Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15

Daehyun jest pijany.

Twarz wciska w moje uda. W innych okolicznościach byłoby to nawet podniecające. Jednak ponieważ jest bliski zwymiotowania, to już nie tak pociągające. Przepycham jego głowę na kolana, aby pozycja była mniej krępująca, a on stęka. Po raz pierwszy dotykam jego włosów. Są miękkie jak mojego brata, gdy był malutki.

Bang z Daehyun'em pokazali się piętnaście minut temu, śmierdzący papierosowym dymem i alkoholem. Żaden nie pali, więc domyśliłem się, że byli w barze.

- Sorry. Musieliśmy tu przyyyjść - mówi Bang, wtaszczając bezwładne ciało kolegi do pokoju. - Ciągle gada o tym durniu. Ha, ha, durniu.

Daehyun bełkotał coś pod nosem.

- Mój ojciec to łajdak. Zabiję go. - Potem głowa mu opada, a broda mocno walnęła w pierś. Wystraszony, podprowadziłem go do łóżka, pomogłem usiąść na podłodze i oparłem o bok łóżka, żeby się nie przewrócił.

Bang zagapił się na zdjęcie moje brata na ścianie i wylądował na podłodze.

- Youuuuungjaeee, mój ojciec to dupek. Mówię poważnie. - Daehyun szeroko otworzył oczy w celu potwierdzenia swoich słów.

- Wiem, wiem. - Mimo, że nie wiedziałem.

- Przestaniesz wreszcie? - warknąłem na Yongguk'a. Leżał na ziemi twarzą wcisniętą w dywan. - Co z nim?

- Matka mu umiera. Chyba źle to znosi. - Bang wstał chwiejąc się na boki i sięgnął po mój telefon. - Obiecałem Zelo, że zadzwonię.

- Jego mama wcale... no wiesz? Jak możesz tak mówić? - Odwróciłem się do Daehyuna. - Nic jej nie będzie. Twoja mama czuje się dobrze. Słyszysz mnie?

- Rak. - Zwiesił głowę. - Ona nie może mieć raka.

- Zelo, tooooo jaaaa - pluł Bang do telefonu. - Himchan? Daj Zelo. Toooo pilne.

- To nic pilnego - krzyknąłem. - Oni się tylko spili.

Sekundę później zapukał Himchan, a ja go wpuściłem.

- Skąd wiedziałeś, że tu jesteeeeśmy? - Czoło Banga zmarszczyła się pod wpływem skrajnego zdumienia. - A gdzie Zelo?

- Słyszałem was jak tędy przechodziłem, idioto. I dzwoniłeś do mnie, nie do niego. - Himchan już nabuzowany podnosi telefonu i wykręca numer do Zelo, który przybiega minutę później. Stał tam z rozdziawioną buzią, podczas gdy Daehyun bełkotał, a Bang nie przestawał wyglądać na zaszokowanego jego nagłym pojawieniem się. Mój pokój z pięcioma osobami w środku wydawał się jeszcze mniejszy niż zazwyczaj.

W końcu Zelo przykucną przy łóżku.

- Nic mu nie jest? - Dotkną czoła Daehyuna, ale on odtrącił jego dłoń.

- Nic mi nie jest. Tylko mój ojciec to dupek, a mama umiera i... och, Boże, ale jestem nabuzowany. - Daehyun znowu na mnie spojrzał. Oczy mu błyszczały jak czarne kulki. - Nabuzowany, nabuzowany, nabuzowany.

- Wiemy, że jesteś zły na ojca - powiedziałem. - I rozumiemy. To palant. - Co innego miałem powiedzieć? Daehyun właśnie się dowiedział, że jego mama ma raka.

- "Nabuzowany" w slangu, którego używa Daehyun znaczy to pijany. - wyjaśnia Zelo.

- Och - mruknąłem. - No tak, jasne, pijany też jest.

Tymczasem nasza Para zaczęła się kłócić.

- Gdzie byliście? - zapytał Himchan. - Miałeś być trzy godziny temu!

Bang wywrócił oczami.

- Na mieście. Byliśmy na mieście. Ktoś musiał mu pomóc...

- Ty to nazywasz pomocą? Jest kompletnie zalany. Zresztą ty też. Boże, jedzie od was jak od rury wydechowej i zapocalonych pach...

- Nie mógł pić sam.

- Miałeś go pilnować! A jeśli coś by się stało?

- Piwo. Wódka. To się stoło. Nie bądz takim świętoszkiem, Himchan.

- Chrzań się - warknął Him. - Poważnie, Bang. Idz się pierdol.

Bang wstając z podłogi zachwiał się, więc Zelo pchną go na łóżko. Ciężar jego ciała uderzającego w materac potrząsnął Daehyun'em, którego główna znowu opada w dół, a podbródek znów walną w klatkę piersiową z niepokojącą siłą. Himchan jak burza wypadł z pokoju i klnąc, zaczął się przedzierać przez tłumek gapiów, jaki zebrał się na korytarzu. Zelo oszołomiony tym wszystkim, nie wie do końca co robić. W końcu wybiega za nim.

- Himchan! Hyung!

I drzwi mojego pokoju głośno trzasnęły.

I wtedy właśnie głowa Daehyun n'a opada między moje uda.

Oddychaj, Youngjae, oddychaj.

Bang chyba zaliczył zgon. I dobrze. Jeden kłopot mniej.

Pewnie powinienem dać Daehyunowi wody. Chyba to się daje pijanym ludziom? Żeby się nie zatruli alkoholem lub coś w ten deseń. Odsuwam go z moich nóg i wstaję.

- Zaraz wracam.

Pociąga nosem. O, nie. Chyba nie zacznie płakać? Wyjmuję z lodówki butelkę wody i kucam. Podnoszę mu głowę - już drugi raz dotykam jego włosów - i podstawiam pojemnik pod usta.

- Pij.

Kręci wolno głową.

- Jeśli coś wypiję, zwymiotuję.

- To nie alkohol, tylko zwykła woda. - Jeszcze raz przechylam butelkę i woda wlewa mu się do ust i skapuje po brodzie. Zabiera mi ją, ale upuszcza. Woda rozlewa się całej podłodze,i jeszcze na moje spodnie.

- Och, nie - szepcze. - Wybacz, Youngjae. Przepraszam

- Nie ma sprawy. - I ponieważ wygląda tak bardzo smutno, kładę się obok niego, a woda wsiąka mi w dżinsy. Ble. - Powiedz, co się stało.

Daehyun wzdycha. Mocno i z rezygnacją.

- Nie pozwala mi odwiedzić mamy.

- Co? Jak to?

- Tak właśnie działa mój ojciec. Zawsze tak było. To jego sposób na utrzymanie kontroli.

- Nie ro....

- Jest zazdrosny. Że ona bardziej kocha mnie niż jego. Więc się nie zgadza, żebym do niej pojechał.

Jestem oszołomiony. To, co słyszę, nie ma sensu. Żadnego.

- Jak on może? Twoja mama zachorowała. Będzie miała chemioterapię, będzie cię potrzebowała.

- On nie chce pozwolić mi się z nią zobaczyć aż do przerwy na Święto Dziękczynienia.

- Ale to przecież dopiero za kilka tygodni. Do tego czasu ona... - Milknę. - Więc co zamierzasz? Polecisz do niej bez zgody ojca?

- On by mnie zamordował.

- No i co z tego! - Jestem zbulwersowany. - Tak czy inaczej musisz ją zobaczyć!

- Nic nie rozumiesz. Ojciec byłby bardzo, bardzo wściekły. - Sposób, w jaki to wypowiada, wywołuje na moich plecach lodowate dreszcze.

- Ale... czy twoja mama nie będzie go prosiła, żebyś do niej przyjechał? Przecież jej nie odmówi, prawda?

- Ona mu się nie sprzeciwi.

Sprzeciwi. Jakby mowa była o dziecku. Nagle zaczynam pojmować, czemu Daehyun nigdy nie opowiada o ojcu. Mój wprawdzie jest egoistą, ale nie próbuje separować mnie od mamy. Czuję się strasznie winny. Moje kłopoty wydają się mało istotne w porównaniu z problemami Daehyun'a. W końcu najgorsze, co mnie spotkało, to fakt, że ojciec wysłał mnie do Londynu.

- Youngjae?

- Taa?

Chwila milczenia.

- Nieważne.

- No, mów.

- Już nic.

Ale ton jego głosu sugeruje, że nie chodzi o nic. Odwracam się i widzę, że zamknął oczy. Twarz ma bardzo bladą i zmęczoną.

- No co? - pytam ponownie, siadając. Daehyun otwiera oczy i też próbuje usiąść. Pomagam mu, a kiedy chcę się odsunąć, zatrzymuje mnie.

- Lubię cię - mówi.

Sztywnieję.

- I nie mam na myśli, jak przyjaciel.

Czuję się tak, jakbym połknął własny język.

- Och. Hm. A co z...? - Zabieram rękę z jego uścisku.

Ciężar niewypowiedzianego imienia pewnej dziewczyny wisi w powietrzu.

- Nie układa się nam. Nie układa, odkąd cię poznałem. - Jego oczy znowu się zamykają, a ciało chwieje.

Jest pijany. Po prostu pijany.

Uspokój się, Youngjae. Upił się i przechodzi kryzys. Niemożliwe, żeby kojarzył, co mówił. Więc co powinienem zrobić?

O mój Boże, co mam robić?

- A ty mnie lubisz? - pyta. I patrzy na mnie tymi wielkimi brązowymi oczami, które, no tak, są troche przekrwione od alkoholu i płaczu, ale i tak czuję, że serce mi pęka.

Tak, Daehyun, lubię cię.

Ale nie mogę powiedzieć tego na głos. Bo się przyjaźnimy. A przyjaciele nie pozwalają przyjaciołom składać pijackich deklaracji i nie oczekują, że następnego dnia będą o nich pamiętali.

Choć z drugiej strony... to przecież Daehyun. Przystojny, doskonały, wspaniały...

No właśnie. Wspaniały.

Daehyun wymiotuje. Na mnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro