Rozdział 38
Teraz już wiem, dlaczego ludzie tak się rozpływają nad Londynem na wiosnę. Młode liście są jasnozielone, kasztanowce pokrywają się różowymi pąkami, a pobocza ciągów dla pieszych porastają rzędy cytrynowożółtych tulipanów. Wszędzie, gdzie nie spojrzę, londyńczycy się uśmiechają. Wełniane szaliki zmienili na cieńsze, lżejsze i delikatniejsze. Wszyscy są szczęśliwi, bo to pierwszy ciepły dzień roku. Nie widzieliśmy słońca od wielu miesięcy.
Ale ja jestem zadowolony z innej przyczyny.
Dziś rano Dae miał ważny telefon. Wyniki badań jego mamy okazały się pomyślne - brak oznak nowotworu. Nadal będzie musiała co trzy miesiące robić testy, ale w tej chwili mama Dae żyje w najpełniejszym znaczeniu tego słowa.
Wyszliśmy na miasto, żeby to uczcić.
Dae i ja leżymy wygodnie wyciągnięci przy ośmiokątnym basenie, znanym z tego, że dzieci puszczają w nim łódki zabawki.
Zelo bierze udział w konkursie tanecznym odbywającym się na zamkniętym stadionie po drugiej stronie ulicy, a Bang i Himchan siedzą na widowni. My też tam przez chwilę byliśmy. Zelo jest świetny, niemniej nie starczyło nam cierpliwość na oglądanie innych artystów i umknęliśmy z widowni. Widać mnie i Dae trudno skupić się na takich rzeczach. Już po piętnastu minutach szeptem i wymownym wyginaniem brwi dawał znać, że chce się ulotnić.
Nie musiał mnie długo przekonywać. Ale zamierzamy tam wrócić na koniec tych wszystkich występów.
Teraz Dae pokazał mi szkółkę pszczelarską, sad, teatrzyk kukiełkowy, karuzelę. Twierdzi, że jesteśmy w najładniejszym parku w Londynie, ale moim zdaniem to najładniejszy park na całym świecie. Chciałbym przyprowadzić tu Chanle.
Maleńka łódka przepływa za nami z szelestem, a ja wzdycham ze szczęścia.
- Dae?
Leżymy obok siebie, oparci o krawędź basenu. Daehyun zmienia pozycję i jego noga opiera się o moją.
Mamy zamknięte oczy.
- Hm? - mruczy.
- To sto razy lepsze niż konkurs taneczny.
- Mhm, prawda?
- Jesteśmy wstrętni - dodaję.
Leniwym ruchem klepie mnie po ramieniu i oboje parskamy cichym śmiechem. Jakiś czas później dociera do mnie, że woła moje imię.
- Co? - Musiałem przysnąć.
- Masz jakąś malusieńką łódeczkę we włosach.
- Hę?
- Powiedziałem: "Masz jakąś malusieńką łódeczkę we włosach".
Chcę unieść głowę, ale nie mogę, bo coś ją przytrzymuje. Dae nie żartował. Zdenerwowany chłopiec w wieku mojego brata zbiliża się do nas, mówiąc coś szybko po angielsku. Dae się śmieje, a ja mimo że nie mam jakiś mega długich włosów czy coś to próbuję ją wyplątać, bo się tak bardzo zaplątała.
- Halo, pomocy! - Posyłam zrozpaczone spojrzenie Dae, który chichocząc, trzyma się za brzuch. Ale się podnosi, gdy chłopiec łapie mnie za włosy i zaczyna za nie szarpać.
- Au!
Daehyun mówi coś do niego ostrym tonem i dzieciak puszcza moje włosy. Palce Dae delikatnie rozdzielają moje mokre od wody włosy od płótna żagla, sznureczków i drewnianych palików. Potem podaje łódkę chłopcu, przemawiając do niego już łagodniej. Może go przestrzega, żeby pilnował swoich rzeczy, tak aby nie wpadały na niewinnych widzów. Dziecko chwyta zabawkę i odbiega.
- Fujj - jęczę, przeczesując palcami po moich włosy.
- Ta woda jest bardzo czysta - zapewnia i szeroko się uśmiecha.
- Już to widzę. - Ale miło mi, że domyśla się, co mi chodzi po głowie.
- Chodź. - Podnosi się i podaje mi rękę. Chwytam ją, a on pomaga mi wstać. Spodziewam się, że zabierze dłoń, lecz tak się nie dzieje. Zamiast tego prowadzi mnie do spokojnego miejsca z dala od basenu.
To fajnie tak się trzymać za ręce. Wygodnie.
Bardzo bym chciał, żeby zwyczaj chodzenia, trzymając się właśnie tak, był bardziej rozpowszechniony wśród przyjaciół. Żeby dorośli mogli zachowywać się jak dzieci, które często tak robią. Nie bardzo rozumiem, czemu starsi się tego wstydzą. Siedzimy na trawniku pod baldachimem z różowych pąków. Dae działa jak talizman na szczęście.
I nadal nasze dłonie są złączone.
Okej, powinniśmy je puścić. Jest to moment, w którym rozdzielenie ich wyglądałoby naturalnie.
Zatem czemu tego nie robimy?
Skrępowany, spoglądam z oddali w stronę basenu. Dae również. Ale nie patrzymy ma łódki. Jego dłoń jest coraz cieplejsza, ale jej nie zabiera. A potem... przysuwa się. Zaledwie o centymetr. Zerkam w dół i widzę, że podwinął mu się skraj koszulki, odsłaniając kawałek pleców. Są gładkie i jasne.
To najbardziej zmysłowa rzecz, jaką widziałem w życiu.
Znów się przysuwa, a ja idę w jego ślady. Siedzimy teraz ramię przy ramieniu, noga przy nodze. Jego dłoń ściska moją, zmuszając mnie, abym na niego spojrzał.
Robię to.
Jego ciemne oczy z napięciem wpatrują się w moje.
- Co my wyprawiamy? - pyta zduszonym głosem.
Jest taki piękny, doskonały. Czuję zawroty głowy. Serce mi wali jak szalone, tętno wzrasta. Przysuwam ku niemu twarz, a on wykonuje ten sam ruch. Zamykam oczy. Nasze usta ocierają się lekko o siebie.
- Jeśli chcesz, żebym cię pocałował, zrobię to - mówi.
Muska palcami mój nadgarstek, a ja staję w płomieniach.
- Chcę - odpowiadam.
I Dae mnie całuje.
Całujemy się jak szaleńcy. Jakby od tego zależało nasze życie. Jego język wślizguje się między moje wargi, delikatnie, lecz pożądliwie, a mnie ogarnia uczucie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyłem. I nagle rozumiem, czemu ludzie opisują akt całowania jako rozpływanie się. Każdy centymetr mojego ciała wtapia się w ciało Dae. Wsuwam mu palce we włosy i przyciągam go bliżej. Krew tętni mi w żyłach, a serce jest bliskie eksplodowania. Jeszcze nigdy tak nikogo nie pragnąłem. Nigdy. Przenigdy.
Popycha mnie na plecy i kładzie się na mnie, i całujemy się dalej na oczach dzieci z ich czerwonymi balonikami i grających w szachy panów, i turystów z laminowanymi mapami. Ale ja się tym nie przejmuję. Nie przejmuję się niczym.
Zależy mi wyłącznie na nim, na Dae.
Jego ciało przygniata moje i to jest niesamowite wrażenie. Czuję go - całego - jak się we mnie wtula. Zaciągam się zapachem jego perfum, jego żelu pod prysznic i tym dodatkowym... zapachem jego samego. To najwspanialszy zapach, jaki można sobie wyobrazić.
Chciałbym go całego wchłonąć w siebie, zjeść, wypić. Jego duże usta mają smak miodu. Odrobinę uwiera mnie w brzuch, jego pasek od spodni, ale o to nie dbam. Nic a nic. Po prostu rozkoszuję się jego bliskością. Jego dłonie przemykają po mnie pożądliwie, i choć nadal mnie całuje, chciałbym, żeby był jeszcze bliżej.
I nagle to wszystko się kończy. Dae sztywnieje, jakby coś go zaniepokoiło.
- Jak możecie? - wrzeszczy jakaś dziewczyna.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro