Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 27

- Youngjae, Youngjae, wolniej. Jongup jest z Momo? - pyta Daehyun przez telefon.

- Od Świata Dziękczynienia. Okłamy... okłamywała mnie przez ten cały czas!

W przedniej szybie auta kontury miasta na tle nieba są zamazane. Wieżowce błyszczą niebieskimi i białymi światłami. To tylko głupie prostokąty, zaprojektowane tak, aby wznosiły się jak najwyżej, wyżej od innych.

- Weź, proszę, głęboki oddech i zacznij od samego początku, dobrze? - mówi Daehyun.

Jimin i Yoon'a przyglądają mi się we wstecznym lusterku, gdy ponownie relacjonuje całą historię. Na łączach robi się cicho.

- Jesteś tam? - pytam.

- Jestem - potwierdza Daehyun zezłoszczonym głosem. - I bardzo żałuję, że mnie tam nie ma. Przy tobie. Żałuję, że nic nie mogę zrobić.

- Chcesz przyjechać i przylać jej ode mnie?

- Już pakuję moje gwiazdy ninja.

- Jestem idiotą. Nie mogę uwierzyć, że myślałem, że mu się podobam. To jest w tym najgorsze, że on nawet nie był mną zainteresowany.

- Brednie. Był zainteresowany.

- Nie, nie był - odpowiadam. - Momo tak powiedziała.

- Bo jest zazdrosna! Youngjae, słyszałem waszą rozmowę, kiedy do ciebie zadzwonił pierwszego wieczoru w Londynie. - Chcę zaprotestować, ale mi przerywa. - Każdy koleś z działającym fiutkiem musiałby być nienormalny, żeby się tobą nie zainteresować.

Zapada wypełniona zdumieniem cisza. Po obu stronach linii.

- Oczywiście chodzi o twoją inteligencję. I to, jaki jesteś zabawny. Nie, żebyś nie był atrakcyjny. Bo jesteś. Atrakcyjny. Och, niech to szlag...

Czekam.

- Jesteś tam jeszcze czy się rozłączyłeś, bo gadam jak poraniony idiota?

- Jestem.

- Boże, to wszystko przez ciebie.

Daehyun powiedział, że jestem atrakcyjny. I to już drugi raz.

- Daj już spokój. Jak tam mama? Przepraszam, cały czas gadam o sobie, a miało być o niej, a ja nawet nie spytałem...

- Spytałeś. To była pierwsza rzecz, jaką zrobiłeś po odebraniu. I technicznie rzecz biorąc, to ja do ciebie zadzwoniłem. Żeby się zapytać, jak było na koncercie, i o tym właśnie rozmawiamy. A tak poza tym, to od razu z Busan poleciałem do San Francisco, ponieważ dziadkowie powiedzieli, że nie ma sensu, żebym u nich teraz przebywał, gdy moja mama leży w szpitalu.

- Och. - Gmeram palcami w futerku pluszowej pandy, która leży na podłodze. Ma naszytą na piersi satynową łatkę z napisem "I wuv u". Bez wątpienia prezent od Yoony. - Ale, tak czy inaczej, jak ona się ma? Twoja mama?

- Chyba... dobrze. - W głosie Daehyun'a nagle pojawia się znużenie. - Nie wiem, czy jest lepiej, czy gorzej, niż się spodziewałem. Pod pewnymi względami jest i tak, i tak. Wyobrażałem sobie najgorsze - siniaki i że bedzie strasznie chuda - i z ulgą stwierdziłem, że tak nie jest. Ale mimo wszystko, gdy ją zobaczyłem... jednak straciła sporo kilogramów. I jest wyczerpana. No i leży w wyłożonym ołowiem pokoju. Z tymi wszystkimi plastikowymi rurkami...

- Wolno ci u niej zostawać? Jesteś tam teraz?

Przez chwilę nic nie mówi, a ja zaczynam się bać, że posunołem się za daleko. Ale w końcu się odzywa.

- On tu jest. A ja jakoś go znoszę. Ze względu na mamę.

- Daehyun?

- Taa...?

- Przykro mi.

- Dzięki. - Jego głos jest teraz cichszy, tymczasem Jimin skręca w ulicę w pobliżu mojego domu.

Wzdycham.

- Będę musiał kończyć. Już prawie dojeżdżamy. Jimin i Yoon'a mnie podwieźli.

- Jimin? Twój były chłopak?

- Nie chciałem się tułać autobusami. Jeszcze bym nie wsiadł do tego co trzeba i no...

Cisza.

- Hm.

Rozłączamy się, a Jimin wjeżdża na podjazd. Yoon'a odwraca głowę i się gapi.

- To było interesujące. Z kim rozmawiałeś?

Jimin sprawia wrażenie nieszczęśliwego.

- No co? - pytam.

- Rozmawiałeś z tym kolesiem, a z nami nie chciałeś?

- Przepraszam - mamroczę, gramoląc się z wozu. - To po prostu przyjaciel. Dzieki za podwózkę.

Jimin również wysiada. Yoon'a chce pójść w jego ślady, ale on posyła jej ostre spojrzenie.

- To znaczy, że co? - woła za mną. - My nie jesteśmy już twoimi przyjaciółmi?

Powłócząc nogami, zmierzam do domu.

- Jestem zmęczony, Jimin. Idę spać.

Jednak on i tak mnie dogania. Wyciągam z kieszeni klucz do drzwi, ale Jimin łapie mnie za rękę i nie pozwala jeszcze otworzyć.

- Słuchaj, rozumiem, że nie chcesz o tym mówić, ale powiem ci jedno, nim pójdziesz pogrążać się w rozpaczy...

- Jimin, błagam...

- Jongup to nie jest fajny gość. Nigdy nie był. Nie wiem, co ty w nim widziałeś. Ze wszystkimi się kłóci, kompletnie nie moża na nim polegać...

- Po co mi to wszystko mówisz? - Wyszarpuję rękę z jego uścisku.

- Wiem, że nie lubiłeś mnie tak, jak ja ciebie. Wiem, że wolałbyś być z nim i już dawno się z tym uporałem. Pogodziłem się i mi przeszło.

Ogarnia mnie totalne zawstydzenie. Mimo że wiedziałem, iż Jimin miał świadomość, że Jongup mi się podoba, to jednak to straszne słuchać, jak mówi o tym na głos.

- Ale nadal jestem twoim kumplem. - Wydaje się naprawdę przejęty. - I nie chcę już więcej patrzeć, jak marnujesz energię na tego kretyna. Przez cały czas bałeś się z nim porozmawiać o tym, co się między wami dzieje, ale gdybyś go zapytał, może odkryłbyś, że nie jest wart twojej sympatii. Tyle że nie zapytałeś. Nigdy go o to nie pytałeś, prawda?

Jestem przytłoczony uczuciem zranienia. Ból jest nieznośny.

- Idź już sobie, proszę. Zostaw mnie - mówię szeptem.

- Youngjae. - Jimin obniża ton głosu i czeka, aż na niego spojrzę. - Co by nie mówić, Momo i on postąpili źle, że ci nie powiedzieli. Zasługujesz na lepsze traktowanie. I mam nadzieję, że ten gość, z którym przed chwilą rozmawiałeś... - Jimin pokazuje na moją komórkę, którą trzymam w dłoni - ...to ktoś lepszy od Jongup'a.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro