Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

- Jedno miejsce, proszę.

Kobieta przy kasie bez mrugnięcia przedziera mój bilet i oddaje mi połówkę. Przyjmuje ją i mamrocze podziękowania.

Udało się? Udało!

Odczuwam tak wielką ulgę, że ledwie zauważam, iż nogi same niosą mnie do ulubionego rzędu. Kino jest prawie puste. Z tyłu siedzą trzy dziewczyny mniej więcej w moim wieku, a przede mną para starszych ludzi, dzielących się pudełkiem cukierków. Niektórzy nie lubią sami chodzić do kina, ale mnie to nie dotyczy. Ponieważ gdy gasną światła, jesteśmy tylko ja i akcja na ekranie.

Zatapiam się w sprężynym fotelu i zatracam w zapowiedziach.

A potem pozpoczyna się.

Film.

Dialogi są tłumaczone żółtymi napisami biegnącymi u dołu ekranu. W kinie panuje pełna szacunku cisza do momentu pierwszej sceny komicznej. Ja i ludzie śmiejemy się razem. Dwie godziny mijają w okamgnieniu i już wkrótce stoję pod latarnią, mrugając mocno powiekami. Jeszcze lekko oszołomiony, zastanawiam się, co obejrzę jutro.

- Dzisiaj też idziesz do kina? - Tao sprawdza, na której jestem stronie, i przerzuca kartki swojego podręcznika do angielsiego na rozdział o rodzinie. Jak zawsze przy ćwiczeniach z konwersacji, jesteśmy podzieleni na pary.

- Zgadza się. Idę na jakiś horror, ale jeszcze nie wiem jaki.

- Śmieszne. Nie sądziłem, że możesz być fanem horrorów.

- Bo co? - Najeżam się. - Cenię wszystkie dobre filmy, nieważne jakiego gatunku.

- No niech ci będzie.

Uśmiecha się zadziornie.

- A tak w ogóle, Youngjae, to ile już filmów obejrzałeś w tym tygodniu? Cztery? Pięć?

W rzeczywistości było ich sześć, bo w niedzielę zaliczyłem dwa. Wyrobiłem sobie powną rutynę: szkoła, lekcje, obiad, kino. Powoli przedzieram się przez miasto, kino za kinem.

Wzruszam ramionami. Nie chcę się przyznawać.

- A kiedy weźmiesz mnie ze sobą, co? Może ja też lubię straszę filmy.

Udaję, że studiuję drzewo rodzinne w podręczniku. Tao nie po raz pierwszy sugeruje coś podobnego. Jest okay, ale nie bardzo mi leży. Trudno traktować poważnie chłopaka, który huśta się na krześle, żeby zdenerwować nauczycieli.

- A może ja wolę chodzić do kina sam. Może dzięki temu mam czas zastanowić się nad moimi recenzjami. - Co jest zgodne z prawdą, choć nie wspominam, że zazwyczaj wcale nie idę sam. Czasami towarzyszy mi Zelo, czasami Himchan i Bang. No i czasami Daehyun.

- Jasne. Twoje recenzje. - Wyszarpuje mój kołonotatnik spod podręcznika.

- Hej! Oddawaj!

- Przypomnij, jak się nazywa twoja strona. - Tao przerzuca kartki zeszytu, a ja próbuje mu go wyrwać. Nie robię notatek w czasie filmu; wolę zaczekać, aż będę się mógł zastanowić. Ale lubię zapisywać pierwsze wrażenia zaraz po projekcji.

- Jasne, już ci mówię. Oddawaj.

- O co w tym w ogóle biega? Czemu nie chodzisz do kina dla przyjemność, jam normalni ludzie?

- To jest przyjemne. Poza tym już ci mówiłem, że muszę się wprawiać. A takich klasyków nie zobaczę w Korei na dużym ekranie. - Nie wspominając, że nie miałbym możliwości obejrzeć ich w takiej wspaniałej ciszy. W Londynie ludzie nie gadają podczas projekcji.

- Dlaczego musisz się wprawiać? Przecież takie recenzje to nic wielkiego.

- Taa? Chciałbym zobaczyć, jak piszesz recenzję na sześćset słów o jakimś filmie. "Podoba mi się. Fajne. Były wybuchy". - Znowu próbuję odebrać notatnik, ale Tao trzyma go nad głową.

I śmieje się.

- pięć gwiazdek za wybuchy.

- Oddaj mi mój notes!

Nagle pada na nas cień. Pani profesor zatrzymała się przy naszej ławce i czeka, aż wrócimy do pracy. Reszta klasy się gapi. Tao zwraca notes, a ja zaś kurczę się w sobie.

- Kiedy skończycie tą fascynującą dyskusję, proszę wracać do zadań. - Nauczycielka mruży oczy. - I two strony o both your families, in english, for Monday morning.

Kiwamy głowami jak wystraszone owce i profesorka odchodzi, stukając obcasami.

- Monday morning? A co to, do cholery, znaczy? - syczę do Tao.

- Poniedziałek rano, Youngjae.

Przy lunchu walę tacą w stolik, rozlewając przy tym zupę z soczewicy i gubiąc śliwkę. Łapię ją Daehyun.

- A ciebie co ugryzło? - pyta.

- Angielski.

- Kiepsko ci idzie?

- Kiepsko.

Odkłada śliwkę z powrotem na moją tacę i się uśmiecha.

- Nie martw się. Wkrótce będzie lepiej.

- Łatwo ci mówić, panie Dwujęzyczny.

Uśmiech znika z jego ust.

- Sorry. Masz rację. To nie fair z mojej strony. Czasami się zapominam.

Z agresją mieszam zupę.

- Ta babka zawsze sprawia, że czuję się jak idiota. Jestem idiotą.

- Ależ to nie prawda. Zresztą to szaleństwo oczekiwać, że od razu będziesz mówić płynnie. Nauka wymaga czasu, zwłaszcza nauka języka.

- Ale ja mam już dość chodzenia tam - gestykuluję w stronę okna - i bycia bezradnym.

Daehyun jest zdumiony moją sugestią.

- Nie jesteś bezradny. Wychodzisz co wieczór, często sam. To bardzo daleko od tego, jak było, gdy przyjechałeś.

- Hmm.

- Hej. - Podchodzi bliżej. - Pamiętasz, co pani od koreańskiego mówiła o braku w Anglii powieści autorstwa zagranicznych pisarzy? Że to ważne, aby ludzie wystawiali się na wpływ innych kultur i nieznanych sytuacji. Ty tak właśnie robisz. Wychodzisz na miasto i badasz teren. Powinieneś być z siebie dumny. Pierdol lekcje angielskiego, to znaczy miej je w nosie.

Uśmiecham się lekko.

- Tak ale pani profesor miała na myśli prozę, a nie prawdziwe życie. To duża różnica.

- Myślisz? No, a co z filmami? Przecież chodzisz do kina, bo widzisz w filmach odbicie rzeczywstości. Czy może mówił to jakiś inny sławny krytyk?

- Zamknij się. To co innego.

Daehyun śmieje się, bo wie, że zapędził mnie w kozi róg.

- Widzisz? Powinieneś mniej się przejmować angielskim i więcej czasu... - Milknie, gdyż jego uwagę przykuwa coś za moimi plecami. Na twarzy ma wyraz wzmagającej się odrazy.

Odwracam się i widzę Tao, który klęczy przede mną na posadzce stołówki. Ma spuszczoną głowę, a w wysuniętej ręce trzyma talerzyk deserowy.

- Pozwól, że ci podaruję tę eklerkę wraz z wyrazami mych najpokorniejszych przeprosin.

Zalewam się rumieńcem.

- Co ty wyprawiasz?

Tao podnosi oczy i się uśmiecha.

- Przepraszam za dodatkową pracę domową. To moja wina.

Brakuje mi słów. Nie odbieram cistka, więc Tao wstaje z kolan i teatralnym gestem stawia talerzyk na stole przede mną. Wszyscy się gapią. Łapie krzesło ze stolika za nami i wpycha się z nim między mnie i Daehyun'a.

Ten nie może uwierzyć w to, co widzi.

- Rozgość się, Tao. Bez krępacji.

Ale Tao go chyba nie słyszy. Wkłada paluch w gęstą czekoladową polewe i go oblizuje. Ciekawe czy ma czyste ręce, że tak robi?

- No więc... Dziś wieczorem idziemy do kina. Nie uwierzę, że nie boisz się na horrorach, jeśli nie pozwolisz mi zabrać się na ten film.

O cholera. Czy Tao właśnie zaprasza mnie na randkę w obecności Daehyuna. A Dae nienawidzi Tao; pamiętam, jak to mówił przed projekcją "In Happened One Night".

- Eee... sorry. Ale ja nie mogę. Zmiana planów. Coś mi wypadło - wymawiam się.

- No przestań. Co może być ważniejszego w piątkowy wieczór? - Szczypie mnie w ramię, a ja z rozpaczą szukam ratunku u Daehyun'a.

- Praca z fizyki - wtrąca, rzucając gromy na rękę Tao. - Zadali nam w ostatniej minucie. Kupa roboty. Robimy to razem.

- Macie cały weekend na lekcje. Wyluzuj, Yoo. Zabaw się trochę.

- Youngjae ma całkiem sporo lekcji do odrobienia w ten weekend, i to dzięki tobie - zauważa Daehyun.

Tao w końcu odwraca się do niego twarzą. Wymieniają się wściekłymi spojrzeniami.

- Przykro mi - mówię.

- W porzo - rzuca po chwili. - Kapuję.

- Ale co? - Jestem zdezorientowany.

- Nie zdawałem sobie sprawy... - Tao gestem dłoni pokazuje na mnie i Daehyuna.

- Nie! Nie. To nic z tych rzeczy. Poważnie. Dzisiaj jestem po prostu zajęty. Fizyką.

Tao jest chyba zły, ale wzrusza ramionami.

- Nie ma problemu. Hej, bedziesz na jutrzejszym party?

Kris z okazji Halloween urządza imprezę. Nie zamierzałem się na nią wybierać, ale postanawiam skłamać, żeby Tao poczuł się trochę lepiej.

- Taa, chyba tak.

Wstaje.

- Fajnie, trzymam cię za słowo.

- Pewnie. Jasne. Dzięki za eklerkę! - wołam za nim.

- Bardzo proszę, piękny.

Piękny. Nazwał mnie pięknym! Ale zaraz... Ja nie lubię Tao. Youngjae ogarnij się.

- Kutas - mruczy Daehyun, gdy tylko Tao jest poza zasięgiem słuchu.

- Nie bądź wulgarny.

Gapi się na mnie z trudnym do rozszyfrowania wyrazem twarzy.

- Nie skarżyłeś się, kiedy cię ratowałem z opresji.

Odsuwam eklerkę.

- Zaskoczył mnie, to wszystko.

- Powinieneś mi podziękować.

- Dziękuję - rzucam z sarkazmem. Mam świadomość, że jesteśmy obserwowani. Himchan chrząka i pokazuje na rozmane palcem ciastko.

- Będziesz to jadł? - pyta.

- Częstuj się.

Daehyun podnosi się gwałtownie, że przewraca krzesło.

- Dokąd idziesz? - dziwi się Bang.

- Nieistotne. - Odchodzi, pozostawiając nas w zdumionej ciszy. Po chwili Zelo nachyla się nad stołem, unosząc brwi.

- Wiecie co? Ja i Bang, kilka dni temu widzieliśmy jak się kłócili.

- Kto? Daehyun i Tao? - pyta Himchan.

- Nie, Daehyun i Taeyeon. To dlatego to wszystko, kapujecie?

- Ach, tak? - mówię.

- Tak. Od tygodnia chodzi wkurzony - potwierdza Zelo.

Zastanawiam się.

- Masz rację. Słyszałem, jak krąży po pokoju. Nigdy tego nie robił. - Nie żebym specjalnie podsłuchiwał. Ale teraz, kiedy już wiem, że Daehyun mieszka nade mną, jakoś nie umiem się powstrzymać i zwracam uwagę, kiedy wychodzi i wraca.

Bang dziwnie na mnie spogląda.

- Gdzie ich widzieliście? - pyta Himchan.

- Przed metro. Chcieliśmy się przywitać, ale jak zobaczyliśmy ich twarze, uciekliśmy w przeciwnym kierunku. I przez to, że biegliśmy wywróciłem się na beton, potykając się o żywopłot.

- No dobra, ale nie wiesz o czym gadali?

- Nie. - Zelo spogląda na Himchan'a z wyrzutem, że bardziej interesuje go kłótnia Dae, niż jego wypadek.

Zapadła cisza.

Bang cały czas milczy. Wyciąga szkicownik. Skupienie, z jakim to wszystko wykonuje, jakby specjalnie nie zwracał uwagi na słowa Himchan'a, sprawia wrażenie... celowego. Przychodzi mi na myśl, że może wie o sytuacji Daehyun'a więcej, niż mówi.

Czy to możliwe?

Czy Daehyun i Taeyeon się rozstają?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro