Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

To znaczy, nie spałem z nim w sensie, że spałem. Ale spałem.

Z szerokim uśmiechem z powrotem zakopuje się w pościeli. Już się nie mogę doczekać, kiedy powiem Momo. Tylko że... Co, jeśli ona coś wypaple Jongupowi? I Zelo też nie mogę pisnąć ani słowa, bo będzie zazdrosny. Co znaczy, że muszę również milczeć przy Himchanie i Bangu. Nagle uświadamiam sobie, że nie ma nikogo, komu mógłbym odpowiedzieć o tym, co się wydarzyło.

Czy to znaczy, że zrobiłem coś złego?

Leżę w łóżku tak długo, jak się da, w końcu jednak mój pęcherz zwycięża. Kiedy wracam z łazienki, Daehyun wygląda przez okno. Odwraca się w moją stronę i wybucha śmiechem.

- Ale fajnie wyglądasz. Włosy sterczą ci na wszystkie strony - mówi i przytyka do głowy rozcapierzone palce, jakby to były rogi.

- Lepiej spójrz na siebie.

- Och, ja mam tak specjalnie. Całe wieki mi zajęło, zanim załapałem, że aby uzyskać taki bałagan, muszę po prostu przestać się czesać.

- A więc twierdzisz, że ja w potarganych włosach wyglądam strasznie? - Zerakam do lustra i przekonuję się, że faktycznie przypominam rogatego potwora.

- Nie, bardzo mi się tak podobasz. - Uśmiecha się i podnosi swój pasek z podłogi. - Śniadanie?

Podaję mu buty.

- Jest już południe.

- Dzięki. W takim razie lunch?

- Najpierw muszę się wykąpać.

Rozchodzimy się i po godzinie spotykamy znowu w jego pokoju. Drzwi do niego są uchylone; na korytarz wylewają się dudniące dźwięki punk rocka. Jestem zaskoczony, bo po wejściu przekonuję się, że Daehyun posprzątał. Brudne ciuchy przeznaczone do prania zebrał na jedną kupkę, wyrzucił puste butelki i torebki po chipsach.

Spogląda na mnie z nadzieją w oczach.

- Dopiero zacząłem.

- Jest świetnie. - I pokój naprawdę wygląda lepiej.

Uśmiecham się.

Dzień ponownie spędzamy na szwędaniu się po mieście. Wpadamy do kina na festiwal filmowy i jeszcze raz wybieramy się na spacer wzdłuż rzeki. Uczę Daehyun'a puszczać kaczki; nie mogę uwierzyć, że tego nie umie. Zaczyna kropić, więc chowamy się w księgarni.

W środku zastajemy chaos. Przy ladzie tłoczy się tłum klientów i wszędzie, gdzie nie spojrzę, są książki. Mnóstwo książek. Ale to nie jest sieciowa księgarnia, gdzie wszystko jest równo poukładane na półkach i stołach. Tutaj ksiąki stoją w chwiejnych stosikach na podłodze i na siedzeniach krzeseł. Wysypują się z napęczniałych regałów. Leżą nawet w kartonach. A przy stosiku na schodach drzemie czarny kot.

Minęło, jakieś dwadzieścia minut.

- Chodźmy, przestało już padać. Wyjdźmy stąd. - Mówi nagle Daehyun.

Na ulicy milczę. Chciałem tam zostać, a on tak nagle mnie stamtąd wyprowadził.

Przechodzimy przez ten sam most, którym szliśmy pierwszej nocy - ja, jak wtedy, idę od strony poręczy, Daehyun od wewnętrznej - i prowadzi rozmowę za nas oboje.

Daehyun podnosi kamyk i ciska go do rzeki.

Uśmiecham się.

Nagle naszła mnie ochota na ponarzekanie na siebie.

- Zawszę będę dziwolągiem, jak mój ojciec. Wszyscy mówią, że jestem do niego podobny. Też jest taki... porządnicki.

Daehyun robi szczerze zdziwioną minę.

- A co w tym złego, że ktoś lubi porządek? Sam bym chciał być bardziej zorganizowany. I wiesz co, Youngjae, nie znam twojego ojca, ale założę się, że w ogóle nie jesteś taki jak on.

- Czemu tak uważasz?

- Cóż, on pewnie wygląda jak lalka Ken. A ty jesteś piękny.

Potykam się i upadam na chodnik.

- Nic ci się nie stało? - pyta z niepokojem.

Nie patrzę mu w oczy, kiedy podaje mi rękę i pomaga wstać.

- Nie, nie! - zapewniam, strząsając żwir z dłoni. O mój Boże, naprawdę jestem dziwolągiem.

- Chyba zauważyłeś, jak inni faceci się na ciebie patrzą? - podejmuje temat.

- Jeśli nawet patrzą, to tylko dlatego, że ciągle robię z siebie pośmiewisko. - Podnoszę otwartą dłoń.

- Choćby tamten gość, który właśnie cię obcina wzorkiem.

- Co? - Odwracam się i widzę, że jakiś młody mężczyzna z ciemnymi długimi włosami gapi się na mnie. - Dlaczego on tak patrzy?

- Pewnie dlatego, że mu się podoba to, co widzi.

Rumienię się, a Daehyun wyjaśnia.

- W Londynie to normalne, że ludzie pokazują, że im się ktoś podoba. Anglicy nie odwracają wzroku, jak to ma miejsce w innych kulturach. Nie zauważyłeś?

Daehyun uważa, że jestem atrakcyjny. Nazwał mnie pięknym.

- Hm, nie. Nie zauważyłem. - odpowiadam.

- No to lepiej szerzej otwórz oczy.
Ale ja się gapię na nagie gałęzie drzew, na dzieci z balonikami w rękach, na grupę turystów z Japonii. Wszędzie, byleby nie na niego.

Tym razem nie umiem się powstrzymać. Myślałem o tym cały dzień. O nim.

Chcę, żeby Daehyun spędził ze mną kolejną noc.

Dlaczego jest zajęty? Czy byłoby inaczej, gdybym poznał go wcześniej od Taeyeon i gdyby jego mama nie zachorowała?

Powiedział, że jestem piękny, ale nie wiem, czy mówił to flirtujący, zaprzyjaźniony ze wszystkimi Daehyun, czy może wyznanie było bardziej osobiste. Czy widzę tego samego Daehyun'a co wszyscy? Nie, nie sądzę. Jednak mogę się doszukiwać w naszej przyjaźni czegoś bardziej znaczącego, bo pragnę to w niej znaleźć.

Mój niepokój ustępuje stopniowo podczas obiadu. Restauracja, w której jemy, jest cała w mahoniach, a rozpalony kominek tworzy przytulną atmosferę. Gdy z niej wychodzimy, jesteśmy najedzeni jak bąki, zwłaszcza pysznym czekoladowym musem.

- Wracajmy do domu - proponuje Daehyun, a moje serce na te słowa zaczyna bić szybciej.

Dom. Mój dom to jego dom.

Gdy docieramy do akademika, recepcja nadal jest pusta, ale ze swojego mieszkania wygląda Kris.

- Youngjae! Daehyun!

- Cześć, Kris. - witamy się.

- Miło spędziliście Święto Dziękczynienia?

- Tak. Dzięki, że pytasz. - odpowiadamy.

- Czy mam do was później zajrzeć? Znacie zasady, prawda? Żadnego spania w jednym pokoju z drugą osobą.

Oblewam się rumieńcem, na policzkach Daehyun'a też pojawiają się czerwone plamy. To prawda. Taka zasada istnieje. Zasada, którą mój umysł - kochający zasady i zawsze się im podporządkowujący - poprzedniej nocy zupełnie wyparł. Zasada, o której notorycznie zapomina również personel akademika.

- Nie, Kris. Nie musisz - zapewniamy.

Kris potrząsa łysą głową i znika w swoim mieszkaniu, lecz po chwili drzwi otwierają się znowu i w naszą stronę leci garść czegoś niezidentyfikowanego. A drzwi zamykają się z trzaskiem.

Prezerwatywy. Jezu, po co nam to, lol. Czy on myśli, że my coś...

Daehyun, który się pochyla i zabiera małe srebrne kwadraciki i wpycha je do kieszeni kurtki, jest czerwony jak rak. A gdy wychodzimy po schodach na moje piętro, nic do siebie nie mówimy. Nawet nie patrzymy w swoją stronę. Moje tętno rośnie z każdym krokiem. Czy Daehyun pójdzie ze mną, czy może Kris zniszczył wszelkie na to szanse?

Docieramy do podestu i Daehyun drapie się po głowie.

- Eee...

- Więc..

- Idę się przebrać do spania. Okej? - Jego głos brzmi poważnie i widać, że jest ciekaw, co odpowiem.

- Taa... Ja też pójdę. Pójdę się przebrać.

- Czyli do zobaczenia za minutkę?

Z ulgą wypuszczam powietrze.

- U mnie czy u ciebie?

- Zaufaj mi, nie chciałbyś spać w moim łóżku. - Wybucha śmiechem, a ja muszę odwrócić twarz, bo właśnie, że bym chciał. Cholera, bardzo był chciał. Ale wiem, o co mu chodzi. Moje łóżko faktycznie jest czyściejsze. Pędzę do siebie i wskakuję w spodnie od piżamy, te w truskawki, i w koszulkę z festiwalu filmowego. No bo przecież nie planuję nikogo uwieść.

Zresztą nie wiedziałbym nawet jak.

Daehyun puka kilka minut później i znów ma na sobie te białe spodnie w niebieskie paski i czarny T-shirt z logo jakieś kapeli, której utworu słuchał wcześniej. Czuję, że zaczynam mieć problemy z oddychaniem.

- Obsługa hotelowa - mówi.

W głowie mam... pustkę.

- Ha, ha - śmieję się anemicznie.

On też się uśmiecha i gasi światło, a potem pakujemy się do łóżka i robi się absolutnie, totalnie krępująco. Jak zawsze. Przekręcam się na bok, żeby leżeć jak najbliżej brzegu. Oboje jesteśmy spięci i sztywni. Uważamy, żeby się nie dotykać. Chyba jestem masochistą, skoro sam z własnej woli pakuję się w takie sytuacje. Powinienem się leczyć. Powinienem umówić się na wizytę do psychiatry lub powinni mnie zamknąć w pokoju bez klamek albo wsadzić w kaftan bezpieczeństwa, albo coś jeszcze.

Po dłuższej chwili ciszy, która mnie wydaje się wiecznością, Daehyun głośno wypuszcza powietrze i zmienia pozycję. Jego noga ociera się o moją, a ja kurczę się w sobie.

- Przepraszam - mówi.

- W porządku.

- ...

- ...

- Youngjae?

- No?

- Dzięki, że pozwalasz mi tu znowu spać. Zeszłej nocy...

Ucisk, jaki czuję w klatce piersiowej, jest nie do zniesienia. Co? Co, co, co?

- Już od dawna tak dobrze nie spałem.

W pokoju zalega cisza. Po jakimś czasie przekręcam się i bardzo wolno prostuję nogę, do chwili aż moja stopa napotyka jego stopę. Daehyun ostro wciąga powietrze. A ja się uśmiecham, bo wiem, że w ciemności nie może zobaczyć mojej miny.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro