Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 17

W ciastkarni podłoga jest z grubych trzeszczących desek, a żyrandol ozdobiony sznureczkami brzęczących topazowych kryształków, mieniących się jak krople miodu. Sprzedawczyni za ladą układa luksusowe torby w pudełkach w brązowo-białe paski i każde przewiązuje turkusową wstążką z dołączonym srebrnym dzwoneczkiem. Kolejka jest długa, ale klienci cierpliwie pławią się w atmosferze lokalu.

Zelo i ja czekamy między piętrowymi ekspozycjami. Jedna to drzewo zrobione z okrągłych ciasteczek z chrupkim wierzchem tak delikatnym, jak skorupka jajka i nadzieniem tak wilgotnym i aromatycznym, że nieomal mdleje na jego widok. Druga to kompozycja z innych wypieków, które są pokryte migdałowym lukrem.

Rozmawiamy o Daehyunie. Jak zawsze ostatnio.

- Martwię się tylko, że go wywalą - mówię, wspinając się na palce. Próbuję zajrzeć do szklanej gabloty na początku kolejki, ale widok zasłania mi facet w marynarce w prążki, trzymający wyrywającego się z uścisku szczeniaka.

- Nie wywalą - zapewnia Zelo. - Nie wywalili Bang'a, a on już od dawna często urywa się z lekcji. Poza tym dyrektorka nie wyrzuci kogoś, kogo mama jest... no wiesz.

Z mamą Daehyun'a nie jest najlepiej. Ma raka szyjki macicy drugiego stopnia. To zaawansowane stadium.

Słowa, których nigdy nie chciałbym usłyszeć w powiązaniu z kimś, kogo kocham. Jego mama, rozpoczęła leczenie tydzień po Halloween. Ojciec jest teraz razem z nią i wozi żonę pięć razy w tygodniu na radioterapię i raz w tygodniu na chemioterapię.

Daehyun jest tutaj.

Najchętniej zabiłbym jego ojca. Rodzice Daehyun'a żyją w separacji od wielu lat, ale ojciec nie chce dać matce rozwodu. I ma kochanki w Paryżu i Londynie, podczas gdy mama Daehyun'a mieszka samotnie. Co kilka miesięcy jego ojciec ją odwiedza. Zostaje na kilka dni. Odnawia dominację nad żoną lub cokolwiek innego, za pomocą czego trzyma ją w garści. A potem znowu wyjeżdża.

Ale teraz to on się nią opiekuje, a Daehyun cierpi z powodu odległości. Ta sytuacja tak mnie rozstraja, że prawie nie mogę o niczym myśleć. A Daehyun w ostatnich tygodniach zachowuje się jak nie on. Opuszcza lekcje i się nie uczy. A także nie pojawia się na śniadaniach. Oprócz lekcji i lunchu, gdzie siedzi obok mnie milczący jak kamień, widuję go tylko w te dni, gdy budzę go rano do szkoły.

Robimy to na zmianę z Zelo. Inaczej, gdybyśmy nie budzili go waleniem w drzwi, w ogóle by nie wstawał.

Drzwi ciastkarni otwierają się i do środka wpada powiew zimnego wiatru. Żyrandole trzęsą się jak żelatyna.

- Czuję okropną bezradność - mówię. - Bardzo chciałbym móc coś zrobić.

Zelo wzdryga się i rozciera ramiona.

- Wiem. Ja też. I jakoś ciągle nie mogę uwierzyć, że jego tata nie chce pozwolić, żeby odwiedził mamę na Święto Dziękczynienia.

- Naprawdę? - Jestem zaszokowany. - Kiedy tak powiedział? - I dlaczego Zelo o tym wie, a ja nie?

- Gdy ojciec się dowiedział, że Daehyun opuścił się w nauce. Bang mówił, że dyrektorka go wezwała - bo się martwiła o Daehyun'a - a on zamiast pozwolić mu lecieć do domu, oświadczył, że bedzie mógł to zrobić dopiero, kiedy znów zacznie się odpowiedzialnie zachowywać.

- Ale to przecież jasne, że nie będzie umiał się na niczym skupić, dopóki jej nie zobaczy! A ona go tam potrzebuje; potrzebuje jego wsparcia. Powinni być teraz razem.

- To typowe dla jego ojca, że wykorzystuje takie sytuacje jak ta przeciwko niemu.

Zżerająca mnie ciekawość bierze górę.

- Poznałeś go? Jego ojca? Wiem, że mieszka niedaleko ASP, ale nigdy go nie widziałem. A Daehyun oczywiście nie ma jego zdjęcia.

- Taa... - odpowiada z niezdecydowaniem. - Widziałem.

- I?

- Wydawał się... miły.

- Miły!? Jak to?

- Wiem, wiem, ale... w rozmowie jest bardzo uprzejmy. Dużo się uśmiecha. I jest dobrze wyglądającym facetem jak na swój wiek. - Zelo zmienia niespodziewanie temat. - Nie uważasz, że Bang ma zły wpływ na Daehyun'a?

- Bang? Nie. To znaczy, może. Nie wiem. Nie. - Kręcę głową, a kolejka przesuwa się do przodu. Już prawie jesteśmy przy wystawowej gablocie.

- Mam wrażenie, że Yongguk chce w pewnym sensie przekonać Daehyun'a, że nie warto się starać - podejmuje temat Zelo. - Ja dla od miany czuję się jak zła mamuśka. "Wstawaj, idź do szkoły, odrób lekcje". No wiesz. A Bang mówi: "Chrzań to, człowieku, daj sobie z tym spokój".

- No, może... Ale chyba nie chodzi mu o to, żeby Daehyun wszystko olał. Po prostu rozumie, że w tej chwili z wieloma rzeczami nie jest w stanie sobie poradzić. - Ale ja też się trochę zżymam na tę sytuację. Wolałbym, żeby Bang wspierał Daehyun'a w nieco bardziej pozytywny sposób.

Zelo chce jakoś skomentować moją wypowiedź, ale mu przerywam.

- Jak tam taniec?

Jego twarz się rozpromienia. Zelo w zeszłym miesiącu zapisał się do studia tańca i prawie każdego popołudnia ma treningi. Opowiada mi o swoich ostatnich przygodach na parkiecie do momentu, aż docieramy do frontowej gabloty. Cała mieni się równymi rzędami kwadratowych tart cytrynowych, pulchnych, ociekających roztopioną czekoladą tortów, karmelowymi eklerkami wyglądającymi jak baletki tancerek i posypanymi cukrem pudrem czerwonymi ciastami owocywymi.

I jeszcze większą ilością makaroników.

Kosz za koszem, w każdym możliwym smaku i kolorze. Zielone, czerwone, żółte. Gdy Zelo zastanawia się nad wyborem cistek, ja zamawiam sześć sztuk.

Z truskawką. Z czarnej porzeczki. Pomarańczowe. Jagodowe. Malinowe. Fiołkowe.

I wtedy dostrzegam cynamonowe oraz orzechowe praliny i mam ochotę umrzeć na miejscu. Wczołgać się pod ladę i wbić palce w delikatną skorupkę, a potem wylizywać aromatyczne nadzienie aż do utraty tchu. Jestem tak rozkojarzony, że dopiero po chwili uzmysławiam sobie, że stojący za mną mężczyzna coś do mnie mówi.

- Hę? - Odwracam się i widzę dystyngowanego dżentelmena z bassetem. Uśmiecha się, wskazując na moje prążkowane pudełko. Wydaje się znajomy. Przysiągłbym, że już go gdzieś widziałem. Mówi szybko po angielsku, życzliwym tonem.

- Eee... - Macham anemicznie ręką i wzrószam ramionami. - I do not speak English.

Nie mówię...

Mężczyzna zwalnia, ale nadal nie mam pojęcia, o co mu może chodzić.

- Zelo? Pomożesz? Zelo?

Przybywa z pomocą. Przez chwilę rozmawiają i oczy mężczyzny błyszczą do momentu, gdy Zelo mówi coś, co ogromnie porusza nieznajomym.

- It is not possible!

Nie muszę znać języka, żeby rozpoznać, gdy ktoś mówi "Och, nie!" Mężczyzna spogląda na mnie posmutniałym wzrokiem, następnie się żegnają. Ja też mamrocze niewyraźne "do widzenia".

Potem płacimy za zakupy - Zelo wybrał ciasto ptysiowe ze słodkim sosem - i wychodzimy z ciastkarni.

- Kto to był? Czego chciał? O czym rozmawialiście?

- Nie poznałeś? - Zelo jest szczerze zaskoczony. - To właściciel tego małego kina z czerwono-białymi światłami. Często spaceruje z Poucem przed naszym akademikiem.

Idziemy, przedzierając się przez stadko gołębi, które wcale nie zwracają na nas uwagi, za to robią mnóstwo hałasu gruchaniem, trzepotaniem i przepychankami.

- Poucem?

- To jego pies, basset.

Żarówka się zapala. Oczywiście, że ich widziałem.

- Ale o co mu chodziło?

- Był ciekawy, czemu od jakiegoś czasu nie widuje cię z twoim chłopakiem. Daehyun'em. - dodaje w odpowiedzi na moje pytające spojrzenie. - Zdaje się, że bywaliście w tym kinie?

- W zeszłym miesiącu chodziliśmy tam dość często. - To interesujące. Ten facet myślał, że chodzę z Daehyun'em?

Zelo milczy. Czuję, że jest zazdrosny. Ale nie mam pojęcia o co. Między mną i Daehyun'em nic - ale to zupełnie nic - się nie dzieje. I mnie to odpowiada. Słowo. Za bardzo się martwię o Daehyun'a, żeby myśleć o nim w ten inny sposób. Jemu teraz potrzeba kogoś znanego i zaufanego, i tym kimś jest Taeyeon. Haha, nigdy bym nie przypuszczał, że to kiedyś powiem.

Zresztą ostatnio dużo myślę o znajomych, zwłaszcza że znów odezwała się tęsknota za Jongup'em. Brakuje mi tych wieczorów w kinie, kiedy rozśmieszał mnie prawie do łez. Momo mówi, że o mnie wypytuje, ale dawno już nie rozmawialiśmy, bo jest bardzo zajęty swoją kapelą. Udało mu się wreszcie załatwić pierwszy występ dla swojego zespołu. Ma się odbyć tuż przed Bożym Narodzeniem i ja, Yoo Youngjae, będę na nim obency.

To za miesiąc, ale i tak nie mogę się doczekać.

Wprawdzie mógłbym spotkać moich przyjaciół już za tydzień, ale ojciec stwierdził, że na tak, któtką przerwę szkoda płacić za przelot, a mamy nie stać. Więc spędzam Święto Dziękczynienia w Londynie sam. Chociaż... już nie.

Przypominam sobie, co zaledwie kilka minut temu powiedział Zelo. Daehyun nie leci do domu na Święto Dziękczynienia. Za to wszyscy inni, łącznie z jego dziewczyną, wyjeżdżają. Co znaczy, że przez cztery dni my dwoje będziemy w akademiku zupełnie... sami.

Ta myśl nie daje mi spokoju przez całą drogę powrotną.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro