej ręką, podążając do nadgarstka, łokcia, ramienia z wytatułowaną trupią czaszką, szyi i twarzy. Yongguk. Zaciska palce na mojej ręce i pomaga mi wstać. Mam mokre policzki, a przecież nawet nie pamiętam, kiedy zacząłem płakać.
Bang i Himchan prowadzą mnie w milczeniu do najbliższej ławki. Ja bełkoczę, tłumacząc, że nie wiem, jak to się stało, że nie chciałem nikogo zranić (chyba).
Wcale się nie dziwię, że Daehyun mnie zostawił, bo przecież jestem okropny. Najgorszy na świecie.
- Youngjae, Youngjae - przerywa mi Bang. - Gdybym za każdą głupią rzecz, jaką zrobiłem w życiu, dostawał jednego funta, mógłbym sobie kupić na własność Monę Lisę. Wszystko się jakoś wyprostuje. Będzie dobrze.
Himchan krzyżuje ręce na piersiach.
- Nie tylko twoje usta brały udział w tym procederze. Co wy w ogóle sobie myśleliście?
- Wcale nie myślałem. Po prostu się stało. Wszystko popsułem. Ona mnie teraz jeszcze bardziej nienawidzi. Dae mnie nienawidzi!
- Daehyun z pewnością cię nie nienawidzi - zauważa rzeczowo Bang.
- Chociaż, gdybym był na miejscu Taeyeon, znienawidziłbym też jego. - dodaje Himchan. - Chodzi z nią od półtora roku. I... Och... Wybacz, Youngjae.
Ryczę jeszcze mocniej.
Zostają ze mną na ławce do chwili, aż słońce zachodzi za drzewami, a potem prowadzą do akademika. Gdy tam wchodzimy, w lobby jest pusto. Wszyscy są nadal na mieście, świętując ładną pogodę.
Czując się podle, niczym zbity pies, przekradam się do mojego pokoju i już na miejscu wyciągam klucz. W tę noc, gdy go zgubiłem, w rzeczywistości zapomniałem go tylko zabrać. Chowam klucz z powrotem za koszulkę bluzki i rzucam się na łóżko. Ale zaraz się z niego zrywam i zaczynam krążyć po pokoju. A później znów się kładę.
Nie mam pojęcia co robić.
Daehyun zniknął i nie wiem, czy nadal mnie lubi, czy może też mnie znienawidził albo uznał, że popełnił błąd, lub coś jeszcze. Powinienem do niego zadzwonić? I co powiem? "Cześć, tu Youngjae. Chłopak, z którym pieściłeś się w parku, a potem porzuciłeś. Masz ochotę się spotkać?" Tylko że ja muszę się dowiedzieć, dlaczego mnie zostawił. Muszę wiedzieć, co o mnie myśli. Ręce mi się trzęsą, ale przystawiam telefon do ucha.
Łączy mnie od razu z pocztą głosową. Spoglądam na sufit. Czy on tam jest? Nie umiem powiedzieć. Będę musiał pójść na górę. Sprawdzam w lustrze, jak wyglądam. Oczy mam spuchnięte i zaczerwienione, a włosy nastroszone jak u kakadu.
Oddychaj. Wolno i raz za razem.
Opłucz twarz. Uczesz się. Umyj zęby.
I kolejna seria głębokich oddechów. Otwórz drzwi. Wyjdź na klatkę schodową.
Kiedy pukam do pokoju Dae, żołądek mam związany w supeł. Nikt nie odpowiada. Cisza. Gdzie on jest? Gdzie on jest?!
Wracam na moje piętro. Mijając pokój Zelo, zwalniam. Może on coś wie? A więc pukam. Zelo otwiera drzwi, widzę, że jest jakiś zdezorientowany.
- Eee... Widziałeś może Dae? - pytam.
- To znaczy, jak wracałem z konkursu to napotkałem go, biegł. Chyba mu się, bardzo bardzo śpieszyło. Zatrzymał się na chwilę, coś tam wybełkotał, że nie jest czymś tam zainteresowany, ale nie dosłyszałem wszystkiego, bo strasznie sapał. A potem pojechał do Taeyeon, bo widziałem jak wsiada do autobusu, który jedzie w kierunku jej akademika. Więc pewnie jest teraz u niej. A co? Czemu pytasz? Hyung, coś się stało?
Wszystko staje się nagle zamazane i niewyraźne.
- Pojechał do Taeyeon?
- Noo... Yyy... Z tego co wiem, zawsze do niej jeździ, gdy ma jakiś duży problem, który go trapi.
- Okej rozumiem. Dzięki za rozmowę. Nie przeszkadzam. Wracaj do pokoju. Hej.
- Ale na sto procent wszystko gra? - Zatrzymuje mnie i pyta z troską.
- Tak, tak. Wracaj już do siebie.
- No to pa. - uśmiecha się lekko i znika za drzwiami.
A więc wybtał Taeyeon. Znowu.
Biegnę do łazienki i podnoszę klapę sedesu. Czekam na wymioty, ale tylko wierci mi w żołądku, więc zamykam klapę i na niej siadam. Co się ze mną dzieje? Dlaczego zawsze wybieram nie tych facetów, co trzeba? Nie chciałem, żeby Dae okazał się drugim Jongup'em. Tyle że z nim jest o wiele gorzej, bo Jongup'a tylko lubiłem.
A Dae kocham.
Nie chcę go więcej widzieć. Jak mógłbym znowu spojrzeć mu w oczy? Chcę wracać do Korei. Chcę do mamy. Robi mi się głupio od tej myśli. Osiemnastolatkowie nie powinni potrzebować matek. Nie wiem, jak długo tu siedzę, ale nagle uświadamiam sobie, że z korytarza dochodzą mnie jakiś irytujące odgłosy. Ktoś dobija się do drzwi.
- Jezu, zamierzasz tam tkwić całą noc?
Tao? A myślałem, że już gorzej być nie może.
Zerkam do lustra. Moje oczy wyglądają tak, jakbym pomylił sok żurawinowy z kroplami do oczu. A usta są spuchnięte, jak po użądleniu osy. Odkręcam kran i zimną wodą spryskuję twarz. Wycieram ją szorstkim papierem, zakrywam dłońmi i uciekam do pokoju.
- Cześć, bulimiku - krzyczy za mną Tao. - Słyszałem cię, wiesz?
Czuję, jak jeży mi się kark. Odwracam się do niego. Obok stoi jego paczka.
- Zwracał kolację. To pewne. Spójrzcie na jego twarz. Ohydztwo.
Kumpel Tao, Jihoon prycha złośliwie.
- Youngjae zawsze wygląda ohydnie.
Twarz mi płonie, ale nie reaguję, bo na to właśnie liczy Jihoon. Nie mogę jednak zignorować jego przyaciela.
- Nieczego nie słyszałeś, Tao. Nie jestem bulimikiem.
- Słyszeliście? Yoo Youngjae zarzuca mi kłamstwo.
Najchętniej bym mu przyłożył, ale się odwracam. Zignoruj ich, mówię sobie w duchu.
Tao chrząka.
- A tak w ogóle, o co chodzi z tobą i Jungiem?
Zamieram.
- Bo kiedy rzygałeś, słyszałem, jak Himchan rozmawia z tym pokurwieńcem przez drzwi.
Odwracam się gwałtownie.
- Gadali coś, że wy dwoje się zeszliście, ale on cię zostwił i bla bla bla.
Szczęka mi opada. Zatkało mnie.
- Ha, miałem rację. Jesteś dziwką. Zwykłą męską dziwką. Nie byłeś zbyt dobry dla mnie i z pewnością nie jesteś dla niego. On jest na liście "A". Ty na jakieś "D".
Trzęsie mnią taka złość, że nie umiem nawet zebrać myśli.
- Nigdy więcej nie nazywaj tak Zelo - mówię rozdygotanym głosem.
- Chodzi ci o tego pokurwieńca? O to, że Choi Junhong to wielki, pieprzony pokurwieniec?
Rzucam się na niego z taką siłą, że wpadamy przez drzwi do łazienki. Ludzie wybiegają ze swoich pokojów, otaczają nas, podburzają jednego na drugiego. A potem ktoś odrywa mnie od Tao.
- Co tu się, do cholery, dzieje? - pyta Kris, przytrzymując mnie za sobą. Coś mi ścieka po brodzie. Wycieram ją i przekonuję się, że to krew.
- Youngjae napadł na Tao! - krzyczy Jihoon.
- Tao umyślnie go podjudzał... - odzywa się ktoś.
Tao dotka swojego nosa i się krzywi.
- Chyba jest złamany. Youngjae złamał mi nos.
- Czekam na wyjaśnienia - mówi Kris.
Potrząsam głową, Tao zaś zaczyna wygłaszać tyradę oskarżeń.
- Wystarczy! - woła Kris i wszyscy natychmiast milkną. Nigdy wcześniej nie słyszeliśmy, żeby podnosił głos. - Youngjae, na rany boskie, co tu się wydarzyło?
- Tao nazwał Zelo... - mówię szeptem.
- Nie słyszę cię.
- Tao nazwał... - Nie kończę, bo za plecami gapiów dostrzegam Zelo. Nie mogę tego powiedzieć. Opuszczam wzrok i z trudem przełykam ślinę. - Przepraszam.
Kris wzdycha.
- W porządku, ludzie - zwraca się do grupy widzów. - Przedstawienie skończone. Wracajcie do swoich pokojów. A wasza trójka. - Wskazuje na mnie, Tao i Jihoon'a. - Zostajecie.
Wszyscy się rozchodzą.
- Dobrze. W takim razie wy, marsz do gabinetu dyrektorki.
- A co z lekarzem? - stęka Jihoon. - On złamał Tao nos.
Kris nachyla się do twarzy Tao.
- Nie jest złamany - oświadcza.
Wzdycham z ulgą.
Nie mogę w to uwierzyć. Jeszcze nigdy nie byłem wysłany na dywanik. Kuśtykamy do windy. Gdy tylko Kris odwraca się do nas tyłem, Tao prostuje plecy, przymruża oczy i mówi, bezgłośnie poruszając ustami: "Dostaniesz za swoje, ty mała męska dziwko".
⚪⚪⚪
Chciałam tylko powiedzieć, że te wulgaryzmy były po prostu tu potrzebne i mam nadzieję, że nikomu nie przeszkadzały i nie zgorszyły.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro