Rozdział 11
- Jesteś mi winny pięć funtów - przypominam.
Himchan się uśmiecha.
- Postawię ci bilet do kina.
Ale przynajmniej jesteśmy w jednej drużynie. Sandara podzieliła listę Jacksona i dzięki temu Himchan i ja możemy działać sami. Nie powinno być źle. Przy jego pomocy zaliczę te zajęcia. Pozwolił mi zrobić niektóre zdjęcia - posągu jakiegoś faceta i grupki dzieciaków grającej w piłkę nożną na ulicy - mimo, że to on znalazł obie pozycje.
- Brak mi tańca - skarży się Zelo, gdy opowiadamy mu naszą historię. Nawet jego sprężyste loczki wydają się dzisiaj oklapłe i smutne.
Na szerokiej alei szaleje wiatr, a my, mocno zaciskając poły kurtek, trzęsiemy się z zimna. Wszędzie leżą zbrązowiałe, zeschłe liście, które rozpadają się z chrzęstem pod naszymi stopami. W Londynie rozpoczyna się jesień.
- Nie ma tu jakiegoś studia czy coś, żebyś mógł się zapisać? - Bang patrzy na Zelo i uśmiecha się wymownie, obejmując jednocześnie Himchana ramieniem - Przecież tu wszędzie widzi się tańczących ludzi.
- Buuu! - Między mną i Zelo pojawia się znajoma rozczochrana czupryna. Oboje odskakujemy w bok jak wystraszone koty.
- Jezu, hyung! - krzyczy Zelo. - Przez ciebie dostanę zawału. Co tu robisz?
- "It Happend One Night" - przypomina Daehyun. - W Prince Charles Cinema, tak?
- Nie umówiłeś się z Taeyeon? - dziwni się Himchan.
- Co? Nie chcecie, żebym z wami poszedł? - Daehyun na siłę wpycha się między mnie i Zelo.
- Jasne, że chcemy - zapewnia Junhong. - Po prostu myśleliśmy, że jesteś zajęty.
- Zawsze jesteś zajęty - dodaje Himchan.
- Wcale nie zawsze.
- A właśnie, że tak. I wiesz co? To dziwne, ale tylko Zelo w tym roku widział Taeyeon. O co chodzi? Czy ona uważa, że jest dla nas za dobra?
- O rany, znowu to samo? Błagam, daj już z tym spokój.
Himchan wzrusza ramionami.
- Tak tylko mówię.
Daehyun kręci głową, nam jednak nie umyka fakt, że nie zaprzecza. Taeyeon może i jest miłą osobą, ale to jasne, że już nie potrzebuje żadnych przyjaciół z ASP. Pewnie ma jakiś o wiele bardziej wyrafinowanych i na takim samym poziomie intelektualnym jak ona sama. Nawet ja to widzę.
- A tak w ogóle, to co wy robicie razem każdego wieczoru? - Pytanie samo mi się wymyka, nim zdążę ugryźć się w język.
- Jak to co? - prycha Himchan. - Zdradza nas dla bzykanka.
Daehyun czerwienieje.
- Wiesz, Himchan, jesteś tak samo wulgarny jak ten czwartoklasista na moim piętrze. Ten Kurt Jung czy jak mu tam. Ale z niego osioł.
- Uważaj, Daehyun - ostrzega go Bang. W jego zazwyczaj łagodnym głosie czai się ostrzejsza nuta.
- Nazywasz mnie osłem?! - Himchan napada na Daehyun'a.
- Nie, ale jeśli się nie odczepisz, to tak zrobię.
Są spięci i gotowi do skoku, jak walczące jelenie w filmach przyrodniczych. Bang próbuje, odciągną Himchan'a, ale on go odpycha.
- Jezu, Daehyun, nie możesz się z nami kumplować przez cały dzień, a wieczorami mieć nas w dupie! I wracać, kiedy ci się podoba, jakby nic się nie stało.
- Hej, hej, hej... - próbuje zakończyć kłótnię Zelo.
- Przecież nic się nie stało! Odbiło ci, czy co?
- HEJ! - Zelo wykorzystuje swój wzrost oraz masę i rozdziela ich własnym ciałem. Z zaskoczeniem słyszę, że pociesza Himchan'a. - Wiem, że traktowałeś ją jak siostrę . Była twoją kumpelą i to okropne , że się wyprowadziła, ale nadal masz nas. I wiesz Daehyun... on ma rację. - Mówi tak, jakby zaraz miał się rozpłakać. - Kiedyś byliśmy bardziej zżyci.
Bang otacza Zelo ramieniem, a on mocno się do niego przytula. Yongguk spogląda na przyjaciela ponad burzą loczków.
- To twoja wina - Mówi w końcu. - Zrób coś.
Daehyun zwiesza ramiona.
- Taa... W porządku. Macie rację.
Nie są to do końca przeprosiny, ale Himchan kiwa głową, a Zelo wzdycha z ulgą. Bang odsuwa się delikatnie od Junhong'a i staje przy swoim chłopaku. Idziemy dalej, pogrążeni w kłopotliwym milczeniu. A więc Himchan i Taeyeon się kiedyś przyjaźnili. Ja rozstałem się z Momo tylko tymczasowo, a i tak mi ciężko, więc gdybym zerwał znajomość, chyba bym umarł.
Mam wyrzuty sumienia i już się nie dziwię, że Himchan bywa czasem taki zgorzkniały.
- Wybacz, Youngjae - odzywa się Daehyun po kilku krokach. - Cieszyłeś się na ten film.
- Nic się nie stało. Zresztą to nie moja sprawa. No i moi przyjaciele też się kłócą. To znaczy, ci w... Korei. Ale oczywiście was też uważam za przyjaciół. No... chciałem tylko powiedzieć, że... wszyscy się czasem kłócą.
Brr. Tragedia.
Przygnębienie spowija nas jak gęsta mgła. Znów zalega cisza, a ja wpadam w kołowrót myśli.
Chciałbym, żeby Momo tu była.
Chciałbym, żeby Daehyun nie chodził z tą zadufaną suką i żeby nie raniła Himchana.
- Hej, patrz - mówi do mnie Bang.
I nagle ciemność znika, ustępując miejsca jasnemu neonowi. Rozświetlając noc napis oznajmuje nam, że dotarliśmy do kina Prince Charles Cinema.
Jestem podekscytowany.
Kino.
Czyż to nie najpiękniejsze słowo na całym świecie? Serce wali mi jak głupie, gdy mijamy kolorowe afisze i przechodzimy przez błyszczące szklane drzwi. Lobby jest mniejsze niż w koreańskich kinach i choć nie czuć tu popcornu, w powietrzu unosi się znajomy, kojący zapach - czegoś lekko zbutwiałego.
Tak jak obiecał, Himchan płaci za mój bilet. Korzystam z okazji i ukradkiem wyciągam z kieszeni kurtki kartkę i długopis. Zelo jest następny w kolejce do kasy. Zapisuję fonetycznie wszystko, co mówi.
Daehyun zerka nad moim ramieniem i szepcze:
- Zła pisownia.
Zmieszany, spoglądam szybko w górę, ale Daehyun się uśmiecha. Opuszczam głowę, tak żeby włosy chodź trochę zasłoniły moje policzki. Są czerwone bardziej z powodu jego uśmiechu niż czegokolwiek innego.
Idziemy za niebieskimi światełkami do naszego rzędu. Moje serce bije szybciej. Cała reszta jest taka sama.
Podobne fotele. Ekran. Ściany.
Po raz pierwszy czuję się w Londynie jak w domu.
Uśmiecham się do moich towarzyszy, ale Zelo, Himchan i Bang tego nie zauważają. Kłócą się o coś, co zaszło przy obiedzie. Tylko Daehyun odpowiada mi uśmiechem.
- Jest jak trzeba?
Kiwam głową. Wygląda na zadowolonego i schylony idzie za mną do naszych miejsc. Zawsze siadam cztery rzędy w górę od środka sali i dzisiaj też tak jest. Zauważam, że fotele mają klasyczne bordo obicie. A potem rozpoczyna się film i na ekranie pojawia się tytuł.
- O rany, musimy to oglądać? - narzeka Himchan. Chodzi mu o listę z nazwiskami aktorów i realizatorów, w starych filmach puszczają na początku.
Ja jestem szczęśliwy, że to oglądam. Uwielbiam czytać listę aktorów. Uwielbiam wszystko, co ma związek z filmem.
W kinie jest ciemno, nie licząc czarno-białych i szarych błysków na ekranie.
Daehyun głośno się zaśmiał.
To dziwne, ale jestem rozkojarzony. Bielą jego błyskających w ciemności zębów. Pasmem włosów, które odstaje od głowy niemal pod kątem prostym. Przyjemnym zapachem proszku do prania, bijącym od jego ubrań.
Szturcha mnie, pokazując, żebym położył rękę na oparciu. Kręcę głową, więc on opiera swoją. Nasze ramiona znajdują się teraz blisko siebie. Zerkam na jego dłoń. Jest duża i ma wystające kostki. W porównaniu z nią moja wydaje się drobniejsza.
I nagle nachodzi mnie pragnienie, żeby go dotknąć.
Nie szturchnąć, odepchnąć ani nawet po przyjacielsku uściskać. Chcę poczuć jego skórę, przesunąć palcami po wewnętrznej stronie nadgarstka. Porusza się, a ja mam dziwne wrażenie, że jest świadomy mojej bliskości, tak jak ja jego. Nie mogę się skupić. Postaci na ekranie rozmawiają, ale nie umiałbym powiedzieć o czym. Od jak dawna nie śledzę akcji?
Daehyun kaszle i znów zaczyna się wiercić. Jego noga ociera się o moją. I pozostaje w tej pozycji. Jestem sparaliżowany. Powinienem odsunąć nogę? Czuję się skrępowany. Jak to możliwe, że on tego nie zauważa? Kątem oka widzę jego profil: zarys policzka, nosa i - och, Jezu - linię ust.
No i proszę. Zernką na mnie. Wiem, że to zrobił.
Wbijam oczy w ekran, udając, że film naprawdę mnie wciągnął. Daehyun sztywnieje, ale nie odsuwa nogi. Czy wstrzymał oddech? Chyba tak. Ja też to robię. A potem wypuszczam powietrze i cały się kurczę - bo to wyszło tak głośno i nienaturalnie.
Znów to samo. Zerka na mnie. Ale tym razem szybko spoglądam w jego stronę, akurat gdy odwraca głowę. To jest jak taniec. Coś unosi się w powietrzu. Przekonanie, że któreś z nas powinno coś powiedzieć. Skup się, Youngjae. Skup się.
- Podoba ci się? - pytam szeptem.
Chwila ciszy.
- Film?
Cieszę się, że w mroku nie widać moich rumieńców.
- Bardzo - odpowiada.
Ryzykuję i zerkam na niego. On też na mnie patrzy. Jakoś tak intensywnie. Nigdy wcześniej tak nie patrzył. Pierwszy odwracam głowę i czuję, że po sekendzie on też powraca spojrzeniem na ekran.
Wiem, że się uśmiecha. A moje serce szaleje.
⚪⚪⚪
Ostatnio tak sobię myślałam, czy nie wolelibyście, żebym dodawała krótsze rozdziały, a częściej.
Co wy na to? ^_^
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro