Rozdział 29
Ze wszystkich dotychczasowych świąt, te są najokropniejsze.
Nie rozmawiam z Momo. Dzwoni codziennie, ale ją ignoruję. Prezent gwiazdkowy, który dla niej kupiłem, mała paczuszka owinięta w papier w czerwono-białe paski, wylądował na dnie walizki. To perfumy i miniaturka najstarszego mostu w Londynie.
Mam nadzieję, że da się to wszystko zwrócić czy coś.
W kinie, w którym kiedyś pracowałem byłem tylko raz i chociaż widziałem się z moim starym znajomy z którym pracowałem, to Jongup też tam był. Rzucił luzackie: "Cześć, Youngjae" i spytał, dlaczego nie rozmawiam z Momo. I dlatego musiałem uciec do łazienki.
Później razem z znajomym oglądaliśmy najnowszy film bożonarodzeniowy i nabijaliśmy się z świątecznych swetrów, w jakie byli ubrani aktorzy. Taeyang opowiedział mi o tajemniczej paczce z pieczenią wołową znalezioną w sali szóstej i dodał, że podobało mu się to, co czytał na mojej stronie internetowej. Uważa, że moje recenzje są coraz lepsze. Przynajmniej to było miłe.
I miłe było jeszcze to, że tata wyjechał. Nieustannie mnie przepytywał ze znajomości historycznych miejsc w Londynie i wykonywał te irytujące telefony do swoich wydawców. Wszyscy odetchnęliśmy z ulgą, kiedy zniknął. Jedynym stałym jasnym punktem był Daehyun.
Kontaktowaliśmy się codziennie - przez telefon, pisząc do siebie mejle lub SMS-y. Nie umknęło mojej uwadze, że kiedy ja i Jongup byliśmy rozdzieleni, nasza komunikacja znacznie podupadła, ale z Daehyun'em jest inaczej. Teraz, gdy nie widuję go codziennie, rozmawiamy nawet więcej.
I przez to czuję się jeszcze gorzej w kwestii Jongup'a. Gdybyśmy bardziej się przyjaźnili, na pewno nasze kontakty byłyby częstsze. To durne z mojej strony, iż myślałem, że nam się uda. Nie mogę uwierzyć, że ze wszystkich ludzi na świecie Jimin mi uzmysłowił, jak kiepsko wszystkim pokierowałem. A poza tym, szczerze mówiąc, gdy już nieco ochłonęłem, uznałem, że utrata Jongup'a nie jest wcale taką wielką tragedią. Myśl o nim sprawia mi ból tylko ze względu na Momo. Jak ona mogła trzymać w tajemnicy to, że zeszła się z Jongup'em? Jej zdrada boli o wiele bardziej.
Nie mam dokąd iść na sylwestra, więc zostaję w domu z Chenle. Mama świętuje Nowy Rok z kolegami z pracy.
Zamawiam pizzę i oglądamy "Mroczne widmo". Aż tak bardzo pragnę udowodnić bratu, że go kocham - zniosę nawet Jar Jara - walniętego Binksa. Później, gdy w telewizorze pokazują odliczanie, Chenle wyciąga figurki. Pszy, pszy! Zabawka strzela do mojego szturmowca, a potem kryje się za oparciem kanapy.
- Dobrze, że mam na sobie moją kamizelkę przeciwlaserową - mówię, krocząc dalej.
- Nie istnieje nic takiego jak przeciwlaserowa kamizelka! Zastrzeliłem cię. Nie żyjesz! - Chenle ze swoją figurką biegnie wzdłuż kanapy. - Jupiiii!
Biorę królową.
- Chenle, grozi ci niebezpieczeństwo! Musisz uciekać. Szturmowiec ma przeciwlaserową kamizelkę.
- Youngjaeeee, przestań! Pszy, pszy!
- Dlaczego nie rozmawiasz z Momo? - pyta niespodziewanie. - Zrobiła ci przykrość?
Jestem zaskoczony.
- Tak. Zrobiła coś bardzo niemiłego.
- Czy to znaczy, że nie będzie się mną więcej opiekowała?
- Nie, na pewno będzie. Momo cię lubi.
- Ale ja jej nie lubię.
- Chenle!
- Przez nią płakałeś i cały czas jesteś smutny. - Rzuca swoją figurkę od Momo na dno pudełka z zabawkami. - Masz jeszcze tego, co mi kupiłeś?
Uśmiecham się. Sięgam po plecak i już mam mu podać, gdy nagle coś mi nie pozwala. Wzdycham.
- Dam ci, ale pod jednym warunkiem. Musisz być miły do Momo. Albo ona, albo dziadek. Mama nie ma nikogo innego, kto by cię pilnował. A dziadek robi się za stary na takie rzeczy. - Pokazuję na stertę rozrzuconych zabawek.
- Dobrze. - zgadza się niechętne.
W kuchni odzywa się telefon. Pewnie mama chce sprawdzić, co u nas. Chenle biegnie odebrać, a ja siedzę rozwalony na fotelu.
- Nic nie rozumiem - woła mój brat. - Proszę mówić wolniej i wyraźniej.
- Chenle! Kto to? Rozłącz się. - krzyczę. Pewnie jacyś naciągacze.
- Ma Pan dziwny głos. Tak, jest.
- Chenle?
- Czy to twój chłopak? - Mój brat pęka ze śmiechu.
Biegnę do kuchni i łapię za słuchawkę.
- Halo? Daehyun? - Po drugiej stronie słyszę śmiech. Chenle pokazuje mi język, a ja odpycham go od siebie. - Zmywaj się stąd!
- Co proszę? - pyta głos w słuchawce.
- Mówiłem do brata. To ty?
- Tak, ja.
- Skąd masz mój numer telefonu stacjonarnego?
- No wiesz, istnieje taka książka. Z białymi kartkami. I są w niej spisane wszystkie numery telefoniczne. Można ją też znaleść w Internecie.
- To twój chłopak? - pyta Chenle, drąc się prawie do słuchawki.
Znowu go odpycham.
- To chłopak, ale nie mój. Idź oglądać odliczanie.
- Co się dzieje z twoją komórką? - docieka Daehyun. - Zapomniałeś ją naładować?
- Niemożliwe! To do mnie niepodobne.
- No właśnie. Zdziwiłem się, gdy przełączono mnie na pocztę głosową. Ale cieszę się, że mam twój domowy numer. Tak na wszelki wypadek.
Dodatkowy wysiłek, jaki musiał włożyć, żeby do mnie zadzwonić, budzi we mnie radość.
- A ty co porabiasz? Nie wyszedłeś nigdzie na sylwestra?
- Eee. Mama nie czuła się dobrze, więc z nią zostałem. Teraz śpi i muszę sam oglądać odliczanie. - Jego mama wróciła kilka dni temu do domu i raz jest z nią lepiej, raz gorzej.
- A co u Taeyeon? - pytam, nim zdążę się powstrzymać.
- Ja, eee... w sumie nie rozmawiałem z nią. Pewnie bawi się z jakimiś swoimi znajomymi. - dodaje.
- Przykro mi, że zostałem ci tylko ja.
- Nie żartuj. Jest jeszcze mama, zapomniałeś? - Znowu się śmieje.
- No dzięki, ale chyba się rozłączę, nim zaśnie mój partner na sylwestra. - Zerkam na Chenle, który siedzi w salonie dziwnie milczący.
- Hej, co ty. Przecież dopiero co zadzwoniłem. Ale co tam u twojego partnera? Wydawało się, że jest w dobrym nastroju, mimo że chyba nie rozumiał co mówiłem.
- Bo faktycznie śmiesznie mówisz. - Uśmiecham się.
Uwielbiam jego głos.
W czasie ferii rozmawiałem przez telefon również z Zelo, ale z nim nie jest jednak tak wesoło jak z Daehyun'em. Idę ze słuchawką do salonu, gdzie Chenle leży na dywanie zwinięty w kłębek, tuląc do siebie Człowieka Pustyni ode mnie. Razem oglądamy odliczanie. Kiedy wybija dwunasta, dmiemy w nieistniejące piszczałki i rzucamy nieistniejące konfetti.
A potem, gdy dochodzi północ u Daehyuna, świętujemy ponownie.
I po raz pierwszy od przyjazdu do domu jestem całkowicie szczęśliwy. To dziwne. Dom. Jak mogłem tak długo marzyć o powrocie, a gdy już się tu znalazłem, przekonać się, że to wcale nie to miejsce, o jakie mi chodziło? Że mój dom jest teraz gdzie indziej.
Ale to też nie tak.
Tęsknię za Londynem, jednak to nie dom. Chyba raczej... tęsknię za tym. Za ciepłem płynącym ze słuchawki. Czy to możliwe, że domem jest osoba, a nie miejsce? Kiedyś moim domem była Momo.
Może Daehyun stał się nowym.
Zastanawiam się nad tym, a tymczasem nasze głosy robią się coraz bardziej znużone i w końcu zupełnie przestajemy rozmawiać. Po prostu dotrzymujemy sobie towarzystwa. Mój oddech. Jego oddech. Mój oddech. Jego oddech.
Nie mógłbym mu tego nigdy powiedzieć, ale to prawda.
To jest dom. My dwoje.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro